Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

"Nie, nie życzę sobie. Nie, dziękuję. Nie jestem zainteresowana...."

Miała to zakodowane, wyuczone na pamięć, gotowe do uruchomienia przy nacisku. Ale nacisku nie było. Wręcz przeciwnie: po tym, jak w końcu odebrała, usłyszała jedynie z jego strony zdrowy dystans i delikatne zainteresowanie.

Ariel posunął się nawet dalej, przepraszając za dzisiejsze dotknięcie bez jej zgody i za narzuconą chęć pomocy:

- Jeśli naprawdę sobie nie życzysz, Julio, to nie będę Ci narzucał tej współpracy. Mój błąd, że pomyślałem, że przyda ci się wsparcie. Czy przy konkretnych przypadkach, czy przy planowaniu szerszych działań. Wiesz, że w sprawach edukacyjnych czy zawodowych zawsze mogłaś skorzystać z mojej wiedzy i  doświadczenia. - przypomniał. - Więc zamierzałem i teraz ci go udzielić. Bez żadnych zobowiązań. - podkreślił.

Powiedziane spokojnie, pojednawczo, zupełnie nie "po arielowemu". Poczuła się głupio, że go tak bezpardonowo potraktowała. Gdzie jej wiedzy i doświadczeniu do jego! Gdyby nie przeszłość, która determinowała jej stosunek do tego mężczyzny, skorzystałaby z propozycji z okrzykami dziękczynnymi. Omawiając z nim swoje "przypadki", mogłaby  zyskać nową perspektywę patrzenia, skonfrontować podejście do nich. 

A jeszcze gdyby na koniec wystawił jej rekomendację o odbywanej u niego superwizji, z pewnością jej pozycja zawodowa jako psychologa zyskałaby wiele. W końcu profesor Ariel Rozwadowski był wymieniany jako guru psychologii, jeden z największych specjalistów, nie tylko w Polsce ale i za granicą.

- W zasadzie... - zaczęła z wahaniem. - Myślę, że... chętnie skorzystam! - przyznała.

Nie widziała jego uśmiechu, w którym przekonanie o własnej wyższości walczyło o prymat z poczuciem satysfakcji.

***

Obudziła się w świetnym humorze. Miała wrażenie, że przez całą noc śnił jej się Ariel - ale ten dobry, czuły, wrażliwy i troskliwy. "Bo taki przecież też był"  - pomyślała przytomniejąc i powoli żegnając się z sennymi marzeniami.

Dopiero po chwili przypomniała sobie, jak złudne są takie wspomnienia. Człowiek ma tendencję do gloryfikowania tego, co było kiedyś, do usprawiedliwiania i łagodzenia. A im dawniej to było, tym chętniej to robi.

Dlatego potrafiły się z dziewczynami zaśmiewać z przeszłości, która wcale nie była dobra: przemoc rodzinna, patriarchalna dominacja, molestowanie, bieda... te niewłaściwe wzorce rodzinne długo ciągnęły się za całą ich trójką. Długo po tym, jak uciekły od tych warunków, wykorzystując nadarzającą się okazję.

Daria, wychowana w biedzie, każde dobre zdarzenie traktowała nieufnie, jak gwiazdkę z nieba, która trafiła w jej ręce przez pomyłkę i którą trzeba będzie oddać. Marta, ofiara przemocy domowej, przez dobre kilka lat czuła potrzebę drobiazgowego ułatwiania życia swojemu chłopakowi, nawet jeśli on sam o to nie prosił.

Obie były przekonane, że mogą liczyć tylko na siebie wzajemnie. "I na Ariela." - pomyślała z grymasem na ustach. 

A ona sama? Uciekła od dominującego, molestującego ojczyma prosto w ramiona wyrafinowanego dominanta. Który zaopiekował się nią jak ojciec, ale wykorzystał jak bezduszny kochanek.

"I nie mogę o tym zapominać. - napomniała się. - Czuły i troskliwy, jak miał w tym cel. Ale dla własnej korzyści nie powstrzymał się przed innymi, mniej chwalebnymi czynami..."

***

Wchodząc do szkoły, kręciła głową, starając pozbyć się tych myśli, które zatruwały jej głowę.
"To już przeszłość. - powtarzała sobie. - Teraz tylko skorzystam z jego wiedzy".

I korzystała. Nie tylko tego dnia, ale i przez kilka kolejnych. Utarło się, że ostatnią godzinę pracy poświęcała omawianiu z nim różnych problematycznych kwestii.

Zaniepokojonym dziewczynom, które dzwoniły co drugi dzień, opowiadała, że sytuacja się unormowała.

- On naprawdę niczego ode mnie nie chce! - tłumaczyła. - Aż mi głupio, że na początku tak spanikowałam. A bardzo mi pomaga....

- Jakby co, dawaj znać! - Marta patrzyła na nią uważnie, a Daria udawała, że podwija rękawy, sugerując gotowość do bijatyki:
- Poradzimy sobie z nim! Nawet, jeśli to Ariel...

- Jasne, baby! - roześmiała się Kleo. - Jeśli będę potrzebowała pretorianek, wiem, że mogę po was zadzwonić....

W piątek, gdy zakończyli już omawianie kolejnego tematu, Ariel zapytał:
- Nie miałabyś ochoty wyjść na jakąś kolację? Ot tak, jak dwoje ludzi, którzy uczciwie przepracowali tydzień?

Zawahała się. Wyczuł to i dodał:
- Oczywiście nie nalegam. Jeśli nie chcesz, uznajmy, że tego zaproszenia nie było. Przepraszam.

Znów się zawahała. Tym razem jej myśli poszybowały w drugą stronę. Naprawdę, przez te kilka dni nie miała mu nic do zarzucenia. Zachowywał się profesjonalnie. A samotnych obiadów i kolacji najadła się już sporo w swoim życiu. I pewnie jeszcze więcej przed nią.
Gdy skinął głową celem pożegnania, i zamierzał odejść, zatrzymała go:
- W zasadzie chętnie zjem z tobą obiad. Będziemy mogli jeszcze porozmawiać.

***

Zaczęła się łamać. Cieszył się. Nadal była nieufna, w pozycji obronnej, niewiele było potrzeba, żeby zrobiła kolejny unik. Ale jego polityka zadziałała. Powoli, krok za krokiem, obłaskawiał ją. Może już dziś późnym popołudniem, gdy spotkają się na obiedzie, dojdzie do rozmowy, od której uzależniał swoje pójście dalej?

Wolałby kolację, bo mógłby ją odprowadzić, do niej czy do siebie, i zakończyć tę znajomość jeszcze jedną nocą. Taką "na pamiątkę". Chciałby. Bo w jej towarzystwie znów.... a w zasadzie przez cały czas.... czuł podniecenie. Słabsze, silniejsze, w zależności od tego, o czym rozmawiali i jak zachowywała się Kleo. I o czym on myślał....

Kleo w tej nowej, bardziej stanowczej odsłonie, podobała mu się. Dużo w niej było dawnej, tej, którą kiedyś znał, miał i której wdziękami cieszył się zawsze, gdy nabierał na to ochoty: sposób chodzenia i trzymania sylwetki, ruchy, wypowiadanie się i sposób formułowania myśli, spojrzenia i uśmiech....

Choć te dwa ostatnie tylko wtedy, gdy zapomniała, że powinna w jego obecności zachowywać nieufną czujność. "Nowa" Kleo, czyli Julia, była twardsza i silniejsza. 

"Choć silna była zawsze" - pomyślał, przypominając sobie, że zawsze porównywał ją do wierzby płaczącej: uginała się i dostosowywała do jego nakazów, ale z czasem wracała do swojej zwykłej postawy. Mimo iż wiedziała, że jemu się to nie podoba; że poniesie za to konsekwencje, bo Ariel nie tolerował nieposłuszeństwa.

"Delikatna na zewnątrz i sprawiająca wrażenie mimozy, ale w środku silna." - myślał.

A teraz wydawała się silniejsza niż kiedyś. Zastanawiał się, co takiego się stało w jej życiu, co ją tak ukształtowało. Chciał to wiedzieć. Tak samo mocno, jak to, dlaczego od niego odeszła, czego jej brakowało albo czego pragnęła. I równie mocno, jak pragnął raz jeszcze spędzić z nią noc, dotykać te znajome a już w pewnym sensie obce kształty, sprawdzić, czy nadal w pewnych miejscach jest tak wrażliwa, jak pamiętał sprzed lat.

"Może już dziś? Wieczorem?" - pomyślał z nadzieją. Omówiliby wszystko, co ważne, może spędzili ostatnią noc, zamknęli przeszłość (on by zamknął!) i mógłby wrócić do Warszawy.

***

- Ładnie wyglądasz. - skomentował, gdy przyszła. - Choć wolę cię w sukience.

Skrzywiła się, a on w środku też. Zapomniał, jak bardzo drażliwa jest ta nowa Kleo. Jak najmniejsze słowo wypowiedziane przez niego powoduje, że ona kuli się i wystawia kolce.

"Kulenie się" było oczywiście w przenośni, bo w rzeczywistości, wręcz przeciwnie, automatycznie prostowała się i unosiła brodę do góry a na ustach pojawiał się grymas obojętności.

"Ćwiczyła to." - pomyślał.

Naprawdę ładnie wyglądała: w lejącej się białej koszuli, wypuszczonej na materiałowe spodnie, w brązowych sandałkach na niskim obcasie, ozdobionym cienkimi, złotymi łańcuszkami. Torebkę też miała brązową, pod kolor butów, z taką samą ozdobą.

Włosy spięte, jakby zharmonizowane z zachowywaną przez nią rezerwą. Lekki makijaż na twarzy, prawie niewidoczny.

Wszystko z klasą, nic wyzywającego. Ale tak diametralnie inne od tego, co nosiła gdy była  z nim. Zupełnie, jakby każdym elementem wyglądu pokazywała różnicę pomiędzy sobą dawniejszą a dziś.

- Kl.. Julia, mam prawo powiedzieć, co myślę. - skomentował łagodnie. - Przecież to, że wolę cię w sukienkach nie znaczy, że życie skrytykowałem albo cokolwiek na tobie wymuszam. Możesz wziąć moje słowa pod uwagę, ale absolutnie nie musisz. Ludzie powinni rozmawiać, wymieniać się uwagami i opiniami. Tyle.

Odprężyła się. Odrobinę. Kiwnęła głową, przyjmując jego argument do wiadomości:

- Nie noszę sukienek. Od dawna.

- Sześć lat temu nosiłaś.... - wypuścił pierwszy sygnalny balon i czekał na efekt. Mogła zacząć się tłumaczyć i usprawiedliwiać, mogła też....

- Nie noszę sukienek. - powtórzyła spokojnie.

- Dlaczego? Kiedyś lubiłaś.

Miał nadzieję, że sprowokuje ją do wyjaśnień, do uargumentowania, do powrotu do przeszłości. Ale nie. Wzruszyła ramionami, powtórzyła "Nie noszę sukienek" i tyle.

"Będzie trudniej, niż mi się wydawało" - pomyślał. W dalszej rozmowie to się potwierdziło. Każda jego próba zatrącenia o wspomnienia, o ich wspólną historię powodowała usztywnienie się Kleo. Zachowywała dystans, który odrobinę malał, gdy rozmawiali o sprawach ogólnych: o pogodzie, o tym, co mu się podoba w Żelazowie, jak ocenia to miasteczko i okolice.

Ale już pytanie o powody jej przyjazdu pozostało bez odpowiedzi. Unikiem potraktowała również jego zaciekawienie o interesujące według niej miejsca. Opowiedziała o tym, co już wiedział: o zabytkowym kościele, niedalekiej cerkwi, cmentarzu, ładnie odnowionym rynku, możliwości zorganizowania wycieczki po okolicy lub w góry....

- A twoje ulubione miejsca? - uniósł kieliszek z winem i czekał przez moment, aż dołączy do niego. Bezskutecznie. Zamówił butelkę czegoś, co powinno jej smakować. Zawsze lubiła białe wino, półsłodkie lub półwytrawne, w zależności od nastroju. Z nim piła też czerwone, które on z kolei lubił. Ale dziś zachowywała abstynencję. Zawartość kieliszka, który napełnił na początku, sączyła powoli i wyglądało, że ma zamiar na tym jednym poprzestać.

Żałował. Miał nadzieję, że jeśli Kleo napije się z nim, będzie przystępniejsza. Nigdy nie był zwolennikiem upijania kobiet, ale nie miał cierpliwości, żeby powoli przebijać się przez rezerwę, którą Kleo prezentowała w jego towarzystwie. Ani czasu. Planował pozostać tu przez tydzień, góra dwa. Tydzień powinien wystarczyć na rozmowę zamknięcia; gdyby  w grę wchodziła dodatkowa aktywność damsko - męska, byłby skłonny przedłużyć pobyt o kilka dni. Nie więcej.

- Jeśli ci o nich opowiem, istnieje ryzyko, że zaczniesz tam bywać. I będę musiała się nimi z tobą podzielić. A sam zaznaczyłeś, że są "moje". - odparła. Uśmiechnęła się, co prawda, żeby złagodzić odmowę, niemniej stanowcze "nie" było w podtekście.

Zmęczyły go te uniki z jej strony. Lubił o nią dbać, o jej dobry nastrój, ale nigdy nie musiał się aż tak starać. Najchętniej chwyciłby ją za rękę, zaprowadził do siebie, a potem kochał się z nią namiętnie, pokazując, jak wiele straciła, odchodząc. Nie wypuściłby jej z łóżka, zanim wielokrotnie nie  wykrzyknęłaby "Och, Ariel". Tak, jak krzyczała i wzdychała kiedyś. I zanim nie odwdzięczyłaby się mu równie wielką przyjemnością. Aż zostanie zaspokojony jego penis, umysł i tęsknota. 

I aż rozejdą się jak ludzie, wzajemnie tłumacząc sobie powody rozstania, albo Kleo uzna swój błąd i poprosi o możliwość powrotu do niego. Na co, uświadomił sobie ze zdziwieniem, on chętnie przyzwoli.

Taki mentalny taniec dookoła księżniczki, jaki teraz odstawiał, był sprzeczny z jego charakterem i przekonaniami.

- Dlaczego odeszłaś, Kleo? - chwilę wcześniej złowił jej wzrok, żeby widzieć reakcję kobiety. I chwycił ją za rękę.

Powieki jej zatrzepotały, twarz ściągnęła się w grymasie zaskoczenia a puls w drżącej ręce znacząco przyspieszył. Spuściła oczy i wysunęła dłoń z jego palców.

- Dlaczego odeszłaś? - powtórzył.

Przez moment siedziała w ciszy, a później oparła dłonie na blacie, uniosła głowę i popatrzyła na niego:

- Dziękuję ci, Ariel, za zaproszenie. Obiad był smaczny. - choć raptem rozgrzebała danie a poza paroma łyżkami kremu z brokułów i połową kieliszka wina niczego nie ruszyła.

Podniosła się, zamierzając odejść. Zdezorientowany, znów chwycił ją ja za rękę. Popatrzyła na te złączone dłonie i głos jej stwardniał:
- Puść w tej chwili, albo zacznę krzyczeć.

Wyswobodziła palce i obdarzając go chłodnym uśmiechem, opuściła salę. 

Klnąc pod nosem, wygrzebał z portfela banknot, z pewnością z naddatkiem przewyższajacy koszt rachunku i wybiegł za nią.

Kierowała się do wyjścia dość spiesznie, udając, że nie słyszy jego wołania:

- Kleo! Julia! Zaczekaj!

Nawet nie zwolniła. Nie biegła, ale szła na tyle szybko, że dopiero po chwili ją dogonił:

- Co się stało? Czemu tak zareagowałaś? - dopytywał.

Teraz zwolniła. Uświadomiła sobie, że nie ucieknie mu; a jeśli będzie przyspieszała, Ariel uzna, że ona się go boi. A przecież się nie bała! Już nie...

- Zaprosiłeś mnie na obiad. I dziękuję ci za to. Był smaczny, a ja już nie musiałam robić zakupów ani gotować.

Była na granicy wytrzymałości. Modliła się w duchu, żeby nie rozkleić przy nim.

Na szczęście dla niej, z restauracji wybiegł młodziutki kelner, wołając rozpaczliwie:

- Proszę pana! Proszę pana!

Ariel odwrócił się, a kelner zaczął gorączkowo tłumaczyć coś o pozostawionych czy zagubionych kluczykach od samochodu:

-Proszę ze mną wrócić, kluczyki, które wypadły panu z kieszeni marynarki, są w posiadaniu kierownika sali. Potwierdzę, że pan to pan i kierownik odda je panu.

Znów klnąc, tym razem w duchu, musiał spełnić prośbę młodego człowieka. Zawołał do Kleo:

- Zadzwonię do ciebie!

Nie zwolniła, nic nie odpowiedziała. Odeszła.

***
Była roztrzęsiona, ale jednocześnie dumna z siebie. Dała radę! Ariel nadużył jej spokoju, ale udało jej się z nim wygrać!
Niezliczone godziny ćwiczenia wymijających odpowiedzi, odmów, mówienia tak, żeby nic nie powiedzieć, przyniosły rezultat.

Wiedziała, że jeśli pozwoli mu się podejść, wda się w dyskusję z nim, to przegra. Może mu wszystko wygarnie i w zamian dowie się, jak bardzo jest niedojrzała pomimo swoich dwudziestu ośmiu lat; może się rozpłacze z nadmiaru emocji, które nadal... a w zasadzie znów... w niej buzowały....

Może mu nawymyśla... A może się podda jego magnetyzmowi i straci te sześć lat pewności siebie?

W tym momencie poczuła, jak spływa na nią spokój.
"O, nie. - pomyślała. - Nie wrócę. Nie jestem w stanie przechodzić przez to drugi raz. Wyrwałam się i więcej nie chcę."

Nie była pewna, czy długo uda jej się unikać zaczepek Ariela. Już wiedziała, po co przyjechał. Dzisiejszy obiad dużo jej wyjaśnił, szczególnie werbalne powroty mężczyzny do przeszłości. Chciał się dowiedzieć, czemu odeszła.

Nie była pewna, czy wytrzyma konfrontację z nim, dlatego wolała unikać tych wspominek. Bała się, że niedawno wzbudzone pokłady emocji zaleją ją w najbardziej niewłaściwej chwili.

Ariel cenił zdecydowanych rozmówców. Takich, którzy wiedzą, czego chcą. Ona może jeszcze nie wiedziała na sto procent, czego sobie życzy od przyszłości, ale teraźniejszość zadowalała ją; i zdawała sobie sprawę, że nie zamierza rozpamiętywać przeszłości.

"Mimo, że to Ariel..." - pomyślała tęsknie. Bo tak, tęskniła do niego: do troski, jaką ją otaczał, do bezproblemowego życia, które przy nim prowadziła, do czułości i rozkoszy, jakie jej serwował...

To było cudne, wspaniałe i... trudne do zapomnienia. Musiała to przyznać. Wielokrotnie brakowało jej tego Ariela. Gdyby mógł być taki i tylko taki, nie uciekłaby od niego nigdy w życiu.

Ale ten drugi, wyrafinowany znawca sado-maso, który znalazł w niej potulną i cierpliwą odbiorczynię swoich upodobań...
Pokręciła głową, pozwalając sobie na rzadką w ostatnim czasie retrospekcję.

***
Podczas lat z nim spędzonych przyzwyczaiła się do jego preferencji. Pamiętała, jak obiecywał jej rozkosz i ból. I dotrzymywał słowa. Ból prawie nigdy nie był dużo silniejszy, niż mogła znieść a następująca po nim rozkosz tonowała wcześniejsze nieprzyjemne doznania.

Uwierzyła mu, gdy mówił, że nie musi lubić pewnych rzeczy, ale powinna być w nich dobra. Po to, żeby to ona rozdawała karty i decydowała o tym, jaką pieszczotą i w jaki sposób obdarzy mężczyznę. Nie tolerował słów "nie potrafię". Więc ćwiczyła i w końcu była niezła w tym, czego od niej wymagał.

Choć zdarzało się, że jeśli nie skoncentrowała się odpowiednio podczas gry miłosnej, męczyły ją odruchy wymiotne albo zbyt duży ból....

Była dumna, że wykonuje jego polecenia. Że daje radę. Nie rozumiała wtedy, jak bardzo jest przez niego wykorzystywana. I jak wielką on, dorosły facet, robi krzywdę jej, młodej dziewczynie. O nie, wręcz przeciwnie. Była przekonana, że tak jest dobrze. Że ten związek to coś specjalnego, wyjątkowego. Tak właśnie mówił Ariel. A ona mu wierzyła.

Nie lubiła też spotkań, a raczej wyjazdów w miejsca, do których Ariel ją zabierał, gdzie spotykali się ludzie o takim samym swobodnym podejściu do seksu; krępowały ją publicznie okazywane jej przez mężczyznę karesy i oglądanie otwartości innych, męczyło również oganianie się od obcych facetów.
Wbrew temu, co jej Ariel obiecywał, naszyjnik w postaci obroży nie zawsze ją chronił przed mniej lub bardziej chamskimi zaczepkami.

Co prawda, były to najczęściej luksusowe pensjonaty czy niewielkie  domy wczasowe, z basenami, rozbudowaną strefą SPA i sklepami dla gości. Więc wszystko uciekało bogactwem i było naprawdę wygodnie. Ale krępowała ją sama zbyt swobodna atmosfera takich miejsc. Seks nie tylko unosił się w powietrzu, ale wręcz je sobą przepajał: nazbyt szczere rozmowy obcych sobie kobiet, zaczepki przez nieznajomych mężczyzn, bezpardonowe propozycje zmiany par, trójkątów i innych wielokątów, oferowane przez ludzi obu płci.

Co prawda Ariel nigdy nie decydował się na uprawianie seksu przy innych. Co to, to nie. - musiała przyznać. Ale każde wyjście z pokoju powodowało, że czuła się unurzana w lepkiej atmosferze wyuzdania. Przywykła do tego, bo "Ariel kazał"; a to przez te wszystkie lata było dla niej tak ważne, jak w dzieciństwie dziesięć przykazań.

Ariel był niekwestionowanym zwolennikiem sado - maso. Nigdy tego nie ukrywał i oczekiwał od niej, że ona będzie brała w nich udział. I brała, dumna, że to właśnie ją wybrał na swoją towarzyszkę.
Seanse te, choć mało przyjemne, nie zdarzały się zbyt często i przeważnie niezbyt mocno wykraczały poza jej możliwości. Oczywiście, możliwości te, w miarę trenowania przez mężczyznę, powiększały się. Ale Ariel znał jej aktualną wytrzymałość i poziom gotowości do ponoszenia bólu i raczej nie przekraczał ich. 

Raczej.....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro