16.
Wiktor robił wszystko, żeby pożałowała swojej decyzji. Na przemian był albo silny i nawet trochę brutalny, albo delikatny i słodki. Nigdy nie wiedziała, z jakim jego wcieleniem będzie miała do czynienia.
Po tamtym "nie" miała trudną noc. Mąż nie pierwszy raz karcił ją za nieposłuszeństwo silnymi, zdecydowanymi ruchami dłoni, brutalnymi pocałunkami, gwałtownymi pchnięciami.
Spodziewała się tego. Wiedziała, że przeciwstawienie mu się nie pozostanie bez echa. Że Wiktor, wzór opanowania na codzień, w taki właśnie sposób odreagowuje niezadowolenie.
Gdyby kiedyś zaprotestowała, może by przestał. Nie wyobrażała sobie, że Wiktor robi coś siłą. Ale nigdy tego nie zrobiła.
Milcząco uznawała, że "on tak ma" i znosiła silne i trochę bolesne karesy bez sprzeciwu.
Następnego dnia jeszcze spał, gdy wychodziła do pracy. Sporo czasu zajęło jej przygotowanie się do wyjścia: musiała zakryć siniaki i otarcia, zrobić perfekcyjny jak zawsze makijaż, ułożyć fryzurę.
Musiała pamiętać, żeby zakryć spory siniak na szyi, tam, gdzie Wiktor gwałtownie ją całował, ssał i podgryzał. Zamaskowała go szalem pomysłowo udrapowanym na szyi i włosami zaczesanymi na dół.
Przez cały dzień otrzymywała od Wiktora smsy informujące "kocham cię", "tęsknię", "nie mogę się doczekać". Tego dnia odwołała spotkanie z Maciejewskim, chcąc dotrzymać poleceń męża.
Kiedy wróciła do domu, czekał na nią elegancko przystrojony stół,
dekoracja z palących się świec, Wiktor ubrany w garnitur i wielki bukiet kwiatów w wazonie.
- Cos się stało? Świętujemy coś, a ja zapomniałam? - zmieszała się.
Jak zwykle po pracy, miała zamiar wziąć kąpiel w jacuzzi (albo prysznic), przebrać się w wygodne, domowe (choć nadal eleganckie, Wiktor tego wymagał) ciuszki i odpocząć.
Myślała, że mąż będzie jeszcze że dwie godziny poza domem, tak jak zwykle i zanim będzie musiała jemu poświęcić czas, to zdąży odpocząć. I oczywiście sprawdzić, czy pani Anastazja posprzątała i zrobiła obiad.
A tu niespodzianka! Nie dość, że Wiktor w domu, to jeszcze coś się szykuje....
- Nie, kociątko moje kochane. - mężczyzna odparł ciepłym, wibrującym tonem. - Wystarczające jest, że wróciłaś z pracy i mogę zjeść obiad w towarzystwie kogoś, kto jest mi tak bardzo bliski...
Uśmiechnęła się. Wiktor, kiedy chciał, potrafił być czarujący i kochany.
- A teraz biegnij, kociątko, do kąpieli. Zrelaksuj się przez chwilę a później zjemy obiad...
Przy stole czarował ją uprzejmą rozmową z podtekstami erotycznymi a później, gdy właśnie miała podać deser, chwycił ją za rękę i pociągnął sobie na kolana:
- Mam ochotę na inny deser, nie bezę Pavlova, która czeka w lodówce - mruknął, zatapiając usta w jej szyi.
Rozpuścił włosy i zanurzył w nich dłoń. Głaskał je, pociągał kosmyki, ogarniał z karku. Przesunął palcami po siniaku, który dopiero teraz nabrał kolorów. Pocałował go delikatnie:
- Boli, kotek? - zapytał troskliwie.
- Trochę. Ale to nic - odparła.
Ten czuły, troskliwy Wiktor bardzo jej się podobał. Jego dłonie wędrowały delikatnie po jej łydce, kolanie, a kiedy zabłądziły na udo, Anka westchnęła gwałtownie. Tak silne podniecenie ją ogarnęło, że zaczęła drżeć.
- Spokojnie, kociątko.... - mruczał uwodzicielsko. - Mamy czas.....
I dowiódł tego, obdarzając pieszczotami każdy skrawek jej ciała. Jego wargi, najpierw miękkie i delikatne a później twarde i gorące całowały jej czoło, oczy, policzki. Podgryzał jej płatki uszu i szyję tam, gdzie wyczuwalne było tętno:
- Podnieciłaś się, kotek - mruknął, rejestrując szybsze uderzenia pod skórą.
Miał rację. Anka była tak wrażliwa na jego dotyk, że nawet te delikatne pieszczoty doprowadzały ją na skraj spełnienia.
A kiedy palce Wiktora zabłądziły na styk jej ud i znalazły dojście do jej kobiecości, zaczęła się wić i wzdychać. Teraz to ona pragnęła go pieścić, ale odsunął jej ręce:
- Nie, kotek. Teraz twoja przyjemność jest ważna - oświadczył słodko. Tak słodko, że aż jej serce rosło od tych słów, od pocałunków, dotknięć, a każde z nich podnosiło jej poziom podniecenia.
- Wiktor.... ja proszę... - westchnęła. Była gotowa. Próbowała zsunąć się na dywan, żeby mógł ukoić jej podniecenie, ale nie pozwolił jej. Wsunął palce w głąb jej kobiecości a kciukiem drażnił gorący, nabrzmiały punkt na łechtaczce, aż poczuł, jak Anka spina się, jej wewnętrzne mięśnie okalające w tej chwili jego palce naprężyły się i zadrgały w serii skurczów a z ust wyrwał się okrzyk najwyższej rozkoszy.
Przytulił ją do siebie, pozwalając, żeby kobieta się powolutku uspokoiła. Mocno obejmował jedną ręką, a drugą głaskał po włosach:
- Ciii, kotek.... Ciii... - szeptał.
Przylgnęła do niego, łapczywie chwytając ustami powietrze. I trwała tak przez chwilę, zatapiając się w tym, co nadal czuła.
Dał jej przez chwilę odpocząć, tuląc i uspokajając.
Później zjedli deser a następnie znów się kochali, tym razem na dywanie, bo znów nie zdążyli dojść do sypialni. A może nie chcieli?
Przez kolejne kilka dni Wiktor wielokrotnie zabrał Ankę do nieba i z powrotem, na przemian podniecając i tuląc po wszystkim, zcałowując krzyk z jej warg i uspokajając drżące ciało.
Był cudownym, rozumiejącym, delikatnym kochankiem, skupionym na jej chęciach i potrzebach. Kiedy Anka wracała z pracy, on już był w domu, czekał z obiadem, przygotowywał kąpiel, podawał wino...
A kiedy po tygodniu była przekonana, że chyba umarła z rozkoszy i szczęścia i poszła do raju, zapytał niewinnie:
- Nie chciałabyś tak na codzień? Jak wyjadę, nie będzie ci tego brakować? Może przemyśl, kociątko, swoje decyzje zawodowe? I osobiste?
Zmartwiała. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że mężczyzna postawił ją w sytuacji bez wyjścia. Albo zostawi pracę i z nim pojedzie, albo zostanie tu sama, pozbawiona takich doznań, tęskniąca i pragnąca jego obecności.
- Pojadę z tobą - oświadczyła, a zanim zdążył się rozpromienić, dodała: - Na tydzień. Później muszę wrócić do pracy.
Puścił ją i odsunął się, a Anka miała wrażenie, że zniknął ten jeszcze przed chwilą czuły i ciepły mężczyzna, a na jego miejscu pojawiła się góra lodowa: zimna, sztywna i trochę przerażająca.
- Wiesz, że nie będzie mnie przez kolejny miesiąc? - upewniał się:
- A jeśli ta kanadyjska umowa wypali, to jeszcze kilka tygodni? W taki sposób widzisz nasze małżeństwo? Swoją rolę jako żony? Być tak daleko ode mnie?
Spuściła wzrok, jakby poczuła się winna. Zadowolony, ciągnął:
- Twoją rolą jest być przy mnie. Zawsze się co do tego zgadzaliśmy, prawda? Już raz nie wyjechałaś ze mną, zasłaniając się swoją zabawą w pracę. Teraz zamierzasz to powtórzyć? Zapomniałaś, co mi obiecywałaś? Że będziesz ze mną na dobre i złe? Jak powtarzałaś "ubi tu, Kajus, ibi ego, Kaja"?
Bezwstydnie przypominał jej z całą premedytacją wszystkie zaklęcia wierności, jakie składała mu na samym początku znajomości. Wtedy, gdy ja zdobył. Gdy jako młoda studentka nie znała w stolicy nikogo poza nim. Gdy uświadomiła sobie, jak dużo może mieć konkurentek do jego uwagi, czasu i uczuć. I łóżka... - uśmiechnął się.
Anka pokiwała głową. Miał rację, kiedy już byli razem, często rozmawiali ma temat jej roli jako jego partnerki. Anka była zakochana bez pamięci i zachwycona, że ona, taka zwykła dziewczyna z Mazur, jest z tak podniecającym mężczyzną jak Wiktor. Obiecywała mu, że ona zawsze, na zawsze...
Znów wszystko w niej tęskniło do bliskości sprzed chwili, musiała się powstrzymać, żeby nie powiedzieć:
- Pojadę z tobą na tak długo, jak będziesz chciał.
Ale powstrzymała się. Przynajmniej tym razem. Nie wiedziała, na jak długo starczy jej sił, żeby mu się opierać. Przez całe życie była mu podporządkowana, więc teraz trudno jej było stawiać granice. Ani on do tego nie przywykł, ani ona. I była pewna, że to, na czym dziś stanęli, będą poruszać jeszcze wiele razy. Tak długo, aż Wiktor uzna jej punkt widzenia.
"Albo postawi na swoim" - pomyślała z goryczą.
Mężczyzna widział grę emocji na jej twarzy i uśmiechnął się w duchu: "Jest postęp. Na razie obiecała mi tydzień. Ale jak już się znajdzie ze mną w Stanach..."
Ale tej nocy znów dał upust swoim emocjom. Znów raz ją rozpieścił czułym dotknięciem, a za chwilę dotykał z siłą niedźwiedzia i pragnieniem wilka na polowaniu.
Słyszał, jak jęknęła z bólu, gdy wszedł nią mocno, bez przygotowania. A on jeszcze silniej naparł, przytrzymał jej dłonie nad głową, owinął sobie jej włosy wokół palców i pociągnął. Tak mocno, aż stęknęła. Ale za moment popatrzyła na niego tymi swoimi dużymi, błękitnymi oczami i uśmiechnęła się.
***
Beata zaczęła się już pakować do domu, gdy telefon zawibrował wiadomością:
"Kolacja. Piwo. Tańce. Spacer. Gwiazdy. Wszystko razem lub wybiórczo. W czwórkę albo tylko we dwoje".
Uśmiechnęła się. Tamtej nocy, gdy zajmowali dwa sąsiednie leżaki, coś pomiędzy nimi zaiskrzyło. To było coś więcej, niż koleżeństwo na styku wykładowca - studentka - wspólny obiad w uczelnianym bufecie. Bardzo miło wspominała ubiegłotygodniowe wyjście i chętnie by je powtórzyła, ale nie miała śmiałości zaproponować spotkania tylko we dwoje.
Dlatego gdy przeczytala tego smsa, odpisała szybko: "Chętnie w czwórkę. Załatw z Łukaszem, ją pogadam z Natą".
I od razu poszła szukać koleżanki.
***
Tym razem mieli się spotkać bardziej "na luzie", więc Natalia zamiast eleganckich szpilek włożyła wygodne pantofelki o dużo niższym obcasie.
- Znów gdzieś wychodzisz? - mąż przyglądał jej się, stojąc w krańcu korytarza.
- Mhm. - mruknęła, rzucając uważnym spojrzeniem na swoje lustrzane odbicie.
- Ładnie wyglądasz. - pochwalił. - Tak się stroisz na spotkanie z koleżanką?
- Z koleżanką i dwoma kolegami - poprawiła. - Idziemy w miasto.
- A na koniec, w którym hotelu zakotwiczycie? - wyrwało mu się zjadliwe pytanie.
- Nie jestem tobą - wzruszyła ramionami. - A jeśli uznam, że mam na to ochotę....
- Nie zapominaj, że jesteś mężatką! - przerwał jej.
Natalia odwróciła się, zmierzyła go wzrokiem a na jej twarz wypłynął wyraz pogardy:
- Sam mnie zwolniłeś swoim zachowaniem z przysięgi wierności.
Mężczyzna zmieszał się i nie powstrzymał emocji:
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że idziesz się ku...
- Zamilknij - teraz to ona mu przerwała. - Nie uważasz, że jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mi prawić morały? Co takiego mogę zrobić, czego ty dotąd nie zrobiłeś?
Nie chciała się denerwować. Ale sprawa jego zdrady nadal siedziała w niej mocno i kłuła przy głębszym zastanowieniu. Nadal bolało, pomimo dziesiątków godzin spędzonych na tłumaczeniu samej sobie.
- Nie zdradzam cię - zacisnął szczęki tak mocno, że aż go zabolało.
- Może i nie. A może tak, w końcu nie wiem. Nigdy nie wiedziałam... - odparła nadal zimno. - Ale to już nie ma znaczenia.
- Jak to: nie ma znaczenia? - goniło ją, gdy wychodziła z mieszkania i zamykała drzwi.
Zamiast czekać na windę, zeszła po schodach. Musiała odreagować. Tylko w rozmowie z mężem udawała tak opanowaną. W rzeczywistości wewnętrzne rozedrganie powodowało, że nie była w stanie wykrztusić słowa.
Przed blokiem czekał na nią Artur, który tylko uśmiechnął się ciepło i otworzył drzwiczki auta.
A kiedy ruszył, nie był świadom, że kilka pięter wyżej zza firanki ktoś przygląda mu się nieżyczliwie.
- Chcesz się zatrzymać? Pogadać? - zapytał dopiero po chwili.
Milczała przez moment, zaciskając palce:
- Nie wiem. Odechciało mi się tego wyjścia - wyznała.
Artur popatrywał na nią nieznacznie spod oka:
- To pomyśl nad tym, a na razie jedziemy po Beatę, zgodnie z ustaleniami. Łukasz dobije do nas, jak skończy dyżur. Jeśli uznasz, że jednak chcesz wrócić do domu albo gdziekolwiek, powiedz. To nasze wyjście ma być przyjemne, nie "za karę".
Uśmiechnął się i dodał spokojnie:
- Ale jeśli uznasz, że wolisz wrócić do domu, to zastanów się przez chwilę, do czego wrócisz. I czy to jest lepsze niż wypad w miasto z przyjaciółmi.
Nie żałowała, że została. Obaj mężczyźni, Artur i Łukasz, byli świetnymi partnerami do wspólnego spędzania czasu: do rozmowy, tańca, kolacji i spaceru. Wszystkie te punkty ponownie odhaczyli na ich wspólnej checkliscie dobrze spędzonego wolnego czasu.
Natalia z przyjemnością odkrywała na nowo wartość czasu spędzanego jedynie w gronie zaprzyjaźnionych dorosłych, gdzie żadna "ukochana druga połowa" nie przysłuchuje się podejrzliwie a dzieci, skądinąd cudowne, nie przeszkadzają w rozmowie ze swoimi "mamo, pić", "tato, popsuło mi się..."
Mogli swobodnie bawić się i żartować, nawet czasem na granicy flirtu, nie bojąc się zacytowania sprośnego żartu czy "ciężkiego słowa budowlanego".
Nawet Łukasz, który non stop ukradkiem skanował otoczenie wzrokiem, czasem żartował i droczył się z kobietami, a na jego twarzy pojawiał się uśmiech, tym cenniejszy że rzadki.
Odkryli z radością wspólne kody kulturowe, w których dorastali: czytali te same książki i czasopisma młodzieżowe, słuchali tych samych audycji w radio i oglądali te same filmy i seriale w telewizji. Nawet, jeśli kiedyś woleli "Republikę" od "Lady Pank" czy Bajm od Maanamu a Gaszyńskiego od Niedźwiedzkiego (lub na odwrót), wszystkie te nazwiska i miana nie były dla nich pustymi dźwiękami.
W przerwie pomiędzy wspominaniem "Jeżycjady", "Pana Samochodzika" i twórczości Alfreda Szklarskiego, Artur zaproponował:
- Dziewczyny, przyjdźcie do mnie do telefonu na praktyki. Na razie bezpłatnie, za mało umiecie. Ale z biegiem czasu, jak się sprawdzicie, może będę mógł dać wam zarobić.
Beata nie była zbyt chętna ("Wiesz, mam sporo pracy na codzień"), ale Natalię to zainteresowało.
"Kolejna szansa na zajęcie poza domem. - pomyślała. - Do tego nabiorę nowych umiejętności". I szybko się zgodziła, mając nadzieję, że Artur się nie rozmyśli. Umówili się na pierwsze spotkanie, wprowadzające, i powrócili do zabawy.
Świetnie im się dyskutowało, dobrze tańczyło, miło spacerowało. Znów zakończyli wieczór nad Wisłą, seansem patrzenia w gwiazdy.
- Spójrz! Leci! - pokazywała palcem Beata, przekonana, że widzi spadającą gwiazdę. - Muszę pomyśleć życzenie!
- Na sierpniowe oglądanie Perseidów przygotuj sobie koniecznie ze sto życzeń. Albo i tysiąc - podpowiedział Artur.
- Na co? - zdziwiła się.
- Jest taka noc, w połowie sierpnia mniej więcej, nazywana "Nocą spadających gwiazd". Wtedy spadają na potęgę, kilkanaście lub kilkadziesiąt na minutę. Będziesz mogła pomyśleć wszystkie możliwe życzenia - uśmiechnął się.
Tym razem i Natalia siedziała na leżaku, choć na środku bulwaru. Łukasz własnoręcznie przytargał z ogródka knajpianego dwa leżaki i rozstawił na środku. Umościli się oboje, wygodnie, tak by móc patrzeć w niebo. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki, Beaty i Artura, którzy przez cały czas prowadzili półgłosem zajmująca rozmowę, oni milczeli.
Cisza pomiędzy nimi nie była krępująca. Wręcz przeciwnie, Natalia nigdy chyba nie czuła się tak spokojna, swobodna i bezpieczna, jak w towarzystwie Łukasza. Zawsze skazana na samodzielne podejmowanie decyzji i życie z ich konsekwencjami, chyba pierwszy raz w dorosłym życiu mogła zarzucić kontrolę i pozwolić ją przejąć komuś innemu. Komuś, kto budził zaufanie.
Kto zadbał o jej spokój, wygodę i relaks. Popatrywała na milczącego towarzysza i zastanawiała się, dlaczego tak dobrze się czuje w jego towarzystwie.
Uznała, że to dlatego, że przy nim nic nie musi: udawać, rozmawiać, śmiać się. Łukasz niczego od niej nie wymaga ani niczego jej nie narzuca. Po prostu jest. I ona też może po prostu być.
Pomimo, że on sam nie był do końca swobodny, bo widziała, jak przez cały czas napina mięśnie, jakby w każdej chwili chciał być gotowy do działania. Jego spojrzenie też wędrowało po otoczeniu. Pomimo tego, że byli tu sami, Łukasz nie tracił czujności.
Dlatego ona mogła.
***
Znów wróciła późno w nocy, odprowadzona przez Artura. Tak się utarło, mężczyzna miał po drodze, najczęściej więc to on odwoził najpierw Beatę a później Natalię.
Weszła cicho, starając się nie zgrzytnąć zbyt mocno kluczem w zamku. W salonie, w którym zamierzała nocować, paliła się lampką i siedział Janek. Popatrzył wymownie na zegarek:
- Trzecia. Chcesz powiedzieć, że do tej pory plotkowałaś z koleżankami?
Sarkazm, wyrzut, gniew. Może trochę niepokój?
Wzruszyła ramionami, zbyt zmęczona, żeby się kłócić:
- Nie. Byłam z przyjaciółmi i dobrze się bawiłam. A teraz... - ziewnęła rozdzierająco - ... idę spać.
Skoro nie spał, to nie musiała zachowywać się wyjątkowo cicho. Zabawiła w łazience trochę dłużej, niż powinna. Liczyła na to, że Janek obrazi się i pójdzie spać. Niestety, czekał na nią:
- Naprawdę uważasz, że takie wyjaśnienie mi wystarczy? Byłaś przez pół nocy poza domem, z ludźmi, których nie znam? Nata, przecież jesteś moją żoną!
- Już niedługo - wyrwało jej się, chociaż nie zamierzała wszczynać sporu. - Janek, czegoś nie rozumiesz - zaczęła spokojnie. - "Nas" już nie ma. Małżeństwem jesteśmy tylko na papierze. A sublokatorowi nie muszę się tłumaczyć ze sposobu spędzania wolnego czasu.
- Nawet nie chcesz się postarać - wytknął jej z wyrzutem:
- Ja zostawiłem tamten związek, wybrałem ciebie. Nas. I chcę, żeby wszystko wróciło do normy.
Teraz ją zezłościł. Pokręciła głową i ścisnęła palce, żeby nie podnieść głosu:
- Medal ci dać? Już pomijając, że podejrzewam, że to ona zostawiła ciebie, to powtarzam raz jeszcze: nie ma żadnych "nas". I nie będzie. Wybacz, ale twoje staranie się nie ma żadnego znaczenia. To tylko twoja decyzja, że chcesz się starać. Tylko twoja, Janek - powtórzyła, żeby mąż zrozumiał:
- Jeśli uważasz, że teraz się trochę postarasz być dobrym mężem i w ten sposób zniwelujesz ostatnie cztery lata nieuczciwości małżeńskiej, totalny brak szacunku dla mnie, jako swojej żony i zniszczenie mojego zaufania do ciebie, to się mylisz. Tego się nie da odbudować. Po prostu nie.... - dodała cicho.
A później popatrzyła na niego bardziej zdecydowanie:
- Śpisz tu, na kanapie, a ja w sypialni. Dobranoc!
Patrzyła, jak mąż bierze z sypialni swoją pościel, a następnie zamknęła za sobą drzwi. Przyłożyła głowę do poduszki. Przykra rozmowa z mężem sprzed chwili umknęła jej z pamięci, a napłynęły wspomnienia z przyjemnie spędzonego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro