Część 3
Padnięta po przygotowaniach położyłam się na korytarzu przy ogródku.
-Ach...Zastanawiam się co ten lis ode mnie chcę?
Lekkie światło promieni słońca padało na mnie, przyjemny ciepły wiatr potrząsał moimi włosami, poczułam się senna i po chwili zasnęłam.
*Trzask*
-Ach!!
Szybko otworzyłam oczy. Pierwsze co, to ujrzałam udzianego w rozpięty płaszcz, z długimi czerwonymi włosami, kolczykami w uszach i rogami chłopaka. [Co to ma być kolejny yokai?! Na ja nie wytrzymam!] A za nim wdrapujący się na mój płot tłum ludzi krzyczących:
-Zabić! Pozbyć się demona!
Mężczyzna odwrócił się i zaczął po kolei zabijać tych ludzi. Padał jeden za drugim na mój ogród pełen białych róż, na które spływał krwisty płyn. To było jakby róże rozpaczały zaistniałą sytuacją. Wyglądało to bajecznie lecz widziałam że to krew, w tym nie ma nic pięknego. Usłyszałam tylko jak ledwo zabity człowiek leżący na różach wydawał swoje ostatnie tchnienie. Lecz mimo że byłam sparaliżowana nie robiło na mnie to dużego wrażenia. Nie boje się w ogóle, nie czuje strachu...Właśnie, chyba od dziecka tak miałam. Nie przerażało mnie patrzenie na czyjąś śmierć. Nawet kiedy widziałam jak ktoś zabija mi ojca, nie czułam strachu. Matka płakała nad ciałem taty a ja patrzyłam na to jakby patrzyła na jakąś normalną rzecz...Kiedy było już po wszystkim zabójca podszedł do mnie. Uśmiechnął się, wziął mnie za pas i zarzucił mnie na ramię jak worek ziemniaków.
CDN..
..................................................................................
(218 słów) Do zobaczenia całuski <3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro