Księżniczka
***Amelia***
Tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się,czy w ogóle chciałabym mieć dzieci. Zawsze wyobrażałam sobie siebie jako kardiochirurga(ewentualnie kardiologa) z tytułem profesora. Nie brałam pod uwagę związku,a co dopiero rodzenia dzieci.Ale teraz nie wyobrażam sobie innego życia.Mam obok siebie kogoś,kto mówi do mnie ,,Kochanie",a jutro pojawi się na tym świecie ktoś,kto będzie nazywał mnie mamą. Przyznaję,że trochę przeraża mnie wizja nieprzespanych nocy, trudno gojącej się rany i wielu innych tego typu rzeczy, mam w głowie jakieś w pewnym sensie irracjonalne przekonanie,że sobie z tym poradzę. Skoro mam w planach przeszczepiać ludziom serca,to niby dlaczego miałabym sobie nie dać rady z maleństwem
***
Od blisko godziny nie czuję nic od pasa w dół. Na bloku operacyjnym panuje przytłaczająca cisza,którą przecina wyłącznie pikanie kardiomonitora.
-No,moje drogie-odzywa się w końcu lekarka.-Możecie sobie teraz powiedzieć dzień dobry-uśmiecha się,pokazując mi wrzeszczące maleństwo,czyli moją,choć chyba powinnam powiedzieć,że naszą,Diankę.
-Ale jesteś piękna-mówię,a z oczu tryskają mi łzy.-Wszystko z nią w porządku?
-Jasne.
***
-Widziałaś ją? -pyta Wojtek totalnie poruszony.-Jest piękna!
-Widziałam-przyznaję,ledwo kontaktując
-Jak się czujesz?-łapie mnie za rękę.
-Jakbym wpadła pod autobus,a potem jeszcze dostała wpiernicz cegłą w głowę.
Zaczyna się śmiać, a ja staram się nie zrobić tego samego,żeby nie pozrywać szwów.
-Błagam,nie rozśmieszaj mnie.
-Przepraszam. Powiem ci coś,dobrze?
-Słucham.
-Jestem z ciebie dumny jak cholera.Jak dla mnie,od dzisiaj jesteś mistrzynią świata.
-Nie przesadzajmy.Nie zrobiłam nic poza położeniem się na stole.
-Nie?Dziewczyno, przecież ty właśnie urodziłaś dziecko!
-Jest malutka,co?-zmieniam lekko temat.
-Strasznie.
-Ma twoje oczy-uśmiecham się.
- A to nie wygląda tak,że na początku każdy mały robak ma niebieskie oczy?
-Nie zawsze- polemizuję.
-Twój brat do mnie dzwonił-zmienia temat.
-Co chciał?
-Tak naprawdę to...nic.Mówił,że fajna ta nasza mała.
-Ktoś jeszcze dzwonił?
-No...twoja mama.
-Ja pierdzielę. Mam nadzieję,że nie zamierza wpadać?
-O tym nie wspominała.Ale mówiła,że malutka jest śliczna.
-Po raz pierwszy w życiu powiedziała coś,z czym mogę się zgodzić. Chyba poproszę o ustanowienie nowego święta narodowego- ironizuję
-Może teraz faktycznie się leczy?
-Proszę,nie rozmawiajmy dzisiaj o mojej matce.
-Przepraszam.
-Właśnie sobie coś uzmysłowiłam-informuję.
-Co?
-Diana urodziła się w rocznicę śmierci Zembali. Przypadek?
-Nie sądzę.A teraz pytanie. Chciałabyś,żeby Diana też kiedyś poszła na medycynę?
-Hmm...nie. Będzie chciała rysować,będzie rysowała. Będzie chciała tańczyć w balecie,no to ją zapiszemy do szkoły. Nie chciałabym,żeby robiła coś,czego nie będzie lubiła.Z pracy powinno się mieć przyjemność.Tobie rodzice kazali być nauczycielem?-pytam retorycznie,bo przecież doskonale znam podejście teściów do tego tematu.
-Zabronili mi się w to pakować.
-No właśnie. Więc niech Diana też robi w przyszłości to,co będzie lubić,i to,w czym będzie dobra.
-A gdyby przyszła któregoś dnia i powiedziała:,,Mamo,chcę być kardiochirurgiem,bo mi film o Relidze wszedł za mocno"?
-Powiedziałabym jej,żeby się zastanowiła,czy to na pewno jest to,co ona chce w życiu robić. Bo to naprawdę nie jest łatwy i przyjemny zawód.
-Nadal chcesz robić profesurę?
-Tak. Ale nie od razu po doktoracie. Profesurę chcę zrobić później. Jak Diana skończy podstawówkę,czyli za jakieś...paręnaście lat. Nie będzie już mała,co nie znaczy oczywiście,że nie będzie mnie potrzebować. Ale będzie w takim wieku,że sama się sobą zajmie,kiedy mnie nie będzie w domu.
-I jak będzie brzmiał wtedy twój pełny tytuł naukowy?
-Profesor doktor habilitowany nauk medycznych.
-Chciałabyś mieć więcej specjalizacji?
-Zastanawiam się nad torakochirurgią. Byłabym wtedy kardio-torakochirurgiem. Ale na razie chcę się skupić na Diance.
-Zdajesz sobie sprawę z tego,że mamy najładniejsze dziecko świata?
-No jasne! To co,na pierwszy wyjazd zabieramy ją w góry?Powiem ci,że pierwsza rocznica ślubu spędzona w Zakopanem brzmi dla mnie bardzo romantycznie.
-Wrócimy do tej rozmowy,jak dojdziesz do siebie-obiecuje.
***
Pierwsze dni z Dianką( a według aktu urodzenia Dianą Magdaleną) są dla nas totalnym rollercoasterem. Serio,dziewczyny,nie nabierajcie się na te ckliwe obrazki z filmów i reklam,bo w ogóle nie przypominają rzeczywistości. Wszystko mnie boli,a nocami jest u nas głośno jak na koncercie Guns N' Roses,bo pewna pięćdziesięciocentymetrowa,ważąca niecałe trzy kilogramy osóbka codziennie wychodzi z założenia,że noc to idealna pora na wrzaski.A potem świdruje nas tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami,zapewne sprawdzając,czy aby na pewno dotrzymujemy jej towarzystwa i nie śpimy.
-Dasz mi chwilkę odpocząć?-pytam ją.W odpowiedzi zaczyna zapamiętale wymachiwać rękami.-Czyli nie? Super!
-Księżniczko,zlituj się,jest trzecia w nocy...-błaga ją Wojtek.
-A księżniczkę to nic nie obchodzi-śmieję się. - Pamiętasz? Mówiłam ci,że da nam popalić.
-Gratuluję,miałaś rację.
Hej!
Oto i nowy rozdział!
Szczęśliwi,że Diana już jest?
Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro