♥2♥
Nauczyciel zatrzymał dwójkę chłopaków, gdy ci przechadzali się po korytarzu szkoły.
- Zoldyck, Freecss, jest coś, o co muszę was poprosić - Zaczął - Jak dobrze wiecie, wolontariat szkolny obejmuje też zajmowanie się dzieciakami na świetlicy, a uczennica, która miała dzisiaj to zrobić jest chora. Mogę was prosić o zastępstwo? Tylko wy dzisiaj nic nie macie.
- Pewnie - Odpowiedzieli obaj i po zakończeniu zajęć od razu się tam udali.
Dzieciaki były... Jak burza. Aż ciężko było uwierzyć, że to nie przedszkolaki.
- Gon, co my tu powinniśmy robić? - Szepnął Killua - Pierwszy raz, kiedy jestem na świetlicy z wolontariatu...
- Hmm... Zintegrujemy się! - Krzyknął na tyle głośno, by każdy dzieciak się zainteresował - Sądzę, że się nie znamy, więc musimy się poznać! Ja jestem Gon, a ten białowłosy przystojniak to Killua. Teraz powiedzcie, jakie macie imiona.
Był pod wrażeniem. Dopiero co weszli do pomieszczenia pełnego rozkrzyczanych dzieciaków, a Gon w chwilę je uspokoił i czymś zainteresował. Nawet sam wyszedł z inicjatywą zabawy. Spokojnie poradziłby sobie w pojedynkę.
- Gon i Killua są momentami jak mama i tata - powiedziała dziewczynka, wyglądająca na pierwszą klasę. Parę osób jej przytaknęło.
Killua rumieniąc się lekko spojrzał na przyjaciela. Miał na twarzy ,, Uśmiech genialnego pomysłu"
- Ach tak? Więc które z nas to tatą? - Wszyscy wręcz wskazali na Gona. Chłopak roześmiał się - Killua, wygląda na to, że zostałeś moją żoną.
Białowłosy nie chciał dać Gonowi chcianego przez niego efektu. Postanowił pociągnąć to dalej.
- Ach tak? - Wystawił w jego kierunku rękę - Nie widzę na palcu pierścionka. Jak tak bez oświadczyn?
Gdy już myślał, że ma przyjaciela w garści, ten był o krok dalej, niż on. Obszukał kieszenie, po czym wyjął maleńką kulkę. Przyklęknął na prawe kolano, po czym otworzył typową automatową niespodziankę.
- Killua, zechcesz zostać moją żoną?
Rumieniąc się, kiwnął głową na tak. Nie widział, jak on to robi, ale jest w tym cholernie dobry.
***
Nauczyciel przechodził od ściany do ściany, zaciekle tłumacząc genetykę. Był on bardzo surowy. Tylko idioci podejmują się rozmów na jego lekcjach.
- Killua - Szepnął Gon. Chłopak w odpowiedzi spojrzał na niego kątem oka, co nie umknęło przenikliwym brązowym oczom Freecsa. Uśmiechnął się - Kocham cię.
- Proszę pana, Gon mówi niestosowne rzeczy na lekcji - Powiedział Killua unosząc rękę w górę.
- Gon, zostajesz po zajęciach i sprzątasz salę za karę, zamiast dyżurnych - odpowiedział nauczyciel nie odrywając oczy od książki - Killua, pomagasz mu za kablowanie.
Zoldyck spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach, a na twarzy Gona pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Zaśmiał się łobuziarsko pod nosem.
***
Po lekcjach w ruch poszły szczoty.
– No to tak Gon, ja zamiatam tą część sali, a ty tamtą – Wyjaśniał, pokazując wszystko dokładnie palcem. Gdy obowiązki zostały już przydzielone, sprzątanie przeszło w większe obroty. Zamietli, pomyli, pomieszczenie aż błyszczało.
– Killua, jak ja cię uwielbiam!
***
Jest i drugi rozdział. Wiem, obiecałam, że będzie dwa razy dłuższy, ale naprawdę nic nie mogłam wymyślić, tak więc będą trzy rozdziały.
~Aki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro