Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Więzienie. Zielone, śmierdzące siarką i odchodami ciemności wykute ze skały i spojone żelazem. Setki cel i dziesiątki więźniów. Kherru i merham było tam niewiele, a w większości sheramy i księżycowe orki. Kilka syren i trytony. Złodzieje, kłusownicy, mordercy, heretycy, ci, którzy dostąpili przestępstw jak łotrostwo czy obraza majestatu króla oraz innych ważnych osobistości. Nie można zapominać o pochłoniętych wędrownym szaleństwem dezerterach skupionych na najwyższym poziomie.

Bez względu na rasę, wiek czy zbrodnię. Wszyscy powoli umierali w nienaturalnie suchym powietrzu, o niewielkich racjach żywnościowych i podawanym od czasu do czasu kubku wody. Ich skóra kruszyła się i opadała, powoli i boleśnie odkrywając warstwa po warstwie mięśnie. Oczy piekły, wydawały się być posypane piachem, a język stawał się coraz bardziej szorstki i niemrawy. Mózg zaczął się kurczyć, zaciskać suchą dłoń na myślach, spychając na granicę szaleństwa, gdzie słyszano śpiew Firemo, a w głębokich ciemnościach wiły się ogniste węże.

Sorin został oczyszczony z zarzutów z udziału zamachu na króla. Znaleziony tunel odkrył nowe ścieżki śledztwa. Nie potrzebowano już klucza, każdy mógł mieć dostęp do Areny. Król mimo swojej nieufności zgodził się na wypuszczenie generała i jego powrót do obowiązków oraz wznowienie jego przywilejów. Jednak klucz pozostał w posiadaniu Tormoda, w tej kwestii Norwa nie zamierzał ustąpić.

Związana linami z wody, zakneblowana kolejną z ich wiązek, eskortowana przez dziesięciu doświadczonych strażników, w tym pułkownika Tormoda, oraz dodatkowej syreny z darem tkania wody – Elathy, Wanora dotarła do swojej celi. Dopiero kiedy kraty zatrzasnęły się za nią, Naria wypuściła ją z więzów, a woda z chlupotem opadła do postawionego z boku kubła.

– Nawet nie próbuj korzystać ze swoich wdzięków. Mamy rozkaz zabicia cię, jeśli stworzysz zagrożenie – Naria ostrzegła ją, nim pozbyła się wodnego knebla.

Po ustach Wanory spłynęły strużki wody, tworząc mokry szlak w dół brody i kończąc na bladej skórze ponad skrytymi za czarną koronką i atłasem piersiami. W ciemnościach krwawe ślady po morderstwie wydawały się jedynie plamami mroku na sukni, a zielone błyski lśniły grozą na rubinach zdobiących kolczyki w uszach syreny. Do tego odbijały się groźnie w onyksach ułożonych na wzór wiru na srebrnym gorseciku Narii.

– Elatho, przyprowadź zarządcę więzienia, a reszta niech wyjdzie! – zarządziła matka króla. Tormod skinął głową swoim podwładnym, aby posłuchali rozkazu. Wojownicy jeden po drugim opuścili trzeci poziom, kierując się schodami w górę. Słychać było rytmiczne kroki niosące się echem po ziejącej pustką dziurze. Ciągnęła się ona od szmaragdowego pazura w suficie, pomiędzy wybudowanymi w okręgu poziomami, aż po nieprzeniknione ciemności.

Wanora stała pośrodku niewielkiej celi. Brudna od krwi swojej ofiary, ale wciąż dumna i milcząca.

– Widziałam cię, jak wykorzystałaś swoje wdzięki, aby ujarzmić Karę, po czym poderżnęłaś jej gardło i zadałaś kilkanaście ran w brzuch – powiedziała Naria, a Wanora milczała, choć gdyby jej oczy potrafiły mówić, przestrzeń zadrżałaby od mocy jej wrzasku. Zamiast tego zaciskała dłonie w pięści. – Zabiłaś tę biedną syrenę.

Wanora wbiła w swoją przyjaciółkę rozzłoszczone spojrzenie.

– Mów.

Tormod stał z boku w swojej zbroi z szarej, utwardzanej skóry podszytej plecionką kolczą. Na jego piersi pyszniła się dumna syrena z halabardą w dłoni. Zza jej pleców wyrastały zręcznie naszyte złote promienie słońca, a bose stopy obmywały fale. Tryton milczał. Czekał na przebieg wydarzeń, wciąż oszołomiony odkrytą prawdą.

– Czemu ją zabiłaś?

– Zarządca więzienia jeszcze nie przybył – zaczęła nieco zachrypniętym, zmęczonym tonem.

– Nawet w tak kiepskiej sytuacji będziesz trzymać się zasad? Niech będzie! Tormodzie, proszę, idź i ich pospiesz. Dłuższe zwlekanie stwarza niepotrzebne ryzyko.

– Nie powinienem cię, królowo-matko, zostawić z więźniem samej.

– Nie martw się. Walczyłam z nią, jak jeszcze ciebie nie było na świecie. – Nie wspomniała o tym, że wiele z tych potyczek przegrała. Nie musiał tego wiedzieć.

– W porządku. – Tkacz wody Elatha dopiero, co ich opuściła, ale pułkownik zdecydował, że dłużej nie będzie się sprzeciwiał żądaniom Narii, tylko wyszedł.

W momencie gdy znalazł się na wyższym piętrze, syrena pochyliła się od przodu, oparła dłoń o kratę i rzekła:

– Pamiętasz, co zrobiłaś?

Wanora milczała.

– Nie mamy czasu na twoją upartość – syknęła ze zniecierpliwieniem. – Mów, co się wydarzyło! Co widziałaś i czułaś?

– Nie będę ci się tłumaczyć.

– Wiem, że to nie byłaś ty.

Jej słowa zainteresowały kapłankę. Stała w zielonym cieniu. Czuła, jak gardło zaczyna ją drapać, robiło jej się niedobrze, ale nie od smrodu szczyn i siarki, a strachu, za to w głowie huczało jej od niezrozumienia i pytań.

– To nie ja ją zabiłam – jej głos nie był podobny do niej. Cichy i słaby. Ale także nie należał do bogini, ani tej w którę wierzyli i składali ofiary oraz pokłony, ani tej morskiej. – Ale oskarżasz mnie o to.

– Widziałam cię, ale widziałam też twoje oczy niebędące twoimi i usta wykrzywione w uśmiechu tak nienaturalnym, że aż groteskowym. To bogini przemówiła twoimi ustami.

– Bogini? - Wanora wykonała krok ku kratom, bliżej ku pospiesznie i cichaczem przekazującej jej informacje Narii. – Co powiedziała?

– Kazała cię pozdrowić i rzekła, że zrozumiesz, co tam zaszło.

Kapłanka wykrzywiła twarz w brzydkim niezrozumieniu. Otworzyła usta i od razu je zamknęła. Wzięła głęboki oddech i dopiero odpowiedziała:

– Nario, nie mam pojęcia, co tam zaszło. Nic nie pamiętam i nie pojmuję, czemu ją zabiłam.

– Tak samo, jak Ritti stałaś się naczyniem dla bogini, ale ja także nie potrafię ci powiedzieć, w jakim celu.

– Czemu bogini miałaby zabijać własne dzieci? – Wanora złapała za kraty, mocno zacisnęła na nich palce. – Czemu miałaby zmuszać mnie do tak haniebnego czynu?

– Czynu? Czy czynów?

Atmosfera ochłodziła się i przeszyły je błyski niczym błyskawic. Groźne i zapowiadające sztorm. Fale emocji zaczęły się wznosić w zwierzęcym pożądaniu, aby zalać niewielką wyspę spokoju i akceptacji przeznaczenia.

– Boginie od zawsze były okrutne. Zabrały ci Lunę, miłość wybranka, a później niego samego, bezlitośnie zabawiły się życiem twojego syna Sorina, a teraz wykorzystały cię, jako pacynkę w swoim przedstawieniu. – Naria odsunęła się od krat i wykonała krok do tyłu. Przekrzywiła głowę na bok, uśmiechnęła się w sposób, który ciężko było opisać, i zapytała: – Powiedz mi Wanoro, czy dalej im ufasz?

Syrena w burgundzie materiału sukni i krwi sapnęła, zatoczyła oczami po skalnej podłodze, a jej oddech zaczął przyspieszać niczym rozpędzający się dziki rekin, aby wbić kły w swoją ofiarę. Nie miała pojęcia, co się działo, jak rozumieć słowa przyjaciółki, jak powiązać morderstwa z boginiami i ich wolą. Przytłoczona myślami, domysłami i niepewnością spojrzała na Narię w momencie, gdy po schodach zaczął schodzić Tormod w towarzystwie zarządcy więzienia i Elathy.

– Zamilcz! – Nagły krzyk zaskoczył kapłankę, ale to woda, która niespodziewanie pojawiła się w jej ustach, wzbudziła w niej grozę. Złapała się za gardło i pochyliła do przodu. – Musimy na nią uważać! Ona oszalała! Chciała mnie zaatakować! – Naria ostrzegła zbliżających się wojowników. – I bredziła o tym, że wypełniała wolę bogiń, że musimy jej wybaczyć, że musimy ją wypuścić.

Wanora spojrzała na swoją przyjaciółkę z gorejącą złością. Właśnie zdała sobie sprawę, że prawdziwa gra dopiero się zaczęła.


I...? Jak oceniacie zachowanie Narii?? Jej motywy i przebiegłość? :"3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro