Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog


Kochani, o to moja niespodzianka ;)
Postanowiłam Wam wrzucić PROLOG i DWA ROZDZIAŁY Smoka. Powoli zbliżam się do końca, więc pomyślałam, że wrzucę Wam kilka części, żeby sprawdzić, czy się Wam spodoba ten tekst ;)



Cesarstwo Hwasam-Ri.

Dwieście siedemdziesiąty rok panowania rodu Kyung (1890r.)

Dzieci zebrały się wokół ciepłego paleniska i z zachwytem wsłuchiwały w skrzeczący, nieco osłabły głos dziadka Lee. Kobiety również przysunęły się bliżej, żeby posłuchać tego, co miał do powiedzenia patriarcha rodu.

Zima tego roku była wyjątkowo nieprzyjemna, lecz na szczęście lato i jesień obdarzyły ich sporymi zbiorami, które ledwie zdążyli zebrać przed pierwszymi, jesiennymi deszczami i wiatrami.

Mężczyźni siedzieli w innym pomieszczeniu: preparowali skóry, oliwili uprzęże i naprawiali siatki na ryby, natomiast kobiety zajmowały się obieraniem kukurydzy, szyciem nowych ubrań i przygotowaniem się do następnego dnia. Starsi z rodu opiekowali się dziećmi albo oddawali się modłom w pokojach, paląc kadzidełka i rysując na tabliczkach prośby lub podziękowania do bóstw.

- Dziadku, dziadku! Opowiedz nam o Wielkim Księciu! Opowiedz! - krzyknęła odważniejsza dziewczynka. Sun Hee chciała kolejny raz usłyszeć historię, którą dziaduś Lee już im opowiadał tyle razy.

Czuła, że było w niej coś magicznego, co przyciągało ją i wołało do siebie, niczym śpiew ducha w mrocznej puszczy.

- Właśnie! Chcemy tego posłuchać - dodał inny chłopiec.

Wszystkie twarzyczki, a było ich osiem, wpatrywały się w niego z nadzieją i wyczekiwaniem. Cóż innego miał począć? Musiał im opowiedzieć.

Przymknął na chwile oczy, by przywołać wspomnienia z opowieści, która czasami przyprawiała go o gęsią skórkę.

- To usiądźcie wygodnie i słuchajcie uważnie.

Po kuchni rozległy się liczne westchnięcia i chichoty.

- Historia ta - zaczął ochryple - działa się dawno temu, za czasów panowania dynastii Rim. W tamtych latach całe cesarstwo porośnięte było mrocznym borem, w którym mieszkały upiory i duchy, a bogowie spacerowali między ludźmi pod postacią wielkich zwierząt. W tamtym czasie również urodziła się dziewczynka: najpiękniejsza, jaka mogła się urodzić. Każdy, kto na nią spojrzał, z miejsca się zauroczył. Miała oczy o kolorze wzburzonego, jesiennego morza, które czekało na nieostrożnego rybaka, by porwać go w swe trzewia i już nigdy z nich nie wypuścić.

Dom pięknej Mee Yon stał na wzgórzu, z którego miała wspaniałe widoki na bezkresną wodę i wioskę ścielącą się poniżej. Każdego dnia zachwycała się otaczającą ją przyrodą oraz ludźmi, którzy okazywali jej ogrom miłości i dobroci. Piękniała od tego jeszcze bardziej, aż w końcu, tuż po jej szesnastych urodzinach, ojciec wraz z resztą starszyzny postanowili, że wydadzą ją za mąż. Była dobrze wyposażona i znana w okolicy, dlatego zwołano okoliczną szlachtę, by przedstawić Mee Yon i zdobyć dla niej męża...

***

... Wszyscy wokół śmiali się i tańczyli, lecz uważnie ją obserwowali, ale Mee Yon pragnęła jedynie, by poszli sobie do domu. Nie chciała żadnego przyjęcia, nie chciała wychodzić za mąż za człowieka, którego wyznaczy ojciec, ponieważ kochała kogoś innego. Obdarzyła uczuciem biednego chłopca, który naprawiał sieci rybackie. Miał spracowane ręce, ale czyste serce i tylko takiego pragnęła mężczyzny dla siebie.

- Och, Mee Yon! Ależ mamy dla ciebie wspaniałe wieści! - zakrzyknęła matka. Odziana w swój najpiękniejszy hanbok, lśniła od bogactwa klejnotów zawieszonych na szyi i nadgarstkach, aż dziewczyna poczuła niesmak na ten widok. Uradowana starsza dama pomachała dłonią, w której trzymała kartkę papieru wypełnionego zgrabnym pismem.

Za matką dostrzegła ciotki i kuzynki, które wyglądały równie strojnie i tak samo wydały jej się podekscytowane.

- Dostaliśmy wspaniałą wiadomość! Zostaniesz poślubiona księciu Gim Seokowi! Wielki Książę Gim Seok chcę pojąć cię za żonę! Czyż to nie cudowne wieści? Wiedziałam, że jego zeszłoroczna wizyta nie odbyła bez powodu.

Mee Yon zadrżała z przestrachu. Tylko nie on! Nie chciała poślubić tego człowieka, bo chociaż miał majątek i władzę, a tego przecież pragnęli rodzice, mężczyzna wykazywał się zamiłowaniem do wojny. Taki człowiek musiał być okrutny.

Mieszkał w oddalonym o wiele dni mieście, którym rządził. Sam cesarz bardzo go miłował, jak syna, więc jeśli Wielki Książę Gim zwracał na kogoś uwagę, to również zwracał uwagę samego cesarza. Mee Yon była wściekła i zrozpaczona, a jej przedłużające się milczenie wprawiło rodzinę najpierw w zdumienie, a potem w irytację.

Widziała, jak zazdrosne kuzynki spoglądają na nią mściwie, zapewne marząc o solidnej karze dla niej, lecz nic sobie z nich nie robiła, bowiem jej serce i umysł zajęte były większym zmartwieniem. Jej kochany Choe Suk! Jak miała powiedzieć ukochanemu, że zostaje wydana za kogoś innego? Obcego mężczyznę, który budził w niej strach?

Nowina o tym, kto zechciał poślubić Gok Mee Yon lotem błyskawicy obleciała całe domostwo, bawiących się ludzi, a potem wylała się poza mury i wsunęła pod strzechy okolicznych chat. Rybacy, rolnicy... Wszyscy rozprawiali o tej plotce, z politowaniem, dumą lub zazdrością, kiwając na widok pięknej Mee Yon, która spacerowała między ich domostwami. Plotkowali i gonili się z podejrzeniami, które ją mierziły.

- Podobno książę widział ją kilka lat temu i postanowił ją poślubić, kiedy dorośnie.

Dziewczyna słyszała ich szepty, ale nie przejmowała się nimi, bo ważniejsze było jej krwawiące serce, kiedy żegnała się z największą miłością życia. Choe Suk był taki zły, taki rozczarowany, ale rozumiał ją, powiedział jej, że był przygotowany na to, że kiedyś zostaną rozdzieleni, czym zadał jej bolesny cios w serce.

- Ucieknijmy stąd! Pojedziemy na wschód, gdzie są puszcze i dzikie krainy... Tam nikt nas nie będzie szukał - błagała go. Stali ukryci za chatką jego babki, której często pomagał, kiedy nie naprawiał sieci.

- Żeby mnie potem stracili, kiedy nas złapią? Nie, nie możemy tak ryzykować - szepnął rozgorączkowany i żeby ułagodzić jej gniew i żal, pocałował ją w usta z gorącą pasją, od której zabrakło im tchu.

Złapał jej twarz w obie dłonie, a czoło przycisnął do jej czoła. Zaszlochał cicho, a Mee Yon czuła, jak jej serce rozpada się na milion kawałków.

- Posłuchaj mnie uważnie - szepnął w końcu, kiedy mógł już mówić. - Wyjdź za tego człowieka. On ci da to, czego ja nie mógłbym ci nigdy podarować. Nie zniósłbym myśli, że będziesz żyła w biedzie, a tak byłoby, gdybyś zdecydowała się na poślubienie kogoś takiego jak ja...

- Od wygody i pieniędzy pragnę twojej miłości - powiedziała rozczarowana jego brakiem chęci do walki.

- Nie mogę nic zrobić, żeby zmienić naszą sytuację. Nie rozumiesz? Nie mam nic, miłością nie kupimy ubrań, nie zapłacimy daniny... Tak chcesz żyć? Żyjesz w luksusach, o których nigdy nawet nie miałem odwagi marzyć, a poślubienie Wielkiego Księcia da ci pozycję jeszcze większą i wygody, do których zawsze byłaś przyzwyczajona.

- Czy już wygnałeś mnie ze swego serca? Zapomniałeś?

- Tak - powiedział, odwrócił się na pięcie i zniknął jej z oczu, zostawiając ją ze złamanym sercem i żalem.

***

Wielki Książę Gim Seok był wysoki i szczupły. Ubrany w najlepsze szaty, kroczył w jej stronę, niczym sam cesarz, a chociaż był tylko jego dalekim kuzynem, musiała przyznać, że nadawałby się do tej trudnej roli.

Ona natomiast ubrana w ślubny hanbok, stała przed kapłanami i dworem księcia w oczekiwaniu na zaślubiny. Cała jej rodzina obecna w pałacu przyszłego małżonka, stała za jej plecami i każdy trzymał w dłoniach kwiat lotosu, który potem miała ususzyć i spalić za pomyślność jej małżeństwa. Wszyscy pragnęli opatrzności bóstw, które przecież już dawno pobłogosławiły życie Mee Yon.

Ona uznawała, że to raczej klątwa, ale nie mówiła tego na głos w obawie, że przyniesie na siebie i jej ród przekleństwo. Takie rzeczy musiała zachować dla siebie, więc zacisnęła usta i z wyrazem dumy wpatrywała się w nadchodzącego mężczyznę.

Ubrany w czary hanbok, obszyty złotą nicią, kroczył w jej stronę, a z każdym jego krokiem odczuwała coraz większą niechęć i coraz większe poczucie niesprawiedliwości.

- Przesyłam pozdrowienia - przywitał się, kłaniając się w stronę jej rodziny, to samo zrobił, kiedy pokłonił się kapłanom, natomiast ją zignorował i pozwolił rozpocząć ceremonię zaślubin.

Kapłani, nieco zaskoczeni brakiem powitania przyszłej żony, rozpoczęli rytuał połączenia Gok Mee Yon i Gim Seoka.

Klęknęli na narysowanym węglem kamiennym okręgu, który wypełniono kwiatami lotosu i wiśni, na brzegach natomiast postawiono jaśminowe świece, które miały odpędzić złe czary i nieżyczliwe myśli ludzi. Dziewczyna patrzyła na wszystko z boku, jakby to ona była świadkiem ślubu, a nie pełniła główną rolę, dlatego podskoczyła zaskoczona, gdy mąż złapał ją za dłoń i lekko ścisnął. Kiedy na niego spojrzała, dostrzegła jedynie twarz wykutą z kamienia, z bursztynowymi oczami, uważnie śledzącymi każdy ruch.

Pomógł jej wstać, a potem wyszli z kręgu, cali oblepieni kwieciem i pozwolili, by ludzie gratulowali mariażu i życzyli szczęścia, mniej lub bardziej szczerze. Mee Yon jednak nie zwracała na to uwagi, bowiem wciąż myślami była przy ukochanym, który zadał jej tak straszliwy cios. Zapomniał o niej tak szybko, jak to było możliwe. Zanim wyjechała na ślub, poślubił jakąś dziewczynę, co było znakiem dla niej, że ta droga ucieczki zatrzasnęła się na wieki. Nie miała już żadnych możliwości, tak więc posłała matce i ojcu drżący uśmiech i pozwoliła się wyprowadzić z sali.

Wielki Książę poprowadził ją do komnat obsypanych kwieciem, złotem i najlepszymi materiałami.

- Od dziś do dnia mojej lub twojej śmierci będziesz urzędowała w tym skrzydle. Nikt nie będzie ci przeszkadzał, a moi wojacy będą strzegli twego bezpieczeństwa.

Kiwnęła głową bardzo zaskoczona jego słowami, bo nie spodziewała się, że kiedykolwiek do niej coś powie.

- Możesz robić, co chcesz. Jesteś jeszcze bardzo młoda, dlatego nie będę cię niepokoił, ale za swobodę i wygody mam jeden warunek.

- Tak? - szepnęła, zupełnie nie rozumiejąc tego, co do niej mówił. Czego od niej żądał?

- Pod żadnym pozorem nie wolno ci wchodzić do moich komnat w nocy. To ja będę cię odwiedzał, kiedy nadejdzie czas, by spłodzić dziedzica.

Mee Yon zapłoniła się, gdy zrozumiała, do czego zmierzał. On i ona... Dzieci... Nie mogła sobie tego wyobrazić.

- Rozumiem - mruknęła cicho.

- Na pewno? Jeśli złamiesz dane słowo, nie będę miał dla ciebie litości, czy to jasne?

Mee Yon miała wrażenie, że kiedy to mówił, jego oczy zapaliły się niczym kaganki wypełnione żarem, aż się wzdrygnęła, ale pokiwała głową, obiecując sobie, że jej noga nigdy nie postanie w miejscu, o którym mówił jej mąż.

***

Matka przysłała jej list z pytaniem, czy tego lata ich odwiedzi. Taki miała plan, ale nie wiedziała, czego chciał jej mąż, który od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie i zaskakująco.

Kiedy trzy lata temu poślubiła Wielkiego Księcia, czuła się bezpieczna i pewna, bo nie interesował się nią, więc mogła przesiadywać w swoich komnatach lub galopować na grzbiecie klaczy, którą podarował jej w prezencie ślubnym. Podobno sprowadził ją z Pustyni Gil, ale ona nie dbała o jej pochodzenie, ponieważ miała przyjaciółkę, której mogła zwierzyć się ze swych trosk i żalów. Była tu praktycznie sama, wystawiona na złośliwe spojrzenia i szepty zazdrosnych kobiet, a kochana Miok rozumiała ją bez słów.

W tym roku jednak wszystko się zmieniło, jakby Gim Seok przypomniał sobie o jej istnieniu. Dawał prezenty, publicznie obsypywał komplementami i coraz częściej przychodził do jej sypialni, gdy się szykowała na audiencje albo spożywała posiłek, tłumacząc się tym, że nie chce jeść sam.

Mee Yon podejrzewała skąd to jego zachowanie, ale póki nie mówiła o tym głośno, wszystko było w porządku i nie musiała się niczym martwić, ale szept w głowie podpowiadał jej, że powinna z nim porozmawiać, dać mu znać, że nie jest gotowa.

Dlatego kiedy przyszedł do niej na kolację, odważyła się zadać mu pytanie, które tłukło się w niej od jakiegoś czasu i szukało ujścia.

- Czy chcesz uczynić mnie kobietą? - Była pewna, że policzki miała czerwone, jakby ktoś pomalował ją farbką, ale dzielnie wytrzymała jego wzrok. Powoli skinął głową i napił się soju. Ta zwłoka bardzo ją zdenerwowała, ponieważ chciała jasnej odpowiedzi. - Kiedy to zamierzasz zrobić? Dzisiaj?

- Tak bardzo ci się śpieszy do łożnicy? - zagadnął, uśmiechając się do niej oszczędnie. Zawsze taki był: skupiony, małomówny jak posąg.

- Tak. Chcę mieć to za sobą - odparła, według niej zdobywając się na szczyt odwagi, lecz wszystko z niej wyparowało, gdy mężczyzna popatrzył na nią uważnie, jakby rozważając w umyśle, czy przyjąć jej słowa jako komplement, czy obelgę.

- Przyjdę do ciebie za dwa dni - powiedział, a potem wstał i wyszedł.

Obraziła go? Ale czym? Przecież sam powiedział, że kiedy będzie odpowiedni czas, to do niej przyjdzie. Ona chciała tylko wszystko nieco przyspieszyć, nic więcej, ale Gim Seok wydawał się bardzo poruszony tą rozmową.

Nie mogła zrozumieć, czemu się tak wobec niej zachował, dlatego postanowiła pierwszy raz od prawie trzech lat złamać zakaz i odwiedzić męża w jego komnatach. Po kąpieli, ze wciąż mokrymi włosami, udała się na zachodnie skrzydło, gdzie urzędował jej mąż. Nie chciała go rozgniewać, a ponieważ miał do niej przyjść za dwa dni, liczyła, że ta nocna rozmowa zażegna spór.

Szła niezauważona przez nikogo. Wiedziała, kiedy wojacy mają zmianę warty, więc przesmyknęła się do sypialni męża bez świadków. Z głośno bijącym sercem weszła cicho do środka, uważnie sprawdzając, czy zamknęła za sobą drzwi. Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że sypialnia jej małżonka była ogromna: wysoka, podtrzymywana pozłacanymi kolumnami, które lśniły w świetle rzucanym przez spory ogień płonący w palenisku na środku. Nigdzie jednak nie dostrzegła łoża, co bardzo ją zdziwiło, nie widziała też niczego, co sugerowałoby, że tu właśnie spał. Przez ogromne okna wpadało światło księżyca w pełni, dzięki czemu mogła dostrzec jeszcze więcej szczegółów.

W pierwszej chwili pomyślała, że źle trafiła, ale przez trzy lata zdołała dowiedzieć się, gdzie dokładnie spędzał noce Gim Seok, jednakże zupełnie inaczej pałac wygląda w ciągu dnia, zaś inaczej w nocy.

Stała w jednym miejscu przez chwilę, a potem ruszyła przed siebie, kątem oka dostrzegła czarną wnękę i chłód z niej bijący, więc weszła tam z nadzieją, że znajdzie męża, ale nikogo w tym miejscu nie było; jednie czarna plama, chłodne powietrze i jakiś dziwny zapach, którego nie potrafiła nazwać. Nie czuła smrodu, ale nie był jakoś powalający.

Odsunęła się od wnęki i rozejrzała po komnacie, zastanawiając, o co tu chodziło. Żył w tak skromnych warunkach, że poczuła wstyd na myśl o wspaniałym łożu i miękkiej pościeli, jakie miała u siebie.

W pewnym momencie usłyszała głośny łopot, a potem do środka wpadł chłodny powiew wiatru, który rozwiał jej włosy i sprawił, że odsunęła się pod drzwi, starając się być jak najbliżej wyjścia. Podmuch jednak był dziwny i nienaturalny, ale bardzo szybko zrozumiała, co było tego przyczyną.

Do komnaty wszedł smok. Czarne łuski lśniły w świetle księżyca i ognia, który zaskwierczał, gdy wkroczył na środek sypialni. Dostrzegła pozłacane szpony, pysk i grzywę oraz wąsy, falujące przy każdym ruchu dużej głowy, na jej czubku dostrzegła poroże jakby wykute w obsydianie.

Wstrzymała oddech, co zwróciło jego uwagę.

Z przerażeniem i bijącym sercem wpatrywała się w bestię, niezdolna do żadnego ruchu, a potem kompletnie zszokowana zrozumiała, że smok zaczął się nagle zmieniać. Zmniejszał się, znikła grzywa i odpadły łuski, a przed nią stanął nagi mężczyzna.

- Gim Seok - szepnęła na granicy histerii.

- Mee Yon! - krzyknął w odpowiedzi, ale ona nie zwracała już na niego uwagi. Wypadła przerażona z jego komnaty i w szale, który roztrzaskał jej umysł w drobny mak, rzuciła się do głównych drzwi, które wciąż jeszcze nie były zamknięte.

Poślubiła potwora! Bestię!

Najstarsi bogowie, cóż uczynili jej rodzice?!

Nie mogła zostać w pałacu ani chwili dłużej, ponieważ wiedziała, co się z nią stanie. Pożre ją, zabije albo zmieni w jakieś stworzenie, a ona chciała żyć. Nie zważała na zdumionych wojów, którzy próbowali ją zatrzymać, zaskoczeni, że ich pani biegnie boso w koszuli w ciemność. Wpadła do stajni, złapała Miok za grzywę i wyprowadziła na zewnątrz. Zwinnym ruchem wskoczyła na jej grzbiet i popędziła w ciemną noc, za plecami słysząc krzyki ludzi, w tym wołanie męża.

Prędzej umrze, niż wróci do gniazda tamtego potwora.

Droga, którą galopowała, prowadziła w ciemną noc, ale nie zważała, że znalazła się poza granicami pałacu. Każde miejsce będzie dobre, nawet las pełen zjaw, które nęciły człowieka pradawną magią.

Zmiana chłodnego powietrza w wilgoć przesączoną zapachem czegoś ciężkiego i śmierdzącego, sprawiła, że zatrzymała konia, dysząc z przerażenia i zmęczenia. Rozejrzała się wokół. Gdzie ona się znajdowała? Co to było za miejsce?

- Miok, musimy jechać dalej - szepnęła do klaczy, lecz ta nie postawiła kroku dalej. Stała pośrodku ciemności i dyszała ciężko po szaleńczym galopie. Mee Yon za plecami słyszała nawoływania, ale nie dbała o to.

Gniada klacz w końcu się ruszyła, kiedy dziewczyna niezbyt delikatnie wbiła jej pięty w żebra, lecz nie szła w kierunku, który chciała jej pani, ale kłusowała w drugą stronę.

- Zatrzymaj się! - krzyknęła dziewczyna, ale Miok ani myślała to robić. Zeszła z utwardzonej drogi i przedzierała się przez wysokie trawy, lśniące srebrem w świetle księżyca. Wokół panowała cisza, od czasu do czasu jednak przerywana była przez pohukiwanie sowy albo czymś, co przypominało cykanie cyklad, po pewnym czasie zrozumiała, że to coś innego, że to nie dźwięki wydawane przez owady... Czy to był śpiew? Nie, też nie, jakiś inny odgłos, który otoczył ją i prawie oczarował.

Nie znała tej okolicy, a już po chwili dostrzegła, że wysoka trawa ustąpiła niższej, mniej gęstej i zaraz potem dotarły nad brzeg jeziora. Nad wodą unosiła się dziwna mgła, ciężka i jakby lśniąca w ciemności. Zamarła, widząc, jak coś się z niej wyłania. Był to wysoki, siwy koń o smukłych nogach i długiej grzywie. Wydawał z siebie dźwięki, które na pewno nie słyszała u żadnego konia.

Zsunęła się z grzbietu nadzwyczajnie spokojnej Miok i podeszła do drugiego zwierzęcia. Siwy wierzchowiec pochylił się w jej stronę, trącił nosem, a potem odwrócił się i jakby nagle rozpłynął we mgle. Słyszała tylko jego dziwne nawoływanie.

Mee Yon obejrzała się za siebie. Miok skubała spokojnie trawę, więc wzruszyła ramionami i poszła w kierunku, w którym uciekł siwek. Przyzywana przez coś dziwnego i mrocznego, zapomniała, dlaczego uciekała w nocy w koszuli, dała otulić się wrażeniu, że już jest bezpieczna i nic jej nie grozi.

Zagłębiła się w mgłę i dostrzegła śpiewającego konia, który przyzywał ją dziwnym głosem.

Chodź do mnie, ukoisz swój ból...

W głowie usłyszała ciepły głos, więc uśmiechnęła się i wkroczyła w objęcia mgły. Krok za krokiem, aż dotarła do zwierzęcia, złapała go za grzywę i wskoczyła na grzbiet.

Zamknęła oczy i pozwoliła zawieść się tam, gdzie nie będzie musiała już uciekać.

Wszystko jednak zniknęło; ciepło i kojący śpiew konia, kiedy nagle woda wdarła się do jej płuc, a na nodze poczuła czyjeś zęby. Dostrzegła, że wierzchowiec rozwarł swój pysk, z którego wystawały ostre jak u psa kły. Wbijał je w jej łydkę, a potem szarpnął, a ona z krzykiem wleciała do wody, krztusząc się i próbując uciec do niego. On jednak nie zwalniał uścisku, coraz mocniej wbijając zęby w ciało.

Powietrze szybko uciekło z jej płuc, woda z jeziora zalała oczy, uszy i wlała się do gardła. Rozpaczliwie szukała ucieczki, ale koń wypłynął na środek jeziora i potem zanurkował w jego głąb, porywając ją ze sobą. Nim ostatni raz otwarła usta w rozpaczliwym krzyku, dostrzegła wielki, okrągły księżyc, który falował jej przed oczami.

Tafla wody przesuwała się lekko pod wpływem wiatru, a Miok skubała soczystą trawę. Zastrzygła uszami i rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie widziała swojej pani, jedynie w oddali usłyszała jej krzyk, wołający o pomoc. Ruszyła w tamtym kierunku, ale po chwili wszystko zamarło i nikt już więcej nie krzyczał.

Miok jednak została, czując, że musi poczekać na swoją panią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro