Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23


#Smok #miłośćsmokiklątwa

— Wielki Książę, naprawdę powinien cię obejrzeć medyk... — zaczął nieszczęśliwy Xian, gdy wszedł do jego sypialni i zobaczył, jak nieudolnie próbował zmienić opatrunek.

— Chciałbym, ale wiesz, że nie może — odpowiedział i sapnął głośno, gdy poczuł, jak materiał, który ukrywał jego ranę, przykleił się do niej i zerwał strupa. Krew polała mu się po boku i skapnęła na czystą pościel.

— Służący gadają, że jesteś w pałacu — odpowiedział starszy mężczyzna i zabrał od niego zakrwawione szmaty.

— Bogowie, czy służący nie mają nic innego do roboty?

— Wielki Książę... — zaczął Xian, ale Dae Seang machnął ręką, skupiony na bólu, jaki czuł.

Rana była na szczęście powierzchowna, ale i tak wystarczająca bolesna i uciążliwa.

Zrezygnowanie jakie go ogarnęło, było tak mu dobrze znane, że się przyzwyczaił i w zasadzie nie było dla niego niczym dziwnym.

— Ach, zapomniałem. Rozmawiałem przed chwilą z Wielką Księżną. Szukała cię, panie, w gabinecie, i domagała się natychmiastowej rozmowy, bo zdaje się, że miała pomóc w odegnaniu zjawy.

— Ach, ta moja niecierpliwa żoneczka — zaśmiał się Kang i pokręcił głową, zupełnie nie zaskoczony zachowaniem Ga Ram.

Oczywiście była niecierpliwa, ale też bardzo bystra i wiedział, że bardzo łatwo go rozgryzie.

Potarł czoło zimnymi palcami i skupił się na Xianie, które go opatrywał.

— Co jej powiedziałeś? — zapytał, gdy służący oczyścił ranę i zabrał się za bandaże.

— Że jak tylko wrócisz, to się z nią rozmówisz.

— Mogłeś skłamać, że się z tego wycofałem albo że wyjechałem i póki co, niech zostawi ten temat.

— Ale razem chcecie pozbyć się zjawy — wytknął mu Xian, jakby czuł się urażony tym faktem

— Nie chciałem jej w to angażować, ale wiesz, że nie miałem wyjścia. — Wzruszył ramionami i wstał.

Skrzywił się brzydko, kiedy zranienie odezwało się pulsowaniem. Westchnął głośno kilka razy i przeszedł kilka kroków, ale w końcu usiadł, bo nie chciał się nadwyrężać. Wiedział, że niedługo będzie cały i zdrów, a rana zostanie jedynie wspomnieniem, ale i tak nie chciał się nadwyrężać dodatkowo. — Gdyby nie nasza rozmowa, to nigdy by nie uciekła.

— Panie, mogę coś powiedzieć? — zagadnął cicho, kiedy Dae Seang w końcu przestał się krzywić.

— Oczywiście, Xian. O co chodzi?

— Pewnie mnie potępisz, Wielki Książę, ale osobiście uważam, że Wielka Księżna wydaję się... Sam nie wiem, zbyt bystra i wszystkiego się domyśli.

Książę zarechotał cicho i pokręcił głową, zupełnie rozbrojony reakcją służącego. Biedny starszy pan, zupełnie nie radził sobie z kobietą, jaką była jego żona. Ale też zupełnie go nie dziwiło, bo wiedział, że poprzednia Wielka Księżna, jego matka, była inna, mniej absorbująca.

— No cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo. A Ga Ram to trudna i wymagająca dziewczyna.

— Och, tak, Wielki Książę ma rację.

Musiał przyznać, że pomimo tego, jak bardzo nie mogli się dogadać, tak Ga Ram miała w sobie coś takiego, że fascynowało człowieka. Nie wiedział, co takiego było, ale zdecydowanie intrygowała i wiedział, że jeśli nie zajmie jej czymś umysł, odkryje jego tajemnice szybciej, niż by sobie tego życzył.

— Ga Ram się nie przejmuj. Poradzę sobie z nią. Mam ważniejszy problem — powiedział i kolejny raz musiał wstać. Podszedł do sterty ubrań, które leżały od wczoraj porzucone w kącie, i wygrzebał spod nich dwie strzały.

Jedna z nich była całkiem spora, ciężka i zapewne byłaby zdolna do zabicia naprawdę sporego stwora, gdyby tylko przeszyła serce albo inną ważną część ciała. Wykonano ją z czarnego, połyskliwego materiału, który błyszczał nienaturalnie w promieniach słońca.

Ułożył ostrożnie broń na łóżku.

— I co o tym myślisz? Kojarzysz z czego ta strzała jest zrobiona? — zapytał służącego i pozwolił mu ją dotykać i oglądać z bliska.

— Hm, sam nie wiem. Nie pamiętam, żebym widział coś podobnego w całym swoim życiu, Wielki Książę. — Podniósł na niego zmartwione spojrzenie i pokręcił głową.

— No właśnie, ja też nie. — Potarł kark, a potem zerknął na drugą strzałę, którą zabrał ze sobą. — A tę kojarzysz?

— Też nie. A powinienem?

— Sam nie wiem, pewnie nie, bo i ja miałem problem, żeby je rozpoznać.

Wielki Książkę czuł, że za tymi zamieszkami przy zachodniej granicy stał właśnie Sagong. Ziemie, które uchodziły za żyzne, wypełnione tłustą zwierzyną i gęstymi borami, niegdyś należały do ulubionego miejsca kolejnych cesarzy. Niestety, obecny władca oddał je swojemu najstarszemu synowi, który pragnął władzy i chętnie widziałby swego ojca martwego, chociaż nie miał aż tyle odwagi, aby popełnić ojcobójstwo. Pewnie też dlatego za jego plecami wzniecał zamieszki na swoich ziemiach, udając, że to jakaś obca nacja postanowiła urządzić sobie krwawe wyprawy po łupy wojenne.

Nic, co twierdził tamten wichrzyciel pewnie nie było prawdą, bo książę założyłby się o ostatni dzbanek ulubionego wina, że jakaś podległa rozkazom Sagonga rodzina użyła starych strzał, by odwrócić uwagę od niego. Nie przewidzieli tego, że jednak znajdzie się ktoś, kto będzie kojarzył broń, którą użyli.

Kang Dae Seang poczuł, jak ogarnia go zmęczenie tym tematem, ale wiedział, że póki Sagong otwarcie go nie zaatakuje, nie miał w sumie za dużo dowodów przeciwko niemu. Sam cesarz również niewiele mógł z tym coś zrobić, bowiem rada zapewne odrzuciłaby to prawdopodobieństwo. Poza tym nie był ulubionym człowiekiem tych ludzi i na starcie był stracony.

Zacisnął usta, zły na przodków, którzy doprowadzili do tego, że w zasadzie był bezsilny, związany głupią umową z cesarstwem. Chciałby, żeby to wszystko wyglądało inaczej, ale skoro nie chciało być, to musiał zacisnąć zęby i poczekać na rozwiązanie swoich problemów.

— To niedobrze, Wielki Książę. Bardzo niedobrze — jęknął Xian.

— Wiem, zdaję sobie sprawę. I jeszcze wmanewrowali mnie w małżeństwo.

— Och, wiedziałem, że nadchodzą złe czasy, wiedziałem!

— Nie panikuj. Nie jest tak źle. Cesarz pożyje jeszcze jakiś czas, a Sagong i tak się mnie boi i musi postępować ostrożnie, bo wciąż należę do znaczącego rodu.

Za każdym razem uspokajał Xiana, bo miał tendencję do paniki, ale jednocześnie szukał dla siebie pocieszenia w tej niełatwej sytuacji.

— Panie, ach, panie, ale to prawda przecież. Nie widzisz znaków?

— Czasami nie mamy na to wpływu? Po prostu załagodzimy szkody jak tylko się da. Cesarz nie pozwoli nikomu podnieść na mnie ręki, a Sagong boi się przyśpieszyć śmierć ojca.

— Chciałby, żeby nasz władca umarł?! — Xian wydawał się zszokowany, ale przecież nie powinno to być dla niego zaskoczeniem, wszak ten wstrętny krętacz już widział się na tronie.

— No oczywiście. Myślisz, że tylko mnie chciałby się pozbyć?

— To okropny człowiek, panie.

Kang doskonale o tym wiedział, ale wiedział też, że ta kanalia jeszcze sporo krwi mu napsuje. Zresztą nie tylko jemu.

Xian zaczął mruczeć modlitwy, które miały przynieść ukojenie jego duszy, więc Dae Seang skupił się na strzałach, które ze sobą zabrał.

Jak dobrze myślał, a wiedział, że właśnie tak było, to Sagong wzniecał te zamieszki przy granicach. Nie miał pojęcia, jakiż to demoniczny plan chciał wprowadzić do życia, ale najwidoczniej realizował go powoli i skrupulatnie.

— Wielki Książę, odpocznij, proszę. Musisz wrócić do pełni sił, bo wszyscy dopytują o ciebie.

Kang uśmiechnął się do staruszka i pozbierał rzeczy z łóżka, a potem zaniósł je do pokoju obok i ukrył głęboko w podwójnym dnie szafy. Później zastanowi się nad strzałami, zwłaszcza ta duża sprawiała, że musiał poszukać materiału, z którego została wykonana.

— Powiedz Ga Ram, że spotkamy się na obiedzie i do tego czasu niech nikt mi nie przeszkadza.

Służący kiwną głową i wyszedł.

Kang położył się ostrożnie na łóżku i zamknął powieki, licząc, że sen, którego potrzebował do regeneracji przyjdzie szybko.

***

Śniło mu się jezioro obrzucone czerwonym blaskiem krwawego księżyca. Uniósł głowę zaskoczony. Widział, jak wisiał nisko nad ziemią, niemalże ją dotykając.

Miał wrażenie, że tym razem atmosfera się zmieniła, że było cicho i nieco mrocznie, ale nie wyczuwał w tym miejscu żadnych magicznych stworzeń. Rozejrzał się wokół, ale nikogo tu nie było. Sam nie wiedział, co to miało znaczyć, ale uznał, że jego zmęczony umysł próbował mu coś podpowiedzieć. Skierował się więc do jeziora, ale wtedy poczuł szarpnięcie za ramię.

Poderwał się do góry i zamrugał zaskoczony, gdy sen odsunął się od niego i ujrzał pomarszczoną twarz Xiana.

— Wielki Książę, pora obiadu.

— Och, już? — Skrzywił się, bo zupełnie nie wypoczął i bolał go każdy mięsień.

Rozebrał się do pasa i pozwolił, by Xian zajrzał pod opatrunek. Rana na szczęście już się zagoiła, chociaż trwało to znacznie dłużej niż zazwyczaj.

Zastanawiał się, ile problemów przyjdzie mu rozwiązać w najbliższym czasie, bo ciągle musiał czegoś szukać, nad czymś się zastanawiać albo z czymś walczyć. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu braknie mu dnia na to, by zająć się wszystkim po kolei.

Może dlatego wyszykował się szybciej na obiad, bo w głowie pojawiła mu się myśl, że skoro jego żona szukała zajęcia, to jej pozwoli zająć się tymi mniej ważnymi sprawami.

— Och, czyżby Wielki Książe nie mógł się doczekać obiadu z małżonką? — zapytał uśmiechnięty służący. W jego jasnych oczach ujrzał błysk, który nie spodobał się księciu.

— Nie bądź taki szybki, Xian. To nie jest to, co myślisz.

— Aleź ja nic nie myślę, Wielki Książę.

No jasne, że nie, pomyślał kwaśno Kang, gdy dostrzegł energiczne ruchy mężczyzny. Po chwili do jego uszu doszło ciche gwizdanie.

Zwiesił ramiona zrezygnowany, ale uznał, że nie będzie się tłumaczył, bo Xian sam już sobie dopowiedział wszystko, poza tym nie chciał psuć mu humoru.

Ubrał się w końcu na obiad. Rozczesał włosy, którym pozwolił opaść na plecy lśniącą taflą. W swoim zwyczaju ubrał się w czarno-złote ubranie i w końcu, nieco tylko spóźniony, wyszedł z sypialni.

Żona już na niego czekała i nie wyglądała na zadowoloną.

— Wybacz, że musiałaś czekać, ale straciłem poczucie czasu.

Dziewczyna obrzuciła go uważnym spojrzeniem, a kiedy ich oczy się spotkały, jej źrenice lekko się rozszerzają, a na policzkach pojawiły się różowe plamy. No cóż, gdyby sytuacja była inna, uznałby, że jej się podoba, ale wiedział doskonale, że zdecydowanie nie pałała do niego sympatią.

— Och, wielmożny panie, cóż to za zaszczyt — prychnęła złośliwie, co jedynie potwierdziło jego tezę. Dobrze było wiedzieć, że daleko było jej do wielbicielek, które często denerwowały go narzucaniem swojej obecności albo dotykaniem bez pozwolenia.

— Cieszę się, że cieszy cię moja wizyta — odburknął tylko i usiadł na swoim miejscu. — Xian, powiedz kuchni, żeby podawali posiłek.

Służący kiwnął głową, ale na chwilę zapatrzył się na nich uszczęśliwiony i wyszedł z pokoju.

Ga Ram odprowadziła go wzrokiem, marszcząc przy tym w niezrozumieniu czoło. Miał ochotę powiedzieć jej, z jakiego powodu Xian był taki zadowolony, ale porzucił ten pomysł. Niech ta radość będzie tylko jego.

— No więc, co się z tobą działo? — zapytała w końcu Wielka Księżna, gdy zwróciła na niego brązowe oczy i wbiła w niego uważne spojrzenie. Wyglądała na zdecydowaną i... nieprzejednaną.

— Byłem chory, ale już czuję się dobrze — odparł i wzruszył ramionami. Zerknął w bok, gdzie bordowy dywan lekko się podwinął. Wyprostował go i znów spojrzał na żonę, ale skrzywił się, gdy zauważył zwątpienie na jej twarzy.

— Nie przemyślałeś sobie tego kłamstwa, co? — zaśmiała się i pokręciła z politowaniem głową.

— Najwidoczniej nie.

— Posłuchaj, nie za bardzo interesuje mnie, co robiłeś, chociaż jeśli moje podejrzenia są prawdziwe, to jesteś zwykłym hipokrytą. Ale miałam pomóc ci ze zjawą i już jestem zdrowa, nudzę się okrutnie, więc powiedz mi wszystko, daj księgi — cokolwiek. — Wyrzucała z siebie słowa, niczym kule ognia, a on nie wiedział, na co odpowiedzieć jako pierwsze, więc skupił się na pierwszy zdaniu, bo był ciekawy, jakie podejrzenia miała wobec niego.

— Wytłumacz mi, czemu myślisz, że mógłbym być hipokrytą?

— Chodziło mi o kochankę, że znikałeś, bo absorbowała cię inna kobieta — wyjaśniła spokojnie. Zadziwiało go to za każdym razem, że była jedną z nielicznych kobiet, jakie znał, które podejmowały się takich rozmów bez krępowania i uciekania wzrokiem w bok.

— Nie, bogowie, nie. O to możesz być spokojna. Nie jestem kochliwy i nie szukam romansów, bo za dużo z tym roboty.

Kum Ga Ram patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, a potem parsknęła krótkim śmiechem, na który już cisnęły mu się na usta stosowne słowa, ale w tym czasie do pomieszczenia weszli służący niosący ich obiad.

W powietrzu unosił się aromatyczny zapach przypraw, buliony i innych cudowności, i dopiero, kiedy ujrzał te wszystkie wspaniałe dania, zrozumiał, że prawie od dwóch dni nic nie jadł, bo przeważnie spał albo wybywał z pałacu.

Gdyby nie wpajana przez lata kultura i obecność Ga Ram, zapewne rzuciłby się do mis i miseczek, by pochłonąć wszystko w oka mgnieniu.

— Jesteś jednym z niewielu mężczyzn, których znam, a który z czystego lenistwa nie romansuje — odezwała się dziewczyna, gdy służący wyszli, a on zaczął nakładać sobie ryżu.

— To aż takie dziwne?

— No wiesz, mężczyźni w większości przypadków nie mają skrupułów do romansu. Po prostu łapią okazję, skoro mogą.

Podniósł na nią spojrzenie i wtedy dostrzegł jakiś błysk bólu w jej oczach. Czyżby mówiła o swoich doświadczeniach? To przecież nie byłoby nic dziwnego, skoro nie była dziewicą. Chciał ją o to podpytać, ale w końcu uznał, że nie będzie rozdrapywał ran, które najwidoczniej się nie zagoiły.

— Trudno temu zaprzeczyć, chociaż to też trochę generalizacja z twojej strony.

— Żeby było jasne. Mówię o mężczyznach, których znam osobiście. Co prawda moi rodzice nie darzą się gorącym uczuciem, ale się szanują i ich małżeństwo traktują jak świętość zesłaną przez bogów. Natomiast znam takich mężczyzn, którzy mają to gdzieś.

— I na cesarskim dworze zdarzają się romanse.

— Domyślam się, dlatego nigdy nie uważałam, że zmuszanie do ślubu to dobry pomysł.

Żona wydała mu się smutna, chociaż nie wiedział, czy mówiła o sobie czy cała ta rozmowa wprawiła ją w taki melancholijny nastrój.

— No dobrze, zrobiło się trochę smętnie, więc proponuję, żebyśmy zmienili temat.

Ga Ram natychmiast się ożywiła, a on w tym czasie wrzucił sobie do ust dwa cienko pokrojone plastry wołowiny. Niemal zamruczał z zadowoleniem, gdy na języku poczuł doskonale przyprawione mięso, ryż z algami i duszonymi warzywami nie ustępował, więc nim podjął się rozmowy, pragnął najpierw nasycić pierwszy głód.

Starał się nie wyglądać na wygłodniałego, ale nie potrafił się powstrzymać przed wrzucaniem w siebie kolejnych porcji obiadu.

— Na co chcesz zmienić temat? — zapytała Ga Ram, która najwyraźniej straciła cierpliwość.

Musiała chwilę poczekać, bo akurat w tym samym czasie przełykał sporą porcję kimchi. Uniósł palec wskazujący i przełknął w końcu wszystko.

— Mam do ciebie pewną prośbę, która nie tylko dotyczy zjawy, tylko nie chcę, żebyś zadawała za dużo pytań. Dam ci zadanie, a ty masz to wykonać. — Prawie się uśmiechnął, gdy zorientował się, że dziewczyna niemalże podskoczyła z radości.

— A co to takiego?

— Chciałbym, żebyś poszukała dla mnie pewnych informacji. Najpierw jednak chciałbym skupić się na duchu.

— Świetnie. — Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się do niego szeroko.

Popatrzył na nią trochę oceniająco i uznał, że dziewczyna miała naprawdę piękny uśmiech; szczery i delikatny. Prawie się nim zachwycił, ale w porę się opamiętał.

To nie tak, że nie chciał jej doceniać czy podziwiać, ale jednocześnie czuł przy tym wewnętrzny opór, bo wiedział, z czym mogłoby się to dla niego wiązać. Nie chciał narażać Ga Ram, jeśliby sprawy z Sagongiem poszły za daleko, a tak mogłoby się stać. Poza tym lepiej dla jego umysłu, że ta dziewczyna zwyczajnie trzyma się od niego z daleka, bo obawiał się, że nie wytrzymałby z nią zbyt długo.

— No więc, chodzi o to, że duch jakoś związany jest z tym pałacem, chociaż nie mam pojęcia, jakim cudem, skoro od lat nie wydarzyło się tu nic makabrycznego.

— Może niekoniecznie w tym pałacu, ale w jego okolicy? — podsunęła Ga Ram, a Kang uśmiechnął się, czując że poprosił o pomoc właściwą osobę.

— Nie sądzę, chociaż to dobry trop, przyznaję, jednak pałac otaczają różne rytuały i czary, więc nic magicznego tutaj nie wejdzie, jeśli jakoś nie jest związane z tym miejscem.

Ga Ram pokiwała głową i przez kilka chwil jadła w milczeniu gorący bulion z makaronem i plastrami wieprzowiny. Przez chwilę mieszała pałeczkami w miseczce, aż chyba jedzenie nabrało mocy urzędowej i zaczęła wsuwać sobie do ust kawałki mięsa. Patrzył na nią zaciekawiony, aż w końcu ich spojrzenia skrzyżowały się i wpatrywali się w siebie intensywnie przez kilka chwil.

Ga Ram patrzyła na niego z dużą dozą niepewności, jakby wahała się, czy wierzyć w każde jego słowo, ale wcale jej się nie dziwił, więc po prostu wzruszył ramionami i przerwał kontakt wzrokowy. Innym razem wygra bitwę na spojrzenia.

— W takim razie może ktoś tę zjawę wpuścił? Czemu akurat teraz się pokazuje i czemu tobie?

— I to są właśnie dobre pytania, na które próbuję znaleźć odpowiedzi. Xian stwierdził, że duch to kumulacja złych rzeczy, które zaczynają się dziać wokół mnie. Najpierw zmuszenie do ślubu, teraz ten stwór, który cię zaatakował — mam w czym wybierać — stwierdził, w ostatniej chwili ugryzł się w język nim zdążył wypaplać jej sprawę z Sagongiem. Akurat tego wolał nie mówić.

— No rzeczywiście, same potworności — rzuciła z przekąsem, na co Kang zareagował śmiechem. Ale ona go czasami bawiła, nawet pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy.

— Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

— Szczerze to nie wiem — odparła po dłuższej chwili. — Nie wiem, czy mogę ci ufać, czy rzeczywiście nie chcesz mi zrobić krzywdy? Skąd mam wiedzieć?

— Musisz mi uwierzyć na słowo. Może i nie zgadzałem się na przymusowy ślub, ale przecież nie jestem pozbawionym skrupułów brutalem. — Zawahał się tylko na chwilę, ale Ga Ram była tak zaabsorbowana jedzeniem, że chyba nie zauważyła tego, co sprawiło, że odetchnął z ulgą i sam skupił się na jedzeniu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro