Rozdział 32
#Smok #miłośćsmokiklątwa na Twitterze.
Kang słyszał, jak nazwała go bubkiem i chciał jej na to jakoś odpowiedzieć, ale skoro zamknęła się przed nim, to nie chciał już przeszkadzać.
Wiedział, że była na niego zła, chociaż próbowała przed nim grać, ale niestety, nie za bardzo jej to wyszło. Gdyby jej to wytknął, pewnie wściekłaby się jeszcze bardziej, dlatego wolał już nic nie mówić. Nie spodziewał się jednak, że odprawi go w tak bezceremonialny sposób. Z góry założył, że nakrzyczy na niego, ale okazało się, że żona miała dla niego w zanadrzu parę ciekawostek. Pragnęła dać mu do zrozumienia, że był jej zupełnie obojętny, co oczywiście rozumiał.
Mogła poczuć się zdezorientowana, gdy najpierw chciał ją pocałować, a potem zaczął ignorować i znikać z pałacu. Na pewno nie była szczęśliwa z powodu chaosu, w jakim się znalazła.
Wrócił do swojego pokoju, gdzie czekała na niego zagwozdka w postaci strzał, które przyniósł do pałacu. Znowu.
Wyciągnął tę pierwszą, którą już oglądał tyle razy, a potem porównał ją z tymi nowymi i doszedł do wniosku, że... W sumie sam nie wiedział, co o tym miał myśleć. Bo jaką miał pewność, że ktoś szykował bunt? Sagong chyba nie byłby aż tak wielkim idiotą, by po prostu ryzykować nie tylko utratę tronu, ale także życia?
Był sfrustrowany, ale jednocześnie bardzo zmęczony i absolutnie nic mu nie wychodziło. Myśli w ogóle nie układały się w logiczną całość. Potrzebował snu i dobrego posiłku, bo od kilku dni niedojadał, przez co jego ubrania zaczynały się robić zbyt luźne.
Jak na zawołanie zjawił się Xian, który marszczył w zmartwieniu brwi.
— O co chodzi? — zapytał, gdy służący bez słowa zaczął nerwowo układać jego porozrzucane rzeczy. Mężczyzna pokręcił głową i nadal milczał, jakby obraził się na swego pana. — Xian, mówże. Co się stało?
— Wielki Książę... — zaczął, ale urwał i znów pokręcił głową, wzdychając ciężko.
— Wiem, że się martwisz, ale przecież nie raz przez to przechodziłem. Niedługo sprawa z zamieszkami powinna się skończyć.
Potarł dłonią kark i usiadł na łóżku, przytrzymując się za zranione miejsce. Bogowie, czuł się, jakby właśnie skończył sto pięćdziesiąt lat.
— Jak długo pałac będzie postawiony w stan gotowości, panie?
— Tak długo, jak będzie trzeba, ale myślę za kilka tygodni wszystko się unormuje. Nie ominie mnie wizyta w stolicy, ale chyba dobrze się stanie, jeśli tam pojadę. Ga Ram pozna cesarza osobiście, moi rodzice też są jej ciekawi... No i będzie mogła buszować po archiwum.
— Może to ją udobrucha — mruknął Xian, na co Dae Seang zaśmiał się ironicznie.
— Prawda?
No cóż, nawet jeśli tak w istocie będzie, to i tak doskonale widział, że dziewczyna nie da się zbyć byle słówkiem. Niewątpliwie podejrzewała, że coś przed nią ukrywał i przecież miała rację. O niczym jednak nie mogła wiedzieć.
— Panie, kiedy zamierzasz odwiedzić cesarza? — dopytał służący i stanął naprzeciwko niego z naręczem świeżych bandaży.
— Powinienem jak najszybciej. Na razie mnie nie ponagla, ale w ostatnim liście jasno sugerował, że wypadałoby wpaść do niego i omówić kilka ważnych spraw.
— Czy mam poczynić już jakieś przygotowania w tej sprawie?
— Tak. Myślę, że tak. Wiesz co trzeba zrobić.
— A kto powie o tym Wielkiej Księżnej? — Xian zawisł nad nim, niczym widmo i przyjrzał mu się uważnie. Zacmokał zatroskany. — Źle wyglądasz, panie. Zmarniałeś strasznie.
— Ja jej powiem. Zważywszy, że ostatnio nie byłem przykładnym mężem, to chyba powinienem się pofatygować do niej osobiście — odparł, świadomie ignorując drugą wypowiedź służącego.
— Sugeruję, żeby Wielki Książę wręczył jej coś ładnego. Na pewno ucieszy się z drogiego klejnotu.
Szczerze w to wątpił. Sugerując się niegdysiejszym obrzydzeniem na widok tygrysiego diamentu, nie sądził, by podarowanie jej biżuterii było rozsądnym posunięciem. Ga Ram ceniła sobie coś innego, niż materialne rzeczy. Nie, ona potrzebowała coś, co doceni jej inteligencję i jednocześnie podkreśli jej kobiecą naturę... Bogowie, co to mogłoby być?
— Pomyślę nad tym. Tymczasem, zmień mi w końcu ten opatrunek.
Xian pokiwał głową i w końcu wziął się za opatrywanie rany, która na szczęście nie była głęboka. Grot jedynie musnął jego skórę.
Kiedy w końcu świeże bandaże pokryły bok, wstał i ubrał się, z mocnym postanowieniem, że znowu spróbuje porozmawiać z żoną.
Miał nadzieję, że tym razem pójdzie mu lepiej, bo wolał stanąć przed cesarzem ze szczęśliwą żoną, by pokazać innym, że są zgodnym małżeństwem. Nie chciał by ktoś próbował wykorzystać dziewczynę i nastawić ją przeciwko niemu. Posiadał kilku wrogów, którzy chętnie by się go pozbyli.
— Dobra, idę do tej gaduły i mam nadzieję, że tym razem nie będzie chciała zasztyletować mnie spojrzeniem — powiedział zadowolony, ale chyba tylko jemu dopisywał humor, bo Xian nie wykazał krzty rozbawienia. Pokręcił więc głową i wyszedł z pokoju.
Kiedy zastukał do drzwi, poczuł się trochę jak za dawnych czasów, gdy uczył się w Akademii Wojskowej i musiał zgłosić się do dyrektora, gdy coś przeskrobał. Teraz było podobnie, tylko że musiał ponownie spróbować pokajać się przed żoną, za którą przecież na początku nie przepadał.
Zaskakujące było to, jak bardzo zmieniło się jego małżeństwo w ciągu ostatnich tygodniach i w zasadzie, gdyby sytuacja była inna, niczego by nie żałował. Ale nie była i musiał to jakoś ogarnąć.
Nie zdążył zastukać ponownie, kiedy Ga Ram gwałtownie rozsunęła drzwi i z całym impetem wpadła w jego ramiona. Stęknął głucho, ale zdołał utrzymać równowagę. Złapał ją za ramiona i odsunął na tyle, by mógł spojrzeć jej w twarz. W brązowych oczach dostrzegł błysk irytacji i czegoś jeszcze. Rozbłysły, gdy go ujrzała i był pewny, że już widywał podobne spojrzenia u niektórych młodych kobiet.
Już wcześniej to zauważył, ale nie był pewny i dzisiaj też nie wiedział, czy miał rację, jednak nie był aż taki ślepy, by tego nie zauważyć, że chyba jednak jej się podobał. Ona zresztą jemu też — może nie od początku, ale miał oczy i dostrzegał jej urodę. Tylko chyba niewiele mógł w tej kwestii zrobić. Wolał jej do niczego nie zachęcać i na tę chwilę lepiej dla nich, gdyby nic ich nie łączyło.
— Ty... — wydukała w końcu jego żona i odwróciła się do niego bokiem, jakby chciała przejść obok.
Szybko oparł ramię o ścianę tuż nad jej głową.
— Ga Ram, chciałbym o czymś z tobą porozmawiać — zaczął, zupełnie ignorując jej wściekłe spojrzenie. Próbował się nie uśmiechnąć, walczył z tym, ale wiedział, że nie do końca mu się udało.
— Musimy? — zapytała sucho.
No dobrze, zasłużył na jej gniew, ale nie chciał prowadzić rozmowy w taki sposób. Mieli ważne sprawy do omówienia, a on tracił czas na utarczki słowne.
— Nie musimy, ale chyba nie chciałabyś się zdziwić, gdy zobaczysz, jak pakuję cię do powozu i wywożę do stolicy, co?
Ga Ram popatrzyła zaskoczona, ale zauważył, że chyba do niej dotarło, co powiedział. Wpuściła go więc do środka, ale nie ukrywała swojego niezadowolenia. Wcale mu tym nie pomagała, ale starał się też ją rozumieć, nawet jeśli nie do końca mu to odpowiadało.
— Jedziemy do stolicy?
— Tak.
— Czy to prawda, że strażnicy mają być przygotowani na wszystko, bo są jakieś zamieszki przy wschodniej granicy? O co tu chodzi?
Zastanawiał się, czy jeszcze zachowały się jakieś jego sekrety, bo najwidoczniej Ga Ram chyba odkrywała wszystko, co mogła. Westchnął i usiadł przy stoliku, bębniąc palcami o drewno.
— Chodzi o to, co usłyszałaś — wschodnia granica jest niepokojona przez zbrojną grupę. Straż ma być przygotowana na wszystko, bo chcę mieć pewność, że wszyscy będą bezpieczni. Zamieszki są daleko stąd, więc wątpię, czy dotrą aż tutaj.
Ga Ram przyglądała się mu z ciekawością, jakby ważyła każdego jego słowo i zastanawiała się, czy mu uwierzyć. Zupełnie jej się nie dziwił. Próbował nie westchnąć, bo ostatnio zbyt często mu się to zdarzało.
— Dlatego znikasz nocami? — Wielka Księżna nie bawiła się w podchody i udawanie, więc to bezpośrednie pytanie niemal sprawiło, że się zakrztusił własną śliną.
Szybko postarał się pozbierać, ale nie było to łatwe zadanie, bowiem zupełnie nie wiedział, jak jej wyjaśnić te zniknięcia, bo cokolwiek teraz powie, ona potem będzie chciała wykorzystać to przeciwko niemu.
— Tak. — odparł z wahaniem.
— Hmm, skoro tak mówisz.
Dae Seang przyjrzał się jej uważnie i zrozumiał, że cokolwiek sobie pomyślała, skrzętnie to przed nim ukryła. Jej twarz przybrała raczej obojętny wyraz, więc uznał, że dziewczyna raczej mu nie uwierzyła, chociaż pewnie nie chciała go o nic więcej pytać.
Gdyby tylko to nie zagrażało jej życiu, pewnie by jej wyśpiewał wszystko, byleby tylko mu zaufała i przekonała się, że mówił prawdę i nie robił tego, żeby ją zranić.
— Zjesz dziś ze mną kolację? — zapytał po chwili milczenia.
Nie chciał wychodzić od niej z poczuciem, że nic więcej nie mają sobie do powiedzenia. Pragnął normalnych konwersacji, które prowadzili do tej pory, kiedy jego żona ekscytowała się szukaniem sposobu na zjawę i zapalała się do pomysłu, by odszukać w jego rodzinie jakieś powiązanie z zagubioną duszą.
— Zjem — odpowiedziała, ale nie popatrzyła na niego.
Ponieważ nie zamierzał dłużej jej już męczyć własną obecnością, pożegnał się więc i wyszedł, obiecując sobie przy okazji, że dzisiaj postara jeszcze porozmawiać o tym wyjeździe do stolicy.
Musieli grać dobre małżeństwo, żeby Sagong i jego inni przeciwnicy nie próbowali podważyć ich małżeństwa albo ośmieszyć Ga Ram. Niestety, spodziewał się wszystkiego. To cholerne gniazdo jadowitych węży potrafiło zniszczyć każdego, kto choć trochę uwierzy w ich gładkie słówka.
***
Czas do kolacji minął mu głównie na odpoczywaniu. Rana zaczęła się goić, ale sądząc po tym, co z niej wypływało, gdy Xian ją przemywał, jego ciało i tak szybko się zregenerowało. Niewątpliwie strzała, która go postrzeliła, była zatruta i ktokolwiek do niego celował, wiedział, gdzie uderzyć, żeby bolało. Obiecał sobie, że jeśli się dowie, kto za tym wszystkim stał, gorzko pożałuje, że zdecydował się z nim zadrzeć.
Najpierw jednak musiał udobruchać żonę na tyle, by zechciała odkrywać teatrzyk przed cesarskim dworem.
Pokój, w którym zazwyczaj jadali posiłki, był rozświetlony lampionami, lampami i świecami, które nadawały całości dość romantyczny wygląd. W wazonach stały świeżo ścięte kwiaty, które kwitły o tej porze roku, a stolik, przy którym mieli jeść posiłek, przystrojono wyjątkowo ładnie.
Popatrzył na Xiana, który krzątał się jeszcze wokół, gdy wszedł głębiej do środka. Próbował się nie roześmiać, widząc jego starania. Wiedział, że starszy mężczyzna chciał, by między nim a Ga Ram było coś więcej, niż tylko puste słowa i nic nie znaczące gesty dwojga obcych sobie ludzi.
— Wielki Książę, zapraszam. Zaraz pójdę po Wielką Księżną — powiedział energicznie Xian i niemal w radosnych podskokach poszedł po Ga Ram.
Kang westchnął, podrapał się po karku i rozejrzał po pomieszczeniu jeszcze raz i w końcu zajął odpowiednie miejsce. Wyjrzał przez okno, za którym zachodzące słońce kładło się złotą łuną na drzewach i podłodze. Z tego miejsca nie widział zbyt wiele, ot kawałek dziedzińca, który obecnie był pusty.
Uwielbiał ten moment w ciągu dnia, zwłaszcza wiosną i latem, kiedy tereny wokół pałacu pustoszały i jedynie drobne zwierzęta, jak ptaki czy wiewiórki, urzędowały między gałęziami drzew, a złota godzina ozdabiała każdy skrawek ziemi.
Za plecami usłyszał ciche chrząknięcie, więc odwrócił się i ujrzał Ga Ram, która właśnie siadała na swoim zwyczajowym miejscu. Na kolację ubrała się w ładny jasno-różowy hanbok, dość skromny, ale jednocześnie podkreślający jej łagodne rysy twarzy i oczy.
Uśmiechnął się do niej, lecz żona popatrzyła na niego poważnie, dlatego po prostu wzruszył ramionami i skupił się na wnoszonych daniach. Służący zostawili ich w końcu samych, ale jakoś nie wiedział, jak zacząć rozmowę, dlatego uznał, że po prostu zacznie jeść.
— Co? — zapytała w pewnym momencie dziewczyna, gdy w końcu oderwała się od miski z ryżem i zwróciła na niego uwagę. — Jestem gdzieś brudna?
— Nie — odpowiedział z uśmiechem. — Jesteś piękna — wypalił, i z cichą satysfakcją obserwował jej reakcję.
Najpierw przestała jeść, a potem wybałuszyła oczy i poczerwieniała. Poruszyła się niespokojnie i próbowała pałeczkami nabrać marynowanego czosnku, ale ząbek wyśliznął się i spadł blisko jego miski. Popatrzył na niego, a potem przeniósł spojrzenie na żonę, która uparcia odwracała od niego wzrok.
— Dobrze się czujesz? — wykrztusiła w końcu.
— Dobrze. Zachowujesz się, jakby nikt nigdy tego ci nie powiedział. — Ta myśl go uderzyła, bo wyglądało na to, jakby rzeczywiście nigdy nie słyszała czegoś podobnego.
— Nie przesadzaj. Oczywiście, że słyszałam. Po prostu nie wiem, o co ci chodzi. Zachowujesz się dziwnie.
Zaśmiał się i pokręcił głową, zupełnie rozbrojony jej buńczucznym zachowaniem. No cóż, jednak nie znał jej tak dobrze, jakby sobie tego życzył. Nie powinno go to dziwić, ale najwidoczniej nie mogło być inaczej. Musiał też przyznać przed sobą, że nigdy jeszcze tak dobrze nie rozmawiało mu się z żadną kobietą.
Ga Ram miewała swoje humorki, ale szybko jej przechodziły i potrafiła wrócić do normalnej rozmowy dwojga dojrzałych ludzi. I za to właśnie ją cenił.
— Pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność — odparł w końcu, kiedy Wielka Księżna nie przestawała wpatrywać się w niego uważnie. Jej spojrzenie potrafiło przeszyć niemal na wskroś.
— Dziękuję, ale naprawdę nie musisz. — Uśmiechnęła się do niego lekko.
Znów zapadła między nimi cisza, ale tym razem było w niej coś innego, znacznie przyjemniejszego. Kang Dae Seang poczuł ulgę, że Ga Ram odpuściła i nie chciała go dręczyć o jego znikanie z pałacu.
— Powiedziałem ci dzisiaj, że jedziemy do stolicy, ale w sumie chciałbym omówić z tobą kilka kwestii, które są ważne. Przede wszystkim chodzi o twoje bezpieczeństwo.
Poruszył się niespokojnie i spojrzał na żonę. Ta z kolei wpatrywała się w niego niemalże natarczywie, jakby zastanawiała się, czy i tym razem mówi prawdę.
— Chciałbym, żebyśmy przed cesarzem i resztą pałacu udawali, że jesteśmy szczęśliwi i zżyci ze sobą. Gdyby ktoś zauważył, że między nami niczego dobrego nie ma, to jestem pewien, że bardzo chętnie chcieliby to wykorzystać przeciwko mnie. Nie chcę, żeby stała ci się jakaś krzywda.
Ga Ram milczała, zapewne zastanawiając się, o czym mówił. Wcale jej się nie dziwił, bo gdyby sytuacja była odwrotna, sam pewnie byłby w szoku, że żona zaproponowała mu coś takiego.
— Czyli mamy zachowywać się jak do tej pory? — wykrztusiła w końcu z siebie.
— No nie, chodziło mi to, żebyśmy byli... No wiesz... — zaciął się i spojrzał na Ga Ram z lekką desperacją. Miał nadzieję, że zrozumie, o co mu chodzi, bo naprawdę nie wiedział, jakby miał jej to wyjaśnić.
— Byli co?
— Ekhem... Zakochani — wydusił i poczuł, jak policzki pokrywają mu się rumieńcem, chociaż teoretycznie nie miał żadnego powodu, żeby się wstydzić. Wiedział jednak, że poruszał dość intymne tematy, dlatego głupio mu było o tym rozmawiać z dziewczyną.
Ona również wyglądała na skonfundowaną i próbowała uciec od niego wzrokiem. Nie rozumiał ani jej zachowania, ani swojego, bo przecież kilka razy przeprowadzali dużo bardziej krępujące rozmowy, a ta o rzekomej miłości była całkiem normalna. Powiedziałby nawet, że pragmatyczna.
— Ach, zakochani. Skoro mówisz, że to dla mojego bezpieczeństwa, to dobrze, nie widzę problemu — odparła, wzruszając ramionami.
Dae Seang dostrzegł jej niepewność, która po chwili ulotniła się jak kamfora. Poruszyła się na swoim miejscu i odetchnęła głęboko, widocznie odczuwając jakąś ulgę, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego tak się czuła. Może uzmysłowiła sobie, że przecież to nic takiego?
On sam przekonywał się, że to nic nie znaczyło, bo chodziło jedynie o kwestię bezpieczeństwa. Tylko tyle i aż tyle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro