17. Weź tą dłoń i pokaż moim palcom, gdzie jest moje serce
Sześć razy – to był dla Eddiego rekord odwiedzin rodziców odkąd zamieszkał w Londynie. Powiedział o Cecilii praktycznie od razu i ojciec stwierdził, że muszą za to wypić, więc Eddie przyniósł gin, który jego ojciec uwielbiał i spędzili wieczór wspólnie, pijąc gin z tonikiem i rozmawiając właściwie o wszystkim. Niestety nie porozmawiali o wątpliwościach Eddiego – na to chłopak się nie zdobył ani podczas pierwszej wizyty, ani podczas żadnej z pięciu kolejnych, mimo że za każdym razem powtarzał sobie, że to zrobi. To przecież nie było trudne – powiedzieć cztery słowa, może pięć: "mamo, tato, chyba jestem gejem". Tylko tyle i aż tyle. Przerastało go to. Przerażało go też to, że w jego odczuciu kontakt z rodzicami nie był jak tak dobry jak kiedyś. To sprawiało, że trochę bardziej bał się odrzucenia.
Przez miesiąc po rozstaniu z Cecilią jego stan psychiczny był coraz gorszy. W dniu rozstania był pełen nadziei, ale teraz już tak nie było. Cierpiał. Być może bardziej niż kiedykolwiek.
Starał się doszukiwać w zachowaniu Nathaniela jakichkolwiek sygnałów świadczących o jego zainteresowaniu, ale albo był ślepy, albo Nathaniel żadnych sygnałów nie dawał i to bolało. Bardzo. Może nawet zbyt bardzo. Bolało go patrzenie na niego, miał ochotę płakać za każdym razem, gdy go widział, a widywał go przez zdecydowaną większość czasu. Natomiast najcięższe dla Eddiego było to, że codziennie budził się i zasypiał ledwie trzy metry od Nathaniela, a to sprawiało, że czuł się naprawdę źle. Uważał, że zarówno opcja z budzeniem się z nim w jednym łóżku, jak i w innych pokojach, byłaby lepsza – wszystko, byle nie to coś pośrodku, w czym tkwił teraz. Wtedy nie miałby poczucia, że ma go niby blisko, ale jednak zbyt daleko. Nie był jednak w stanie poprosić Nathaniela o to, aby spali razem, a zamienienie się na pokój z kimś innym wzbudziłoby tylko niepotrzebną kłótnię, dlatego nic się nie zmieniało. Nie miał pojęcia, że Nathaniel boryka się dokładnie z tymi samymi myślami dwukrotnie dłużej.
Dzień wyjazdu był dziwny. Nie wyjeżdżali z samego rana, bo samolot mieli dopiero wieczorem i chyba to sprawiało, że ciężko było wpaść na to, co ze sobą do tego czasu począć. Ostatecznie Nathaniel umówił się do fryzjera, a Eddie błąkał się po pustym mieszkaniu, jako że wszyscy pozostali współlokatorzy byli w pracy. Po blisko godzinie poczuł nagły przypływ odwagi, więc wyszedł z mieszkania i pojechał do rodziców.
Nienawidził tego samochodu, bo silnik dziwnie pracował, ale nie narzekał – było go stać na lepsze auto, po prostu takiego nie chciał. To chyba efekt wcześniejszego życia – wciąż miał nawyk oszczędzania w większości kwestii. Niestety tego samego nie potrafił powiedzieć o Cecilii – wiedział już, że całkowicie opróżniła jego konto. Cieszył się, że nie trzymał wszystkich pieniędzy w banku, bo dzięki temu wciąż miał za co pomagać rodzicom, którzy byli w jeszcze gorszej sytuacji finansowej niż kiedykolwiek po tym jak mama straciła pracę. Teraz to on ich utrzymywał. Chyba dlatego tak bardzo bał się im powiedzieć, że prawdopodobnie nigdy nie będzie miał żony – obawiał się, że wówczas mogliby odrzucić jego pomoc, a czuł się za nich odpowiedzialny. Mimo to dzisiaj postanowił przestać ich okłamywać.
Gdy zaparkował przed domem rodzinnym, poczuł jak bardzo się stresuje. Miał łzy w oczach. Próbował sześć razy, nie udało mu się wyznać rodzicom prawdy. To było siódme podejście, spontaniczne, ale zaczął panikować i właściwie był pewien, że nic z tego. Już chciał się wycofać i odjeżdżać, ale kątem oka dostrzegł, że mama zobaczyła go w oknie.
Zaklął, bo wiedział, że jeśli odjedzie teraz, bez słowa, będzie tylko gorzej. Teraz już nie miał wyboru i musiał jej powiedzieć. Przynajmniej jej. Uderzył głową w kierownicę, jakby mając nadzieję, że to jakkolwiek pomoże. Nie pomogło.
Zgasił wreszcie silnik, wyjął kluczyki i wysiadł z auta, prawie przy tym upadając. Musiał się chociaż trochę uspokoić, ale to nie było takie proste.
Mama wyszła mu na powitanie, a on bez żadnego zawahania mocno ją przytulił. Jakby bał się, że robi to po raz ostatni.
— Miałeś lecieć w trasę, co się stało? — spytała, odsuwając się od Eddiego, aby na niego spojrzeć. Była pewna, że skoro syn przyjechał w takim stanie, to stało się coś z zespołem – ktoś ich oszukał, jednak nie lecą, skończą z długami... W głowie miała naprawdę dużo czarnych scenariuszy.
— Nie, z tym wszystko początku, lot mamy wieczorem — powiedział. — Po prostu muszę ci coś powiedzieć.
— Chodź, wejdźmy do środka — poprosiła, obejmując go ramieniem, ale Eddie pokręcił głową. W środku czułby się zbyt zamknięty, przytłoczony. Jeśli miał jej to powiedzieć, to tylko na zewnątrz, bo miał to fałszywe poczucie bezpieczeństwa przez to, że mógł po prostu uciec, bez rozpaczliwego biegu w stronę drzwi, bez szarpania się z drzwiami.
— Wolę tutaj — powiedział cicho, a kobieta westchnęła.
— Dobrze, ale mów co się dzieje. Ostatnio zbyt często jesteś przygnębiony, często przyjeżdżasz...
— Bo próbuję wam coś powiedzieć, coś ważnego, ale się boję, wciąż mnie to przeraża...
— Synku, po prostu to powiedz — poprosiła, przerywając mu, a Eddie naprawdę zaczął panikować, bo troska w jej głosie była czymś, czego nie chciał usłyszeć po raz ostatni. Kochał matkę, zawsze będzie ją kochał, nawet jeśli go odtrąci. Jeśli był ktoś, dla kogo mógłby z tym walczyć, była to właśnie ona.
— Chodzi o Nathaniela — zaczął, bo wiedział, że prędzej czy później i tak dowiedziałaby się, o kogo chodzi, jeśli nie domyśliłaby się tego od razu. Poza tym przez te trzy, dużo prostsze do wypowiedzenia słowa, zamknął sobie drogę ucieczki. Nie da rady wymyślić żadnego kłamstwa. Nie miał już odwrotu.
— Skrzywdził cię? — spytała takim tonem, jakby miała zamiar w tym momencie pojechać do Londynu tylko po to, aby wygarnąć Nathanielowi jego błędy. Eddie miał ochotę się uśmiechnąć, ale nie był w stanie – nie, gdy tak bardzo się stresował.
— Nie — zapewnił ją, chociaż to nie była do końca prawda – Nathaniel cały czas ranił go samą swoją obecnością.
W tym momencie postanowił, że gdy tylko wrócą z trasy, a rodzice się go nie wyrzekną, wyprowadzi się z powrotem do nich. Nie był w stanie żyć tak dłużej. Mógł dojeżdżać godzinę na próbę – to nie było problemem. Może wtedy coś by się zmieniło?
— Więc o co chodzi?
Eddie przymknął oczy, uniósł głowę i otworzył oczy, patrząc w niebo. Nie był w stanie spojrzeć matce w oczy. Czemu to było takie ciężkie? Gdyby mówił, że zakochał się w przyjaciółce, byłaby to zupełnie inna rozmowa, a już na pewno nie czułby się tak źle z samą świadomością, że te uczucia istnieją.
— Kocham go — powiedział cicho. — Jestem gejem.
Kobieta nie odpowiedziała, a Eddie odważył się na nią spojrzeć dopiero po chwili ciszy. Szok na jej twarzy sprawił, że znowu zaczął płakać. Przerażało go to, że w tym momencie być może ją stracił. Przerażało go to, że nie potrafił niczego z niej wyczytać. Nie miał pojęcia czy ją zawiódł, czy ją zranił, czy odbierała to jeszcze inaczej.
— Wejdźmy do domu — poprosiła, trochę zaskakując tym syna, który wciąż przestraszony ruszył za nią, starając się powstrzymać łzy. Nienawidził płakać, szczególnie przed rodzicami.
Zaprowadziła go do środka – do kuchni, która była połączona z niewielkim salonem, gdzie przebywał ojciec. Eddie się z nim nie przywitał, bo w tych wszystkich nerwach, nawet go nie zauważył.
Podszedł za to bliżej matki i delikatnie chwycił ją za ramię, prosząc tym niemo, aby na niego spojrzała. Dopiero teraz dostrzegł, że nie był jedynym, który płakał.
— Przepraszam, mamo — powiedział, czując, że napływających mu do oczu łez jest coraz więcej. — Mogę z tym walczyć, jeśli tego chcesz, jeśli tego ode mnie oczekujesz. Mogę to ignorować i tak prawie to robię, bo on nic nie wie. Nie wiem czy kiedykolwiek mu powiem. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała o tym, co czuję, żebyś wiedziała kim jestem, bo nie mogłem dłużej udawać, że jest inaczej. Nie chciałem cię zranić, przepraszam.
— Nie przepraszaj — poprosiła, chwytając jego dłonie i patrząc mu w oczy. — Nie masz za co, synku. I nikt nie oczekuje od ciebie, żebyś walczył z tym co czujesz.
Eddie był zszokowany. Po tym jak zareagowała matka Nathaniela, która nie wydała mu się być złą kobietą, spodziewał się bardzo podobnej reakcji. W głowie miał wiele różnych scenariuszy, ale akceptacja nie była żadnym z nich – może dlatego, że wciąż sam nie do końca to w sobie akceptował.
— Nie? — spytał niemal niesłyszalnie, a matka uśmiechnęła się do niego łagodnie.
— Nie — powiedziała, kładąc dłoń syna na jego klatce piersiowej. — Zawsze uczyliśmy cię z tatą, żebyś słuchał głosu serca. Jeśli serce mówi ci, że jego miejsce jest przy nim, posłuchaj go.
Eddie nie wiedział, co odpowiedzieć – odjęło mu mowę. Dlatego zamiast odpowiadać, po prostu przytulił mocno matkę i schował głowę w jej ramię. Wciąż płakał, ale już nie ze strachu, a ze szczęścia.
— Jeśli mówicie o Nathanielu to przyprowadź go na obiad — wtrącił się ojciec, który do tej pory siedział cicho, twierdząc, że nie ma sensu wtrącać się w dyskusję, której nie do końca rozumiał. Po dotychczasowej wymianie zdań zrozumiał jednak, że prawdopodobnie chodzi o to, że Eddie jest z Nathanielem. Nie dziwił się temu – była między nimi chemia i od początku widział jak Nathaniel patrzył na Eddiego, to była kwestia czasu. — Na ślub wam nie pozwolą, ale mogę go traktować jak zięcia.
Eddie spojrzał na ojca nieco zdezorientowany. To było miłe, ale trochę na wyrost.
— Nie jesteśmy razem, tato — powiedział, a mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
— Czemu, na Boga, nie?! — niemal krzyknął. — Właśnie przyznałeś, że go kochasz!
— Ale nie wiem czy on mnie też — wyznał, a ojciec spojrzał na niego jak na kretyna.
— Synu, przyprowadziłeś go tu raz, pamiętasz? — spytał nieco zniecierpliwiony, a Eddie przytaknął głową.
— Pamiętam — potwierdził.
— Patrzył na ciebie jak ja na twoją matkę, gdy ją poznałem. Kocha cię, zaufaj mi. Jeśli ty go też, po prostu mu to powiedz. A potem przyprowadź go do nas na obiad.
Eddie nie dziwił się, że jego ojciec lubił Nathaniela – przyprowadził go tu kiedyś razem z Cecilią i Nathaniel okazał o wiele więcej kultury niż ona. Był sympatyczny, nie do końca był tym Nathanielem, którego Eddie znał z Londynu, ale był mu wdzięczny za to, że nie przyniósł mu wstydu. Dlatego trochę bał się tego, jak rodzice zareagują na prawdziwego Nathaniela, o ile ojciec miał rację i była dla nich szansa.
Chciał w to wierzyć. Chciał, aby to była prawda. To byłoby jak spełnienie marzeń. Ale czy nie wyczerpał już limitu na realizację marzeń w swoim życiu?
A/N
W mediach chyba najmniej znana piosenka Wham! (prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie nagrali jej studyjnie), więc polecam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro