Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29


Kang czuł, że Ga Ram trafiła na właściwy trop, bo żona jego przodka została niemalże wymazana z kart historii jego rodziny. Ciekaw był, co takiego uczyniła, skoro nie zasłużyła nawet na chociażby najmniejszą wzmiankę. Tego zamierzał dowiedzieć się, jeśli tyko uda mu się dostać do archiwum. Cesarz na pewno mu je udostępni, więc będą musieli zorganizować wyjazd do stolicy.

Na samą myśl, coś ściskało go w żołądku, bo nie uśmiechało mu się jechać do tego gniazda żmij.

Podrapał się po czole i oddał starą stronnicę żonie, przyjęła ją bez słowa. Widział wahanie na jej twarzy, a także złość, która pięknie rozświetliła brązowe oczy. Zasłużył na to, dlatego zamierzał z pokorą przyjąć reprymendę.

Prawda była taka, że zupełnie wyleciało mu z głowy to, jak taki obiad przebiegał, bo kiedy uczestniczył w nim, nigdy go nie obchodzili inni ludzie ani z kim przychodzili. Robił swoje, obradował, a potem umykał do pałacu i nie zostawał na żadne niewinne rozmowy. Teraz jednak jego ignorancja spowodowała małą katastrofę, która pewnie odbije się na jego żonie.

Oczywiście, gdy usłyszał jakieś przytyki w jej kierunku, od razu miażdżył idiotę i odchodził, dając innym do zrozumienia, że każda taka uwaga skończy się ostrą reakcją z jego strony. I o ile poradził sobie z urzędnikami, tak z Ga Ram na pewno nie pójdzie mu tak łatwo.

Gdyby nie sprawa z żoną Gim Seoka, zapewne długo by się do niego nie odzywała, co oczywiście nie powinno było go dziwić.

— Przepraszam — powiedział w końcu, gdy żona nic nie mówiła. Nawet nie wyglądała na ucieszoną z tego, co odkryła.

— Za co? — zapytała zwodniczo spokojnym tonem. — Za to, że zachowałeś się jak ignorant?

— Należało mi się — odparł, krzywiąc się przy tym lekko.

— Owszem, Dae Seang. Należało ci się, bo wyszłam przez ciebie na głupią gęś, która pcha się tam, gdzie nie powinna. I ja naprawdę chętnie chciałabym brać udział w takich wydarzeniach, ale nie wtedy, kiedy to jest obiad, na który nie jestem zaproszona. — Z każdym słowem brzmiała na coraz mocniej zdenerwowaną, dlatego milczał, bo miał nadzieję, że Ga Ram uwolni swoje złe emocje. — Poczułam się okropnie.

— Wiem, przykro mi i jeszcze raz przepraszam.

— Co się stało, to się nie odstanie niestety. Najwidoczniej będę musiała po prostu pytać innych o wszystko, bo ty jesteś odludkiem. — Miała kolejną rację, ale nie był aż takim głupcem, żeby się do tego przed nią przyznawać.

— Czy jest coś, co mógłbym zrobić, żebyś mi wybaczyła? — Liczył, że to ją udobrucha, dlatego znów się skrzywił, gdy popatrzyła na niego z uśmiechem i pochyliła się w jego stronę, aż poczuł jej słodkawy zapach.

Zapatrzył się na nią, bo wyglądała wyjątkowo pięknie w tej jasnej koszuli, czarno-złotym szalu i rozpuszczonych włosach, pasma okalały pociągłą twarz młodej, stanowczej kobiety. Musiał też przyznać sam przed sobą, że widok, jaki miał przed sobą był kuszący, zwłaszcza, że materiał nocnego stroju Ga Ram, nieco prześwitywał i widział zarys jej zgrabnego ciała.

Nie był popędliwy, ale... Bogowie, Ga Ram miała ciało muśnięte palcem rzeźbiarza, który potrafił wyczarować takie cuda. Może przesadzał, ale nic nie mógł na to poradzić, że to widział, gdy patrzył na żonę.

— Tak, zapłacisz za rachunki, które do ciebie niedługo przyjdą. — Uśmiechnęła się do niego przymilnie, ale cały gest podszyty był złośliwością.

I wiedział, że całe to postanowienie, żeby trzymać ją na dystans zaraz szlag trafi.

— Zapłacę — odparł zduszonym głosem i wyprostował się, a potem wstał i przespacerował się po pokoju, żeby rozchodzić emocje, które zakotłowały się w nim. Nie chciał pokazać tego po sobie, bo musiałby się do wszystkiego przyznać, a tego nie mógł zrobić.

— No, to myślę, że jesteśmy połowicznie kwita — odpowiedziała gdzieś za jego plecami. Usłyszał szuranie nóg i wszystko wskazywało na to, że żona zamierzała go zostawić samego.

— Dobrze. Dobranoc, Ga Ram — powiedział więc szybko, dając jej tym samym do zrozumienia, że zakończy rozmowę.

— Dobranoc, Dae Seang — odpowiedziała cicho.

Odetchnęła głęboko dwa razy i potarł kark chłodną dłonią, aż poczuł to w dole kręgosłupa.

No cóż, Ga Ram w każdy możliwy sposób wdarła się do jego życia. Gaduła była bystra i cięta, ale jednocześnie nie w ten odpychający sposób. Była doskonałą rozmówczynią i mógłby tak wymieniać w nieskończoność, ale nie mógł, bo wiele rzeczy stało im na drodze.

Głupotę z obiadem wybaczyła, ale to obawiał się, że innych jego potknięć już mu nie wybaczy.

No więc czekał go ciężki czas, dużo cięższy niż się spodziewał, bo nawet nie wiedział, że w tak krótkim czasie to małżeństwo zacznie rozwijać się w jakimkolwiek kierunku.

***

Poranek powitał go o wiele za wcześnie i jak się okazało się był paskudny. Od samego rana deszcz zalewał pałac tak, jakby chciał go utopić. Na szczęcie jednak w środku było ciepło i bezpiecznie, mimo to, musiał pomarudzić na zmianę aury, która zapowiadała się na leniwą i senną.

— Przynajmniej nikt do nas nie przylezie — burknął, gdy Xian naszykował mu gorącą kąpiel i przyniósł ubranie na dzisiaj.

Służący uśmiechnął się do niego szeroko, a potem pokiwał głową i w milczeniu wyszedł z łaźni. Kang szybko wskoczył do wody, a kiedy wyszedł, poczuł ulgę. Miał wrażenie, że cały był spięty. Ubrał się i zaczął się poprawiać, gdy usłyszał ciche i wesołe gwizdanie dobiegającego z sypialni.

— Co do... — urwał i wszedł do pokoju, po którym krzątał się Xian.

Starszy mężczyzna wyglądał na bardzo zadowolonego, powiedziałby nawet, że był szczęśliwy i koniecznie chciał to obwieścić całemu światu. Kang przyglądał mu się dłuższy czas, aż miał dość i wszedł do środka.

— Dobra, Xian, dlaczego jesteś tak zadowolony? — zapytał, czym trochę przestraszył niczego nieświadomego służącego. — Nie mów, że chodzi o mnie i Ga Ram? — Poczuł jak krew odpływa mu z twarzy, gdy przypomniał sobie wczorajszą rozmowę służących. Teraz wiedział, czemu każdy patrzył na niego dziwnie, a jego osobisty sługa prawie skakał z radości.

Popatrzył na niego z rozbawieniem, ale w końcu uznał, że nie będzie dementował tych plotek. Może okazać się to dla niego bardzo pomocne. Machnął dłonią i oznajmił, że śniadanie zje u siebie w gabinecie, a potem wyszedł z sypialni.

Deszcz bębnił w dach rytmicznie i niemal usypiająco, więc kiedy usłyszał kroki na korytarzu, drgnął zaskoczony, jakby ktoś koło niego wystrzelił. Gość przystanął przed gabinetem i po chwili w środku rozniósł się zapach zaparzonych ziół i jedzenia.

— Panie, śniadanie.

Kang przejął posiłek do Xiana, który wyglądał na dość niepewnego.

— Co się stało? — zapytał i usiadł za biurkiem, a potem skupił się na miskach i talerzach.

— Przyszły rachunki z zakupów Wielkiej Księżnej i... Nie wiem...

— Ureguluję je. Obiecałem Ga Ram, że to zrobię, zasłużyła na to.

— Och, to... Dobrze. To znaczy mam zawołać pana księgowego?

— Tak. Ale później, przed obiadem chcę się z nim zobaczyć.

W końcu został sam i spychając żonę na tył świadomości, zajął się jedzeniem, chociaż myśl o jej wczorajszej wizycie nieustannie go nawiedzała i dopominała się o uwagę. Naprawdę nie chciał zaprzątać sobie tym głowy, bo wiedział, że do niczego go to nie doprowadzi. Może prędzej do grobu albo jakiegoś wariactwa.

Jakiś czas później do gabinetu weszła Duri i gdyby nie jego dobry słuch, zapewne nie usłyszałby jej pukania i nie wpuścił jej do środka.

— Wielki Książę, Wielka Księżna kazała pana poinformować, że rodzina Pom pyta, czy może przyjść z odwiedzinami.

— Co to za rodzina? I czemu chcą nas odwiedzić? — dopytywał, bo naprawdę nie miał pojęcia, co to za ludzie chcieli naruszyć jego mir domowy.

— Nie wiem, panie — bąknęła zmieszana i pokręciła dodatkowo głową.

— O bogowie. Dobra, powiedz jej, że porozmawiam z nią na obiedzie, bo nie wiem, co za jedni i nie chcę się zgadzać w ciemno.

Kiedy służąca wyszła, Kang opadł na fotel i pomasował palcami przymknięte powieki. Miał wrażenie, że jego własna żona ciężko pracowała na wytrącenie go z równowagi, ale najwidoczniej w pełni na to zasłużył. Zwłaszcza po wczorajszym obiedzie.

Deszcz przestał padać, a zaczął lekko siąpić. Kiedy podszedł do okna, które wychodziło na pobliskie drzewo i dachy budynków poniżej, aura wciąż zdawała się być ponura. Wieczorem pewnie wystąpią mgły i zaleją mleczną powłoką całą okolicę.

Kontemplowanie przerwało mu przyjście księgowego, więc wrócił na swoje miejsce i zajął się tym, czym powinien, chociaż naprawdę pragnął porzucić swoje obowiązki i uciec gdzieś daleko stąd.

— Wielki Książę, pańska żona wydała sporo pieniędzy — zaczął, gdy zobaczył zwitek papierów, które dostarczył wcześniej Xian.

— Czy ja wiem? Nie jest tak źle.

Mężczyzna pokiwał głową, najwidoczniej zgadzając się z nim tylko dla świętego spokoju, jak robił to wiele razy wcześniej.

Wyrobili się tuż przed samym obiadem, więc po wyjściu księgowego, pośpieszył do pokoju, w którym jadali posiłki. Ga Ram już siedziała na swoim miejscu i dziś wyglądała wyjątkowo skromnie. Włosy miała zwinięte w prosty węzeł, a hanbok nie wyróżniał się niczym szczególnym, ot zwykły, codzienny strój, który ułatwiaj różne prace domowe.

— Dzień dobry — przywitał się i usiadł szybko na swoim miejscu.

— Dzień dobry — odpowiedziała niedbale i umościła się na swoim miejscu.

— No więc, cóż to za rodzina Pom chce nas zobaczyć? — przerwał w końcu milczenie.

— Mówiłam ci już o niej. Ostatnio przyszła do mnie jedna z dziewczyn, z którą byłam podczas zaślubin i zapytała, czy może kiedyś wpaść tutaj ze swoim mężem i teściową.

— Ach, ona. I muszę w tym uczestniczyć? — Jego niechęć i przekąs były aż nadto słyszalne w głosie. Miał cichą nadzieję, że to sprawi, że Ga Ram zrezygnuje z jego towarzystwa, ale jakże się pomylił.

— Tak. Nie bądź zrzędą i chociaż raz wykaż się odrobiną towarzyskiej... przyzwoitości — wypaliła, gdy na chwilę zamilkła, szukając odpowiedniego słowa.

— No dobra. Ponieważ wiem, że wciąż pokutuję za tamten nieszczęsny obiad, to wytrzymam te odwiedziny, ale pamiętaj, że robię to dla ciebie. — Wskazał na nią palcem, jednocześnie patrząc na jej policzki, które po chwili pokryły się lekkim różem.

— Och, ależ Wielki Książę łaskawy! No ja nie wiem, jak ja się pozbieram po tej ilości dobroci.

Ga Ram przytknęła obie dłonie do serca i wzniosła oczy ku górze, jakby bogom musiała posyłać wdzięczność.

— Ty zawsze jesteś taka zabawna, gaduło? — zapytał rozbawiony i pokręcił głową, patrząc na jej małe przedstawienie.

— Ktoś musi być w tym małżeństwie, bo ty jesteś zupełnym ponurakiem — odparowała.

Kang oburzył się trochę na to określenie i nawet chciał zaprotestować, ale wtedy do środka weszła służba z ich posiłkiem. Zaraz potem zamilkli i skupili się na jedzeniu, bo przed nimi pyszniły się specjały pałacowej kuchni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro