Wulkan
***Wojtek***
Z moją teściową, odkąd ją tylko poznałem, zawsze było jak z czynnym wulkanem. Pozornie wszystko było dobrze. Ale kiedy wybuchała...cóż, wtedy najwłaściwsze było rychłe usuwanie się z pola rażenia. Żeby to lepiej zobrazować, powiem, że zachowywała się wtedy jak połączenie Magdy Gessler z Natalią Boską z ,,Rodzinki. pl". A więc w wielkim skrócie: mnóstwo wrzasku i rzucanie wszystkim, co jest pod ręką i...w każdego, kto się nawinie. Może nie powinienem się przyznawać, ale czasami zachodziłem w głowę, jakim cudem ten biedny Damian nie spakował siebie i Patryka i obaj nie wyszli, trzaskając drzwiami. Czasem tylko ,,po angielsku" zmywali się na moment z domu, żeby Aneta w spokoju zebrała myśli.
Mimo że jej zachowanie było momentami wręcz karygodne, kocham tę kobietę. Bo dzięki niej mam Amelię. A że teraz mojej teściowej znów się lekko...odjechało? Cóż, nie pierwszy i na pewno jeszcze nie ostatni raz. Teraz przynajmniej niczym w nikogo nie rzuca.
Martwi mnie tylko, że przez te jej odpały znów się od siebie z Amelką oddalają. Z drugiej strony, ciężko mi się z żoną nie zgadzać. Ten pomysł z kolczykami mi też nie przypasował. Konstytucja gwarantuje wolność wyboru każdej osobie. A dziecko to dla mnie taka sama osoba jak każdy, tyle że mniejsza, więc należy szanować jego zdanie albo przynajmniej brać pod uwagę, podejmując jakieś istotne dla jego życia decyzje.
W końcu ktoś już kiedyś powiedział, że nie ma dzieci, są ludzie, prawda?
Ale żeby nie było, moja mama też nie jest tak do końca święta. Ostatnio wypytuje nas o...rodzeństwo dla Di. Na razie zbywamy to lakonicznym ,,Zobaczymy", ale decyzja w tej sprawie jest już podjęta od kilku lat. Diana zostanie jedynaczką i powodem nie jest tu nasze wygodnictwo, a raczej...choroba Amelki. I to, że pamiętam, jak przechodziła pierwszą ciążę. A są to różne wspomnienia. Również te, które nie są zbyt kolorowe.
***
- Książki dla ciebie przyszły- Amelia kładzie mi na kolanach średniej wielkości karton, a ja od razu zabieram się za jego rozpakowanie, kluczykiem od auta rozcinając taśmę.
- No nie, tato...- Diana staje w progu salonu, patrząc na pierwszą wyciągniętą książkę. Ton jej głosu kazałby może niektórym sądzić, że mała właśnie dostała polecenie wysprzątania całego domu na błysk.- Znowu ta Chyłka?
- A co ci się w niej nie podoba?
- To, że tych książek tak dużo. Ciągle tylko Joanna i ten jej...Zordian. A ja swoje książki, to gdzie mam trzymać?
- Zordon - poprawiam, ledwo tłumiąc śmiech.- Albo Kordian. Ale...czekaj, czekaj, skąd ty wiesz?!
- Ale co?
- Skąd wiesz, kto występuje w tych książkach?
- Bo widziałam.
- Co widziałaś? Gdzie?- pytam, gorączkowo zastanawiając się, czy nie weszła do pokoju w momencie, kiedy ja oglądałem któryś sezon. A nie jest to serial do oglądania przy rodzinnym obiedzie. A już na pewno nie, kiedy są w domu dzieci.
- Bo jak zamawiałeś poprzednie części, to przeczytałam to, co było z tyłu napisane...
- Ale nie otwierałaś i nie czytałaś więcej?
- Nie.
Kamień z serca, myślę.
***
- Oszaleję przez nią!
- Przez kogo, skarbie?- zerkam na Amelią opierającą się dłońmi o blat w kuchni. Powoli wciąga powietrze nosem, usiłując się zapewne uspokoić.
- Jak to: przez kogo? Przez matkę mojego brata.
- Czyli twoją matkę.
- Dopóki będzie się zachowywać jak dwunastolatka, która na widok błyskotek piszczy, będzie tylko matką Patryka.
- Co znowu?
- Nic nowego. Faza ,,kolczyki dla Diany" nadal aktualna. Słuchać mi się już odechciewa. Powiedziała, że jestem wyrodną matką, bo wszystkiego jej zabraniam, a z ciebie zrobiłam mimozę, co to nic powiedzieć nie potrafi.
Lekko odsuwam się od niej wózkiem
- Odejdź, boję się ciebie, ty zła kobieto!
Podchodzi do mnie i wyciąga dłoń, jakby chciała przybić piątkę.
- Proszę, nie rób mi krzywdy!
- To nie jest śmieszne.
- To czemu się z tego śmiejesz?
- Bo nie chcę mi się płakać. Robiłam to przez nią dostatecznie długo. Już wystarczy.
Hej!
Tak jak obiecałam, oddaję rozdział do Waszej dyspozycji:)
Myślicie, że Amelia porozumie się z mamą?
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro