Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02.

Delikatne promienie wrześniowego słońca przedzierały się przez firanki i padały prosto na moją twarz przez co mruknęłam niezadowolona. Chciałam się przewrócić na drugi bok ignorując przy tym naturę, która budziła się do życia jednak, kiedy tylko spróbowałam to zrobić z głośnym hukiem spadłam na podłogę. Auć. Niechętnie otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że musiałam wczoraj zasnąć na kanapie. Porozciągałam się chwilę, a później szybko podniosłam się na równe nogi, czego od razu pożałowałam ponieważ zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdybym w porę nie złapała się oparcia sofy pewnie znowu spotkałabym się z panelami. Westchnełam cicho i kiedy moje ciało zaczęło ze mną współpracować ruszyłam do łazienki, aby się ogarnąć. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i kiedy zobaczyłam godzinę za pięć dziewiątą pisnęłam przerażona. Dzisiaj do dziesiątej miałam ostatni termin złożenia moich dokumentów w dziekanacie, który znajdował się na drugim końcu miasta. Wbiegłam do łazienki gdzie umyłam się w błyskawicznym tempie i już pięć minut później stałam przed lustrem. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Owinięta w ręcznik opuściłam pomieszczenie i szybkim krokiem udałam się do sypialni. Wciągnęłam na siebie czystą bieliznę, stanęłam przed szafą i kompletnie nie wiedziałam co powinnam na siebie włożyć. Po kilku minutach bezcelowego wpatrywania się w półki wyciągnęłam czarne, materiałowe spodnie wiązane na brzuchu oraz białą bluzkę z długim rękawem skrojoną w stylu hiszpanki. Jako ostatnie wsunęłam na nogi czarne vansy i z ulgą stwierdziłam, że jestem gotowa. Do mojej torebki włożyłam teczkę z dokumentami oraz telefon, portfel i kilka innych niepotrzebnych pierdoł, przerzuciłam ją sobie przez ramię i powoli ruszyłam do wyjścia z mojego mieszkania. Zakluczyłam drzwi, upewniłam się, że na pewno są zamknięte po czym ile sił w nogach zaczęłam zbiegać ze schodów. Nie do końca wiedziałam gdzie powinnam iść, a czasu miałam coraz mniej co bardzo mnie stresowało. W momencie, w którym stanęłam przed budynkiem z pobliskiego przystanku odjechał autobus przez co zaklęłam siarczyście pod nosem. Świetnie zaczyna się ten dzień, po prostu cudownie.

***

Dokładnie dziesięć minut przed dziesiątą wbiegłam do ogromnego budynku. Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam swoje ciuchy i z niepewnym uśmiechem zapukałam do drzwi ze złotym napisem dziekanat na samym środku.

-Dzień dobry. - Przywitałam się cicho z kobietą siedzącą na obrotowym krześle, usilnie wpatrującą się w ekran komputera.

-Dzień dobry co Cię sprowadza o tak późnej porze? - Blondynka przeniosła swój wzrok na mnie i szeroko się uśmiechnęła co odrobinę dodało mi otuchy. 

-Ja miałam donieść dokumenty. - Wyszeptałam cicho siadając na fotelu na przeciwko starszej kobiety. Z mojej torebki wyjęłam czarną teczkę i trzęsącymi dłońmi położyłam ją na stole.

- Nie stresuj się kochanie, na pewno wszystko przyniosłaś, powiedz mi tylko, twoja godność?

Została w mieszkaniu???

- Magdalena Szklarczyk. - Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie, a na widok jej miny wyciągnęłam z portfela dowód tożsamości. Przez chwilę przyglądała mi się w ciszy, co jakiś czas wstukując coś w klawiaturę komputera. Około dwudziestu minut później z ulgą mogłam opuścić pokój i cieszyć się tym, że teraz już jestem pełnoprawnym studentem.

-Mogę zadać Ci pytanie, kochaniutka? - Usłyszałam za sobą, kiedy już trzymałam dłoń na klamce. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, ale kiwnęłam twierdząco głową i odwróciłam się ostatni raz w stronę kobiety.

-Albo już nieważne, miłego dnia. - Przez chwilę byłam tak zaskoczona, że nie rozumiałam co się dzieje w okół mnie, jednak, kiedy tylko się otrząsnęłam wyszłam na korytarz pospiesznie zamykając za sobą drzwi.

***

W drodze powrotnej postanowiłam wstąpić do jednej z przydrożnych kawiarni. Byłam bardzo zmęczona, a oczy same mi się kleiły dlatego usiadłam na jednym z wysokich krzeseł barowych. Potrzebowałam kawy i to koniecznie. Dosłownie kilka chwil później przy moim stoliku pojawił się wysoki chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Cześć, co podać? - Brunet spojrzał na mnie nieśmiało obracając przy tym w dłoniach długopis. Uśmiechnęłam się delikatnie, co z chęcią zostało odwzajemnione, a później spojrzałam na menu.

-Kawę mrożoną.

- Na miejscu czy na wynos?

-Na miejscu i tak nigdzie mi się nie śpieszy. - Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym zapisał coś w notesie i odszedł od mojego stolika. Przeglądałam się widokowi za oknem i musiałam przyznać sama przed sobą, że Wrocławska starówka jest przepiękna. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że dostałam się tu na studia, że będę mogła robić to co kocham i zacząć wszystko od nowa w tak pięknym mieście jak to.

-Twoja kawa. - Ten sam chłopak co wcześniej podał mi kubek i bardzo szybko odszedł w stronę lady. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, a później spojrzałam na stolik i zobaczyłam, że oprócz pięknie wyglądającego napoju leży na nim mała karteczkę.

Gdybyś potrzebowała, kiedyś pomocy to śmiało dzwoń 774 334 534

Rozbawiona pokręciłam głową, wzięłam duży łyk pysznego napoju i w spokoju wróciłam do własnych myśli.

***

Pół godziny później opuściłam kawiarnie, ale obiecałam sobie, że będę wpadała tutaj znacznie częściej. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku autobusowego, kiedy poczułam na mojej twarzy pierwsze krople deszczu. W przeciągu kilku sekund rozlało się tak bardzo, że kiedy dobiegłam pod dach z moich włosów kapała woda. Spojrzałam na rozpiskę błagając oto, aby w przeciągu najbliższych pięciu minut jakikolwiek autobus jechał w kierunku mojego mieszkania. Niestety moje błagania nie zostały wysłuchane, a mnie czekało przynajmniej godzinne stanie na tym cholernym przystanku. Dopiero teraz zaczęłam żałować, że nie wzięłam ze sobą żadnej kurtki albo chociaż bluzy. Zrezygnowana usiadłam na niewygodnej ławce, z odmętów torebki wygrzebałam mój telefon i po prostu zaczęłam się nim bawić. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a opady z każdą sekundą się nasilały. Ciemne chmury i mocne powiewy wiatru zwiastowały nadejście burzy, a ja w duchu modliłam się o to, abym zdążyła przed nią dojechać do domu. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk klaksonu samochodowego. Uniosłam oczy i ujrzałam zaraz naprzeciwko budki czarne, sportowe audi, które wyglądało na cholernie drogie. Szyba od mojej strony zaczęła się opuszczać i chwilę później ujrzałam uśmiechniętą twarz tego samego chłopaka, który wczoraj wpadł na mnie na schodach.

-Wskakuj, podwiozę Cię. - Brunet posłał mi przepiękny uśmiech, który chętnie odwzajemniłam i bez zastanowienia pobiegłam w stronę samochodu. Szybko usiadłam po stronie pasażera i odruchowo zapięłam pasy, a on w błyskawicznym tempie ruszył do przodu. Przez chwilę panowała między nami dziwna cisza, którą postanowił przerwać chłopak.

-Mam nadzieję, że bardzo nie zmokłaś. - Jego uśmiech był tak piękny i zaraźliwy, że za każdym razem jak spoglądałam na jego twarz sama się uśmiechałam.

-Myślę, że bardzo nie, dziękuję, że mnie zgarnąłeś. - Odpowiedziałam zarumieniona opuszczając wzrok na moje kolana. Mimo, że nie spoglądałam na niego, czułam, że mi się przypatruje i mogłam się założyć, że ciągle się uśmiecha.

-Wczoraj nie zdążyłem się przedstawić, jestem Jakub Wolny. - W momencie, kiedy usłyszałam jego imię i nazwisko podniosłam wzrok i wbiłam go w jego cudowne tęczówki. Jak mogłaś go nie rozpoznać, kretynko!!!

Jestem z następnym rozdziałem i mam nadzieję, że majówka mija wam lepiej niż mi. Ciągle leje i już powoli mam dość, ale w taką pogodę zdecydowanie lepiej się pisze więc też jakieś plusy 🖤
Widzimy się w następnym myślę, że już niedługo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro