Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29.

Popsuło się między nimi. Daria kategorycznie odmówiła zdradzenia tajemnicy. Nie dlatego, że nie chciała. Wręcz przeciwnie. Ale musiała pomyśleć, co i ile może powiedzieć, żeby Tomek poczuł się usatysfakcjonowany, a żeby nie zdradzić Ariela.
W pierwszej chwili, zdumiona atakiem z jego strony, którego zupełnie się nie spodziewała, wpadła w panikę i...
- Nie powiem - odparła.

Tomka zamurowało. Spodziewał się zdziwienia i jasnej, satysfakcjonującej odpowiedzi. W ostateczności jakiegoś kręcenia czy strachu. Czegoś w rodzaju "to nie tak, jak myślisz". Ale nie takiej pewnej odpowiedzi:
- Jak to: nie powiem? - zdziwił się.
- Nie powiem, kto to jest i co mnie z nim łączy. Muszę to przemyśleć. Zaskoczyłeś mnie.

- Czy dobrze rozumiem? - zaczął go ogarnąć gniew:
- Żeby mi powiedzieć, kim jest gość, który w tajemnicy gada z moją żoną, musisz to przemyśleć?
- Dokładnie tak - pokiwała głową, podkreślając swoją nieustępliwość.

Ale kiedy zobaczyła, jak bardzo go uraziła, próbowała łagodzić swoje stanowisko:
- Tomek, dowiesz się wszystkiego, co niezbędne. Tylko daj mi chwilę, żebym mogła się zastanowić.....
Ale chłopak, jeszcze bardziej urażony, nie zamierzał jej słuchać. Wypadł z domu, trzaskając drzwiami.
- Tomek! - zawołała, gotowa pospieszyć za nim.

Ale nie zareagował, nie zatrzymał się. Słyszała, jak zbiegał po schodach i za chwilę zauważyła, jak wybiegł z domu, wsiadł do samochodu i gdzieś pojechał.
"Przecież nie będę go gonić - pomyślała, wzruszając ramionami. Była wzburzona tak bardzo, że zakręciło jej się w głowie i zrobiło słabo. Musiała usiąść.

- Ty idiotko! - zaczęła sama sobie wymyślać na głos. - Przecież miałaś mu powiedzieć! Co cię opętało z tym "nie powiem"?!
Tomek wiedział, kto z pewnością mu udzieli informacji. Zaparkował pod hotelem pracowniczym i wbiegł po schodach. Zadzwonił do drzwi i otworzyła mu mama Darii. Uśmiechnęła się na jego widok:
- Wejdź, synku. Sam jesteś? Co ci potrzeba?
Przeszła do kuchni i wstawiła wodę w czajniku:
- Napijesz się kawy? Herbaty? Mam ciasto, wczoraj piekłam.

- Nie, mamo, dziękuję - odparł, próbując od uspokoić:
- Ten mężczyzna, z którym Daria rozmawia przez internet... Taki starszy... - zaczął.
- A, profesor... oj, zapomniałam - kobieta uśmiechnęła się przepraszająco:
- On ma takie rzadkie imię, Ariel. To złoty człowiek! Tak bardzo pomógł Darusi, nie wiem, co by było bez niego.... Daria leczyła się w jego klinice, tu niedaleko, w Ostrowii Mazowieckiej. Nie mówiła ci? - zdziwiła się kobieta.

- Mówiła - uśmiechnął się. - Szukam pomocy dla znajomej...
Miał lekkie opory, że musiał okłamać tę dobrą kobietę. Ale był zdecydowany dotrzeć do prawdy.
- On później pomagał dzieciakom z waszej szkoły, w całą akcję był zaangażowany ten nauczyciel.... - zająknęła się:
- No, taki młody. Uczy chyba historii.

Tomek poczuł, że sie powoli uspokaja. Wyciągnął telefon i wyszukał klinikę, o której mówiła jego teściowa:
- To ta? - pokazał jej stronę www. - "Ad Astra"?
Mama Darii pokiwała głową:
- Dokładnie. Tam uratowali Darusi rękę i... i życie - wzruszyła się i zaczęła płakać. Tomkowi zrobiło się głupio, poczuł wyrzuty sumienia, że tak bezpardonowo wyciągnął z niej informacje:
- Już dobrze - niezręcznie poklepał kobietę po plecach.

- A profesor nie zostawił Darii nawet, kiedy już opuściła klinikę. Dalej z nią pracował - opowiadała dalej kobieta. - Ale o jego nazwisko musisz zapytać Darię, bo ja nie pamiętam.
- Dziękuję, znajdę - uśmiechnął się Tomek. Nie chciał wyciągać od niej więcej informacji, żeby się nie zaniepokoiła.
- Ale ale, ty coś chciałeś, synku? - przypomniała sobie mama Darii.

- Nie, już wszystko wiem - pożegnał się grzecznie, cmoknął kobietę w policzek i wyszedł. Siedząc w samochodzie, wyszukał interesujące go informacje. Były interesujące. W życiu nie podejrzewałby, że jego Daria, dziewczyna z tak biednej rodziny, utrzymuje kontakt z kimś tak znanym.

Sięgnął pamięcią do spotkania sprzed kilku lat. Ariel Rozwadowski, bo tak nazywał się profesor, był u nich w domu, na spotkaniu które zorganizował ojciec. Tomek wtedy wszedł na chwilę, został przez ojca przedstawiony obecnym.
Wspomnienie było tak ulotne, że gdyby nie lektura strony kliniki, nie przypomniałby sobie tamtego spotkania.

Profesor Rozwadowski, współwłaściciel kliniki "Ad Astra", zgodnie z informacjami podanymi w internecie, powinien dziś w niej być. Tomek sprawdził w nawigacji drogę i ruszył.
Po godzinie był w klinice. Trafił bez trudu, ale poruszać się po niej nie było łatwo. Zrozumiał, że tutaj nie wchodzi się z marszu, bez zapowiedzi. Dlatego bez skrupułów przedstawiał się i powoływał na ojca każdemu, kto mógł mu udzielić informacji.

Nie chciano go skierować do gabinetu profesora, musiał poczekać w strefie dla gości. Ponieważ nadal roznosiły go emocje, nie chciał czekać w budynku. Wyszedł do ogrodu. Gdyby był spokojniejszy, podziwiałby świetnie utrzymaną część dostępną dla odwiedzających. Przez chwilę przyglądał się złotym karpiom koi, pływającym w sztucznym stawie i taksował w myślach wartość kliniki. Spodziewał się, że ktoś po niego przyjdzie. Ku jego zdziwieniu, po pewnym czasie dołączył do niego sam profesor:
- Dzień dobry, młody człowieku - starszy mężczyzna odezwał się życzliwie, choć z rezerwą.

- Dzień dobry, profesorze - uśmiechnął się Tomek. A raczej, wydawało mu się, że grymas, który zaprezentował, to uśmiech.
- Pogoda jest tak piękna, że korzystam z każdej wolnej chwili, żeby wyjść na świeże powietrze. Dbam o higienę umysłu. - zaczął profesor.
- To prawda, pogoda jest wymarzona na spacery - powtórzył Tomek, nagle onieśmielony.

- Ale nie będziemy chyba rozmawiać o pogodzie? Recepcjonistka uprzedziła cię, że mam niewiele czasu? - teraz to profesor przyglądał się chłopakowi.
"Zdenerwowany - myślał. - Podejrzliwy i nieufny. Odważny, skoro tu osobiście przyjechał. No i dość nierozważnie się zachowuje".

To ostatnie doniosła mu asystentka, której recepcjonistka opowiedziała o bezpardonowym żądaniu młodego człowieka, który natychmiast chciał się z nim widzieć. Zastanawiał się, czegóż ten młody człowiek potrzebuje. Wiedział, kim jest, pamiętał młodego, gniewnego chłopaka, syna jednego z najbardziej znanych adwokatów, który później, z tego co pamiętał, popadł w tarapaty.

- Tak. Przejdźmy do rzeczy - zażądał Tomek. - Chcę wiedzieć, co pana łączy z Darią, moją żoną - podkreślił ostatnie słowa.
Ariel popatrzył na niego z uśmiechem podszytym rezerwą:
- Skąd przekonanie, że ci powiem? O ile w ogóle mam coś do powiedzenia?
- Musi mi pan powiedzieć - Tomka znów zaczęły ponosić emocje:
- Daria jest moją żoną i mam prawo wiedzieć...

Ariel znów się lekko uśmiechnął. Wyglądał w tej chwili jak kot, który bawi się myszą:
- Jeśli twierdzisz, że twoja żona, Daria, należy do kręgu moich znajomych, cóż szkodzi, żeby zapytać o charakter łączącej nas znajomości?
Tomek poczuł, że starszy mężczyzna go lekceważy. Zdenerwował się:
- Jeśli w tej chwili mi pan nie powie, wezwę policję! I mojego adwokata! - zawołał.

Ariel uśmiechnął się lekceważąco:
- W porządku. Wzywaj, kogo sobie życzysz. Pozwolisz, że wobec tego zostawię cię samego i wrócę do swoich obowiązków.
Odwrócił się i zamierzał odejść, ale chłopak chwycił go za rękaw. Mężczyzna zmierzył go lodowatym spojrzeniem:
- Zabierz rękę. - i zawstydzony Tomek odsunął się od niego:
- Przepraszam... - wydukał. - Po prostu...

I opowiedział mężczyźnie o scenie, jaką zobaczył poprzedniego wieczora. Ariel wysłuchał go z uwagą i odetchnął.
"Młody nic nie wie, więc nie narobi kłopotów" - pomyślał.
- Profesorze, proszę mi powiedzieć - kończył. - Niepokoję się o nią. A obiecałem jej...
- ... że uczynisz wszystko, aby wasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe? - dopowiedział profesor.

Tomek kiwnął głową.
- Moja odpowiedź brzmi tak samo, jak na początku: zapytaj Darię. Ja nie udzielę ci tych informacji. - łagodnie powiedział Ariel.
Spodobał mu się ten chłopak, który w tak obcesowy sposób zażądał widzenia się z nim.
"Popędliwy, świadomy swojej wartości, ale chyba zależy mu na Darii" - pomyślał.

- A Daria mi powie?
- Jeśli słuchałeś tamtej rozmowy, to wiesz, co Daria miała doradzone - Ariel wzruszył ramionami. - Jest dorosła, świadoma własnych poczynań, do niej należy decyzja, czy i co ci powie. Ja osobiście jestem zwolennikiem dość dużej szczerości w dobrze funkcjonującym związku.
- I niczego więcej nie dowiem się od pana? - nie ustępował Tomek.
- Powtórzę: zapytaj Darii - profesor powiedział to z sympatią.
Nie pozostało nic innego, tylko pożegnać się i odejść.

***
Kiedy wrócił, Daria kończyła pakować torbę. Chłopak chwycił ją za rękę, ale wyrwała mu się. Ponownie do niej poszedł, tym razem trzymając otwarte dłonie przed sobą:
- Daria, skarbie... - zaczął. I urwał, bo nie wiedział, co powiedzieć.
- Jak mogłeś?! - odwróciła się od niego.
- Bo jestem głupi i zazdrosny! Ot, co! - wypalił. - Bo chcę się tobą opiekować i jak usłyszałem, że jesteś zależna od jakiegoś faceta.... A ty nie chciałaś mi nic powiedzieć.. Nic!

- Powiedziałabym ci, ale z czasem. A ty mnie zaskoczyłeś.
Znów patrzyła mu w oczy, tym razem z sympatią:
- Tomek, to nie jest takie proste, powiedzieć o najbardziej osobistych sprawach. Nawet własnemu mężowi - dodała, widząc, że chłopak otwiera usta. - Nie zapominaj, że gdyby nie ta ciąża, nie bylibyśmy tak blisko, nie mieszkalibyśmy razem i nie byłoby potrzeby się sobie zwierzać.

Znów podeszła do torby i wzięła w rękę kolorową, złożoną na czworo koszulkę. Znieruchomiała w tej pozycji, jakby się zastanawiając, czy wrócić do przerwanej czynności. Stała tak przez moment, podejmując decyzję.
A wtedy chłopak poprosił zdławionym głosem:
- Zostań.... Poczekam na wyjaśnienia, ile będzie trzeba.

***
- Jestem już spakowana - trajkotała jak nakręcona do słuchawki. - Na imprezę też mam coś ładnego, wybierałyśmy razem z Kleo i Darią.
- Cieszę się - usłyszała w telefonie ciepły głos Radka. - Nie miałaś kłopotów z mamą? Puściła cię na dwa tygodnie? Bo wiesz....
Urwał, ale nie musiał kończyć. Wiedziała, o co chodzi: o jej niepełnoletność.

- Nie przyznałam się, że chcę wyjechać na dwa tygodnie - przyznała. - Na razie mówiłam tylko o imprezie. Miałam nadzieję, że jak już wyjadę, to zadzwonię z Białegostoku za dwa czy trzy dni i powiem, że jeszcze nie wracam.
Chłopak, słuchając tych naiwnych rojeń, pokręcił głową:
- Rano przyjadę po ciebie, czekaj na mnie. Porozmawiam z twoją mamą.

Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, Radek przyjechał. Jak zwykle nieskazitelnie ubrany i uczesany, zadzwonił do drzwi z bukietem kwiatów w ręku. Wpuściła go, przejęta i przestraszona:
- Mamo? - zawołała. - Możesz przyjść?
Kobieta wyszła z pokoju, gdzie prasowała ubranka dziecięce. Zdziwiła się na widok chłopaka. A jeszcze bardziej, gdy ten podał jej bukiet. Skonfundowana, obracała go w rękach przez chwilę, zanim podała go córce:
- Włóż go do wody - poleciła.

Marta w kuchni znalazła odpowiedni dzbanek, nalała wody i wstawiła kwiaty, nasłuchując rozmowy, która przeniosła się z przedpokoju do najlepszego pomieszczenia w domu, szumnie zwanego "salonem".
- Chciałem podziękować, że do tej pory pozwalała pani spotykać się Marcie ze mną, szczególnie, że dotąd pani mnie nie poznała - mówił Radek tak jedwabistym głosem, że Martę aż skręcało.

Za to jej mama chyba była pod wrażeniem:
- Marta mnie nie pyta o zgodę, sama robi co chce. I to od lat...
- Ale pani jest jej matką - uśmiechnął się Radek. - Teraz pozwoliła pani na wyjazd Marty do Białegostoku, na imprezę młodzieżową. Proszę się nie niepokoić, zapewnię Marcie bezpieczeństwo. Będą tam również jej przyjaciółki ze szkoły.

- Takie tam przyjaciółki - prychnęła kobieta. - Jedna właśnie wyszła za mąż, pewnie już chodzi z brzuchem, a druga to córunia tego zarozumiałego inżyniera. I to nawet nie jest jego rodzona córka.
Marta uważała, że najwyższy czas zakończyć tę dyskusję:
- Mamo, to my już pojedziemy. Gdyby coś, dzwoń.
Cmoknęła kobietę w policzek, Radek uścisnął jej rękę i wyszli.

Marta odetchnęła z ulgą:
- No i po co był ten cały cyrk? Teraz widzisz, jaką mam matkę.
Spuściła głowę, ale chłopak chwycił ją mocno za rękę:
- Widzę. I co? Myślisz, że to coś zmienia w naszej znajomości? Spotykam się z tobą, nie z twoją matką.
Droga do Białegostoku minęła im dość szybko i wkrótce wchodzili do mieszkania Radka.
- Nie znam nikogo w naszym wieku, kto ma własne mieszkanie - zauważyła Marta, próbując ukryć zazdrość.

- Chciałbym powiedzieć, że dostałem - skwitował Radek. - Ale prawda jest taka, że rodzice je kupili za moją kasę. Wiesz, grałem od dziecka, a w reklamach można dobrze zarobić. No i coś trzeba było zrobić z tą forsą.

Marta automatycznie skierowała się do pokoju gościnnego, który zajmowała poprzednio. Sprawiło jej przyjemność, że na szafce stały takie same kwiaty jak te, które dostała jej mama. Tylko bukiet był większy. Rozejrzała się i uśmiechnęła - poczuła się swobodnie i "u siebie". Radek wszedł za nią:

- Tomek i Daria zatrzymają się w gościnnym apartamencie kancelarii. Adonis zaparł się i dom rodzinny omija szerokim łukiem. A Kleo, gdzie będzie nocować? - zainteresował się:
- Mam propozycję, śpij ze mną a tutaj ulokujemy twoją przyjaciółkę.

***
Impreza kończąca rok szkolny odbywała się w klubie "Como". Mieścił się w podziemiach starej kamienicy, miał kilka sal do tańca, bar oraz miejsca do odpoczynku. Był pełen kolorów, świateł, głośnej muzyki. Żeby porozmawiać w spokoju, dziewczyny musiały wyjść na koniec korytarza. Rozsiadły się na kanapach:
- Uff, tutaj nie jest tak głośno. - westchnęła Marta, ocierając pot z czoła.

- Ale impreza fajna - dodała Daria. - Gdyby jeszcze niektórzy nie zadzierali nosa..
- Olej to! - roześmiała się Kleo. - Teraz jest inaczej, niż przed trzema miesiącami. Nie robimy już za ubogie krewne z prowincji. Jesteście związane oficjalnie z dwoma najfajniejszymi chłopakami z tej całej ferajny, a ja.... - wzruszyła ramionami - A ja jestem z wami. Szkoda tylko, że... - posmutniała, a przyjaciółki doskonale zrozumiały, czego nie powiedziała:

- No ale wyobrażasz sobie Ariela tutaj, wśród tej młodzieży? - roześmiała się Marta. - On jest taki wytworny, że "wyluzować się" to dla niego znaczy rozluźnić krawat?
- Wcale nieprawda! - zaprotestowała Kleo. - Ariel... potrafi się wyluzować. Chodzi ubrany na sportowo, choć tylko w dni, kiedy naprawdę ma wolne. Lubi tańczyć, zdarzało nam się bywać w klubach. Tutaj też by się odnalazł.

- No tak, ty wiesz najlepiej - Daria popatrzyła na nią uważnie:
- Powiedz, Kleo, ale tak szczerze: jesteś z nim szczęśliwa?
Uśmiech wypłynął na twarz zapytanej:
- To jest... nie potrafię tego jednym słowem opisać. Raz jest tak kojąco, jak pod opieką ojca, raz z kolei jak rzucenie na głęboką wodę. Czasami pławię się w cieple jego uczucia, a czasami.... a czasami jest trudno, ale daję radę.

- Jedno jest pewne - uśmiechnęła się Marta. - Rozkwitłaś przy nim: nabrałaś elegancji w ruchach, ubiorze, zachowaniu. To się widzi. Odstajesz od naszych koleżanek, nawet tych "elegantek" - prawie wypluła ostatnie słowo.

- Wszystkie się rozwinęłyśmy pod jego opieką przez te trzy lata - zauważyła Daria. - Samo to, że kazał nam oglądać te filmiki, słuchać nagrań, rozmawiał z nami i pokazywał, co można zrobić lepiej. Te wszystkie filmy, teatry i opery, które musiałyśmy zobaczyć - wyliczała. - Ale ty najbardziej. Jesteś elegancka, dopracowana, taka... No, taka z dorosłego świata. - przyznała.

- I czasami tak się czuję, taka dorosła, doświadczona. - przyznała Kleo. - Czasem mam wrażenie, że Ariel wymaga ode mnie zbyt dużo. A czasem traktuje mnie jak małą dziewczynkę, taką córeczkę. Ale przyjmę wszystko, takie i takie. Bo nie wyobrażam sobie końca tego związku - wyznała.
- A właśnie, Daria, powiedziałaś już Tomkowi o Arielu? - zainteresowała się Marta.

- Jeszcze nie - wyznała zapytana. - Ale Tomek już trochę wie, podsłuchał kawałek naszej rozmowy. Było ciężko - westchnęła. - Chwilowo się uspokoiło, ale muszę mu powiedzieć.
- Obie powinnyście - oświadczyła Kleo. - Tomkowi i Radkowi. I najlepiej wspólnie, żeby wasze wersje nie różniły się między sobą. Nie wyobrażam sobie, żebyście coś tak ważnego ukrywały przed facetami.

- Ariel rozmawiał z tobą o nas? - zdziwiła się Daria.
- Nie. - zaprzeczyła. - Nic nie wiem na temat waszych relacji. I się nie dowiem, bo Ariel trzyma to w tajemnicy. Wiem tyle, ile od was....

W tym momencie pojawił się w korytarzu Radek. Błysnął oczami, ogarnął Martę i Kleo ramionami:
- Jak się bawicie, laski? Kleo, nie nudzisz się? Nie narzekasz na brak męskiego towarzystwa?
- Mam ciebie - zażartowała, a w tym samym momencie ujęła się za nią Marta:
- Kleo też ma faceta. Ale starszego. Z zupełnie innej bajki...

***
"Starszy facet z zupełnie innej bajki" zatrzymał samochód kilkadziesiąt metrów od klubu. Uśmiechnął się, gdy pomyślał, jaką niespodziankę zrobi swojej księżniczce. Już dawno zainstalował w jej telefonie lokalizator, żeby mieć kontrolę nad tym, gdzie ona przebywa. Stąd wiedział, że Kleo nadal się bawi w klubie.

"Pierwsza w nocy to chyba dobry moment, żeby zakończyć zabawę" - pomyślał.
Znów uległ impulsowi i zrobił coś, czego nie planował. Zatęsknił za nią. I postanowił przyjechać. Kosztowało go to dwie godziny w samochodzie i rezerwację pokoju w hotelu. Ale znów spędzi noc ze swoją maleńką...

Czekanie go nie nudziło. Przeglądał pocztę, komentarze na stronie kliniki i w social mediach i wyobrażał sobie minę Kleo, gdy go zobaczy.
"O, chyba wychodzą - wyprostował się. - Nie, to nie oni, to jakieś większe, rozbawione towarzystwo".

O wpół do drugiej był gotów zakończyć czekanie. Wyszedł z samochodu i wyciągnął telefon, żeby pospieszyć Kleo .... i tym momencie zauważył rozbawione towarzystwo: z przodu niedawno widziany syn adwokata z Darią, a z tyłu znany aktor młodego pokolenia, obejmujący Martę i Kleo. Dziewczyna również go objęła, bo ewidentnie miała trudności z zachowaniem pionowej pozycji.

Wyszedł im naprzeciw, ale dostrzegli go dopiero, gdy stanął przed nimi:
- Kleo ja się zajmę, proszę ją puścić - odezwał się chłodno. Dziewczyna popatrzyła na niego z pijackim zdumieniem:
- O, Ariel, ty tutaj? Ale cudnie.....

Próbowała wydostać się z ramion Radka, ale zachwiała się i możliwe, że upadłaby, gdyby starszy mężczyzna jej nie podtrzymał. Kiedy już się na nim uwiesiła, odwróciła się do przyjaciółek:
- Baby, zgadamy się jutro. Teraz... - odbiło jej się. - Teraz muszę iść.
I była gotowa z nimi odejść, ale znów się zachwiała.

Mężczyzna westchnął, wziął ją na ręce, kiwnął głową w kierunku chłopaków:
- Będzie ze mną bezpieczna. Jej przyjaciółki mogą zaświadczyć.
Odwrócił się i odszedł, niosąc rozchichotaną dziewczynę.
Radek z Tomkiem popatrzyli na siebie. Pierwszy zamierzał interweniować, ale Marta uwiesiła się na nim:
- Daj spokój, to Ariel. On się zaopiekuje Kleo.
A Daria kiwnęła głową z przekonaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro