Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25.

- A teraz mów co, do cholery, wymyśliłaś! - zażądał.
Znów wyglądał jak ten bóg wojny, którego pierwszy raz zobaczyła w szpitalu. Był groźny i wściekły, całą sylwetką sygnalizował silne wzburzenie. Oczy zmienione w dwa miotające stalowe sztylety, usta przypominające wąską kreskę i ściągnięte rysy twarzy oraz zaciśnięta pięść wskazywały, że ta rozmowa nie będzie miła i łatwa.

Trochę się bała tej jego wściekłości. Nie tego, że ją uderzy. Ale tego, że będzie dominował, napierał, obrażał. Że ona nie będzie w stanie sprostać jego emocjom.

Wzruszyła ramionami, zbierając siły. Do kontrataku. Uśmiechnęła się:
- Myślałam, że na prawie uczą czytać ze zrozumieniem. - odparła lekko.
Zabolało. Widziała. Skrzywił się. A potem jeszcze bardziej rozsierdził. Choć wydawało jej się, że Adam już wcześniej doszedł do granic cierpliwości, teraz przekonała się, że jednak się myliła.

Zadrżała. Ileż ten pozorny spokój ją kosztował! Ale obrała taki kierunek i zamierzała się go trzymać. Bo gdyby choć na krok zboczyła z tej linii, cała jej obrona załamałaby się i zaczęłaby prosić.... tak, prosić, żeby dał szansę związkowi z nią, a nie z blondi. Związkowi? Czy można tak nazwać to coś, co było pomiędzy nimi? Nie była przekonana.

Jedyną możliwością zachowania twarzy i dumy było odparcie ataku, unikanie wyjaśnień, przynajmniej tych szczerych i pokazanie, że lekceważy przeciwnika.

Choć akurat jego nie było łatwo zlekceważyć:

- Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na wiadomości, wypisałaś Michałka z zajęć! - wyliczał gniewnie. - Napisałaś jakąś bezsensowną wiadomość! I myślisz, że to ci ujdzie płazem?!

- Słucham?! - wyprostowała się. - Jak ty do mnie mówisz? To przepraszam, nie mogę zakończyć relacji pomiędzy nami? Jestem twoją niewolnicą, czy co? - zaperzyła się.

Tego jej brakowało, żeby nadal wysoko trzymać gardę. Podsycenia złości. Dobrze, że Adam użył właśnie takich słów, bo dzięki temu miała powód, żeby poczuć się urażona. I tak kotłowało się w niej, czuła wielką zawieruchę myśli, odczuć i postanowień, więc skorzystała z okazji, żeby podnieść głos:

- Tak, jak napisałam. - zaczęła stanowczo:
- Koniec pomiędzy nami. Koniec z przychodzeniem do ośrodka, z bywaniem tam Michasia, z naszymi.... - zająknęła się. - Z naszymi randkami. Po prostu koniec.

Powtarzała to słowo, mając nadzieję, że za każdym razem brzmi pewniej. I brzmiało. Ale za każdym razem brzmiało też ciszej.

- Ale dlaczego? - on też się odrobinę uspokoił. Może faktem, że już się spotkali i mogą porozmawiać. Uniósł rękę i chciał ją pogładzić po twarzy. Tak, jak to czasem robił; a ona wtedy wtulała policzek we wnętrze jego dłoni. Ale tym razem uchyliła się, jakby jego dotyk nie był jej miły:

- Uznałam, że nasza znajomość nie ma sensu. - westchnęła:
- I Adam, muszę wracać do pracy. To, co ci napisałam, jest prawdą. Tak zdecydowałam. I tak będzie. Zresztą,  Michaś za tydzień wraca do przedszkola... - zakończyła spokojnie.

Pokręcił głową:
- Nie wierzę. Zbyt dobrze się razem bawiliśmy, żebyś chciała to ot, tak zakończyć. - oświadczył:

- Bo było nam dobrze. Pamiętasz, jak odlatywałaś w moich ramionach? Jak szczytowałaś z moim imieniem na ustach? Jak słodko zasypiałaś przy mnie? Ala, przecież tak dobrze się bawiliśmy! Te nasze randki były fantastyczne. Więc nie wierzę, żebyś chciała, żeby to był koniec....

Słuchała go jak urzeczona. Adam potrafił operować słowami i sposobem ich wypowiadania. Jeszcze moment, i cały jej opór zniknie, jakby go nigdy nie było. Pokiwała głową.
"Masz rację. - pomyślała. - Nie chcę. Nie chcę, żeby to był koniec, ale nie chcę też, żeby to była zabawa. Bo mnie za bardzo zależy."

- Co mam zrobić, żebyś uwierzył? - westchnęła. - Dlaczego uważasz, że nie mam prawa zmienić zdania? Uznać, że już nie mam ochoty się z tobą zadawać?
Obawiała się, że Adam ją przejrzy. Że będzie nalegał. Gdyby to zrobił, jej obrona załamałaby się w mgnieniu oka.  Dlatego popatrzyła na niego chłodno i zadała ostatni cios:
- Mateusz wraca w przyszłym tygodniu. Muszę mieć czas na przestawienie się. Nie mogę ot, tak skakać z jednego łóżka do drugiego....

Skrzywił się słysząc te słowa. I znów rozjątrzył. A jeszcze bardziej, gdy zobaczył, jak Aleksa otwiera torebkę, wyciąga portfel, wyjmuje pierścionek i wkłada na palec.

- Myślisz, że on ci to wybaczy? - roześmiał się sarkastycznie. - Zadawanie się ze mną, kolacje, spacery, noce wypełnione seksem...? Jeśli Mateusz to przełknie, to jest dupa, a nie pełnokrwisty facet. - oświadczył.

Aleksa uśmiechnęła się:
- Nic o nas nie wiesz. - wycedziła. - Adam, było fajnie ale oboje wiemy, że to musiało się skończyć. Ty masz swoje życie, ja swoje. Teraz miałam czas i wykorzystałam go na romans. Ale za moment już go nie będę miała. Zaczynam studia za półtora miesiąca. Będę mieć zjazdy, będę się uczyć. Mam pracę i dziecko. I Mateusza. - nie zapomniała podkreślić. - Nie mam czasu ani przestrzeni dla ciebie....

Patrzył na nią przez moment. A później westchnął, ruszył i odwiózł ją pod drzwi biblioteki:
- To jeszcze nie koniec. Zadzwonię. - oświadczył, gdy wysiadała.
A później ruszył gwałtownie, aż opony zapiszczały.

***
Ale już nie zadzwonił. A ona usiłowała się z tym pogodzić.
"Usiłowała" było zgodne z prawdą. Wmawiała sobie, że "przecież sama tego chciałaś"; że blondi Mirianna nie była tu przypadkowo; że lepiej zakończyć ten związek na własnych warunkach niż zostać porzuconą, bo wtedy mniej boli....
I że Adam, który ma niezakończoną relację z dawną narzeczoną, nie będzie wiarygodnym partnerem. O ile w ogóle można było mówić o jakimkolwiek partnerstwie.

"Nie zapytałaś..." - zadała sobie pytanie. I od razu odparła twierdząco: "Nie. Chyba wolę nie wiedzieć...".

Nie uświadamiała sobie, że przyczyną jej gwałtownej reakcji był strach. Zwykły, stary, znajomy strach przed zabrnięciem w coś, co przyniesie jej więcej bólu. Już była na granicy zakochania. A może ją przekroczyła? I może tylko ona? A Adam, jak to określił, tylko dobrze się bawił? 

Bała się, że jeśli powie mu o tym, co widziała, jak bardzo wydawali się być zaprzyjaźnieni z Mirianną, mężczyzna potwierdzi, że pomiędzy nim a dawną narzeczoną znów coś jest. Że wrócili do siebie. Zaobserwowana scena narzucała takie wrażenie.

"Bo nikt nie zachowuje się tak w stosunku do byłej, która go rzuciła!" - powtarzała sobie. Z każdą kolejną chwilą była tego bardziej pewna. A jeśli tak, to kim ona jest, zwykła bibliotekarka z prowincji, żeby konkurować z "prawniczą księżniczką"? Jej ojciec często występował w telewizji, pisali o nim w mediach. Czasem na zdjęciach, gdzieś w tle, pojawiała się i Mirianna.

Elegancka, pewna siebie, uzbrojona w rodzinne koneksje i pieniądze. "Taka dama z dobrego towarzystwa" - oceniała Ola. Taka, jaką sama chciałaby być: atrakcyjną, przebojową, z poczuciem, że do niej świat należy. Gdy porównywała siebie z tą starszą o kilka lat kobietą, zdawała sobie sprawę z własnych niedostatków.

- Adam musiałby być ślepy i głupi, żeby wybrać mnie, jeśli tamta się do niego odezwała - podsumowała, nie zdając sobie sprawy z faktu, że mówi to głośno. - Szczególnie, że jeśli bazować na jego zachowaniu, o żadnym wyborze nie mogło być mowy. Sam powiedział, że "dobrze się bawiliśmy". A mnie ... nie zależy na zabawie.

Obejrzała się lękliwie, czy nikt nie usłyszał tego, co w ferworze powiedziała. Ale nie, na szczęście nikt obok niej nie przechodził. Ostatnie, czego jej teraz trzeba było, to plotek. A te roznosiły się szybko i w sposób niekontrolowany.

Była nieszczęśliwa. Tęskniła do Adama. Do jego gorących spojrzeń, czułych dotknięć, ciepłych słów. Do nocy wypełnionych pożądaniem i przyjemnością. Nikt wcześniej nie pokazał jej, jak bardzo jest wrażliwa na dotyk i jak gwałtownie potrafi zareagować na pieszczoty, którymi jest obdarzana.

Z Mateuszem czuła się... dobrze, ciepło. Przyjemnie. Nawet bardzo. Uwielbiała jego kojące dłonie, łagodzące napięcia i budzące poczucie bezpieczeństwa. Potrafił sprawić, że relaksowała się przy nim; zanim zaczęła spotykać się z Adamem, myślała, że na tym właśnie polega udany seks. Teraz już nie była tego pewna.

***

W ciągu tygodnia wszystko wróciło na stare, utarte tory: Michaś znów zaczął chodzić (choć akurat w jego sytuacji bliższe prawdy było "jeździć") do przedszkola a ona pracowała tak, jak przed przyjazdem Adama. Tyle, że teraz była świadkiem rozwoju uczuć Magdy do Tymka. Raz młodsza koleżanka przychodziła rozświergotana jak skowronek, raz zachowywała się jak burza z piorunami.

Ola nie pytała o szczegóły, miała dość własnych problemów, ale trudno było nie zauważyć, że uczucia i emocje Magdy odbijają się na ich wspólnej pracy.
"Młoda jest, musi sobie to wszystko poukładać" - myślała, próbując po raz kolejny usprawiedliwić zapominalstwo młodszej koleżanki.

Trudno jej było. Adam zerwał kontakt tydzień temu, Mateusz miał przyjechać jutro.
"Pewnie będzie się domagał podjęcia decyzji. - myślała. - A ja nadal nie wiem."
Jednego była pewna: nie wyobrażała sobie powrotu do relacji z lekarzem, nie informując go o swoim niedawnym zachowaniu. Nawet, gdyby miał to być koniec tego związku.

***
Mateusz przyjechał dzień wcześniej, niż myślała. Spodziewała się go jutro, wzięła na tę okoliczność dzień urlopu. A on zadzwonił do niej dziś, przed momentem, żeby się zapowiedzieć:
- Mogę wpaść? Stęskniłem się za tobą i Michasiem...
- Oczywiście. A.... - zawahała się. - Nie wolisz odpocząć po przyjeździe? Z pewnością podróż miałeś męczącą... Spotkalibyśmy się jutro rano?

Tak to właśnie zaplanowała. Michaś miał być w przedszkolu, ona dysponowałaby wolnym czasem na rozmowę.
- Jeśli tak wolisz... - w dotąd ciepłym, choć zmęczonym głosie, pojawiły się chłodne nuty.
Zreflektowała się:
- Nie, czekaj! Spotkajmy się dziś. Tylko u ciebie, dobrze? - prosiła.
Nie wyobrażała sobie takiej rozmowy przy dziecku.

- A... możesz przyjść? Kto się zajmie Michasiem? - zainteresował się.
- Mama. - zacisnęła kciuki, z nadzieją, że to prawda.
- No to przyjdź. Tylko... - zawahał się. - Nie mam nic w domu. Ani do jedzenia, ani do picia. Jedynie pozostałość jakiegoś zestawu z sieciówki, kupionego na lotnisku i butelkę wody. - wyznał.
- Kupię po drodze. - uspokoiła go.

***
Zrobienie zakupów było jej na rękę. Opóźniała to, co nieuniknione. Ale gdy stanęła w drzwiach, już nie miała dalszej wymówki. Mateusz odebrał od niej torbę:
- Kochana jesteś, Oluś! - uśmiechnął się z wdzięcznością:
- Zamówiłem obiad, niedługo przywiozą.
Odstawił torbę do kuchni i przytulił dziewczynę.

Naprawdę się stęsknił. Wielokrotnie w Stanach myślał o niej, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie dłuższym kontaktom: sześciogodzinna różnica czasu niby nie była zbyt duża. Ale gdy się ma nienormowany czas pracy jak on i obowiązki zawodowe i rodzicielskie jak ona, te kilka godzin potrafi skutecznie utrudnić komunikację. Kiedy on szedł do szpitala, Ola właśnie kończyła pracę i musiała odebrać Michasia. A później się nim zająć. A gdy Mateusz był wolny, ona już z pewnością smacznie spała.

Poza tym nie był zwolennikiem rozmów przez internet. Wolał osobiście. Dlatego rzadko i krótko rozmawiali a on liczył dni do powrotu. I do takiej chwili, jak ta:
- Nosisz pierścionek. - zauważył. - To miłe. I daje nadzieję....

Poczerwieniała. Tym razem ze wstydu. I dłużej już nie była w stanie ukrywać. Odsunęła się o krok a później o drugi, żeby móc na niego swobodnie popatrzeć:
- Mati, musimy porozmawiać. Chciałam jutro, żebyś był wypoczęty po podróży. Ale.... - zaczęła.

Patrzył na nią i chyba rozumiał, bo wzrok mu pociemniał:
- Siadaj. - wskazał jej kanapę. - I miejmy to już za sobą.
Spełniła jego polecenie. Mateusz usiadł obok, ale na tyle daleko, żeby jej nie dotykać:
- Mów. - nakazał.

Więc mówiła. Wszystko. Szczerze. Mateusz spuścił wzrok, ona też. Łatwiej było patrzeć w podłogę niż na niego, gdy zwierzała się z najintymniejszych zdarzeń.
"Przynajmniej nie widzę jego reakcji" - pomyślała.
Mężczyzna podniósł się, poszedł do okna i zapatrzył się na to, co na zewnątrz. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie.

Nie widział więc, lub nie chciał widzieć, jak Aleksa wstaje, zdejmuje pierścionek i kładzie go na stole. I wychodzi.

***
Przepłakała tę noc. W pokoju dziennym na kanapie, żeby Michaś nie słyszał. Płakała, aż zmęczenie wzięło górę. Ale nie mogła spać. Budziła się co chwilę i znów wracało do niej, jakiego bałaganu narobiła. Samodzielnie i na własne życzenie.
Nocą wszystko wydaje się gorsze i bardziej poważne, niż za dnia. Każdy problem sprawia wrażenie dużo większego, przejaskrawionego, trudniejszego do zmierzenia się z nim. Wiedziała to. Ale nie potrafiła się powstrzymać. Wszystko, co się zadziało w ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozkładała na czynniki pierwsze, drobiazgowo oceniała, zastanawiała się, co  by było, gdyby..... Gdzieś kiedyś wyczytała, że takie obsesyjne zastanawianie się nosi nazwę ruminacji.

"Ładna nazwa, ładnie się kojarzy.Z czymś fajnym i świeżym, z łąką pełną polnych rumianków... - myślała. - Na pewno nie z tym bałaganem, którego narobiłam".

Następnego dnia trudno jej było funkcjonować. Miała mieć urlop, ale pomyślała, że w domu będzie jej jeszcze gorzej. W bibliotece będzie miała się czym zająć. Dlatego poszła do pracy. Przez cały dzień zachowywała się jak automat: żadnych uśmiechów, pogaduszek z Magdą. Na pytanie tej drugiej odpowiadała zdawkowo:
- Głowa mnie boli.

Młodsza koleżanka popatrywała na nią podejrzliwie. I próbowała wciągać Aleksę w dyskusje, ale tamta się nie dawała.
Magda miała swoje problemy, a przynajmniej to, co uważała za problemy, więc po chwili czy dwóch bezowocnego nawiązywania rozmowy zajęła się sobą. I tak minął ten dzień. I kolejny. I następne.

***
Dziwnie było funkcjonować bez faceta przy boku. Bez przyjaciela, kochanka, kogoś, kto wspiera w trudnych sytuacjach albo po prostu jest przy tobie.
Aleksa uczyła się takiego bycia: bez możliwości zadzwonienia do Mateusza, żeby z nim pogadać, pośmiać się, zaplanować wspólne wyjście do kina czy na spacer; bez wspólnego spędzania wieczorów, gdy można obejrzeć razem jakiś film czy odcinek serialu, zjeść kolację, a później przytulić się że świadomością, że ten ktoś nie wymknie się w środku nocy jak złodziej; bez zapierających dech w piersiach podniecających randek z Adamem, na które się czekało, stroiło, żeby ładnie wyglądać a później brało tyle przyjemności, ile się dało udźwignąć. Albo i więcej.

Ale najtrudniejsza była ta cisza: nie czeka się na żadną wiadomość czy telefon, nie zadzwoni się samemu, nie zapyta: co u ciebie?
"Miałeś, chamie, złoty róg? Dwóch dobrych facetów, z którymi ci jednak było nie po drodze? - myślała sarkastycznie. - No to teraz masz..."

Kiedyś już tak było, zanim zaprzyjaźniła się z Mateuszem.
"I dałam radę - przekonywała samą siebie. - Teraz też dam!"

Nie chciała znów płakać. Ani uzależniać się od relacji z facetem. Którymkolwiek. Zamierzała być tak bardzo szczęśliwa, jak tylko się da. Sama, jeśli będzie musiała.

***
Zaczął się nowy rok szkolny i nowe problemy. Ale Aleksa nie narzekała na nadmiar pracy. Wręcz przeciwnie, przez te kilka godzin nie musiała myśleć o niczym. Nie miała czasu.

Jeszcze w wakacje, gdy przychodziły dostawy podręczników, trzeba było je skatalogować, skompletować zgodnie z listami otrzymanymi ze szkoły dla poszczególnych klas, a później takich kompletów zrobić dwadzieścia kilka i pomnożyć przez liczbę oddziałów w danym roczniku.

Teraz przyszedł czas wypożyczania. W bibliotece pojawiały się całe klasy: trzeba było każdemu z prawie trzydzieściorga dzieci wydać komplet podręczników, pilnować, żeby wychowawca klasy się podpisał, schować dokumentację do segregatora.

I tak każdego poranka, przez pierwszy tydzień września. A nawet dwa, bo wiadomo: nie zawsze wszystkie podręczniki dotarły na czas, nie wszystkie dzieci przyszły po ich odbiór...

Paradoksalnie, cieszyła się z nadmiaru roboty. Pozwalała jej zająć czas, ręce i głowę. Czyli to wszystko, co przeszkadzało jej rozmyślać.

Po pracy skupiała się na dziecku: bawiła, chodziła na spacery, rozmawiała. W międzyczasie Michaś pozbył się buta i wózka, a długo unieruchomioną nóżkę należało usprawniać, więc przez kolejne kilka tygodni popołudniami chodziła z nim do poradni rehabilitacyjnej. Patrzyła, co robi rehabilitant, uczyła się poszczególnych ćwiczeń i wieczorami powtarzała je z Michasiem w domu.

Wszystko to sprawiło, ze nie miała czasu rozmyślać. A kiedy już dziecko usnęło a ona zrobiła wszystko, co powinna, czuła się zbyt zmęczona, żeby zastanawiać się nad swoim życiem osobistym.

"A raczej jego brakiem." - myślała ironicznie.

Powoli, krok po kroku, odnajdywała się w nowej - starej rzeczywistości. Skupiała się na codziennych sprawach; nie pozwalała sobie na zastanawianie, co by było, gdyby inaczej postąpiła. W którejkolwiek że spraw. Albo we wszystkich.

Adam milczał, Mateusz też. Brakowało jej obu, każdego inaczej. Dużo by dała, móc porozmawiać, pośmiać się, przytulić... Z którym? - zapytywała siebie.

"Było, minęło, trzeba żyć dalej." - powtarzała sobie jak mantrę.  I jak każda mantra, ta myśl ją uspokajała; dawała nadzieję i pozwalała patrzeć w przyszłość z jakim - takim optymizmem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro