Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

 Po śniadaniu pojechaliśmy na uczelnię razem z Nadią. Spojrzałem na zegarek w komórce — byłem spóźniony i na drugie zajęcia, w dodatku miałem ponad dziesięć minut obsuwy. Pokonałem podjazd i pognałem w kierunku mojej sali, niecierpliwiąc się na zbyt powoli jadącą windę.

 Nim wyłoniłem się zza zakrętu korytarza, byłem wciąż niewidoczny dla studentów, ale doskonale ich słyszałem.

 — To co, zwijamy się? Kwadrans studencki właśnie minął — odezwała się jakaś dziewczyna.

 — Nie, no co ty. Głupio tak — zaprotestował jedyny, przynajmniej z tego, co kojarzyłem, chłopak w tej grupie.

 — Może gdyby chodziło o kogoś innego. Nie możemy tego zrobić psorowi Hulajnodze — zawtórowało mu inne dziewczę. 

 Aż przystanąłem, tłumiąc chichot, by nie odkryli mojej obecności.

 — Poza tym te zajęcia są fajne. Poczekajmy jeszcze dziesięć minut — rozpoznałem głos starościny grupy.

 — Dobra, jak chcecie — wycofała się ta pierwsza panna, niby to obojętnym tonem.

 Powitałem ich uśmiechem. Należał im się, w końcu nieświadomie zrobili mi dzień swoją rozmową, jak to młodzież mawia. Podałem im klucze, by otworzyli salę, i poczekałem, aż wejdą, przepraszając jednocześnie za spóźnienie.

 Po zajęciach zajrzałem za skrzydło tablicy. "Kocham cię" wciąż tam było i wlewało ciepło w moje serce oraz budziło motyle w brzuchu. Ukryłem na powrót napis, położyłem swój notebook na biurku i podłączyłem go do ładowania, postanawiając w dwudziestominutowej przerwie wrócić do pracy nad moim pomysłem na oporną grupę.

 — Wy też nazywacie mnie Hulajnogą? — zapytałem ich tydzień później na początku zajęć. Kącik ust mi drgnął, ale stłumiłem uśmiech, patrząc, jak się zmieszali.

 — Skąd pan profesor wie? — odpowiedziała pytaniem wysoka okularnica z pierwszej ławki.

 — Nie chcieliśmy pana urazić — niemal równocześnie odezwała się druga dziewczyna, siedząca pod oknem. — To tylko takie żarty, przejęliśmy to od starszych grup.

 Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać, widząc ich zmieszanie.

 — Hulajnoga mi kompletnie nie przeszkadza, chociaż do wózka pasowałaby bardziej Hulajręka — rzekłem i usłyszałem pojedyńcze parsknięcia nerwowego śmiechu. Uniosłem palec w surowym geście. — Ale kara musi być. Wymyśliłem już, jak was zmobilizować do pracy. Będziecie moimi królikami doświadczalnymi.

 W miarę, jak opowiadałem im o swoim pomyśle, ich zażenowanie ustępowało miejsca zaciekawieniu i entuzjazmowi. 

 — To my na za tydzień przygotujemy tabelę wyników. Przepraszamy jeszcze raz za Hulajnogę... — Okularnica, idąc do wyjścia, przystanęła przy moim biurku. Machnąłem ręką, chcąc jej przekazać, by się nie przejmowała. — Do zobaczenia, panie profesorze.

 — Doktorze — poprawiłem pustą już salę. Westchnąłem, czując zadowolenie, ale i spływające powoli od głowy w dół zmęczenie. Pozbierałem swoje rzeczy do plecaka, zawiesiłem go na oparciu wózka i również ruszyłem do drzwi. Po drodze zajrzałem jeszcze za skrzydło tablicy. Białe, równe literki, układające się w ogrzewający serce napis "Kocham cię" wciąż tam były. 

 Potrząsnąłem głową, skupiając się znów na pracy. Byłem dumny ze swojego autorskiego projektu zajęć, który szlifowaliśmy ze studentami ostatnie półtorej godziny, a jednocześnie zły na siebie, że dopiero teraz na to wpadłem. Przecież wykładu, będącego przyczynkiem do tego wszystkiego, wysłuchałem już bez mała z pięć lat temu. 

  

 Gamifikacja edukacji, mówiąc najprościej, opierała się na uczynieniu z zajęć gry. Studenci mieli za zadanie zbierać punkty — obecnością na zajęciach, aktywnością, wykonywaniem moich poleceń i zleconych zadań — mogli też je tracić, nie przykładając się czy nie przychodząc na zajęcia.

 Chodziło o to, by stworzyć sytuację, w której każdy może wygrać, aby nie doprowadzić do niezdrowej rywalizacji. Każdy może zdobyć tyle samo punktów, niezależnie, ile zdobędą inni. Każdy może zdać i może uzbierać tyle punktów, by mieć piątkę.

 Bo podsumowany wynik z końca semestru miał być podstawą do wystawienia oceny z przedmiotu. Póki co planowałem wprowadzić to tylko w tej jednej grupie, a jeśli by się powiodło, od kolejnego roku akademickiego prowadzić tak wszystkich. 

 Kiedy po południu spotkałem się z Nadią i z entuzjazmem zacząłem o tym opowiadać, nawet nie próbowała udawać zainteresowania. Zamiast tego nalała nam wina i sączyła z lampki powoli czerwony napój.

 — Za dużo gadasz — przerwała mi w końcu. — a za mało działasz. Za trzy godziny mama przywiezie Leosia, do tego czasu musisz zniknąć. A jeśli mnie dziś nie przelecisz — zaczęła szeptać mi wprost do ucha, muskając je wargami, aż włosy na karku stanęły mi dęba. — to pomyślę, że ci się nie podobam. I już nigdy, przenigdy się do ciebie nie odezwę.

 — Zrobię ci egzamin ustny — zażartowałem, choć było mi przykro, że olała temat tak dla mnie ważny. Z drugiej jednak strony ona była młoda, samotna i miała swoje potrzeby, a ja wciąż zwlekałem z zaspokojeniem ich. Nie wiem, czy z powodu wciąż kotłujących się w głowie wątpliwości co do etyczności romansu z uczennicą, czy też ze strachu, że nie podołam.

 — Mogę go zdać choćby teraz — mruknęła, gdy przesiadłem się na kanapę i ukucnęła przede mną, rozpinając mi spodnie. Pozwoliłem jej je zsunąć i postanowiłem póki co milczeć. Wytłumaczyłem sobie, że na pewno w innych okolicznościach będzie bardziej zainteresowana konceptem, o którym chciałem jej opowiedzieć.

 Gdy skończyliśmy, zdążyłem jeszcze napić się u niej kawy.

 — Wy też nazywacie mnie Hulajnogą? — zagadałem ją ni stąd, ni zowąd. Zakrztusiła się.

 — Wiesz o tym? Wszyscy tak na ciebie mówią. Nawet kiedyś ten młody magister od TI się pomylił i tak powiedział.

 Teraz to ja się prawie zakrztusiłem.

 — Poważnie, Barlicki też? — Zdziwiłem się to mało powiedziane. Patrzyła na mnie niepewnie, więc zacząłem się śmiać. — Jestem doktorem Hulajnogą, jak miło!

 Proponowała, że odwiezie mnie do domu, ale odmówiłem, przypominając sobie, że niedawno wypiła kilka lampek wina. 

 — Stanąłeś, nomen omen, na wysokości zadania. — Puściła mi oczko, gdy wypuszczała mnie na ulicę, a ja poczułem przyjemne ciepło w okolicach serca. — Kocham cię, doktorku!

 Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem w swoją stronę, pokonując nierówności wąskiego chodnika.

 — Też cię kocham — mruknąłem pod nosem, gdy usłyszałem, że zamknęła już za sobą drzwi. Na powiedzenie jej tego w oczy miał przyjść jeszcze czas.

 Tego wieczoru długo nie potrafiłem zasnąć. Było mi gorąco, leżałem w pościeli, kręcąc się i nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Jak na pierwszy seks od długiego czasu, ten był wyjątkowo udany i mogłem być z siebie dumny. I byłem i dumny, i wciąż jeszcze nakręcony. 

 Może to godne napalonego nastolatka, a nie mężczyzny w moim wieku, ale analizowałem wieczór moment po momencie, a później myślałem o kolejnych razach, które nas czekają, wyobrażałem je sobie, nie szczędząc detali. Zmęczenie pokonało mnie dopiero o trzeciej nad ranem, trzy godziny przed nastawionym budzikiem. 

 Trzeba było wstać, przejść nad tymi wszystkimi, rozsadzającymi mnie od środka emocjami, do porządku dziennego i jakoś spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Udało mi się, nawet się do siebie uśmiechnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro