27.
- Wakacje, znów będą wakacje - Darek podśpiewywał w łazience stary przebój kabaretu "OTTO", którego kiedyś maniacko słuchał. Zośka podeszła z figlarnym uśmiechem:
- A nie "znowu są wakacje"? - podpowiedziała.
- To zaśpiewam jutro, jak wyjdziemy z ostatniej rady i zamkniemy drzwi szkoły na półtora miesiąca - odparł stanowczo:
- A później pakuję się i jadę w góry.
- Chciałeś powiedzieć "jedziemy" - poprawiła go łagodnie.
Wakacje zaczynali wyjazdem w Tatry. Jak zwykle chcieli połączyć różne upodobania: Darek, Piotr i jeszcze kilku jego przyjaciół zamierzali chodzić w wysokie góry, po polskiej i słowackiej stronie. Byli doświadczonymi górołazami, dwóch z nich miało uprawnienia ratowników górskich. Zośka i Zuzka, dziewczyna Piotra i dawna uczennica czarnoborskiego liceum, zamierzały czekać na nich w hotelu w Zakopanem. Planowały spędzać czas razem lub osobno, jak im przyjdzie do głowy: wypoczywać, opalać się, chodzić na spacery po niższych trasach turystycznych.
I czekać, aż "ich mężczyźni" zejdą z wysokich gór. Panowie byli serdecznymi przyjaciółmi od lat, je dwie łączyło jedynie to, że Zośka kilka lat temu uczyła Zuzkę angielskiego. Lubiły się wtedy, szczególnie gdy młodsza dziewczyna porzuciła zblazowaną pozę członkini "złotej paczki" i pod wpływem Piotra zaczęła się uczyć. A że jej klasa miała eksperymentalny, rozszerzony tok nauki, nastawiony na przedmioty humanistyczne i język angielski, zajęć z Zośką mieli dużo. Nie tylko klasyczny angielski, ale również translatorium, warsztaty kultury anglosaskiej i edukacji medialnej, wszystko wykładane w języku Szekspira.
Ale to było wtedy. Teraz miały spędzić z sobą czas jako dwie dorosłe kobiety, które łączyła jedynie serdeczna przyjaźń ich facetów.
Pierwotnie zamierzał do nich jeszcze dołączyć Sebastian, drugi serdeczny przyjaciel Darka, również że swoją dziewczyną, Justyną, przyjaciółką Zuzki i również dawną uczennicą Zośki.
Ale ojciec Justyny, poseł rządzącej partii, tej jesieni startował w wyborach na prezydenta RP, więc zarówno dziewczyna jak i Sebastian mieli pełne ręce roboty. Oboje mieli go wspierać: córka prywatnie a Sebastian jako wieloletni doradca medialny i członek jego sztabu wyborczego, miał zza kulis trzymać rękę na pulsie.
No i przez całe wakacje ich zadaniem było pokazywać się jako szczęśliwa rodzina: żona Alicja, również pracująca w czarnoborskim liceum, córka Justyna, trzeci rok studiująca psychologię na jednej z topowych prywatnych uczelni oraz jej narzeczony, Sebastian, dziennikarz kilku mediów, od "Gazety Poznańskiej" po "Echo Podlasia".
Dlatego na wypad w góry ostatecznie jechali w okrojonym składzie.
Zośka nie zamierzała być uwiązana do Zuzki, gdyby okazało się, że nie nadają na tych samych falach. Serdeczna przyjaźń Darka i Piotra nie mogła być jedynym spoiwem znajomości ich dwóch.
"Jeśli się okaże, że mamy o czym pogadać, to okej. A jak nie, to nie" - myślała.
Bardziej cieszyła się na kolejny etap wakacji, gdy już we dwójkę z Darkiem zamierzali jechać nad morze. Wybrali Kołobrzeg, bo w tym mieście naprawdę było co robić i morze nie było jedyną atrakcją. Choć Zośce by to nie przeszkadzało. Ona najchętniej zaszyłaby się na stałe na plaży i przesiedziała cały tydzień, spacerując brzegiem morza, wpatrując się w horyzont i śpiąc pod gwiazdami. Ale Darek by się zanudził na śmierć. Dlatego, w trosce o jego zadowolenie, tym razem postanowili jechać do Kołobrzegu, gdzie oprócz morza będą również inne atrakcje.
A później dokąd? Tego jeszcze nie wiedzieli. Ale wierzyli, że wymyślą coś ciekawego.
Po perturbacjach z poprzedniego roku wszystko prawie wróciło do normy. Mieszkali razem i razem pracowali, potrafili się cieszyć swoim towarzystwem, przepracowali kilka ważnych problemów. Darek zachowywał się tak, jakby znów jej ufał.
A Zośka strasznie się bała. Odzyskane szczęście ją cieszyło, ale potwornie bała się je ponownie stracić. Czasem budziła się w środku nocy, patrzyła na śpiącego Darka i zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie tak dobrze. I czy ona sama znów czegoś nie popsuje.
Wydarzenia poprzedniego roku, powrót byłego chłopaka i ponowny związek z nim, ocierający się wręcz o uzależnienie, bardzo podkopały jej pewność siebie.
Nie rozmawiała o tym z Darkiem, bo on nie widział problemu. Cieszył się ich dobrą relacją, bliskością, wspólnym życiem i nie zamierzał doszukiwać się w tym kłopotów. I wracać do przeszłości.
- Zosiu, zostawmy to, co było, za nami. - mówił:
- Teraz jest dobrze, a nawet wspaniale, i tego się trzymajmy. Cieszmy się tym, co mamy. Nie rozdrapujmy niepotrzebnie dawnych zdarzeń, bo to nie ma sensu. Nie zmienimy przeszłości.
A Zośka bała się, że jeśli znów zacznie mu opowiadać o swoich obawach, to tylko go odstraszy. I straci to, co ma w tej chwili.
A z drugiej strony tak bardzo chciała, żeby po raz kolejny Darek ją zapewnił, że wszystko będzie dobrze.
***
Wyjechali, zgodnie z planem, dwa dni później. Droga, choć długa, przebiegła im dość sprawnie i wieczorem wprowadzali się do zarezerwowanego pokoju. Pensjonat był, jak wiele podobnych, niewielki, na kilka pokoi, ze wspólnym salonem, w którym miały być podawane posiłki.
- O, jest już Piotr z Zuzką! - zawołał ucieszony Darek, zrywając się z kanapy, żeby powitać przyjaciela.
Witali się przez chwilę, umówili się na wspólną kolację a później nowo przybyli poszli poszukać swojego pokoju.
Zośka nie mogła zapomnieć serdecznego, acz uważnego spojrzenia, jakim obrzucił ją Piotr.
"Miał prawo się niepokoić - myślała. - bo namieszałam strasznie."
Wspomniała pomoc, jakiej jej udzielił, kiedy chciała się wyzwolić z ponownego związku z Olgierdem. Wstydziła się tamtej niemocy i tego, że nie potrafiła sama sobie poradzić.
Jeśli kolację, pili drinki i piwo, i rozmawiali. O wszystkim i niczym, o tym co w szkole (u Piotra, Darka i Zośki), na studiach (u Zuzki) i w obu związkach. Głównie rozmawiali mężczyźni, kobiety przyglądały się sobie z zaciekawieniem, lekką nieufnością ale i z sympatią.
Później dotarła reszta ekipy "górołazów" i zrobiło się jeszcze bardziej gwarnie i wesoło. Było to trzech młodych mężczyzn, rówieśników Darka, dawnych kolegów z liceum z czasów, kiedy podjął tam swoją pierwszą pracę Piotr. To on już w pierwszym roku stworzył wokół siebie grupkę górskich zapaleńców i jeździł z nimi na wspinaczkę. Po kilku latach Piotr przestał z nimi jeździć i grupka się rozpadła. Rozeszli się na różne studia, później każdy znalazł swoje miejsce w życiu. Ale pierwotna pasja nie zanikła u żadnego z nich i jakiś czas temu ponownie ją reaktywowali. Teraz pilnowali, żeby przynajmniej raz do roku spotkać się całą "paczką" i poświęcić tydzień lub choćby kilka dni na wspinanie się w górach, im wyższych tym lepiej, w odpowiedniej otoczce: męska przygoda wymagająca dużej dozy wysiłku fizycznego, nocowanie w schroniskach na szlaku, ogniska pod gwiazdami....
Poza Piotrem i Darkiem wszyscy przyjechali sami i nie było końca docinkom, że dwaj przyjaciele nie byli w stanie zostawić choć na chwilę swoich drugich połówek.
Znalazł się moment, już późno w nocy, gdy Piotr chciał sprawdzić, czy jest możliwe zauważenie satelity wystrzelonego niedawno przez prywatnego przedsiębiorcę. Zaintrygowana Zośka poszła za nim.
Zuzka machnęła ręką:
- Piotr jest tak zaintrygowany tym satelitą, że nocami spać nie może i próbuje go zlokalizować.
Tymczasem Piotr, kiedy wyszli na taras, popatrzył na Zośkę z troską w oczach i zapytał:
- Wszystko u ciebie w porządku? Wybacz, że pytam tak obcesowo o prywatne sprawy...
- A co, Darek ci coś mówił? Martwisz się o przyjaciela? Nie skrzywdziłam go tym razem, chyba że nieświadomie - przyjęła pozycję obronną, odsunęła się od niego o krok i objęła ramionami.
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie:
- Zosiu, ja pytam o ciebie, nie o twojego faceta. Wydajesz mi się nieswoja, ot co. Masz jakieś kłopoty? Mogę ci pomóc? Jutro rano wybywamy na szlak i przez kilka dni będziemy zajęci. Jeśli jest coś, co mogę zrobić, może porozmawiać tam w górach w Darkiem, to powiedz. Wiesz, że możesz na mnie liczyć, tak samo jak kiedyś...
(Szczegóły ich poprzedniego spotkania i opis pomocy, jakiej Piotr udzielił Zośce, zostały opisane w poprzedniej części - "Różne oblicza miłości").
Wyciągnął do niej rękę a Zośka ją ujęła, jak się chwyta linę, kiedy jest się w niebezpieczeństwie.
I wszystko mu opowiedziała: o swoich obawach, które skutecznie utrudniają jej wrodzony optymizm, o tym, że boi się poruszać ten temat z Darkiem; a jeśli próbuje, to nie znajduje u niego zrozumienia.
Wiedziała, że Piotr pomoże, jeśli tylko będzie mógł. A jeśli nie pomoże, to chociaż wysłucha i zaoferuje zrozumienie i dyskrecję. Miała już doświadczenie; kiedy potrzebowała pomocy, żeby dojść do ładu z własnymi kłopotami, zamieszkała w schronisku dla kobiet które uciekły od przemocy domowej, prowadzonym przez fundację Piotra "Nie jesteś sama". Uzyskała wtedy wielkie wsparcie od niego i innych pracowników azylu (bo tak nazywali schronisko). Dlatego teraz zwierzyła mu się z kłopotów.
Piotr wysłuchał jej uważnie, jak to miał w zwyczaju:
- Współczuję ci. Nie wiem, czy twoje obawy mają realne podstawy, czy boisz się "na zapas". Ale wierzę, że rzutują one na twoje dobre samopoczucie - zaczął mówić. - Dziękuję, że mi się zwierzyłaś. Takie trudności trzeba rozwiązywać, nie warto ich zamiatać pod dywan. Bo schowane, niepostrzeżenie urosną i staną się większym kłopotem. Postaram się porozmawiać o tym z Darkiem. Wiesz, męska przygoda, góry, ognisko, to czasem pomaga się otworzyć. Natomiast zachęcam cię, żebyś zadzwoniła do Krzyśka, pamiętasz, tego psychologa z mojej fundacji. Rozmawiałaś z nim kiedyś i mówiłaś, że ci wtedy pomógł. Pogadaj z nim od serca, to młody chłopak, prawie w twoim wieku, ale mądry. A jeśli będziesz chciała przyjechać do azylu, żeby pogadać z Krzyśkiem albo pobyć sama z sobą, to zapraszam - uśmiechnął się ciepło:
- Kobiety, które mam pod opieką w azylu, miło wspominają twoje lekcje angielskiego. Wiesz, że pobyt w azylu potrafi zmienić sposób widzenia...
Uśmiechnęła się i uścisnęła jego rękę:
- Dzięki, Piotr. Myślę, że poradzę sobie bez konieczności mieszkania w azylu...
A on przygarnął ją i przytulił po przyjacielsku, a później się uśmiechnął:
- Nie jestem aż takim altruistą, dbam o własny interes. Moja fundacja dostała grant na zajęcia edukacyjne dla pensjonariuszek, w tym na kurs angielskiego. Poszukuję dobrej, cierpliwej, doświadczonej nauczycielki. Płci żeńskiej, bo nasze podopieczne często boją się mężczyzn. Gdybyś chciała zmienić miejsce pobytu czy charakter pracy, to zapraszam od września. Albo od października, czy kiedy byłabyś gotowa. To trudna praca, ale wdzięczna. Mogłabyś łączyć ją ze swoją pracą anglistki w czarnoborskim liceum, bo wystarczy jeden dzień w tygodniu. O, może być akurat w weekendy. - uśmiechnął się krotochwilnie:
- A dyrektor Wilkomirski nie będzie mógł mi zarzucić, że podkradam mu pracowników.
- No tak, to niewskazane - roześmiała się z nim. - Szczególnie, że on naprawdę wierzy, że w swoim czasie wrócisz do Czarnego Boru i obejmiesz po nim stanowisko dyrektora. Mówi o tym dość głośno.
(historia Piotra i jego związków z czarnoborskim liceum została opisana w książce "Miłość na krawędzi").
- Nie mówię nie - zastrzegł wesoło Piotr. - Ale to decyzja na odległą przyszłość. Teraz rozmawiamy o tobie. Tak jak powiedziałem, Zosiu, cieszę się, że mi się zwierzyłaś. Jeśli będę mógł, porozmawiam z Darkiem. Ty dzwoń do Krzyśka, jeśli będziesz chciała. No i zastanów się nad moją ofertą. - poprosił na koniec.
Ostatnie słowa przyjaciela usłyszał Darek, który wyszedł za nimi:
- Jaką ofertą? - zainteresował się.
- Zaproponowałem Zosi pracę weekendową w azylu. - odparł szybko Piotr. - Mogłaby uczyć pensjonariuszki angielskiego. Już to robiła - przypomniał. - tylko teraz dostawałaby za to wynagrodzenie.
- O, ciekawa propozycja - zainteresował się Darek. - A co ty o tym sądzisz, skarbie? - teraz on ją przytulił.
- Obiecałam, że pomyślę - uśmiechnęła się Zośka i wróciła do środka.
Piotr mrugnął do Darka:
- Gdyby zdecydowała się na tę dodatkową pracę, będzie bezpieczna i pod dobrą opieką.
Tej nocy wszystko wydawało jej się proste i łatwe. Uskrzydlona niedawną rozmową kochała się z Darkiem z taką namiętnością, że mężczyzna zachwycił się:
- Kochanie, jeśli chcesz, zrezygnuję z tego wyjścia w góry. Jeśli w zamian masz zamiar zaoferować mi takie atrakcje...
Roześmiała się, pełna siły i entuzjazmu:
- To było tylko przypomnienie, co tracisz, zostawiając mnie tutaj. Idź w te swoje ukochane góry, połaź po nich, powspinaj się, a później wróć do mnie.
- Zawsze, Zosiu. Zawsze do ciebie wrócę. - odparł poważnie, patrząc na nią roziskrzonymi oczami.
Wychodził rano, kiedy Zośka jeszcze spała. Ucałował ją delikatnie, żeby nie obudzić, i wyszeptał:
- Będzie mi ciebie brakować tam, w górach. Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
A kiedy dziewczyna uśmiechnęła się przez sen, wziął plecak i wyszedł, cicho zamykając drzwi.
***
Daria odetchnęła, gdy Tomek wyszedł. Miał jakieś spotkanie w Białymstoku, dotyczące zarządzania kancelarią. Jako syn jednego z założycieli i udziałowiec, musiał trzymać rękę na pulsie. Nie znała szczegółów i nie interesowało jej to, ale wiedziała, że ojciec oczekuje od Tomka ukończenia studiów prawniczych, aplikacji adwokackiej i pracy w kancelarii. To w przyszłości. A jako udziałowiec, już teraz musiał się interesować jej działalnością.
Tomek pytał, czy nie chciałaby pojechać z nim, ale miała na to przedpołudnie inne plany. Takie, które długo odkładała a musiała się w końcu zmierzyć z nimi.
Już od kilku dni myślała o połączeniu się z Arielem, ale nie miała okazji. Tomek był z nią przez cały czas i z pewnością rozmowa z psychologiem wywołałaby pytania, na które jeszcze nie była gotowa odpowiedzieć.
Kiedy upewniła się, że chłopak... wróć, mąż - uśmiechnęła się - wyjechał, odpaliła dawno nie używany komunikator.
Chwilę czekała na odebranie połączenia i za moment na ekranie pojawił się mężczyzna. Jak zwykle, siedział w fotelu i jak zwykle obdarzył ją ciepłym uśmiechem:
- Witaj, Daria - zaczął. - Co słychać?
- Witaj, Ariel - odparła. Trochę drżał jej głos:
- Przepraszam cię, że tak długo się nie odzywałam...
Nie rozmawiała z nim od kilku tygodni, a nie łączyła się od kilkunastu. Praktycznie od momentu, gdy dowiedziała się o jego romansie z Kleo. Nie potrafiła sobie poradzić z tą wiadomością i z własnymi wyobrażeniami, dlatego przestała kontaktować się z psychologiem.
On też nie łączył się z nią, za wyjątkiem jednej rozmowy przed jej ślubem.
- Chciałam ci podziękować za życzenia i za prezent. Kolczyki są piękne. I musiały być drogie...
Uśmiechnął się:
- Daria, weszłaś w dorosłe życie. Nie potrzebujesz mnie, a przynajmniej nie na takich zasadach, jak dotąd. Kolczyki to tylko taki drobiazg, który przypomni ci, że w razie kłopotów jestem dla ciebie.
Obserwowała go na ekranie laptopa. Nic się nie zmienił, mówił do niej tak samo ciepło, jak wcześniej, zanim zerwała z nim kontakt. Przygryzła wargi:
- Potrzebuję cię, Ariel. Tylko..... - urwała. To było trudne.
Mężczyzna czekał przez chwilę w milczeniu. Uśmiechnął się w duchu. Domyślał sie, co dziewczyna chciała powiedzieć, ale nie zamierzał jej tego ułatwiać.
"Musi się nauczyć prowadzić trudne rozmowy". - pomyślał.
Milczała jeszcze przez chwilę, a później zaczęła zdecydowanie:
- No dobrze, wiem, że nic co powiem cię nie zaskoczy. Może zmartwi albo zniechęci do mnie. Ale trudno. Przepraszam cię, że od dawna się z tobą nie łączyłam. Ale miałam trudny czas, dużo się u mnie działo a wiadomość, że jesteś z Kleo i to od tak dawna... Nie potrafiłam sobie z nią poradzić. Jesteś dla mnie ważny, Ariel, uratowałeś mnie kiedyś i częściowo mnie wychowałeś. Dlatego tamta informacja jakoś mi popsuła twój obraz, a tego nie chciałam. Miałam sporo myśli, złych i trudnych. Nadal nie umiem tego zaakceptować i dlatego czułam opór przed rozmową z tobą.
Patrzył na nią, jak zbiera myśli i przekazuje mu swoje odczucia. Był dumny z niej, że dziewczyna potrafi to robić, nawet jeśli przychodzi jej to z trudem.
"Przeszła długą drogę, dużo się nauczyła i dorosła w bardzo fajny sposób" - myślał, wspominając, jak trudno było mu się z nią porozumieć na początku i wyprowadzić ją na prostą drogę.
Wysłuchał teraz jej monologu. Kiedy dziewczyna umilkła, znów się uśmiechnął:
- Daria, jestem z ciebie dumny. Wyrosłaś na wspaniałą, mądrą, ciepłą i troskliwą młodą kobietę. Pokonałaś dużo trudności w swoim życiu i możesz się tym cieszyć. Z przyjemnością i dużą satysfakcją słuchałem, jak formułujesz swoje myśli w słowa, jak komunikujesz swoje obawy i potrzeby - zaczął:
- To naturalne, że pewne moje zachowania nie przystają do twojego wyobrażenia. Ale nie muszą. - znów się uśmiechnął:
- Nie będziemy rozmawiać o moich kontaktach z Kleo. Ani o mnie, ani o Kleo czy Marcie. Będziemy rozmawiać o tobie i twoich problemach. Jak wiesz, jestem otwarty na twoje trudności i zawsze ci pomogę. Jeśli będziesz tego potrzebować. Tutaj nic się nie zmieniło. Gdyby ci nie wystarczyła rozmowa online, wiesz gdzie mnie szukać. Klinika jest blisko. Bywam tam najczęściej w okolicy weekendów, w piątki i poniedziałki. Choć nie w każdy, więc jeśli chciałabyś tam porozmawiać, to musimy się umówić.
Słowa, które wypowiadał, padały jak miód na jej serce. Świadomość, że jest dla niego ważna, że może liczyć na jego pomoc, bardzo ją podbudowały.
"Ariel ma rację, jego związek z Kleo to nie moja sprawa" - pomyślała. I ta myśl ją w pewien sposób uwolniła. Ułatwiła jej patrzenie na mężczyznę jak na kogoś zaufanego, doświadczonego, na kogoś, na kogo może liczyć.
Odetchnęła głęboko i teraz ona się uśmiechnęła:
- Dziękuję, Ariel. Mam trochę problemów i chętnie o nich porozmawiam. Jeśli masz czas i ochotę posłuchać. Chciałabym porozmawiać o mojej ciąży i trudnościach z tym związanych, o mojej roli jako młodej mężatki... no i najważniejsze: o tym, czy i w jaki sposób powiedzieć Tomkowi o tobie.
- Mam dla ciebie czas, Daria. Tylko nie teraz. Za dwie godziny, może być?
- Oczywiście, Ariel. Dziękuję. - odparła z ulgą.
***
Tomek wrócił wcześniej, niż planował. Był w kancelarii, ale mecenas Białecki odwołał spotkanie. Tylko sekretarka przekazała dokumenty, z którymi Tomek miał się zapoznać.
Nie lubił tych rozmów o inwestycjach, kierunkach rozwoju, tendencjach zwyżkowych i zniżkowych i całej reszcie nudnych tematów. Ale rozumiał, że skoro dostał do ręki pewien majątek, to jednak powinien się nim interesować. Dlatego od kilku miesięcy zaczął się pojawiać na spotkaniach, czytać dokumenty i uczyć się zarządzania finansami.
Po afroncie, jaki mu uczyniła mama, nie przychodząc na jego ślub, nie zamierzał zaglądać do domu. Więc podziękował sekretarce, zabrał teczkę z dokumentami i wyszedł.
Miał nadzieję, że zdąży zaprosić Darię na obiad. Miał ochotę gdzieś wyjść. Wszedł po cichu do mieszkania, chcąc jej zrobić niespodziankę.
I zrobił. Sobie. Bo usłyszał, jak jego żona rozmawia za pomocą komunikatora z jakimś mężczyzną:
- Nie wiem, jak mu to powiedzieć. Tomek pewnie rozczarowany, a może zły. Może w ogóle nie mówić? Przecież jest mała szansa, żeby się sam dowiedział.
A mężczyzna odparł:
- Sama musisz zdecydować, Daria. Osobiście uważam, że sekrety w związku zawsze wyjdą na jaw. Prędzej czy później. Jeśli ujawnisz je sama, masz wpływ na czas, miejsce i sposób. Jeśli nie, to mogą ci wybuchnąć w twarz w najmniej sprzyjającym momencie. Zastanów się nad tym....
Tomek poczuł się zdezorientowany, oszukany i zły. Daria, jego żona, o którą troszczył się jak o żadną dziewczynę, nie tylko miała przed nim jakieś sekrety, ale nawet nie zamierzała mu o nich mówić. A z tym... jakimś obcym facetem... omawiała swobodnie ich prywatne sprawy....
Całą radość, z jaką wracał do domu, do żony, zniknęła. Wycofał się z mieszkania, wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku Białegostoku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro