Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

WSTĘP

2018, Medellin, Kolumbia

Salem patrzyła na Jeana- Charlesa i przekrzykując porywisty wicher, zawołała do mężczyzny:

- Lepszego momentu nie będzie! Uciekaj i... nie oglądaj się na mnie! To konieczne, jeśli chcemy opuścić Kolumbię i zostawić za sobą tę wyspę, mojego dziadka i Branżę!

- Dasz sobie radę?- Jean również podniósł głos, gdyżwycie wichury i pomruki burzy, mieszały się razem, czyniąc niewiarygodny wprost hałas.

Mężczyzna poprawił na sobie ubranie, wpatrując się jednocześnie w twarz młodej kobiety. Tej samej, która udowodniła mu, że warto, mimo wszystko, wierzyć, iż jego życie ma jakiś sens.

– Muszę! – odkrzyknęła buńczucznie, choć miała wrażenie, jakby jej sercerozpadało się na tysiące drobniutkich kawałków. –  Wkrótce do ciebie dołączę. Weź ze sobą Marie, muszę jeszcze gdzieś zadzwonić, jest to konieczne, jeśli chcesz wydostać się z Marie z tej wyspy...

Dobrze wiedziała, że sporo ryzykuje, pomagając Jeanowi w ucieczce z Medellin. Zdawała sobie również sprawę, iż ich znajomość musiała- prędzej czy później- mieć swój finał. Czy szczęśliwy? To się okaże ... Jean bowiem stracił żonę oraz miał na wychowaniu dwoje małych dzieci, a ona szykowała się do wstąpienia w związek małżeński z Juanem- Gilbertem Velasquezem, tak jak zadecydował dziadek.

Salem, będąca jedyną żyjącą krewną don Pedra Torresa i dziedziczką jego mocno nielegalnego imperium, musiała go słuchać niemal we wszystkim. Pedro nawykł do tego, że wszyscy okazują mu posłuszeństwo i bez szemrania wykonują polecenia, które wydawał. Potrafił dotkliwie - i boleśnie - upomnieć krnąbrnego delikwenta, który niebacznie postanawiał „pójść swoją drogą"...

Jeszcze zanim jej rodzice i brat przedwcześnie opuścili ziemski padół, nie było inaczej. A skoro don Pedro coś nakazał bądź postanowił, musiało być dokładnie tak, jak sobie zażyczył. Juan- Gilberto był synem wspólnika dziadka w interesach i to z nim, Salem miała spędzić resztę swego życia, czy to się jej podobało, czy też nie.

– Kocham cię, Jean – wyszeptała, nim Delacroix zagłębił się w nocne ciemności, całkowicie znikając jej z oczu.

Wróciła do rezydencji dziadka, nie zauważona przez nikogo. Poniekąd, w tym przypadku, sprzyjało jej szczęście. Wiedziała, co powinna zrobić, jeśli nie chce dać się zakuć w małżeńskie okowy, wiążąc się z młodym Velasquezem.

Zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju i sięgnęła po komórkę, wybierając właściwy numer.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro