Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

- Jestem w mieszkaniu tej Zośki i w skrytce, za szafką nocną znalazłem pogróżki - powiedział Bolek.

- Wiadomo od kogo? - zapytał Jawor podgłaśniając rozmowę

- Myślę, że od świętego Mikołaja z Laponii, który się wściekał za kradzież elfów. Nie no, ewidentnie są od Probusa, nie zapłaciła mu za towar. Łażą za nim, tak w ogóle narkotykowi. Poza tym, tak już swoją drogą to nie znalazłem żadnego listu pożegnalnego. Julia mówiła, że we krwi Zośki wykryła GHB, tzw. pigułkę gwałtu, w dodatku posiadała obtarcia na ciele. Możliwe, że ktoś jej pomógł w zejściu z tego świata.

- Teoria prześladowanej samobójczyni wydawała się tak wygodna... Ty serio zawsze musisz wszystko niszczyć?

- Do usług, kochanie - cmoknął i się rozłączył.

- No co za łysol, śmierdzący...

- Dobra, nie ma co. Jutro się przejedziemy po mieście i go poszukamy. Ja jeszcze dzisiaj zadzwonię do kogoś z wydziału narkotykowego, lepiej w końcu zbudować jakiś grunt, bo o Probusie nic nie słyszałam - westchnęła Górska.

- Podrzucić się do domu, księżniczko? - spytał Tomek przybierając uwodzielską pozę. Ta jednak wyglądała przekomicznie, co tylko rozbawiło blondynkę.

- Jestem królową i sama się tą sprawą zajmę. Do jutra, strzeżący mojej komnaty, ziejący i groźny smoku.

- Chyba strzeżący twoich majtek jak już, a tak w ogóle to bym wolał rolę księcia z bajki - na te słowa oberwał jedynie od Dagi. Pożegnał się z nią i każde ruszyło w swoją stronę.

Kapelusznik zmienił plany i obrał drogę w kierunku Akacjowej. Planował się zobaczyć z Rębaczem. Niesamowicie irytował go brak dowodów na winę Piotra. Ba, nie było nawet żadnych tropów. Prowadziło go jedynie przeczucie, intuicja. Tak, jakby pedofil był aromatyczną padliną, a on głodnym, ale w jakiś sposôb ogłuszonym na czynniki zewnętrznym psem, którego nawet nie prowadził węch, a głoś w głowie. Wszystko zaczynało go przerastać, czuł że lada moment i zwariuje. Już mało z kim rozmawiał, zamykał się na świat, a nikt go w tym nie powstrzymywał. Zupełnie tak, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że jest następna, nic nie znaczącą szarą masą. A co więcej - że bez podkomisarza Tomasza Jawora funkcjonowałby jeszcze lepiej.

Czuł się coraz bardziej zbyteczny, uciążliwy. Miał świadomość, że od zawsze był inny. Wiadomo, każdy człowiek miał swoją indywidualność i inność, ale on był jeszcze bardziej inny, niż reszta. Promieniował dziwną aurą, tajemnicza otoczka wcale nie przyciągała, a odpychała swym chłodem. Może dlatego nikt nigdy go w większym stopniu nie poznał. Bo paradoksalnie swoją zimnością, gasił każdy ciepły ogień. Gdy ludzie rozpalali serca emocjami, on się ich wyrzekał, ale zawsze z marnym skutkiem, ponieważ finalnie to emocje kontrolowały go bardziej, niż on je. Stawał się marionetką swoich własnych ambicji, uczuć, swojego szaleństwa, którego przez lata wcale nie gasił wodą, a tak naprawdę dolewał ciągle oliwy. I dopiero teraz to zrozumiał.

Człowiek będący na dnie, rozumie nadzwyczaj wiele przerastających go rzeczy. Bo choć może i one przerastają swym światłem, to on przytłacza je swoim cieniem wiedzy i zrozumienia.

Z każdym dniem coraz większe budował swoje mury. Tyle, że one wcale nie były niemożliwe do przeskoczenia. Ale również zbyt wysokie do otwartej rozmowy o tym, co w nim siedzi. Nie będzie ich dla nikogo burzył. Ktoś chce go poznać? Niech się wspina. I może dlatego tak bardzo bolało go zachowanie Górskiej. Liczył, że Dagmara podejmie wspinaczkę, w końcu działała na niego w niezrozumiały sposób. Gdy przy nim była to gdzieś podświadomie nie próbowała topić lodu, który tkwił w Jaworze. Nie, zdecydowanie nie. Ona starała się go przed tym lodem ogrzać. A może to mu się tylko wydawało? Może w końcu dostrzegł rzeczywistość, która tak boleśnie różniła się od tego, czego pragnął? Oczekiwania to pierwszy krok do rozczarowań.

Dojechał do bloku pedofila. Skoczył do ulicznego spożywaczaka po donuty i udał się do mieszkania. Zapukał do drzwi, które otworzył mu sympatycznie wyglądający facet.

- Hej, Robert. Właź, śmiało - ruchem ręki zaprosił do wejścia do środka.

- Co tam u ciebie, Piotrek? - spytał Tomek, zdejmując buty

- A dobrze, znalazłem pracę jako pomoc kucharza w pobliskim barze mlecznym.

- O to gratulację! Świetnie się składa, bo mam donuty.

- Chcesz wody? - zapytał Rębacz, a Jawor tylko przytaknął. Postawił przed nim szklankę i zaczął nalewać napój, ten jednak zamiast do naczynia, poleciał na stół. - O cholera - skwitował całą sytuację - Robert, na grzejniku w salonie jest ścierka, bądź tak miły i pójdź po nią.

- Nie ma sprawy - odpowiedział i udał się we wspomniane miejsce. Coś jednak przy ściąganiu szmatki z kaloryfera, przykuło jego uwagę. Pod grzejnikiem leżała fioletowa spinka.

Basia tu była.

***

Górska zaczęła czuć bezsilność i niemoc. Czuła się powoli całkowicie bezradna, wobec sytuacji Tomasza. Jak ona miała z nim rozmawiać? Przecież nie zacznie rozmowy od konkretnych pytań. Musi sobie zbudować jakiś grunt. Grunt zaufania. A odnosiła wrażenie, że Jawor ma ją za coraz bardziej obcą osobę. Niby byli blisko, rozwiązywali kolejną sprawę, rozmawiali i żartowali. Ale w tej całej scenerii coś nie pasowało. Byli zupełnie innymi ludźmi, którzy błądzili w ciemnościach własnego umysłu. A owa ciemność jedynie ich pochłaniała.

Dagmara nie umiała z nią w tym momencie walczyć. Nie, gdy sama prawdopodobnie padła ofiarą syndromu sztokholmskiego. Wiedziała, że jest silną kobietą i będąc singielką, świetnie sobie radzi, ale Hubert uzależnił od siebie w jakiś sposób blondynkę. A ona była tego absolutnie świadoma. Jednak podjęła decyzję. Będzie walczyć o siebie, o swoje poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości, które Wawerski ciągnął w dół. Natomiast zaraz po tym, zacznie wojnę o Jawora. Wznieci bunt. Nie przeciw czemuś, a w obronie kogoś. Tylko z Tomkiem mogli liczyć się z tym światem. Tak, zdecydowanie byli parą świetnych przyjaciół. Ale przecież nawet przyjaciele się czasem nie rozumieją.

Weszła do mieszkania, a jej nos od razu drażniły mocne perfumy jej chłopaka. Zdjęła buty, kurtkę powiesiła na wieszak i przekluczyła drzwi od domu. Udała się do salonu.

- Cześć, nie chcę owijać w bawełnę, więc spytam od razu. Znasz kogoś od narkotykowych? - spytała

- A co? Nie masz się z kim puścić? - parsknął. Dopiero teraz zobaczyła pełną szklankę brandy, którą w dłoniach obracał mężczyzna.

- Nie pozwalaj sobie.

- Takie, jak ty nadają się jedynie do dwóch rzeczy - odłożył trunek na stół i wstał, powoli aczkolwiek pewnym krokiem podchodząc do dziewczyny - raz, że do pieprzenia w łóżku, to dwa - do pieprzenia zupy i latania ze szmatą po domu. Nie obchodzi mnie co sobie myślisz, rzucisz pracę i będziesz zajmować się mieszkaniem, jak na babę przystało.

- Babę może i tak, ale ja jestem kobietą i nie zrobisz ze mnie kury domowej. Wchodzi ci na ambicję, że lepiej sobie radzę, niż ty? Boli cię moja niezależność i radzenie sobie w życiu?

- Wrócisz i na kolanach będziesz błagać o to, żebym przejął nad tobą kontrolę - wywarczał i odszedł w kierunku drzwi, prędzej trącając ją ramieniem. Daga wiedziała, że bezpieczniej będzie odpuścić, ale nie tego teraz chciała. Miała ogromną ochotę mu dogadać.

- Próbujesz kontrolować moje życie, bo nie radzisz sobie ze swoim. Czujesz się silny, gdy masz władzę. Ale zapominasz, że swoimi działaniami tracisz jedynie dobre imię i szacunek. Obiecuję, że przekraczanie moich granic, stosowanie jakiejkolwiek przemocy wobec mnie, skończy się dla ciebie źle i pójdziesz siedzieć.

- Komu uwierzą? Nieskazitelnemu inspektorowi CBŚ czy jakieś suce z Komendy Głównej? - zachwiał się i gdzieś wyszedł, trzaskając drzwiami.

Powinna go zatrzymać, ale nie zrobiła tego. Poczuła ukłucie w środku. Jak mogła być tak przywiązana do kogoś, kto ją krzywdził? Jak mogła ciągle próbować uchylać nieba komuś, kto podcinał jej skrzydła? Nie, to nie była miłość. To pieprzony sentyment i przywiązanie. Miała ochotę krzyczeć. Jednak się po prostu rozpłakała, osuwając się po ścianie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro