( 4 ) .
Marek był zły widząc mężczyznę w domu,nie spodziewał się że tak szybko przyjdzie po pieniądze.Wolał z nim nie zadzierać jednak gdy tylko zobaczył co chce zrobić Sabrinie wściekł się i obił mu gębę.Wiedział że następnym razem musi oddać dług,tylko skąd?
Sabrina im mniej wie tym lepiej,to jego problem i będzie musiał sam sobie z tym poradzić.Nie musi wiedzieć że pożyczył sporo kasy by móc utrzymać zwierzęta i ranczo.
Nawet pan Edward nic o tym nie wie i nigdy się o tym nie dowie zwłaszcza gdy leży chory w szpitalu .
Sabrina wróciła ubrana w czerwoną sukienkę na ramiączkach i sandałach w tym samym kolorze,Marek nie mógł przestać patrzeć na nią .
-Jestem gotowa -powiedziała rumieniąc się.
-A ja nie ,wezmę szybki prysznic i zaraz będę.
Po paru minutach wyszedł ubrany w czarne jeansy i koszule w tym samym kolorze.Włosy jeszcze mokre zaczesał do tyłu i z uśmiechem na twarzy podszedł do Sabriny.
-Teraz jestem gotowy -wziął ją pod rękę a do jej płuc dotarł zapach perfum bijących od jego ciała.
Zbliżając się do samochodu czuli lekki podmuch wiatru który działał kojąco na ich ciała.
-Chciałbym żebyś nie mówiła dziadkowi co się wydarzyło,niech zostanie to między nami .
-Chce o tym zapomnieć ,jego zdrowie jest najważniejsze.
-Dobrze- zapnij pasy,zobaczysz co moja lalunia potrafi .
-Tak nazywasz swój samochód-zaśmiała się.
-Nie mam dziewczyny więc tylko ona mi została-spojrzał głęboko w jej oczy powodując jeszcze większy czerwień na jej twarzy .
Ruszyli z piskiem opon ,po 10 minutach byli już na miejscu.
Witając się z pielęgniarką weszli do sali na której leżał starszy człowiek.
-Czekałem na was ,pięknie razem wyglądacie .
-Dziadku jak się czujesz ?-zapytała wnuczka.
-Lekarz mówi że wyjdę za tydzień tylko muszę się oszczędzać.
-Będę twoją pielęgniarką ,będziesz brał leki i zero stresu .
-Dobrze,na wszystko się zgadzam-podejdź i uściskaj mnie.-A jak idzie praca Marku -dajesz radę?
-Niech pan się niczym nie martwi-wszystko pod kontrolą,ma pan wypoczywać.
-Dziękuję że jesteście,gdyby nie wy poddał bym się -jeszcze nie jestem taki stary by odejść z tego świata,chce doczekać wnuków-spojrzał na Marka.
-To my już pójdziemy,przyjdziemy jutro.-Dobranoc panu.
-Pa dziadku.
-Pa kochani.
-Dlaczego tak szybko wyszliśmy chciałam jeszcze posiedzieć przy nim?
-Dziadek jest zmęczony ,widziałaś że rozmowa go męczy.
-Masz rację ,jednak nic na to nie poradzę że chcę spędzać z nim każdą chwilę.
-Sabrino czasu wam nie zabraknie,jest już późno muszę wstać wcześnie.
-Masz rację,sama ledwo żyje.
Gdy znaleźli się w domu Sabrina zdała sobie że nie ma gdzie spać.
-Mamy problem-dlaczego w moim dawnym pokoju jest rupieciarnia ?
-Nie miałem czasu posprzątać więc przeniosłem się do tego obok.
-To gdzie ja mam spać?-pozostaje mi tylko kanapa w salonie.
-Ty zajmujesz mój pokój a ja idę na dół.
-Nie ma mowy,jestem gościem a ty musisz wstać wypoczęty.
-To może śpijmy razem,łóżko jest dość duże.
-Ok ale trzymaj się swojej połowy.
-Dobrze-nie dotknę Cię piękna.
Gdy zgasło światło Sabrina weszła pod ciepłą kołdrę zdejmując szlafrok,po chwili poczuła jak łóżko ugina się z drugiej strony.
-Marku chciałabym jutro zrobić zakupy bo nic nie ma do jedzenia.
-Dobrze zostawię ci pieniądze i przyśle Klaudie by poszła na bazar.
-Nie mogę tego zrobić sama?
-Nie ,nie chce byś wychodziła z domu .Zaczekasz na mnie jak wrócę ok?
-Dobrze wedle rozkazu.
-Śpij już,dobranoc.
-Wzajemnie.
Krótki i nudny,jeśli są błędy to poprawię.
Miłego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro