Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26


Wszystkiego dobrego w Nowym Roku <3

#Smok #miłośćsmokiklątwa


Kolejne dni nie przyniosły jej niczego niezwykłego, oprócz dziwnych spojrzeń służby i strażników. Wszyscy wydawali uśmiechać się do niej i porozumiewawczo mrugać. Dopiero, gdy zobaczyła radosną, niemalże rozmarzoną minę Xiana, nie wytrzymała i zaciągnęła języka u Duri, która zachowywała się podobnie.

Akurat siedziały w dużym i głównym ogrodzie, a wokół kręciło się kilku ogrodników i zerkało w jej stronę z ciekawością.

— O co chodzi? Czy zrobiłam coś nie tak? Jestem gdzieś brudna?

— Skądże, Wielka Księżno. Jest pani czysta i ładna — odparła dziewczyna i zerknęła na nią zarumieniona, oceniając jej nowy hanbok, który przysłano kilka dni temu.

Zresztą nie tylko ten strój do niej przyszedł. Dostała niemalże całą kolorową garderobę, a od różnorodności barw prawie dostała oczopląsu. Wczoraj dodatkowo podesłano jej ładną, choć zdaniem Ga Ram zbyt fikuśną bieliznę, której na pewno nie zamawiała. Nic jednak nie mówiła, bo nie chciała wyjść na zrzędę.

— No to dlaczego zachowujecie się wobec mnie tak dziwnie?

— My? Dziwnie? Skądże — zaprzeczyła służąca i posłała jej lekki uśmiech, jakby chcąc w ten sposób zamaskować swój fałszywe zaskoczenie.

Księżna popatrzyła na nią oceniająco, ale dziewczyna wydała się zupełnie odporna na jej spojrzenie, więc porzuciła temat, bo przecież nie chciała niczego wyciągać z niej siłą. Najwidoczniej ktoś powiedział coś o niej głupiego i teraz wszyscy zastanawiali się czy to prawda.

Rozejrzała się po miejscu, gdzie się znajdowała.

Ogród był wyjątkowo piękny, całkiem spory i dużo większy niż tamten, który odwiedziła ostatnio i zaprowadził ją do zakrwawionego miejsca. Tutaj miała o wiele więcej miejsc, które choć zdawały się być na widoku, to jednocześnie dawały ciszę i spokój.

W końcu jednak zrobiło się już zbyt ciepło na wygrzewanie się w słońcu i Ga Ram zdecydowała się wrócić do środka. Te kilka dni, jakie spędziła nad księgami i pergaminami, sprawiły, że zapragnęła chwilowej przerwy. Nie wzięła niczego do czytania, bo odnosiła wrażenie, że literki same już przeskakują jej przed oczami.

Kiedy weszły na teren pałacu, usłyszała jak Wielki Książe coś mówi do kogoś.

— Czy naprawdę jest to konieczne? Czy muszę ich znosić? — marudził.

— Wielki Książę, przecież wiesz, że musisz to robić. Włodarze miasta domagają się twojej obecności na tym obiedzie. — Tym razem odezwał się Xian, który jak zawsze wykazywał się wobec swego pana niemalże boską cierpliwością.

— Bogowie, przecież i tak zadecyduje większość, więc co to ma za znaczenie, czy ja tam będę?

— A ty znowu marudzisz? — zapytała rozbawiona Ga Ram i wyszła zza zakrętu, bo miała dość podsłuchiwania.

— Bardzo zabawne, gaduło. I nie śmiej się tak, bo idziesz razem ze mną — odpowiedział rozbawiony, a Ga Ram udała przerażenie.

— Och, nie! Mam wyjść do ludzi? Jakie to straszne, aaa! — krzyknęła z udawanym dramatyzmem i przyłożyła sobie dłoń do czoła.

Po chwili na nadgarstku poczuła ciepły dotyk palców księcia. Odsunął jej rękę i pochylił się nad nią, jakby chciał jej coś powiedzieć na ucho.

— Idziemy na uroczysty obiad, który wyprawia ratusz, a ty będziesz mi towarzyszyła.

Ga Ram odsunęła się lekko od niego, popatrzyła spod uniesionych brwi i prychnęła rozbawiona.

— Myślisz, że mnie to przeraża? — zagadnęła wesoło.

— Domyślam się, że nie. Jesteś bardzo wygadana, ale drżę z obawy o tamtych biednych ludzi, którzy nie mają pojęcia, z kim będą mieli do czynienia.

— Bardzo śmieszne. — Wykrzywiła się do męża brzydko, na co on zareagował cichym śmiechem. — Kiedy tam idziemy, marudo?

— Jutro.

— Świetnie.

Na chwilę zapadło między milczenie, które w końcu przerwał Kang.

— Zjemy dzisiaj obiad, czy masz już jakieś plany?

— O ile się orientuję, to nie.

— Doskonale, to widzimy się na obiedzie.

Pokręciła rozbawiona głową i w końcu odeszła. Miała jednak wrażenie, że książę został tam, gdzie stał i śledził ją wzrokiem, póki nie zniknęła za kolejnym zakrętem.

Odetchnęła z ulgą, bo nagle zdała sobie sprawę, że cały czas serce waliło, jak zwariowane. Zupełnie nie pojmowała swojego zachowania, bo przecież nie chodziło o księcia. Rozmawiała z nim ostatnio trochę więcej i nawet nie uznawała go za tak straszną marudę na jaką sam siebie kreował. I traktował ją na równi z sobą, nie przerywał jej niegrzecznie, pozwolił też zająć się zjawą, która go nękała, chociaż równie dobrze mógł sam się tym zająć, a ją zwyczajnie odprawić.

Naprawdę zaczęła to doceniać i zaskoczona, chętnie czekała na wspólne posiłki, które najwidoczniej powoli zaczynały się robić dla nich normą.

— Musimy chyba wybrać jakiś ładny hanbok na ten jutrzejszy obiad, prawda?

— Tak, tak! Na pewno coś się znajdzie! — zawołała podekscytowana i zarumieniona Duri. Wyglądała dość niepokojącego z głębokimi rumieńcami na policzkach.

— Nie masz przypadkiem gorączki? Wyglądasz na rozpaloną — zauważyła, ale służąca z szerokim uśmiechem pokręciła głową.

— No dobrze, skoro tak uważasz, ale na wszelki wypadek idź do pałacowego medyka i powiedz mu, żeby cię zbadał i coś ci dał. To polecenie ode mnie.

Dziewczyna zgodziła się, kłaniając się nisko, ale Ga Ram zorientowała się, że nie obiecała, że to zrobi. No trudno, nie mogła jej do tego zmusić, ale miała nadzieję, że tylko tak się jej wydawało i służka raczej przeżywa jakieś ekscytujące rzeczy i dlatego tak się zachowywała.

— Czy potrzebujesz pani coś jeszcze?

— Nie, dziękuję. Zostało chwilę do obiadu, więc zajmę się sobą, a ty możesz iść odpocząć. Martwię się, że coś ci dolega.

— Dziękuję, pani. Przyjdę potem i przygotuję cię do obiadu.

W końcu została sama, co sprawiło, że poczuła ulgę. Naprawdę lubiła Duri, była urocza i bardzo spokojna, ale od kilku dni zachowywała się tak dziwnie, że miała jej dość i musiała od niej odpocząć.

Księga rodowa Kanga niemal w całości była już przejrzana, dlatego zaczęła się zastanawiać, co właściwie spotkało tę duszę.

Tutaj nic nie pisało o jakichś tragicznych śmierciach. Owszem, zdarzały się przypadki nagłej śmierci, ale żadna nie wydawała się jakoś wyjątkowa.

Ponieważ nie znalazła już nic ciekawego na ostatniej stronie, zamknęła księgę i wypuściła ze świstem powietrze. Nie wiedziała, że tak szybko minął czas, bo nawet nie zdążyła rozprostować kości, gdy do pokoju weszła Duri i zaczęła przygotowywać ją do obiadu. Dziś jednak wyjątkowo zamarudziła; długo wybierały strój, a kiedy przyszło do fryzury, zaczęła je układać w jakiś fantazyjną koafiurę. Musiała jednak przyznać, że wyglądała wyjątkowo ładnie.

— To upięcie będzie pięknie prezentowało się na jutrzejszym obiedzie z ważnymi urzędnikami — zauważyła dziewczyna i przyjrzała się odbiciu w lustrze. Prezentowała się dziś naprawdę ładnie, chociaż trochę zbyt strojnie, jak na zwykły obiad.

W końcu jednak wyszła z pokoju, bo była spóźniona i nie chciała, żeby Wielki Książę czekał na nią, a znając jego, zapewne będzie marudził.

Uśmiechnęła się na to i weszła do pomieszczenia, gdzie jak zawsze spożywali z Dae Seangiem posiłek. Książę już czekał. Siedział przy stoliku i przeglądał jakąś książkę.

Nagle poczuła się dziwnie spięta, chociaż zupełnie nie wiedziała, dlaczego.

— Przepraszam za spóźnienie — powiedziała szybko i usiadła na swoim miejscu, lecz mąż dalej wpatrywał się w pożółkłe kartki. Zmarszczyła brwi, gdy zorientowała się, że jest ignorowana. — Co tam masz? — zapytała w końcu, kiedy w pokoju zapadła cisza.

— To jest bestiariusz i pomyślałem, że może to ci się przydać, bo tu jest sporo potworów i demonów.

— Wspaniale. Skoro o tym mówimy — skończyłam już przeglądać księgę rodową Kangów, więc chętnie przyjmę następną, jeśli masz.

— Znalazłaś coś... — Książę podniósł głowę i zamilkł, gdy popatrzył na nią, aż dziewczyna zawstydziła się własnego wyglądu. — Znalazłaś coś ciekawego? — dokończył pytanie, chrząkając cicho i burcząc pod nosem coś jeszcze, czego nie zrozumiała.

— Niestety. O ile śmierć poprzez nagły atak choroby czy zamordowanie na polu walki, nie jest tym, czego szukasz.

— Nie, zdecydowanie nie. Poza tym duch jest kobietą, z tego, co zauważyłem.

— Kobietą mówisz... — Zastanowiła się na głos, wywołując z pamięci obraz tamtej tajemniczej postaci, którą widziała dwa razy w okolicy tamtego pomieszczenia z krwią.

— Coś ci wpadło do głowy? — Dae Seang poruszył się niespokojnie.

— Nie, nic — odparła i porzuciła pomysł, by powiedzieć mu o tym, co kiedyś widziała.

— W takim razie dostarczę ci księgi rodziny Gim, tam może coś będzie. Nie obiecuję, ale może coś znajdziesz.

— Dziękuję. Czemu to są dwie księgi: Kang i Gim? To jest rodzina twojej matki?

— Nie. O ile dobrze pamiętam, to byli bracia, ale z innej matki i jeden z nich wziął nazwisko po matce, żeby przedłużyć ród matki. Nie wiem nic więcej, bo prawdę powiedziawszy za bardzo się w to nie zagłębiałem.

— No cóż, i tak wiesz całkiem sporo. Może to jest klucz do rozwiązania zagadki?

Kang popatrzył na nią, jakby dopiero, co odkrył, że siedzi obok niego żywa istota albo jakby wyrosła jej druga głowa, jednak nic nie odpowiedział. W końcu przyniesiono im obiad, więc skupili się na nim.

Jedli więc w ciszy, ale wbrew pozorom nie była ona ani krępująca, czy żenująca, dlatego Ga Ram rozluźniła się trochę, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego w ogóle była taka spięta.

— Co to jest ta druga rzecz, o którą chciałeś mnie poprosić. Wspominałeś ostatnio o tym, a potem zapomniałeś mi powiedzieć — powiedziała w końcu, żeby coś powiedzieć. Uznała, że ten temat był ciekawy.

— Ach to — odparł i przełknął ostatni kęs wieprzowiny, która dzisiaj była całkiem ostro doprawiona. — Chciałem, żebyś poszukała dla mnie magicznych rzeczy, z których można wykonać broń na duże stworzenia magiczne.

— Och, oczywiście, chociaż... Sama nie wiem, czy akurat coś takiego w ogóle znajdę. Taki temat trochę... Sama nie wiem.

— Jesteś w stanie uwierzyć w ducha, a nie w magiczną broń? — zapytał Kang ze śmiechem.

— To nie tak, po prostu... Sama nie wiem...

— Niestety, ale na świecie jest dużo rzeczy, w które ludzie nie wierzą, a istnieją. Sam widziałem je na własne oczy.

— Po ostatnich spotkaniach ze smokiem albo tamtym stworem nie powinno mnie już nic dziwić. — Prawda była taka, że jej światopogląd uległ przeobrażeniu, więc musiała się po prostu dostosować. — Jak się żyje w małym, spokojnym miasteczku, to raczej nie ma się styczności z takimi rzeczami.

— Masz rację. — Przyjrzał się jej uważnie, a potem wrócił do jedzenia. — Jestem przyzwyczajony do życia w dużym mieście i obcowania z różnymi rzeczami.

Właśnie. On był człowiekiem, który widział już całkiem sporo, przyjaźnił się z cesarzem i chociaż jego rodzina od wieków utraciła wpływy, to wciąż się liczyła. Z kolei jej ród chociaż był dość bogaty i całkiem sporo znaczył, to nie mógł się równać z potęgą Kangów. Nie zamierzała z tego powodu się wstydzić, ale widziała różnicę i musiała ją zaakceptować.

— Mogę cię o coś zapytać? — padło nagle pytanie od strony męża. Wyglądał na poważnego i obawiała się tego, co chciał wiedzieć.

— Pewnie.

— Kiedy rozmawialiśmy ostatnio o zdradach, odniosłem wrażenie, że mówisz o sobie... Czy ktoś złamał ci serce? — Pytanie zadał miękkim, niepewnym tonem, ale jednocześnie wyczuła w nim nutę ciekawości.

— Poniekąd. Po prostu dałam się omamić człowiekowi, który wmówił mi, że mnie kocha, a kiedy i ja się w nim zakochałam, poszłam z nim do łóżka, bo myślałam, że to największy dowód miłości. Okazało się, że miał już żonę i dziecko.

Kiedy zamilkła, poczuła pewnego rodzaju ulgę, która sprawiła, że popatrzyła na całą sprawę z zupełnie innej perspektywy. Tak naprawdę nie widziała oznak, które mówiły o tym, że tamten mężczyzna okłamywał ją na każdym kroku.

— Przykro mi. Ta łachudra wykorzystał twoją naiwność.

— Wiem, ale to nie zmieni tego, że doprowadziłam tamtą dziewczynę do płaczu. Nie tylko ja miałam złamane serce, ale jego żona również. Tylko że ja byłam sama, a ona musi żyć z myślą, że ma męża, który ogląda się za innymi kobietami.

— Mój ojciec też nie był nigdy święty. Zawsze miał powodzenie u kobiet i wykorzystywał to w każdy możliwy sposób. Kochanki wiedziały o jego żonie, ale wcale im to nie przeszkadzało. Natomiast matka... Cóż, wydawała pieniądze i udawała, że wcale nie jest zdradza, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, co wyprawia jej mąż.

Ga Ram przyjrzała się księciu, zastanawiając się, jak on się w tym odnajdował. Jako mały chłopiec musiał patrzeć na małżeńskie problemy rodziców i zapewne ze wszystkim radził sobie sam. To, że nie wyrósł na człowieka, który czynił podobnie jak jego ojciec, było zaskakujące.

Więc mówił prawdę, że nie miał kochanki, do której wyjeżdżał nagle.

— Mnie również jest przykro, że musiałeś na to patrzeć.

Pod wpływem zwierzeń i współczucia, wyciągnęła dłoń i dotknęła nią jego nadgarstka. Mężczyzna popatrzył na miejsce, w którym stykały się jej palce z jego skórą, a potem sam nakrył ją swoją dłonią i lekko uścisnął.

— Nie przejmuj się. Nie było tak źle. Mój ojciec był dla nas dobry i chociaż zdradzał mamę, to starał się, żeby zawsze była bezpieczna i miała wszystko, czego potrzebuje.

— Ale nie miała wiernego męża — zauważyła cicho.

— Owszem, ale jestem pewny, że było jej to na rękę. No wiesz, została zmuszona do małżeństwa, do życia u boku człowieka, którego nie znała. Tak samo jak ty.

— Ty też mnie nie znasz.

Dae Seang spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, jakby dostrzegł coś, czego wcześniej nie widział. Była brudna? Albo coś stało się z jej misternym splotem na włosach? Powstrzymała się jednak przed dotknięciem upięcia, żeby nie sprowokować pytań, na które nie znałaby odpowiedzi.

— Czasami mam wrażenie, że znam cię od tak dawna. Ale z drugiej strony nie znam cię w ogóle i nie wiem, co za chwilę zrobisz. Jesteś dość nieprzewidywalna, ale chyba Swatki wiedziały, co robią.

Ga Ram rozwarła usta zaskoczona, bo takich słów się nie spodziewała. Sama nie miała takiego uczucia, ale to, co powiedział Kang było zaskakujące.

Kiedy zjedli, mąż odprowadził ją pod sypialnie, a potem odszedł.

Ga Ram długo patrzyła za nim, aż w końcu zniknął jej z oczu i wróciła do siebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro