Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciężka decyzja

***Wojtek***


Tak, jak obstawiałem, Diana już po paru dniach spuściła z tonu i przestała się na nas obrażać.  Chociaż... te parę cichych dni, które nam zafundowała, nie były łatwe.  Nie mówiła prawie w ogóle. Zupełnie jakby była w szoku albo miała PTSD. Głos zabierała tylko wtedy, kiedy uznawała to za absolutnie konieczne. Kiedy prosiła nas o pomoc w czymś lub chciała wiedzieć, kiedy Amelia wróci ze szpitala. 


A potem- jak ręką odjął- zapytała, czy obejrzymy z nią ,,Harry'ego Pottera". Jak na ogół nie lubię wracać do konkretnego filmu, tak tę serię mogę katować na okrągło.


Dalej oboje z Amelią plujemy sobie w brodę, że potraktowaliśmy ją w ten sposób.  Owszem, moglibyśmy zrzucić ten fakap na karb naszego młodego wieku i tego, że tak naprawdę nie wiemy jeszcze o życiu zbyt dużo. Ale tak byłoby najłatwiej. Tak może powiedzieć w sumie każdy. 


Tu trzeba po prostu przyznać, że koncertowo spaliliśmy tę sprawę. I nie ma dla nas  usprawiedliwienia. Ktoś pewnie mógłby powiedzieć, że chcieliśmy ją tym kłamstwem chronić.  I może jest w tym trochę prawdy. Ale należałoby też chyba przyjrzeć się drugiej stronie medalu. A ona jest z kolei taka, że niezależnie od wieku, nikt z nas nie lubi, kiedy się go robi w konia.


Kiedy małej zdarzyło się przegiąć z tekstami, ciężko było nam nawet zwracać jej uwagę. Bo ciężko ustawiać kogoś do pionu, kiedy się wie, że ta osoba ma rację, prawda? Poczuła się skrzywdzona, miała pretensje. I nie były one bezzasadne. Miała do nich prawo, z którego skorzystała i trudno się temu dziwić.


***


Amelka wchodzi do mieszkania i już od progu widzę, że coś się wydarzyło.


- Ktoś umarł? - pytam, mitygując się po chwili, że ten do bólu czarny humor może być bardzo nie na miejscu.


- Nie. Ale sytuacja i tak jest trudna - odpowiada, ale wiem, że to dopiero preludium do tego, co tak naprawdę chce mi przekazać. Siada obok mnie na kanapie i odkłada dalej książkę, którą zamknąłem, kiedy tylko weszła.


- Co się dzieje?


- Być może wrócimy na Dolny Śląsk. Tyle że nie do Wrocławia, a do Lubina. 


- Niech zgadnę, dalej się o ciebie biją? 


- Nie...profesor Zembala mnie grzecznie poprosił. Powiedział, że byłoby mu ogromnie miło mieć mnie u siebie.


- I co mu powiedziałaś?


- Coś w stylu: ,,Słuchaj, Michał, pomyślę i dam znać za jakiś czas"- śmieje się.


- Jesteście na ,,ty"?


- Kazał mi! Ale...tak poważnie, co o tym myślisz?


- Nie wiem jeszcze. Musimy się porządnie zastanowić.  A ty, chciałabyś?


- Byłoby fajnie. W końcu ofertę pracy od syna Mariana Zembali nie dostaje się chyba codziennie, nie? Mając w CV nazwisko jego i Religi, miałabym pracę wszędzie, gdzie bym poszła. 


- Serio? Tylko to cię interesuje? Żeby sobie móc kolejne nazwisko wpisać w papiery? Tego się po tobie nie spodziewałem...


- Co? Naprawdę, tak o mnie myślisz? Że tylko o renomę tu chodzi? No wielkie, kurwa, dzięki. 


- To nie tak...


- Co: nie tak? Przecież ty właśnie w ten sposób myślisz!


***


- Mogę wejść? 


- A czego chcesz? 


- Przeprosić...


- Teraz? Najpierw się myśli, potem się dopiero mówi. Nie odwrotnie.


- Przepraszam. 


Z głośnym łupnięciem zamyka książkę dotyczącą kardiochirurgii dziecięcej i patrzy na mnie, jakbym gadał o najnudniejszej rzeczy, o jakiej tylko było można. 


- Jak chcesz powiedzieć więcej, dawaj. Bo jak zaraz wrócę do czytania, skończę dopiero rano. 


- Co dziś robiłaś w pracy? Jakieś trudne przypadki?


- Raczej nie. Ale miałam takiego bardzo, bardzo miłego pacjenta. Pan chwilę po sześćdziesiątce. Przyjechał z Poznania, bo o mnie słyszał. Poleży sobie u nas trochę, bo wymaga pewnego zabiegu. 


- Gadasz z pacjentami?


- Jasne. Nie umiałabym chyba tylko tak do kogoś wejść i za sekundę wyjść. 


- Z tym panem też porozmawiałaś?


- Tak.  Wyszłam cholernie wzruszona.


- Czemu?


- Bo co chwilę podkreślał, że jest strasznie dumny ze swoich dzieci. Że syn jest prokuratorem w Krakowie, a córka właśnie zaczęła studiować matematykę na Jagiellonce. Prosił, żebym go szybko wyleczyła, bo on bardzo chciałby im to jeszcze powiedzieć - ociera łzy.


- Co jest?


- Nic. Doszło do mnie, że niewiele jest osób, od których słyszałam coś podobnego...



Hej!

Oto rozdział:)

Stwierdziłam, że było za spokojnie, więc ponownie podgrzewam atmosferę;)

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba<3

Do następnego!

P.

PS. Jeszcze nie kończymy tej książki, ale od jakiegoś miesiąca chodzi za mną pomysł na spin off tej serii, opowiadający o Gabi i Michale. Konkretnie ich znajomości, związku i...tego, co im się przytrafiło. Chcielibyście coś takiego przeczytać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro