Rozdział 35
#smok #miłośćsmokiklątwa
— Wielki Książę, tylko się teraz nie ruszaj — powiedział Xian, gdy podszedł do niego z igłą i nitką. — Będzie bolało, ale nic nie mogę na to poradzić.
Kang kiwnął głową. W zębach trzymał skórzany wałek, który nosił ślady podobnego użytkowania. Kiedy igła przeszyła jego ciało, zawył boleśnie. Dlatego po prostu skupił się na tym, co wydarzyło się wczoraj.
Nawet nie udawał, że wcale go nie zabolało zachowanie Ga Ram. Spodziewał się co prawda pewnych komplikacji, może jakiegoś wstydu albo uników, ale nie sądził, że najpierw ucieknie od niego, jakby zamierzał ją zamordować, a potem nie chciała się z nim widzieć.
Westchnął ciężko, co Xian zinterpretował po swojemu.
— Już kończę, Wielki Książę — mruknął, wciąż skupiony na jego ranie.
— Czy... Hm, czy moja żona pytała o mnie?
— Z tego co wiem, to tak. Duri powiedziała, że była ciekawa, czy jaśnie pan o nią pytał, ale nic więcej nie wiem.
— Rozumiem.
Syknął nagle, gdy służący nieco zbyt energicznie przebił mu brzeg rany.
— Jaśnie panie, nie jestem wielkim znawcą młodych kobiet. Moja najdroższa żona zmarła wiele lat temu, nim pan się urodził, a potem żadna inna nie mogła jej dorównać. — Służący, chociaż opowiadał, szył znakomicie, całkowicie skupiony na wykonywanym zadaniu. — Ale wiem doskonale, jak to jest, kiedy jest się młodym człowiekiem z ogniem zamiast krwi. Myślę, że lepiej będzie wyprostować to, co się zadziało, bo Wielka Księżna może dojść do wniosku, że książę ją odrzucił.
Kang milczał przez chwilę, zastanawiając się, co powinien zrobić.
— Nie chciała się z nikim widzieć — burknął i zmierzył Xiana zirytowanym spojrzeniem, bo przecież doskonale o tym wiedział.
— To było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj.
— A kto umarł ten nie żyje.
— Gotowe — oznajmił służący, ignorując przy okazji jego ironiczną odpowiedź.
Kang założył na siebie satynowy czarny szlafrok i obejrzał zszycie, które nie różniło się niczym od tego, które wykonywał medyk.
— Potrzebuję teraz solidnej dawki snu, jedzenia i odpoczynku, ale czeka mnie parę spraw do załatwienia.
— To może poczekać, Wielki Książe — powiedział zatroskany służący. — Niech ciało się regeneruje, a potem proszę porozmawiać z Wielką Księżną. Na pewno będzie jaśnie pana wyczekiwała.
Kang szczerze w to wątpił, ale nie chciał tego mówić na głos, bo przecież... Sam nie wiedział. Bał się, że była to prawda, a on zrobił z siebie kompletnego głupca, całując ją wczoraj za stajnią.
Nie mógł jednak zaprzeczyć, że to, co się między nimi wydarzyło było oszałamiające, odbierające zdrowy rozsądek, ale także uzależniające.
Przymknął powieki, bo na samą myśl poczuł żar w lędźwiach. Doprawdy, zachowywał się jak napalony młodzik, ale nie mógł walczyć z własnym ciałem. Po prostu... Nie mógł.
Oczywiście chciał to wszystko tłumaczyć tym, że między nimi zaczynało robić się dziwnie i miał wrażenie, że napięcie z każdym dniem stawało się coraz bardziej namacalne. Może to też kwestia czasu, który razem spędzali? Może okazało się, że Ga Ram wcale nie musi być niechcianą żoną?
***
Przespał obiad, ale kiedy tylko się obudził, od razu przywołał do siebie Xiana, który wpadł do jego pokoju, jak zawsze zatroskany.
— Wielki Książę, jak się czujesz? — dopytywał.
— Dobrze. Muszę coś zjeść, a potem biorę się do pracy.
Energia rozpierała go od środka i zamierzał ją spożytkować we właściwy sposób. Szybko jednak został sprowadzony na ziemię przez Xiana.
— Ale musisz porozmawiać z Wielką Księżną.
— Najpierw muszę zjeść, Xian.
Służący pokiwał głową z entuzjazmem i wyszedł, a ona opadł na łóżko z ciężkim sapnięciem. Potarł powieki knykciami. Unikanie rozmowy nie sprawi, że jej główny temat tak po prostu zniknie. Nie wiedział jednak, czy żona będzie chciała coś z tym zrobić.
Jakiś czas później przyszedł służący z obiadem, więc zjadł i wziął kąpiel.
— Ta rana nie wygląda za dobrze — zawyrokował Xian, gdy go obejrzał.
Niestety, bark, który oberwał, zrobił się zaczerwieniony i obolały, ale nie zamierzał panikować. Pocierpi i przestanie, a przecież nie od dziś doznawał podobnych uszczerbków na ciele, natomiast Xian jak zawsze musiał panikować i wznosić ręce do góry.
— Dobrze wiesz, że się zagoi.
W końcu się ubrał i poruszył delikatnie ramieniem, aż prowizoryczne szwy zaczęły się naciągać. Skrzywił się, ale po chwili poczuł ulgę i mógł w miarę normalnie funkcjonować.
Po wyjściu z sypialni, skierował się go ogrodu, gdzie wedle słów służącego, obecnie przebywała jego żona. Rzeczywiście, kilka chwil później zatrzymał się na ścieżce gdy dostrzegł jak Ga Ram siedzi na ławce i chyba coś czyta. Była pochylona nad kartkami papieru, które z tej odległości wyglądały jak listy.
Ruszył w końcu powoli w jej kierunku i poczuł, jak serce przyspiesza mu w piersi coraz mocniej. Od razu przypomniał sobie, jak gwałtownie ją całował, a ona chętnie oddawała pocałunki. Oboje pragnęli tego samo i gdyby nie konie, zapewne kończyłoby się to inaczej. Na samą myśl aż zadrżał i ogień wlał mu się w trzewia gwałtowną falą.
Wystarczył jeden pocałunek, żeby go rozpalić.
Ga Ram odwróciła się w pewnym momencie i zamarła, gdy zauważyła, jak zbliżał się do niej wolno, niczym drapieżnik czyhający na swoją ofiarę.
— Dzień dobry — przywitał się cicho i próbował się uśmiechnąć, ale odniósł wrażenie, że raczej był to zwykły grymas niezadowolenia.
— Dae Seang. — Jego imię w jej ustach brzmiało jakby to było coś ładnego i wyjątkowego. Zbliżył się do niej jeszcze, aż w końcu stanął naprzeciwko.
— Mogę usiąść?
Ga Ram spąsowiała i dostrzegł, że nie bardzo miała ochotę na jego towarzystwo, ale chciał z nią porozmawiać, nawet jeśli ona wolała udawać, że nic się nie stało.
— Oczywiście, proszę. — Odsunęła się gwałtownie na drugi koniec ławki, jakby w obawie, że zatruje się przez niego jakimiś oparami. Udał, że nie widział jej płochliwego zachowania.
Rozparł się wygodnie na swoim miejscu, ręce zarzucił na oparcie i odchylił do tyłu, chłonąc ciepłe promienie słońca i przyjaźnie śpiewające ptaszki.
— Co czytasz? — zagadnął niezobowiązująco.
— Dostałam list od rodziców — odpowiedziała. W głosie dziewczyny dało się wyczuć pewnego rodzaju napięcie, które nie wiedział, jak miał zinterpretować. Przez niego? Przez list?
— Czy coś się stało? Wyglądasz na przygnębioną.
Ga Ram milczała, wpatrując się w papier, który był gęsto zapisany eleganckim pismem. W końcu odwróciła się do niego, więc mógł się przyjrzeć jej twarzy. Prawie westchnął na widok łagodnego oblicza, nie wolnego jednak od zmartwień.
— Nie wiem, czy kojarzysz, ale na święto Wiśniowego Księżyca razem z rodzicami przyjechałam także z ciotką i wujkiem — zaczęła ostrożnie i niepewnie.
— Kojarzę — odpowiedział, chociaż nie mógł sobie przypomnieć twarzy tamtych ludzi.
— No więc, wujek w trakcie tego święta odwiedził prostytutkę i ciotka to zobaczyła. Dodam tylko, że wujek to typowy alkoholik, hazardzista i zdradliwa szuja, więc mieszkali z nami, bo pozbył się ich gospodarstwa na poczet długów. No i po tamtej sytuacji Dam Bi postanowiła go wyrzucić z domu.
Kiedy przerwała swoją opowieść, rzuciła mu zawstydzone spojrzenie, jakby obawiała się jego reakcji, a przecież nie zamierzał jej wyśmiewać czy krytykować. Ta cała Dam Bi była całkiem odważna, skoro zdecydowała się na taki krok, tym bardziej że nie miała własnego domu i zdana była na rodzinę Kum.
— I to cię martwi? — zapytał. Przysunął się do niej i ku jego zaskoczeniu, żona zrobiła to samo. Była tak blisko, że jej udo ukryte pod hanbokiem, napierało na jego, co oczywiście wywołało rewolucję w jego brzuchu.
— Tak. Matka prosi mnie o radę, bo reszta rodziny uważa, że to hańba dla niej i ojca, że pozwolili Dam Bi zostać... Uważają, że psuje to ich reputację.
— Chcesz powiedzieć, że twoja mama waha się przed wyrzuceniem twojej ciotki z domu, ale nie zawahała się, żeby wydać cię za mąż za obcego mężczyznę?
— To nie tak, Dae Seang. Nie myśl sobie, że jest okrutna. Kocha mnie, chociaż byłam dla niej utrapieniem, ale widzisz, chyba zauważyła, z jakim problemem zmaga się jej siostra...
— I co zamierzasz jej napisać? — Zmienił nieco temat, bo domyślił się, że Ga Ram, chociaż niesprawiedliwie potraktowana, weźmie w obronę matkę. Nie zamierzał stawać przeciwko niej, tylko dlatego, że myślał coś innego.
— Nie wiem, bo co ja mogę? Uważam, że Dam Bi powinna z nimi zostać, ale wiesz, że to nie jest takie proste w tak małym miasteczku.
Doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
— Zawsze może przyjechać tutaj. Jak wrócimy ze stolicy, to postaramy się dla niej o rozwód, jeśli zechce. — Nie miał pojęcia, dlaczego to zaproponował. Słowa wypadły mu z ust zanim w ogóle zdążył to przemyśleć i zaskoczył ich oboje.
— Naprawdę? Jesteś skłonny to zrobić? — Ga Ram nawet nie próbowała ukryć swojego zaskoczenia, ale widział też w jej oczach jakąś ulgę i spokój.
— Oczywiście, tym bardziej, że pałac to też twój dom, więc możesz śmiało ją tu gościć.
— Och, tak, dziękuję, to... — zacięła się, aż w końcu pokiwała głową. — To bardzo hojny gest.
Owszem, rozwód był drogim i ryzykownym przedsięwzięciem, ale przecież miał pieniądze, które pomogą Dam Bi uwolnić się od podłej szui, jaką był jej mąż. A Ga Ram nie będzie musiała martwić się życiem ciotki.
— Nie ma sprawy — odpowiedział, uśmiechając się do niej przy tym lekko, na co zareagowała uroczymi rumieńcami.
Wiedzionym impulsem, wysunął dłoń w jej stronę i palcami przesunął najpierw po ciepłym policzku, a potem delikatnie odgarnął kilka kosmyków czarnych włosów.
Wszystko wokół przestało się dla niego liczyć, bo cały świat skurczył się do tego momentu, kiedy jej dotykał i wdychał jej lekki, kwiatowy zapach. Czas się zatrzymał, przyroda wtrzymała oddech, a ona wpatrywał się w jej brązowe oczy i zastanawiał się, czy nie powtórzyć tego pocałunku z wczoraj. Mógłby ją wciągnąć na kolana i...
Odchylił się gwałtownie, mrugając przy tym powiekami. Odchrząknął i odsunął się od żony na bezpieczną odległość. Nie, nie mogli się całować. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Mogła go lubić, ale na pewno nie była jeszcze gotowa, by posunąć ich małżeństwo dalej, a chociaż sam obiecał sobie, że powinien trzymać ją na dystans, nie za bardzo mu to wychodziło.
— Przyszedłem tutaj, bo chciałem z tobą o czymś porozmawiać — powiedział w końcu gdy nabrał pewności, że jego głos brzmiał na pewny i bez tego drżenia, którym rezonowało całe jego ciało.
— Nie musimy... — wydukała dziewczyna i potrząsnęła głową, ale Dae Seang wiedział, że nie mogli tego tak zostawić. — To, co wczoraj się wydarzyło, to naprawdę nie ma znaczenia.
—Czyżby? —zakpił i uniósł jedną brew, przyglądając się Ga Ram, która miotała się pod jego dociekliwym spojrzeniem jak węgorz. — Więc dlaczego zamknęłaś się w pokoju i mnie unikałaś?
Dziewczyna wydęła wargi w niezadowoleniu i potrząsnęła głową, ale nie odpowiedziała od razu. Nie chciał jej pośpieszać, więc rozparł się na powrót na ławce i zaczął chłonąć promienie słoneczne, dając jej tym samym czas na ochłonięcie i przemyślenie następnych słów. Nie chciał się kłócić.
— Bo... Musiałam ochłonąć, po prostu.
Próbował się nie roześmiać, ale poległ, gdy zerknął na nią jednym okiem. Niemalże prychnął, gdy spiorunowała go wzrokiem, ale w końcu się opamiętał. Miał być przecież wyrozumiały.
— Oczywiście, Ga Ram. Natomiast nie możesz zaprzeczyć, że to się nie wydarzyło i że nie było... całkiem intensywne, prawda?
— T-tak.
— No właśnie, ale chociaż bardzo mi się podobało, tak nie chcę cię zmuszać do niczego, bo nie mam zwyczaju wywierania na kobietach presji przez pocałunek.
— Dziękuję. To nie tak, że mi się nie podobało, ale... Na razie wolałabym zostać na etapie przyjaźni, jeśli nie masz nic przeciwko. Na pewno teraz łatwiej nam będzie znosić swoją bliskość w pałacu cesarza.
Ga Ram miała rację, tylko on zapomniał na chwilę, że musieli przecież wyjechać i udawać, że wszystko było w porządku. Przyjaźń była jednak dobrym rozwiązaniem, bo wiedział, że nie będzie musiał się obawiać jakichś niedopowiedzeń czy uników z jej strony.
Będą bacznie obserwowani, dlatego powinni dokładnie omówić każdy gest i każde słowo, które zostanie poddanie ocenie przez wielu ludzi, w tym niestety Sagonga.
— Będziemy niestety pilnie obserwowani, więc musimy na siebie uważać. Gdybyśmy się nie pobrali, nie dbałbym o to, ale muszę uważać, bo nie chcę, żeby tobie stała się krzywda. Sagong będzie uważnie patrzył na każdy mój gest.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, ale było już za późno na wycofanie się z tego, więc wzruszył ramionami, ignorując zaciekawione spojrzenie żony.
— Kim jest Sagong? — zapytała.
— To najstarszy syn cesarza i chciwa na władzę kanalia. Dlatego, jeśli będę w złym humorze to tylko przez niego... I przez te cholerne tłumy ludzi, jakie tam będą.
Na samą myśl o tym cierpła mu skóra i miał ochotę wyć do księżyca niczym ranny wilk.
Jego myśli przerwał perlisty śmiech Ga Ram, która najwidoczniej coś musiała wyczytać z jego twarzy, a co pewnie tak ją rozbawiło.
— Nie znosisz tłumów, co? Włącza ci się prawdziwa maruda.
— No zaraz tam maruda... Tłumy mnie stresują, a to nie jest dla mnie dobre — odparł na poły żartobliwie, na poły poważnie.
— Wiem, zdążyłam zauważyć przy święcie Wiśniowego Księżyca.
Wielki Książę nie mógł się z nią nie zgodzić.
Rozmawiali niemal całe południe, chłonąć każdy promień słońca i napawając się każdym zapachem czy dźwiękiem. Było im razem tak przyjemnie, że książę nawet nie wiedział, kiedy minęło całe popołudnie i Xian przydreptał do ogrodu, by powiadomić ich o kolacji. Dae Seang oczywiście zauważył rozradowaną twarz służącego, który niemal odleciał do niebios, gdy dostrzegł jak rozmawiają i uśmiechają się do siebie.
Już wcześniej widział rzeczy, których nie było, ale nie miał serca sprowadzać staruszka na ziemię, bo wiedział, że potrzebował takich chwil. Xian pragnął oderwać się od kłopotów, które mieli, a te pozbawiały go nie tylko energii, ale zupełnie wytrącały z równowagi.
— Idziemy, Wielka Księżno? — Wstał i podał żonie rękę, a ta chętnie ją przyjęła.
Gdy tylko poczuł lekki dotyk jej palców, całe jego ciało przeszyła iskra, która wprawiła w drżenie całe jego podbrzusze. Miała miękką skórę, chociaż wyczuł na jej dłoniach i palcach lekkie zgrubienia, co świadczyło o tym, że potrafiła ciężko pracować. To było wyjątkowe i szlachetne, chociaż doskonale wiedział, że wcale nie musiała się wysilać. Należała do wyższej klasy, więc miała osoby odpowiedzialne za pracę fizyczną.
Nie wiedzieć czemu, jego serce wypełniła duma, że otrzymał od losu pracowitą i niezwykle inteligentną żonę. Nie sądził, że kobieta, którą poślubił okaże się tak wyjątkowa i niezwykle intrygująca, aż pożałował, że nie poznał jej o wiele wcześniej.
Szli korytarzem, aż dotarli do jej sypialni.
— Zobaczymy się za kilka minut — powiedział w końcu Dae Seang i pochylił się nad nią, żeby pocałować w czoło, ale Ga Ram odsunęła się od niego nagle.
Popatrzył na nią spod zmarszczonych brwi, ale nie powiedział nic więcej. Odsunął się więc od niej i w końcu odszedł, żegnając pośpiesznie.
Nie wiedzieć czemu, ale poczuł się zirytowany tym unikiem, chociaż jeszcze kilka chwil wcześniej mówili o przyjaźni i niczym więcej. Zaciskał i prostował palce, aż w końcu dotarł do swojej sypialni i odetchnął z ulgą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro