02.
Delikatne promienie wrześniowego słońca przedzierały się przez firanki i padały prosto na moją twarz przez co mruknęłam niezadowolona. Chciałam się przewrócić na drugi bok ignorując przy tym naturę, która budziła się do życia jednak, kiedy tylko spróbowałam to zrobić z głośnym hukiem spadłam na podłogę. Auć. Niechętnie otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że musiałam wczoraj zasnąć na kanapie. Porozciągałam się chwilę, a później szybko podniosłam się na równe nogi, czego od razu pożałowałam ponieważ zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdybym w porę nie złapała się oparcia sofy pewnie znowu spotkałabym się z panelami. Westchnełam cicho i kiedy moje ciało zaczęło ze mną współpracować ruszyłam do łazienki, aby się ogarnąć. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i kiedy zobaczyłam godzinę za pięć dziewiątą pisnęłam przerażona. Dzisiaj do dziesiątej miałam ostatni termin złożenia moich dokumentów w dziekanacie, który znajdował się na drugim końcu miasta. Wbiegłam do łazienki gdzie umyłam się w błyskawicznym tempie i już pięć minut później stałam przed lustrem. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Owinięta w ręcznik opuściłam pomieszczenie i szybkim krokiem udałam się do sypialni. Wciągnęłam na siebie czystą bieliznę, stanęłam przed szafą i kompletnie nie wiedziałam co powinnam na siebie włożyć. Po kilku minutach bezcelowego wpatrywania się w półki wyciągnęłam czarne, materiałowe spodnie wiązane na brzuchu oraz białą bluzkę z długim rękawem skrojoną w stylu hiszpanki. Jako ostatnie wsunęłam na nogi czarne vansy i z ulgą stwierdziłam, że jestem gotowa. Do mojej torebki włożyłam teczkę z dokumentami oraz telefon, portfel i kilka innych niepotrzebnych pierdoł, przerzuciłam ją sobie przez ramię i powoli ruszyłam do wyjścia z mojego mieszkania. Zakluczyłam drzwi, upewniłam się, że na pewno są zamknięte po czym ile sił w nogach zaczęłam zbiegać ze schodów. Nie do końca wiedziałam gdzie powinnam iść, a czasu miałam coraz mniej co bardzo mnie stresowało. W momencie, w którym stanęłam przed budynkiem z pobliskiego przystanku odjechał autobus przez co zaklęłam siarczyście pod nosem. Świetnie zaczyna się ten dzień, po prostu cudownie.
***
Dokładnie dziesięć minut przed dziesiątą wbiegłam do ogromnego budynku. Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam swoje ciuchy i z niepewnym uśmiechem zapukałam do drzwi ze złotym napisem dziekanat na samym środku.
-Dzień dobry. - Przywitałam się cicho z kobietą siedzącą na obrotowym krześle, usilnie wpatrującą się w ekran komputera.
-Dzień dobry co Cię sprowadza o tak późnej porze? - Blondynka przeniosła swój wzrok na mnie i szeroko się uśmiechnęła co odrobinę dodało mi otuchy.
-Ja miałam donieść dokumenty. - Wyszeptałam cicho siadając na fotelu na przeciwko starszej kobiety. Z mojej torebki wyjęłam czarną teczkę i trzęsącymi dłońmi położyłam ją na stole.
- Nie stresuj się kochanie, na pewno wszystko przyniosłaś, powiedz mi tylko, twoja godność?
Została w mieszkaniu???
- Magdalena Szklarczyk. - Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie, a na widok jej miny wyciągnęłam z portfela dowód tożsamości. Przez chwilę przyglądała mi się w ciszy, co jakiś czas wstukując coś w klawiaturę komputera. Około dwudziestu minut później z ulgą mogłam opuścić pokój i cieszyć się tym, że teraz już jestem pełnoprawnym studentem.
-Mogę zadać Ci pytanie, kochaniutka? - Usłyszałam za sobą, kiedy już trzymałam dłoń na klamce. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, ale kiwnęłam twierdząco głową i odwróciłam się ostatni raz w stronę kobiety.
-Albo już nieważne, miłego dnia. - Przez chwilę byłam tak zaskoczona, że nie rozumiałam co się dzieje w okół mnie, jednak, kiedy tylko się otrząsnęłam wyszłam na korytarz pospiesznie zamykając za sobą drzwi.
***
W drodze powrotnej postanowiłam wstąpić do jednej z przydrożnych kawiarni. Byłam bardzo zmęczona, a oczy same mi się kleiły dlatego usiadłam na jednym z wysokich krzeseł barowych. Potrzebowałam kawy i to koniecznie. Dosłownie kilka chwil później przy moim stoliku pojawił się wysoki chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Cześć, co podać? - Brunet spojrzał na mnie nieśmiało obracając przy tym w dłoniach długopis. Uśmiechnęłam się delikatnie, co z chęcią zostało odwzajemnione, a później spojrzałam na menu.
-Kawę mrożoną.
- Na miejscu czy na wynos?
-Na miejscu i tak nigdzie mi się nie śpieszy. - Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym zapisał coś w notesie i odszedł od mojego stolika. Przeglądałam się widokowi za oknem i musiałam przyznać sama przed sobą, że Wrocławska starówka jest przepiękna. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że dostałam się tu na studia, że będę mogła robić to co kocham i zacząć wszystko od nowa w tak pięknym mieście jak to.
-Twoja kawa. - Ten sam chłopak co wcześniej podał mi kubek i bardzo szybko odszedł w stronę lady. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, a później spojrzałam na stolik i zobaczyłam, że oprócz pięknie wyglądającego napoju leży na nim mała karteczkę.
Gdybyś potrzebowała, kiedyś pomocy to śmiało dzwoń 774 334 534
Rozbawiona pokręciłam głową, wzięłam duży łyk pysznego napoju i w spokoju wróciłam do własnych myśli.
***
Pół godziny później opuściłam kawiarnie, ale obiecałam sobie, że będę wpadała tutaj znacznie częściej. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku autobusowego, kiedy poczułam na mojej twarzy pierwsze krople deszczu. W przeciągu kilku sekund rozlało się tak bardzo, że kiedy dobiegłam pod dach z moich włosów kapała woda. Spojrzałam na rozpiskę błagając oto, aby w przeciągu najbliższych pięciu minut jakikolwiek autobus jechał w kierunku mojego mieszkania. Niestety moje błagania nie zostały wysłuchane, a mnie czekało przynajmniej godzinne stanie na tym cholernym przystanku. Dopiero teraz zaczęłam żałować, że nie wzięłam ze sobą żadnej kurtki albo chociaż bluzy. Zrezygnowana usiadłam na niewygodnej ławce, z odmętów torebki wygrzebałam mój telefon i po prostu zaczęłam się nim bawić. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a opady z każdą sekundą się nasilały. Ciemne chmury i mocne powiewy wiatru zwiastowały nadejście burzy, a ja w duchu modliłam się o to, abym zdążyła przed nią dojechać do domu. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk klaksonu samochodowego. Uniosłam oczy i ujrzałam zaraz naprzeciwko budki czarne, sportowe audi, które wyglądało na cholernie drogie. Szyba od mojej strony zaczęła się opuszczać i chwilę później ujrzałam uśmiechniętą twarz tego samego chłopaka, który wczoraj wpadł na mnie na schodach.
-Wskakuj, podwiozę Cię. - Brunet posłał mi przepiękny uśmiech, który chętnie odwzajemniłam i bez zastanowienia pobiegłam w stronę samochodu. Szybko usiadłam po stronie pasażera i odruchowo zapięłam pasy, a on w błyskawicznym tempie ruszył do przodu. Przez chwilę panowała między nami dziwna cisza, którą postanowił przerwać chłopak.
-Mam nadzieję, że bardzo nie zmokłaś. - Jego uśmiech był tak piękny i zaraźliwy, że za każdym razem jak spoglądałam na jego twarz sama się uśmiechałam.
-Myślę, że bardzo nie, dziękuję, że mnie zgarnąłeś. - Odpowiedziałam zarumieniona opuszczając wzrok na moje kolana. Mimo, że nie spoglądałam na niego, czułam, że mi się przypatruje i mogłam się założyć, że ciągle się uśmiecha.
-Wczoraj nie zdążyłem się przedstawić, jestem Jakub Wolny. - W momencie, kiedy usłyszałam jego imię i nazwisko podniosłam wzrok i wbiłam go w jego cudowne tęczówki. Jak mogłaś go nie rozpoznać, kretynko!!!
Jestem z następnym rozdziałem i mam nadzieję, że majówka mija wam lepiej niż mi. Ciągle leje i już powoli mam dość, ale w taką pogodę zdecydowanie lepiej się pisze więc są też jakieś plusy 🖤
Widzimy się w następnym myślę, że już niedługo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro