XXVI Coś się dzieje ze Stellą
„Jak to będzie dalej tak wyglądać, to naprawdę do reszty zwariuję" — pomyślał Eichi, wpatrując się ponuro w piętrzący się przed nim stos książek, który od tygodnia ani trochę się nie zmniejszył, a chyba nawet nieco urósł.
Dobrze wiedział, co robił nie tak. Gdyby tylko zajął się tym, czym miał i nie błądził wszędzie indziej, to już dawno by wszystko zrobił, ale kiedy tylko próbował tak robić, to po kilku minutach się rozpraszał. A tu musiał coś doczytać, a tu zainteresowało go jedno zdanie oznaczające kilka godzin dalszych badań, tu zawiesił się i nie bardzo wiedział, gdzie w ogóle jest. Oczywiście mógł założyć sobie, że do interesujących tematów wróci później, ale zawsze, gdy tak robił, to albo o tym zapominał, albo już mu się nie chciało. Toteż nie zostawiał ich na później i w ten sposób stał się mistrzem w dokładaniu sobie niepotrzebnej pracy.
„Jestem totalnie udupiony" — pomyślał. — „Zaraz nie zdam roku".
Trochę zazdrościł Benedictowi, że ten potrafił sobie tak po prostu znaleźć korepetytora. To znaczy, też by mógł spróbować, bo pewnie gdyby poprosił wystarczająco ładnie, jego rodzeństwo wykazałoby się choć odrobiną solidarności. Wiedział jednak, że to nie odniesie pożądanego skutku, bo absolutnie nie znosił, gdy ktoś próbował pomagać mu w nauce. To zawsze kończyło się frustracją obu stron i jeszcze większą niechęcią Eichiego do dalszego zabrania się za problematyczne tematy.
— Dobra, wezmę się w garść — obiecał sobie na głos. — Spiszę wszystko, o czym chcę poczytać... i poczytam o tym. Ale w wakacje. A jeśli nie, to już trudno!
Wygrzebał wśród wszystkich rzeczy jakąś jeszcze niezapisaną kartkę i nagryzmolił na niej wielki nagłówek „Do sprawdzenia później". Był niemal pewien, że i tak za niedługo zapomni dopisywać na owej kartce nowe rzeczy i zakopie mu się ona w stosie notatek, ale sam fakt jej przygotowania nieco poprawił mu nastrój.
Otworzył ponownie książkę do fizyki. Wreszcie udało mu się przeczytać całą jedną sekcję bez zbytniego rozpraszania się (nie licząc przerw na wypisanie zbyt wielu podpunktów, które obiecał sobie sprawdzić w bliżej nieokreślonej przyszłości). Ale niedługo nacieszył się tym sukcesem, bo gdy usłyszał otwierające się drzwi świetlicy (chyba nigdy nikt nie naoliwił ich zawiasów), zerknął, ciekaw, kto wszedł.
Blondynka z westchnieniem usiadła na krześle przy stoliku obok tego Eichiego, a on poznał w niej którąś z sióstr Juel. Miał nadzieję, że to nie Stella, bo prawdę mówiąc, za każdym razem, gdy ją widział, zaczynał w jej obecności czuć się okropnie niezręcznie. Chociaż uważał, że wszystko już dawno sobie wyjaśnili, to ona i tak zachowywała się jak obrażona księżniczka. Już wolał, gdy chodziła napuszona jak paw i sądziła, że wszyscy padną jej do stóp.
Zanim zdążył się zorientować, z którą z sióstr ma do czynienia, ona go zauważyła. Wpatrywała się w niego zaskoczona przez całą sekundę, zanim ostentacyjnie odwróciła wzrok. Czyli jednak Stella... Bella tak na niego nie reagowała. No nic, pewnie zawsze już będzie się tak zachowywała. Chyba nie miał na to wpływu.
Ukrył się więc znowu za książkami, chcąc wrócić do fizyki, ale nie było mu to dane.
— Nie chowaj się, Eichi, widziałam cię — odezwała się Stella.
Eichi wychynął zza książek.
— Nie chowam się — odpowiedział znużony. — Uczę się, jakbyś nie widziała.
— No właśnie nie bardzo widzę — stwierdziła. — Zza tego stosu nic nie widać.
„I bardzo dobrze" — pomyślał. — „Przynajmniej mam chwilę spokoju od takich jak ty".
— O co ci chodzi? — zapytał głośno. — Zachowujesz się, jakbym nie mógł przychodzić do publicznej świetlicy i zerknąć na wchodzących.
— Nieważne — prychnęła. — Daj mi spokój.
— To ty zaczęłaś, więc może albo mi wyjaśnisz, o co chodzi, albo to ty dasz mi spokój.
— Jesteś niemożliwy!
— Zabawne, to samo mógłbym powiedzieć o tobie. Chodzisz za mną, robisz nie wiadomo co, żeby tylko mnie wkurzyć, a potem masz do mnie pretensje o to, że jestem na ciebie zły!
— A więc to tak?
— Tak, właśnie! Zresztą, wszystko już skończone! Wiem, co kombinowałaś, więc nie próbuj nic więcej ugrać.
— Nic nie wiesz. Zupełnie nic.
Zaskoczył go jej ton. Choć wcześniej był pełen wyrzutu, to teraz bardziej pobrzmiewał w nim smutek. O co do diaska jej chodziło? Czego jeszcze od niego chciała?
— Nie zrozumiesz mnie — ciągnęła. On, ciekaw, postanowił jej nie przerywać. — W sumie... nawet jeśli się dowiesz wszystkiego, to i tak nic to nie zmieni. Nikogo nie obchodzi, jak ja się czuję.
— Czego... miałbym się dowiedzieć?
— Nie mam pojęcia, czemu w ogóle z tobą rozmawiam, skoro wiem, że to i tak bez sensu.
Eichi przewrócił oczami. Mało było osób, które denerwowały go tak jak Stella Juel.
— To nie widzę sensu w dalszej rozmowie — odparł i wrócił do pochylania się nad podręcznikiem. Ale po chwili znowu usłyszał jej głos.
— Ty nie wiesz, jak to jest, zakochać się w kimś zupełnie nieosiągalnym — powiedziała cicho.
Wydawało mu się, że źle usłyszał. Stella Juel zakochana? Ale tak naprawdę? Cały obóz dobrze wiedział, że wszystkie jej romanse to była wyłącznie gra, więc co nagle się jej stało?
— Obiecywałam sobie, że nigdy ci nie powiem — kontynuowała. — No wiesz, bo to nic wielkiego i tak dalej... Tylko na chwilę mi odbiło, a potem już wszystko będzie dobrze... Zresztą, dobrze wiedziałam, że nigdy mnie nie pokochasz.
— Ale Bella mówiła, że mnie nie kochasz! — wypalił Eichi, zanim sobie przypomniał, że miał udawać, że jej nie słucha.
— Bella nic o tym nie wiedziała — odparła Stella. — I bardzo dobrze, bo i o tym by ci wypaplała. Wtedy przekonałam się, że w ogóle nie mogę na nią liczyć.
— Ale... po co ta cała szopka? Nie mogłaś mi po prostu powiedzieć?
— A co to by zmieniło?
— No nie wiem, może nie przyczyniłabyś się do tego, że Benedicto nieomal znienawidził mnie do końca życia?
— To wydawało mi się zabawnym pomysłem — przyznała zupełnie szczerze, jakby nie wychwyciła sarkazmu. — Wiesz, powkurzać dziwnego braciszka i nabrać go na to, że podrywam mu przyjaciela. Trochę nie wypaliło.
— W którym miejscu to brzmiało jak dobry pomysł? — zapytał Eichi, nawet już nie próbując pohamować irytacji. — Zresztą w ogóle już nic nie kumam. Najpierw chcesz nas pokłócić, teraz mówisz mi, że mnie kochasz, a potem jeszcze, że chciałaś nabrać Benedicta? To totalnie bez sensu!
Stella roześmiała się cicho.
— Ostatecznie to ty dałeś się nabrać, zresztą jak prawie wszyscy. Benedicta nie oszukałam.
Eichi próbował to sobie przetworzyć w głowie. Prawdę mówiąc, ta rozmowa tylko bardziej wszystko skomplikowała.
— Nie rozumiem — westchnął.
— To ja ci powiem, o co chodzi.
— Serio?
— Nie potrafiłam odpuścić. A już lepiej brzmią plotki „Stelli Juel nie udał się podryw" niż „Stella Juel zakochała się w Eichim". Wiedziałam, że przegram, ale nie chciałam stracić twarzy.
— A właściwie czemu mi to mówisz teraz? To się skończyło, zanim się zaczęło.
— Czy to nie oczywiste?
Teraz do Eichiego dotarło. Nadal czuła do niego to co wtedy, w grudniu. Nie wiedząc, co robi, zerknął na nią. Nie patrzyła w jego kierunku — wzrok miała utkwiony we własnych rękach, które położyła na stoliku i wyglądała nieco żałośnie. A jemu aż zrobiło się przykro na ten widok. Nie zamierzał bronić tego wszystkiego, co zrobiła, bo rzeczywiście zachowała się okropnie, ale jednak... Było mu szkoda, że jej serce wybrało niewłaściwą osobę.
Wreszcie odwróciła się. Spojrzała Eichiemu w oczy, a ten nie odwrócił wzroku. Postanowił dać jej chociaż możliwość tego jednego wyznania.
— Nadal cię kocham, Eichi. Nie wiem, dlaczego, dobrze wiem, że to bez sensu, ale choć próbowałam wszystkiego, nie potrafię przestać.
Eichi milczał. A więc Benedicto miał rację... Wcześniej nie chciał mu jej przyznać, sądząc, że to niemożliwe, by Stella się w kimś naprawdę zakochała, a już na pewno nie w nim. Jak sama powiedziała, był dla niej nieosiągalny. Ale jednak, wydarzyło się to, co uważał za nieprawdopodobne. I zupełnie nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Miał jednocześnie ochotę wyrzucić jej jeszcze raz wszystko, co zrobiła, spróbować ją pocieszyć i uciec ze świetlicy jak najszybciej, zanim palnie jakąś gafę.
— Pewnie masz mnie za idiotkę. — Stella westchnęła. — Być może nią jestem. Karma wróciła... — Zrobiła minę, która chyba miała być uśmiechem, ale nie bardzo jej to wyszło. — Prawdę mówiąc, liczyłam na to, że jak cię pocałuję, to mi przejdzie. Przepraszam za to, to było głupie. I wcale mi nie pomogło, to był najgorszy pocałunek w moim życiu.
Eichi w zupełności się z nią zgadzał.
— U ciebie chociaż nie był pierwszy — mruknął, zanim zdążył się powstrzymać.
Stella nagle wstała. Odwróciła głowę, tak, że nie widział jej miny.
— Ja... muszę już iść — powiedziała, a głos jej zadrżał.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i wyszła ze świetlicy. Eichi tępo wpatrywał się w drzwi, przez które przeszła, zastanawiając się, czy cała ta rozmowa nie była tylko snem. Uszczypnął się w ramię, a ból powiedział mu, że jednak nie. Westchnął pod nosem. Nie mógł nic zrobić w tej sprawie, więc uznał, że wróci do nauki, ale wtedy drzwi się otworzyły i znowu mu na to nie pozwoliły.
— Co znowu?! — zawołał głośno.
Postać stojącą w wejściu mógłby pomylić ze Stellą, gdyby nie to, że była ubrana zupełnie inaczej — nie mogłaby się tak szybko przebrać. Nie mając ochoty na pogawędkę z Bellą, schował się za książkami, ale uczynił to za późno.
— Eichi, masz chwilę?
— Właściwie to nie — burknął. — Mam się uczyć, ale wszyscy zawracają mi gitarę!
— No dobra, to w takim razie w jakiś inny sposób się dowiem, czemu Stella wybiegła stąd z płaczem.
Bella już miała się kierować do wyjścia, ale zatrzymała się, gdy usłyszała odpowiedź Eichiego.
— Płakała? — powtórzył. — O rany, jeszcze tego brakowało...
— Więc z nią rozmawiałeś! — Spojrzała na niego oskarżycielsko.
— No dobra. — Eichi dał za wygraną. — Mów, co musisz, tylko szybko.
Bella skorzystała z zaproszenia i przysiadła się do niego. Patrzyła na niego zupełnie inaczej niż Stella — w jej oczach nie widział ani krztyny czegoś więcej niż przyjaźni, dzięki czemu poczuł ulgę.
— No dobra, to powiem bez ogródek: coś się dzieje ze Stellą i mnie to martwi.
— A po czym wnioskujesz? — zapytał Eichi nie bez ironii.
— Pamiętasz, jak mówiłam ci o Ianie?
— Tak...
— No to wyobraź sobie, że próbowała mi go zabrać!
— A to źle? — Uniósł brew.
— No wiesz... Zawsze miałyśmy taki układ, że jedna nie wtrąca się w podrywy drugiej. Całkiem to logiczne. I być może uwierzyłabym w to, że naprawdę ma na niego chrapkę, gdyby to był jedyny raz.
— To znaczy? Myślałem, że skończyłaś z uganianiem się za facetami w imię prawdziwej miłości czy czegoś.
Bella przewróciła oczami.
— Ian nadal mi się podoba, ale ma mnie gdzieś, więc nie zamierzam dać się sparaliżować uczuciom. Chcę randkować, poznać kogoś, kto będzie dla mnie.
— Okej... Załóżmy, że rozumiem.
— Ilekroć Stella orientowała się w moich zamiarach, to zaczynała mi robić na złość! A nie wierzę, że ma taki sam gust, bo jak dotąd tak nie było. Ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego. Ciągle wspomina o tym, że jestem paplą i wygląda na to, że próbuje się zemścić za coś, nawet nie wiem, za co. No i teraz widziałam ją i uznałam, że cokolwiek ją tak zasmuciło, to może wreszcie poznam odpowiedź. I spotkałam ciebie. Co jej nagadałeś?
Spojrzała na niego wyczekująco, a on zastanawiał się, czy powinien wyjawić prawdę. Jeszcze nie dotarło do niego w pełni to, co stało się przed chwilą, a zważywszy na to, co Stella mówiła o siostrze, to gdyby wyznał jej prawdę, to nie byłaby zadowolona. Chociaż zaraz... Od kiedy to zważał na to, co pomyśli sobie o nim Stella Juel? A tak może w końcu Bella przestanie go dręczyć własnymi problemami.
— Właściwie nawet nie zdążyłem jej nagadać. To ona więcej mówiła.
— A co mówiła?
— Że w ogóle nie może na ciebie liczyć. — Uśmiechnął się krzywo.
— Nie może tylko o to chodzić — upierała się Bella.
— Masz rację — przyznał. — Stella chyba ci dopieka w próbie wyleczenia złamanego serca.
— A kto niby jej złamał to serce, ja?
— Moim zdaniem sama to sobie zrobiła przez te głupie podchody, ale to pewnie cię nie zadowoli, więc chyba muszę powiedzieć, że to ja.
Bella otworzyła szerzej oczy.
— Nie gadaj, że ona naprawdę...
— Tak — potwierdził Eichi. — Właśnie wyznała mi miłość.
Bella milczała przez chwilę. Eichi obserwował ją, ciekaw, co zrobi z tą wiedzą, a przy okazji wyobraził sobie minę Stelli, gdyby dowiedziała się o tej rozmowie. Wreszcie coś się zmieniło. Eichi spodziewał się, że Juel coś powie, ale ona zamiast tego roześmiała się głośno.
— Co jest takie zabawne? — zdziwił się.
— No bo... — Belli znowu przerwał atak śmiechu. — No bo... ona... w tobie? To jest absurdalne! — Zrobiła kilka wdechów, starając się opanować. — Brzmi jak niezły dowcip.
— Myślisz, że znowu mnie wkręca?
— Hm... Z pozoru to tak brzmi. A ty co myślisz?
— Nie wyglądało mi to na żart — przyznał. — Najpierw się na mnie boczyła nie wiadomo o co, a potem mi wyjechała z tą długą gadką o uczuciach, a na koniec sobie poszła, by potem, jak twierdzisz, rozpłakać się. — Zamilkł, zastanawiając się nad pewną możliwością. — Czy ona jest w stanie grać płacz?
— Byłaby w stanie — potwierdziła Bella. — Ale nie wyglądała, jakby zdawała sobie sprawę z tego, że ktoś ją obserwuje. To chyba jednak było naprawdę. — Przerwała na moment. — Ale zupełnie tego nie rozumiem. Co w tobie może ją pociągać?
Eichi spojrzał na nią spode łba.
— No bo spójrz na siebie — ciągnęła. — Ciągle siedzisz w tych swoich książkach, wpadasz na durne pomysły i dobra, może czasem powiesz coś śmiesznego, ale właściwie to trudno do ciebie dotrzeć. Mogłabym założyć, że poleciała na wygląd, ale to przecież ty! Gdybyś chociaż był wysoki...
— Skończyłaś? — przerwał jej, nieco znudzony. — Może ją zapytaj, co we mnie widzi.
— Wtedy się dowie, że wszystko mi wygadałeś i zrobi się drama na pół obozu, zobaczysz.
— No dobra, to nie mów... Zresztą, nie bardzo wiem, do czego dążysz.
— Chcę wiedzieć, czemu moja siostra jest ostatnio taką wredną małpą, tyle.
— Ostatnio? Dopiero teraz to zauważyłaś?
— Ha, ha, bardzo śmieszne. — Bella skrzywiła się. — Wobec mnie taka nie była. — Nagle zmrużyła oczy i zmierzyła Eichiego podejrzliwym spojrzeniem. — Chyba już wiem, o co jej chodzi.
— O co? — zapytał Eichi ostrożnie.
— Z ciebie też jest niezła wredota, wiedziałeś? Chyba wyczuła w tobie pokrewną duszę.
— Ej! — zaprotestował.
— No co? Mówię prawdę.
— Powiedziała ta, co właśnie wyśmiała fakt, że mogę się komuś podobać.
— A co, nie mam racji?
— Wiesz, Benedicto jest innego zdania.
— Benedicto jest dziwny. — Bella wzruszyła ramionami.
Eichiego zaczęła już męczyć ta rozmowa. I tak już zbyt wiele czasu zmarnował na pogawędki z bliźniaczkami Juel. To była świetna pora, by wrócić do fizyki.
— Hm, jakby to powiedzieć... — odezwał się po chwili ciszy. — Już nie mam więcej wolnych chwil. Naprawdę muszę się uczyć.
Bella zrozumiała sugestię.
— No dobra, niech będzie — zgodziła się. — Wiesz co? Dzięki, Eichi. Może teraz uda mi się przemówić Stelli do rozsądku.
Eichi szczerze w to wątpił, ale nie zamierzał się dalej kłócić z Bellą. Ona natomiast w końcu dała mu spokój i wyszła. Odetchnął z ulgą. Nareszcie chwila spokoju! Zdecydowanie wolał się uczyć, niż użerać się z męczącymi córkami Afrodyty. Zabrał się do czytania. A gdy te nieszczęsne drzwi świetlicy znowu wpuściły kogoś do środka, to nie spojrzał. Nie zamierzał ryzykować kolejnej dobijającej go rozmowy.
Zerknął więc dopiero po jakichś pięciu minutach i odetchnął z ulgą. To tylko Marcus pomagał Benedictowi z lekcjami. Nigdy nie sądził, że akurat na widok Marcusa odczuje ulgę, ale w porównaniu z bliźniaczkami Juel jego obecność była niemal przyjemna. No i on miał Eichiego gdzieś, więc z pewnością nie będzie mu przeszkadzać.
Wrócił do fizyki.
~~~~
To jeden z moich ulubionych rozdziałów, ale to pewnie dlatego, że mam słabość do Stelli Juel xD Also konsekwencje jej wyznania będą się ciągnąć przez kolejne siedem rozdziałów :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro