( 6 ) .
Witajcie kochani,wracam na dobre.Musiałam odpocząć i zregenerować siły ,miałam chwilę zwątpienia czy jest sens by dalej tu być i pisać.
Wybaczcie że nie dawałam znaku życia,wszystko teraz u mnie jest dobrze.
Zapraszam do czytania i komentowania.Za błędy przepraszam.
Sabrina powoli otworzyła oczy ,spojrzała na pokój nie wiedząc jak się w nim znalazła.To nie było jej łóżko,poczuła złość na Marka że ponownie spała razem z nim.Postanowiła że porozmawia z nim o tym po jego powrocie do domu.
Wstała z wielkim bólem głowy i suchością w ustach,gdy próbowała wyjść z łóżka poczuła zawroty głowy i nudności. Jedzenie podeszło jej do gardła,pędem ruszyła do łazienki opróżniając żołądek nad klozetem.
Spojrzała w lustro widząc swoje odbicie,wieczorne picie nie dla niej-tak mówiła za każdym razem gdy sięgała po alkohol.
Szybko umyła zęby i twarz w zimnej wodzie myśląc że w ten sposób poprawi choć trochę swój wygląd i samopoczucie.
Głowa pulsowała coraz bardziej,zrobiła okład mocząc ręcznik w zimnej wodzie i przykładając do czoła.
Zeszła na dół niosąc butelkę wody i pijąc z gwinta. Podeszła do Klaudi która siedziała trzymając się za głowę i głośno jecząc.
-Jak się czujesz?
-Umieram,więcej nie piję.Rodzice mnie zamordują,miałam pomóc im rano w sklepie a zobacz która jest godzina-wskazała na zegar wiszący na ścianie.
-O cholera nie wiedziałam że już 12.-Marek pewnie niedługo wróci na obiad a tu nic nie ugotowane-odpowiedziała Sabrina.
-Daj spokój,ma ręce to sam coś sobie uszykuje.Daj wodę bo mnie suszy.
-Masz rację,jesteśmy chore i to on powinien się nami zająć.
Dziewczyny całe popołudnie leczyły kaca,puste butelki leżało obok kanapy na której obie leżały.
Marek wrócił późnym popołudniem widząc w jakim stanie są dziewczyny,uśmiechnął się pod nosem spoglądając na nie.
-Nieźle zaszalałyście.
-Nie krzycz tak bo uszy więdną-powiedziała jedna z nich.
-Kac nadal męczy,nie trzeba było tyle pić .-Klaudio rozmawiałem z rodzicami ,byli źli na ciebie że nie wróciłaś do domu.
-Co im powiedziałeś?
-Nic- nie wiedzą że piłaś,okłamałem ich.
-Dziękuję miałabym przerąbane słysząc jaka to jestem nieodpowiedzialna.
-Po prostu martwią się o ciebie .-Jutro zawioze cię do nich,w takim stanie nie wrócisz dziś do domu.
-Ale nie mam nic do przebrania.
-Dam ci swoje-odezwała się Sabrina.
-Dzięki siostro.
-Zostawiam was i idę się wykąpać.-Sabrino zrób coś do jedzenia,jestem głodny jak wilk.
Po 15 minutach Marek wszedł do kuchni,zobaczył Sabrinę która siedziała przy stole i patrzyła na niego .
-Nie jestem twoją żoną żeby ci usługiwać,bozia rączki dała a pozatym dlaczego spałam w twoim łóżku skoro mam swój pokój?-powiedziała ze złością patrząc prosto w jego oczy.
-To prawda nie jesteś nią ale choć to mogła byś zrobić zamiast siedzieć i nic nie robić gdy wracam zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy-podniósł na nią głos.
-Jak nic nie robię? Cały dom aż lśni ,dawno nie widziałam takiego syfu,straszny brudas z ciebie-teraz to ona krzyczała.
-Mi nie przeszkadzał panno z miasta,zdążyłem się do niego przyzwyczaić.
-Jeśli tak to więcej sprzątać nie będę,zabiorę dziadka do miasta .
Nie pozwolę by tak mieszkał zwłaszcza z takim dupkiem jak ty.
-Coś ty powiedziała-podszedł gwałtownie podnosząc ją z krzesła i przyciskając do swego torsu.
-Dobrze słyszałeś,puść mnie-powiedziała unikając jego wzroku.
-Nic ci nie zrobię,nie narzekałaś gdy spałaś przytulona do mego boku-lekko uśmiechnął się nadal patrząc na nią.
-Przestań kłamać,napewno tak nie było-zarumieniła się na jego słowa.
-Dobrze że nie pamietasz,mi to nie przeszkadzało.
-Możesz mnie puścić,muszę iść do Klaudii.
-Ok-puścił ją a ona od razu wybiegła z kuchni.
Dziewczyny spały razem w łóżku,wcześnie rano Marek zapukał budząc je .
Klaudia pojechała razem z Markiem a Sabrina postanowiła odwiedzić dziadka w szpitalu.
Wsiadła do samochodu,gdy znalazła się na oddziale i po przekroczeniu drzwi zobaczyła puste łóżko na którym leżał jej dziadek wystraszona wybiegła z sali kierując się do dyżurki pielegniarek.
-Proszę panią szukam dziadka Romana z pokoju 13-zapytała jednej z nich.
-Jest na badaniach,za chwilę powinien przyjechać.
-Dziękuję,myślałam że coś mu się stało.
Sabrina czekała na sali,po jakimś czasie zjawił się wieziony na wózku przez pielęgniarkę.
-Witaj dziadku-podeszła i uściskała go mocno całując w oba policzki.
-Moja kochana tęskniłem.Lekarz powiedział że coraz lepiej ze mną i za dwa dni mnie wypisze.
-Bardzo się cieszę.Marek cały dzień pracuje i jestem sama .
-Chyba się dogadujecie to dobry chłopak ale ma swój charakter.
-Właśnie się przekonałam jaki jest,uważa że będę mu usługiwać gdy wróci z pracy-powiedziała przypominając sobie jego zachowanie.
-Z czasem się dogadacie.
Sabrina przez parę godzin siedziała z dziadkiem opowiadając o życiu w mieście.
Gdy zmęczony zasnął postanowiła odwiedzić Klaudie i poznać jej rodziców.
Gdy zaparkowała pod sklepem,wysiadając usłyszała znajomy głos.Od razu zadrżała widząc twarz mężczyzny.
-Znowu się spotykamy laluniu,w ubraniu też jesteś gorąca.
-Proszę mnie zostawić w spokoju-odepchnęła mężczyznę z całej siły i szybko wbiegła do sklepu.
Klaudia od razu zauważyła że coś jest nie tak,Sabrina schowała się na zapleczu starając ukryć się .
Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem przez które wszedł obcy.
-Wiem że tu jesteś,nie ukryjesz się przede mną.
-Zostaw ją w spokoju Leonie-wyszedł ojciec Klaudii celując do niego z broni.
-Nie wtrącaj się Antku,chce tylko dziewczyny.
-Powiedziałem nie,wyjdź po dobroci bo inaczej będę zmuszony do ciebie strzelać.
-Nie odważysz się staruchu.
-Chcesz się przekonać?-przeładował broń cały czas mierząc do niego.
-Ok,ok-powiedział po chwili cofajac się do wyjścia.
Gdy drzwi zamknęły się Sabrina trzęsła się ze strachu .Ojciec Klaudii podszedł do niej ,spojrzała na niego mając łzy w oczach.
-Przepraszam że ma pan przezemnie problemy, nie wiedziałam że mnie znajdzie tutaj.
-Dziecko czego chce od ciebie ten człowiek?
-Ja nic nie zrobiłam,to wina Marka.-Oon próbował mnie zgwałcić-powiedziała cicho szlochając.
-Muszę porozmawiać z nim,nigdy by nie zadał się z takim człowiekiem jak Leon.
-Co on może mu zrobić?
-To bardzo niebezpieczny człowiek,pożycza pieniądze.Dopóki spłacasz w terminie to jest ok ,gdy tego nie zrobisz to może nawet zabić.
-O boże,nie wiedziałam.Marek mi nic nie mówi,boję się.
-Zostaniesz tu dopóki nie zamknę sklepu,sam odwioze cię i pogadam z Markiem.
-Dziękuję panu.
-Nie dziękuj,to mój obowiązek.Klaudia opowiadała jak naskoczyłaś na Marka-zaśmiał się na który odpowiedziała również uśmiechem.
Sabrina próbowała zapomnieć o sytuacjii która ją spotkała,pomagała w sklepie układając i wypakowując towary na półki.Zazdrościła dziewczynie że ma takich kochających rodziców.
Wieczorem mama Klaudii przyniosła ugotowaną zupę i gołąbki dla bratanka .Sabrina razem z panem Antkiem wsiedli kierując się w kierunku rancza.
Gdy tylko wysiedli zobaczyli że swiatła się nie palą,pan Antek kazał zostać Sabrinie w samochodzie a sam podszedł do drzwi cicho je otwierając.
Usłyszał jęki gdy tylko przekroczył drzwi.
Wyciągnął broń kierując ją w ciemność przed sobą.
-Ppomocy....
Antek zaświecił światło widząc postać Marka leżącego na podłodze.
-Kto ci to zrobił?-spojrzał na pobitego całego we krwi.
-Leon....-powiedział i zemdlał.
Wyszedł wołając dziewczynę.
Sabrina wbiegła szlochając na widok jaki zobaczyła przed sobą.
-Nie możesz umrzeć,nie możesz.
Pan Antek szybko zadzwonił po pogotowie czekając na przyjazd karetki.Serce go bolało spoglądając na młodego człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro