12. A teraz mówisz, że nosisz moje dziecko
Eddie nie chciał czekać z rozmową, więc mimo zmęczenia postanowił jechać do Cecilii od razu po koncercie. Otworzył mu jej ojciec i bez słowa wpuścił go do środka. Eddie wyczuł, że mężczyzna patrzy na niego jakoś inaczej, jakby go oceniał. Czuł się jak jakiś kryminalista. Czy zrobił coś o czym nie wiedział? Zabił kogoś?
Wszedł do jej pokoju i niepewnie zamknął za sobą drzwi. Dopiero na dźwięk zamykanych drzwi, Cecilia zorientowała się, że wszedł. Podeszła do niego i przytuliła go. Eddie objął ją. Chyba jednak trochę za tym tęsknił. Może mogliby być przyjaciółmi? Może by mu wybaczyła? Przecież nie wiedział o tym, że może nie być heteroseksualny, gdy się z nią wiązał.
— Musimy porozmawiać — powiedziała, a Eddie przytaknął.
— Też muszę ci o czymś powiedzieć — stwierdził, a dziewczyna pokazała mu gestem, aby on zaczął. Więc wziął głęboki oddech i zaczął. — Czuję, że między nami jest gorzej. Ryzykowałem kłótnie z Nathanielem i rodzicami, aby z tobą być. Mówili, że nam się nie uda, że nie jesteś dla mnie tą właściwą, ale wierzyłem, że cię kocham, że moglibyśmy stworzyć razem to coś. A potem podczas każdej rozmowy w trasie mówiłaś, jakbyś oskarżała mnie o zdradę z fanką. Nathaniel może by to zrobił, ale ja nie...
— Eddie, usiądź proszę — przerwała mu, bo czuła dokąd to zmierza i chciał to powstrzymać. Chłopak niepewnie usiadł razem z nią na łóżku. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i delikatnie ujęła jego rękę. — Pamiętasz jeszcze co ci mówiłam? Sama zdrada nie jest dla mnie problemem, wiem jak wygląda życie muzyków. Po prostu boję się, że ode mnie odejdziesz, że zostawisz mnie dla jakiejś fanki...
Eddie pokręcił głową i tym razem to on przerwał jej.
— Nigdy bym ci tego nie zrobił — zapewnił ją. — Inne dziewczyny mnie nie interesują.
Nie skłamał. Inne dziewczyny ani trochę go nie interesowały, ale po prostu nie był pewien czy Cecilia go interesuje. Coraz częściej miał wrażenie, że jednak nie. Bardziej pociągający wydawał mu się dosłownie każdy mężczyzna, którego widział. Jak długo da radę z tym walczyć?
— To dobrze, bo teraz nie możesz odejść.
To mu się nie spodobało. Jak to nie mógł odejść? Chciał odejść. Chciał móc zrozumieć to, kim jest, bo czuł się z tym coraz gorzej. Wiedział, że mógłby porozmawiać o tym z Nathanielem – on pewnie przechodził przez to samo i rozumiał, co się z nim dzieje. Rzecz w tym, że nie chciał z nim o tym rozmawiać. Unikał go od tamtej nocy, której go śledził. Spali razem, ale przez ostatnie dwa dni mało rozmawiali. Ich relacja stała się napięta. Eddie nie czuł się komfortowo z faktem, że Nathaniel wie o tym, że waha się nad swoją seksualnością. Nie chciał też mówić o tym Cecilii. Nie dopóki nie będzie miał całkowitej pewności co do tego, kim jest. Nie chciał jej mieszać w głowie. Nie chciał też mieszać w głowie samemu sobie – zdawał sobie sprawę, że powiedzenie Cecilii mogłoby stanowczo zmienić jego postrzeganie tego, kim jest. Gdyby wiedziała, traktowałaby go inaczej, mogłaby go zmanipulować w którąś ze stron. Chciał odkryć to sam.
— Czemu? — spytał niepewnie.
— Bo jestem w ciąży.
Na to Eddie nie był przygotowany. Tak właściwie był przerażony, gdy to usłyszał. Tak bardzo przerażony, że zrobiło mu się duszno.
Nie mógł mieć dziecka.
Nie teraz.
Nie z nią.
Jak miał wychować z nią dziecko?
Prawdopodobnie był gejem. Była jakaś drobna szansa na to, że jest biseksualny, ale wiedział, że to chyba tylko próba wmówienia sobie chociaż odrobiny społecznej normalności w tym wszystkim.
— Przepraszam, muszę się przejść — powiedział słabo, bojąc się, że zaraz zemdleje. Miał ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. To nie było sprawiedliwe. Tyle par nie mogło mieć dzieci, a on sam był mentalnie dzieckiem, nie chciał dziecka, a zostanie ojcem. Czemu los kpił sobie z ludzi w ten sposób? Czemu kpił sobie w ten sposób z niego?
Chciał wstać, ale Cecilia go zatrzymała. Spojrzeli sobie w oczy. Cecilia była zaskoczona jego reakcją. Eddie widocznie chciał uciec. Zawsze miała go za odpowiedzialnego i nie podejrzewała, że po tej informacji mógłby ją zostawić. Była wręcz pewna, że jej pomoże, że będzie dobrym ojcem dla dziecka, a jej pomoże finansowo w tym wszystkim.
— Zostań — poprosiła, ale on pokręcił głową.
— Nie rozumiesz — powiedział widocznie spanikowany. — To jest najgorszy możliwy moment. Moja matka dostanie zawału jak się dowie...
— Eddie, spokojnie — powiedziała, próbując go uspokoić. — Powiemy im w odpowiednim czasie. Najpierw się z tym oswój.
— Z czym tu się oswajać? — spytał, jakby naprawdę nie rozumiał, czemu ona nie panikowała. Przecież to była tragedia. Cholernia tragedia. — Musi być jakieś rozwiązanie.
Cecilia nie wierzyła w to, co słyszy.
— Sugerujesz aborcję? Ty?
Eddie pokręcił głową i rozłożył ręce. Co miał jej powiedzieć? Bo prawdy jeszcze nie był w stanie. Wiedział tylko tyle, że nie da rady wychować żadnego dziecka. Nie da rady się z nią ożenić, a teraz wszyscy będą tego od niego oczekiwać.
— A mamy jakiś wybór?
— Wiesz ile to kosztuje?
— Mam pieniądze.
Cecilia spojrzała mu w oczy, próbując zrozumieć jego zachowanie. To nie przypominało Eddiego, którego znała.
— Eddie, spójrz na to inaczej. Zostaniemy rodziną...
— Czego ode mnie oczekujesz? — spytał. — Że powiem, że jestem szczęśliwy, że będziemy mieć dziecko? Mogę to powiedzieć, jeśli chcesz. Mogę udawać, ale to nie będzie prawda. A teraz przepraszam, ale naprawdę muszę wyjść. Zadzwonię do ciebie, dobrze?
Cecilia próbowała go zatrzymać, ale Eddie po prostu rzucił się biegiem w stronę wyjścia, nie dając jej szansy na dogonienie się. Pobiegł prosto do domu, wbiegł po schodach kamienicy i bez słowa rzucił się do pokoju, gdzie wpadł w ramiona Nathaniela.
Tego samego Nathaniela, którego unikał, bo ten nagle okazał się jego być może jedynym wsparciem w całej tej chorej sytuacji.
— Chcesz o tym rozmawiać? — spytał Nathaniel, bo znał Eddiego na tyle, aby wiedzieć, że ten czasem woli milczeć i powiedzieć o problemach dopiero po pewnym czasie. Nie chciał naciskać na to, aby wyznał mu, co się dzieje, skoro nie musiał od razu znać prawdy. Liczyło się to, aby Eddie się uspokoił. Gdy pokręcił głową, Nathaniel westchnął. — Dobrze.
Trzymał go w swoich ramionach w ciszy, aż Eddie się uspokoił. Uspokojenie w tym przypadku wynikało z tego, że Eddie zasnął. Nathaniel nieco niezdarnie, ale ostrożnie na tyle, aby go nie obudzić, położył przyjaciela na jego łóżku, ostrożnie zdjął mu spodnie, aby było mu wygodnie i przykrył go kołdrą, po czym podszedł do telefonu i wybrał numer Cecilii, który kiedyś przypadkiem spisał i postanowił zatrzymać go na wszelki wypadek. Ten wszelki wypadek był teraz.
— Dodzwoniłem się do Cecilii? — spytał, gdy tylko usłyszał, że ktoś odebrał.
— Kto mówi? — usłyszał jej głos. To był jeden z tych momentów, gdy cieszył się, że ma dobrą pamięć do głosów.
— Nathaniel Lewis — przedstawił się, bo był pewien, że Cecilia pamięta jeszcze, że mieszka z Eddiem. — Słuchaj, Eddie wrócił do domu w kompletnej rozsypce. Co się kurwa stało?
W słuchawce usłyszał westchnienie. Nie spodobało mu się to.
— Powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Chyba przestraszył się odpowiedzialności. Myślałam, że przyjmie to lepiej.
Nathaniel zamarł i zaklął cicho. Tego właśnie się obawiał, gdy dowiedział się, że Cecilia ma rozmowę nie na telefon. Rzecz w tym, że nigdy jej nie ufał, a chciał uratować Eddiemu resztki godności i życia bez uwiązania, dlatego zadał niby niepozorne, ale kluczowe w całej sprawie pytanie.
— Który tydzień?
— Szósty — powiedziała bez zawahania, co znaczyło, że jest tego całkowicie pewna.
Nathaniel nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Szósty tydzień ciąży? Dobre żarty.
— Ty mu powiesz, że się puściłaś czy ja mam to zrobić? O ile w ogóle jest jakaś ciąża? — spytał, bo to było bardziej niż oczywiste.
Sześć tygodni temu byli w trasie. Byli w niej dwa miesiące. Dziewięć tygodni. Eddie ani razu nie widział się w tym czasie z Cecilią. Nie mógł zapłodnić jej sześć tygodni temu. To nie mogło być jego dziecko.
— To jest jego dziecko.
— Tak, a to dziecko nazywa się Jezus, bo mamy niepokalane poczęcie. Eddie może i jest naiwny, ale ja nie. I nie pozwolę ci robić z niego idioty. Czyje to dziecko?
— Mówię ci, że jego — powiedziała zirytowana, jakby wcześniej nie wzięła pod uwagę, że ktoś może odkryć fakt, że to wcale nie jest dziecko Eddiego, ale postanowiła mu tak powiedzieć, bo wydawał się porządny i miał pieniądze.
— Od kiedy zapłodnienie trwa trzy tygodnie? A może Eddie odkrył sposób na teleportację?
— Nie rób sobie żartów, to poważne...
— Sześć tygodni temu byliśmy w cholernej Szkocji — powiedział jej stanowczo. Naprawdę starał się nie krzyczeć, ale przychodziło mu to z trudem. Nie chciał obudzić Eddiego. Nie chciał też, aby ktokolwiek z pozostałych współlokatorów dowiedział się o problemie. — Konkretnie od siedmiu do pięciu tygodni temu. Cały czas byłem przy nim, bo było z nim źle przez całą trasę. Nie spotkał się z tobą. To nie jest jego dziecko. Daję ci tydzień, abyś mu powiedziała albo sam to zrobię. A ja naprawdę potrafię być bezwzględny, jeśli ktoś rani moich bliskich.
Cecilia parsknęła i to był moment, w którym Nathaniel zrozumiał, że nie będzie łatwo. Ta dziewczyna nie miała zamiaru tak łatwo się poddać.
— Jeśli mu powiesz, wypuszczę artykuł o twoim romansie z Mattem Romerem. Mam nawet zdjęcia, całkiem świeże. Chyba kilka dni przed tym jak nagrywaliście demo. Uroczo wyglądacie, jak się przytulacie. Wasi fani raczej nie ucieszą się z informacji, że puściłeś się za sławę.
Gdyby nie fakt zdjęcia, Nathaniel by się tym nie przejął. Ale to znaczyło, że Cecilia musiała śledzić go tamtego wieczoru. Albo ona, albo jakiś jej znajomy.
— Zdjęcie jak się z nim przytulam nie jest dowodem — stwierdził. — I nie przespałem się z nim za demo. To przyjacielska przysługa za to, że wspieram go w chorobie. Matt to potwierdzi. Wywalą cię z tej twojej redakcji za podawanie fałszywych informacji.
Oczywiście wersja Nathaniela nie była do końca prawdziwa, ale wiedział, że Matt poprze jego wersję, jeśli zajdzie taka potrzeba.
— Ale twoja mama bardzo chętnie potwierdzi, że jej synek jest ciotą. Nie wiesz z kim zadzierasz, dzieciaku.
— "Dzieciaku"?! — parsknął niedowierzająco. — Jestem starszy od ciebie.
— Ale głupszy.
— Kwestionowałbym to. — Starał się być spokojny i chyba nawet mu to wychodziło. Ta sytuacja bardziej go bawiła niż martwiła. Cecilia nie pracowała nawet dla większej gazety, a dla jakiegoś małego szmatławca. Chyba nie miała świadomości, że nie ma środków, aby mu zaszkodzić. — Posłuchaj mnie uważnie. Nie masz tyle pieniędzy ile ja i Matt. Puścisz to, zniszczymy cię. Nie będę się litować, że jesteś w ciąży. On też nie będzie. Uwierz mi, nie chcesz prowadzić ze mną wojny. Masz tydzień, albo w następny piątek przy śniadaniu, Eddie dowie się, że nosisz nie jego dziecko. Twój wybór od kogo się o tym dowie.
Po tych słowach rozłączył się i wybrał numer Matta. Musieli mieć wspólną wersję, tak na wszelki wypadek.
A/N
Czy wpadłam w rytm trzech rozdziałów dziennie? Być może.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro