10. Nie mów mi jaki powinien być mężczyzna
Nathaniel doskonale rozumiał, gdzie jest, ale niezbyt rozumiał, jak się tu znalazł. Gdyby leżał teraz obok Matta, pewnie by się przestraszył, ale leżał na kanapie i nie było szansy, aby zmieścił się tu ktoś jeszcze. Skoro spali osobno, to pewnie też do niczego nie doszło.
Odetchnął z ulgą i przetarł twarz dłonią, próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Byli z Eddiem i Cecilią w barze. Pokłócił się z nim i chociaż żaden z nich nie krzyczał, było to oczywiste. Zaliczył szybki numerek z kelnerką. Poczuł się gorzej, więc wrócił do baru i... Dalej pamiętał wszystko jak przez mgłę. Ból głowy zdecydowanie nie pomagał w tym, aby cokolwiek sobie przypomniał.
Chciał już wyjść bez pożegnania, ale w momencie, w którym ledwie zrzucił z siebie koc, pojawił się przy nim Matt ze szklanką wody i czymś, co chyba było tabletką przeciwbólową.
Nathaniel nie był co do tego przekonany, ale uznał, że skoro Matt go nie wykorzystał, to raczej nie będzie chciał go teraz otruć, więc wziął tabletkę i popił ją wodą.
— Umówiłem wam studio na przyszłą sobotę, wchodzicie o jedenastej. Macie je do północy — poinformował go, a Nathaniel już chciał pytać jakie studio, gdy Matt podał mu karteczkę. — Tu masz adres i mój numer, gdyby były jakiekolwiek problemy. Opłaciłem wam z góry. Tak jak mówiłem, niczego mi nie płacicie. Nikomu nie mówisz, że jak to zorganizowałem.
— Jasne, panie nagle święty — parsknął, chowając kartkę do kieszeni. Czemu w ogóle spał w spodniach? Przecież mógł je zdjąć. Cóż, przynajmniej nie musiał teraz siedzieć przy Matcie w samych bokserkach. — Pójdę już — stwierdził, wskazując na drzwi.
Matt przytaknął.
— Odprowadzę cię — zaproponował.
— Dzięki, sam trafię — odparł, ruszając w stronę drzwi, bez oglądania się za siebie.
Co on miał w głowie, żeby tutaj przychodzić? Może ostatecznie nie wyszło źle, ale przecież to mogło zakończyć się wręcz tragicznie. Był na siebie wściekły za swój idiotyzm.
— Nate — zatrzymał go, a Nathaniel niechętnie odwrócił się w jego stronę.
— Czego?
Matt westchnął. Rozumiał jego irytację, ale nie lubił, gdy ktokolwiek zwracał się do niego takim tonem.
— Przeliczyłem wszystko, raczej zaraziłem się po naszym rozstaniu, więc powinieneś być czysty. Przepraszam, że cię zmartwiłem.
— Chrzań się. — Nathaniel niemal krzyknął. Naprawdę nie rozumiał, co Matt próbował osiągnąć mieszaniem mu w głowie. Najpierw podstępem ściąga go na rozmowę, informując go, że choruje na AIDS i mógł go zarazić, a teraz twierdził, że jednak go nie zaraził, bo nie był wtedy chory?
Czy on chciał, żeby do reszty go znienawidził? W tym momencie cieszył się, że nie wydał pieniędzy na test. Straciłby tylko pieniądze przez tego kretyna. Pocieszała go myśl, że jednak raczej nie umierał.
Od razu po wyjściu z jego domu spojrzał na zegarek i zaklął. Próbę mieli zacząć prawie pół godziny temu.
Najgorsza była świadomość, że nie miał pieniędzy na taksówkę, więc zdecydował się biec ponad dwie mile, aż wreszcie wpadł do garażu Gabriela, kompletnie zdyszany. Jakimś cudem zastał tam całą trójkę, chociaż podczas biegu uświadomił sobie, że Eddie niekoniecznie musi tam być.
— Chcieli iść cię szukać, ale przekonałem ich, że pewnie skończyłeś w domu tej kelnerki...
— Eddie, do cholery! — Tym razem nie wytrzymał i na niego krzyknął. — Po pierwsze: nie masz prawa rozpowiadać innym o tym, co robię prywatnie. Po drugie: przeleciałem ją raz, w barze. Potem wróciłem pić.
— Więc czemu nie wróciłeś do domu? — spytał, jakby ani trochę nie przejmował się tym, że Nathaniel na niego nakrzyczał, ale prawda była inna. Mocno uderzyło go to, że między nimi było gorzej.
— Bo wolałem spać na kanapie u byłego niż z fałszywych przyjacielem! — krzyknął po raz kolejny, skutecznie uciszając tym Eddiego. Jednak tak szybko jak te słowa padły z jego ust, równie szybko tych słów pożałował.
Gabriel i Patrick spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
— Zostawimy was samych — zaproponował Gabriel, ale Nathaniel pokręcił głową.
— Nie, jestem winny wam wszystkim wyjaśnienia i nie chcę z tym czekać — stwierdził. Nie wiedział czemu nagle postanowił to zrobić. Chyba po prostu chciał udowodnić coś Eddiemu. — Pewnie już się domyśliliście, ale miałem romans z Mattem Romerem. Romans, który zakończyłem w momencie, w którym Matt powiedział o nas moim rodzicom. Mój ojciec popełnił przez to samobójstwo — starał się mówić spokojnym głosem, ale i tak miał wrażenie, że ten trochę mu się łamał — matka wyrzuciła mnie z domu i razem z siostrami praktycznie się mnie wyrzekły. Wtedy odszedłem z New Reflection. Nie chciałem więcej widzieć Matta, ale reszta zespołu nie chciała zmieniać menadżera. Tak, jestem biseksualny. Nie, nie mam AIDS. Matt zaraził się po naszym rozstaniu, a przez AIDS robię to tylko z kobietami.
Eddie przygryzł wargę, bo nie był pewien jak zareagują na to Gabriel i Patrick. On wiedział o tym od jakiegoś czasu. Nie wiedział tylko o tym, że Matt zaraził się dopiero po tym, gdy Nathaniel od niego odszedł.
— Jest coś jeszcze, co powinniśmy wiedzieć? — spytał Gabriel, a Nathaniel wziął głęboki oddech.
— Załatwiłem nam studio za darmo w przyszłą sobotę. Możemy nagrać demo.
Tym razem nie tylko Gabriel i Patrick spojrzeli po sobie, ale też Eddie, który nie był pewien czy chce wiedzieć jakim cudem Nathaniel to zdobył.
— Jak, do cholery? — spytał Patrick. — Obciągnąłeś komuś za to?
Nathaniel podszedł niebezpiecznie blisko Patricka.
— Nie zniżam się do tego poziomu — poinformował go. — To, że lubię też fiuty, nie znaczy, że jestem dziwką. Wyznałem wam prawdę z szacunku do was, żebyście wiedzieli, że tym razem nie odejdę. Od was też oczekuję szacunku, a nie oskarżeń.
Patrick zamilkł, a Eddie przygryzł wargę, bo to nie był ten Nathaniel, którego znał. To był ten Nathaniel, którego opisywał mu Garth. Do tej pory był inny, może tylko przy nim, ale teraz już tak nie było. Przerażała go ta wersja współlokatora. Skąd ta zmiana? Nie potrafił tego zrozumieć. Chyba nie przez to wczoraj?
— To powiedz jak to załatwiłeś — poprosił Gabriel.
— A co to za różnica? — spytał Nathaniel.
— Gdyby to nie było nic czego się wstydzisz, powiedziałbyś nam — wtrącił się Eddie, który milczał odkąd Nathaniel na niego nakrzyczał. — Bądź mężczyzną i nam to powiedz.
Nathaniel spojrzał na niego widocznie zirytowany.
— Akurat ty nie masz prawa mnie o tym pouczać — powiedział stanowczo.
Gabriel i Patrick ponownie po sobie spojrzeli.
— Co się między wami stało? — spytał Gabriel, bo obaj z Patrickiem widzieli, że do tej pory dwójka niemal idealnych przyjaciół, nagle na siebie krzyczy, jakby się wręcz nienawidzili.
— Nathanielowi przeszkadza, że mam dziewczynę — stwierdził Eddie, a Nathaniel parsknął.
— Nie przeszkadza mi, że masz dziewczynę, tylko że jej nie kochasz.
— Ty masz cztery dziewczyny, których nie kochasz i które regularnie zdradzasz. Chyba, że liczymy wczorajszą kelnerkę to już pięć...
— Eddie, przywalę ci jak się nie zamkniesz — powiedział stanowczo. — Nie obciągnąłem nikomu i nie przespałem się z nikim za to studio, dobra? Ale jak nie chcecie, mogę to odwołać. Tylko drugiej szansy nie będzie.
— Może wszyscy się najpierw uspokoimy i omówimy wszystko na spokojnie? — zaproponował Gabriel, postanawiając wziąć na siebie rolę tego, kto chociaż spróbuje zapanować nad sytuacją. Nigdy wcześniej nie było między nimi tak napiętej atmosfery, a to co widział między Nathanielem i Eddiem zwiastowało katastrofę. Byli filarami tego zespołu. Jeśli się nie pogodzą, nagranie demo nic im nie da, bo demo będzie brzmiało po prostu źle.
— Ja jestem bardzo spokojny — stwierdził Nathaniel.
— Nie, nie jesteś — stwierdził Gabriel. — Eddie też nie jest. Mam gdzieś czy chodzi o dziewczynę, czy o coś innego. Albo się dogadacie, albo nie widzę sensu nagrywania czegokolwiek, bo ten zespół po prostu nie przetrwa.
Eddie, który siedział dotąd na krześle, wstał i wyszedł z garażu, pokazując Nathanielowi, aby wyszedł za nim. Nathaniel wywrócił oczami i przez moment uparcie stał w miejscu, ale ostatecznie poszedł za Eddiem.
— Nie musisz mówić im, ale mi możesz. Matt to załatwił, prawda? — spytał Eddie, a Nathaniel westchnął. Naprawdę szanował go za to, że nie był głupi, ale czasem go irytował. Postanowił nie odpowiadać, bo nie chciał, aby rozpętała się z tego kłótnia, więc po prostu przytaknął. — I tak po prostu się na to zgodziłeś? Po tym co ci zrobił?
Nathaniel wzruszył ramionami.
— Nie miałem wyboru — odparł, a Eddie zmarszczył brwi.
— Jak to nie miałeś wyboru? Zaszantażował cię? Chce coś z tego?
— Eddie, on umiera — przypomniał mu. — Nie miałem wyboru, bo wiedziałem, że jeśli coś szybko się nie zmieni to odejdziesz. Minęły dwa miesiące...
Eddie pokręcił głową i postanowił szybko mu przerwać.
— Lubię z wami grać. Dopóki nie kłóci się to z moimi zajęciami nie widzę powodu, aby odejść. To czy nagramy demo teraz, czy później tego nie zmieni.
— Później będziemy musieli zapłacić, a wątpię, aby było nas na to stać.
Eddie przymknął oczy. Owszem, to była ich szansa, ale nie chciał, aby byli komukolwiek cokolwiek dłużni. Szczególnie, że tym kimś był były Nathaniela, który zdołał już udowodnić, że potrafi ranić ludzi.
— Czemu to zrobił?
Nathaniel westchnął.
— Nie wiem. Powiedział, że dlatego, że chce naprawić część błędów. Nie chcę jego pieniędzy, ale to nasza szansa.
Eddie przytaknął i spojrzał na przyjaciela poważnie.
— Jesteś spokojniejszy — zauważył, a Nathaniel westchnął, bo faktycznie tak było.
— Przez ciebie — wyznał, bojąc się, że trochę za bardzo się odsłania. — Wiem, że momentami jestem słabym przyjacielem, ale potrzebuję cię. Tylko przy tobie nad sobą panuję.
Eddie uniósł kącik ust do góry w niewielkim uśmiechu.
— Nie chciałem się kłócić, przepraszam. Po prostu potrzebuję Cecilii. Zawsze byłem nieśmiały w stosunku do dziewczyn. To mój pierwszy związek. Jeśli się sparzę to się sparzę. Po prostu tego potrzebuję, żeby się przełamać.
Nathaniel przygryzł wargę i przytaknął. Może źle zrozumiał jego intencje? Może chodziło o to, że nie chce rzucać przez niego Cecilii – że wówczas by cierpiał? Może wcale nie chodziło o to, że Eddie próbuje stłumić to, kim jest? Może zbyt bardzo tego chciał i po prostu to sobie dopowiedział?
— Obiecaj mi, że nie będziesz już niczego przede mną ukrywał. Zbyt wiele osób mnie okłamało, jestem wyczulony.
— Obiecuję — zapewnił Eddie. — Ale ty obiecaj to samo.
Nathaniel przygryzł wargę. Wciąż miał przecież jeden sekret – wciąż nie powiedział Eddiemu, co do niego czuje, ale bał się, że wyznanie tego zniszczy ich przyjaźń, dlatego postanowił zachować to dla siebie, przynajmniej na razie.
— Obiecuję.
A/N
Tak... Miało nie być trzeciego rozdziału dzisiaj, tak samo jak rozdział miał być w piątek, a nie poniedziałek.
Next jutro.
A z kwestii muzycznej – myślę, że Listen Without Prejustice to obok Older najlepszy album George'a, dlatego jeśli chodzi o solowe piosenki George'a staram się korzystać głównie z tych albumów, ale nie wszystkie piosenki pasują, dlatego pojawiają się też np. piosenki z Faith. Niemniej zachęcam do odsłuchania całego albumu Listen Without Prejustice, bo myślę, że to jeden z lepszych i najbardziej wartościowych albumów w historii muzyki ogólnie.
Cały soundtrack udostępnię Wam po ostatnim rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro