-*- 9.SMAK ODWAGI
Gabinet Mathiasa znajdował się na najwyższym piętrze koszarów morskich bogów. Budowlę umieszczono na trzecim poziomie wraz z placami treningowymi, więzieniem, zbrojownią i innymi budynkami zbrojnymi.
Kiedy Ritti znalazła się na właściwym korytarzu, ujrzała czekającego pod drzwiami Olafa. Syrena dotarła na koniec holu, w milczeniu przywitała się gestem szacunku i przystanęła z boku. Starała się nie pokazać po sobie zadowolenia z widocznych sińców pod oczami rudego wojownika oraz bandaży wokół nosa.
– Zapewne rozbawi cię historia ze szpitala, kiedy opowiedziałem im, jak to pobiła mnie furiatka – zagaił po chwili.
– Nie wierzę, że przyznałeś się do porażki z syreną.
– Powiedziałem, że dałem się jej pobić.
Ritti posłała mu rozeźlone spojrzenie.
– Walczyłeś i przegrałeś.
– Dałem ci fory.
Ritti zawrzała. Nie tylko z powodu jego słów, ale także aroganckiej postawy i uśmiechu, który miała ochotę mu zmasakrować. Wyjąć szpadę zza pasa, kawałek po kawałku naciąć skórę i zmusić go do wyznania prawdy.
– Myślisz, że uwierzę w to, że dałeś sobie złamać nos?
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele potrafię uczynić za choć jeden taniec.
Prychnęła, ułożyła dłoń na otaczających rękojeść szpady liściach i kwiatach lilii.
– W takim razie zawalcz ze mną raz jeszcze. Jeśli wygrasz, zatańczę z tobą – powiedziała zaczepnie, choć już czuła się zwycięska. Raz go pokonała i stwierdziła, że powtórzenie triumfu posmakowałoby jeszcze lepiej.
– Kusisz mnie.
Dzięki wrażliwemu słuchu usłyszeli kroki na schodach prowadzących na piętro i po chwili objawiły się sylwetką Samuela i jego córki Esli. Przeszli korytarzem, aż dotarli do wojowników, z którymi wymienili gest szacunku. Tryton zapukał i nie czekając na pozwolenie, otworzył drzwi do gabinetu dowódcy.
– Mathiasie! – zawołał i weszli do środka; ojciec i córka w czarnej sukni, otulona szalem w kolorze fuksji i nieodłącznym pomarańczowym kyanitem zawieszonym na szyi.
Ritti podczas warty ze swoją przyjaciółką Roarke dowiedziała się, że Esla była nienaturalnie wrażliwa na zimno i wspomagała się podszytymi skórami sukniami oraz magicznym kamieniem, aby utrzymać odpowiednią temperaturę ciała.
– A twój brat zasiedział się w bibliotece, czy jak? – zapytał, ale syrena nie zdołała odpowiedzieć, gdy na korytarzu znaleźli się inni wojownicy.
– Olafie! Ritti!
Grant o złotej, niemal białej czuprynie oraz niezwykle długich nogach i opalony Howe o karmelowych, jak jego skóra włosach. Tak samo, jak Olaf z Ritti mieli na sobie kolczugi, a przy pasach zawiesili broń.
– Za dużo browaru, przegrane pieniądze i pojedynek? – zapytał wyższy z nich, kiedy już do nich podeszli i wskazał na bandaże rudego trytona. Ten odpowiedział mu uśmiechem i słowami:
– Walka kochanków.
Ritti zawrzała, ale zdołała opanować emocje i rzekła spokojnie:
– Dałeś się pobić syrenie?
– Nie byle jakiej. Przebiegłej, zażartej w walce i niesamowicie pociągające. – Spojrzał na nią w taki sposób, jakby miał oznajmić wszem wobec: Przespałem się z Ritti.
– Nie gadaj, że dorwałeś Roarke – odparł karmelowy i poklepał Olafa po ramieniu. – Próbowało tylu, że już zwątpiliśmy, że leci na kutasy. No wiesz... – Poruszył brwiami i pokazał dwa kształty na swojej płaskiej piersi. – Raczej cycki.
Trytoni roześmiali się, a Ritti pomyślała o tym, jak prostaccy i bezczelni byli, rozmawiając na te tematy, kiedy stała obok nich.
– Roarke nie poświęciłaby nawet chwili na tak aroganckich typów, jak wy.
– Całkiem możliwe, w końcu nie posiadamy cycków.
Roześmiali się ze swojego obleśnego żartu. Zanim Ritti zdołała przełknąć złość i raz jeszcze zaatakować, odezwał się Grant.
– A jak z tym nocnym wypadem na Błędną Rafę Koralową. Chyba płyniemy? – wspomniał o tradycji sięgającej setki lat, kiedy to po ukończeniu Meraki musieli wykonać jakieś szalone zadanie. Od dłuższego czasu było nim zakradnięcie się do jaskiń ośmiornic i kradzież jakiegoś przedmiotu osobistego.
Tego dnia w południe miała odbyć się uroczystość wieńcząca ich nauki, więc w nocy mieli wypłynąć na wody i udowodnić swój spryt.
– Wątpię. W tamtym roku liquarmy już wiedziały, że płotki przypłyną – odparł Olaf i przesunął palcami po wrobionym w obuch kamieniu. – Powinniśmy zmienić wyzwanie.
– Na co?
– Kherru by się nas nie spodziewali – rzekł z cwaniackim wyrazem twarzy Howe.
– To i tak by nie miało znaczenia. Schrupaliby nas bez pytania – Grantowi wyraźnie nie spodobał się pomysł, choć Ritti poczuła mrowienie w dłoniach i rosnącą ekscytację.
– Boisz się?
– To bez znaczenia, czy się boi. To byłoby niezwykłe, ale i bezmyślne – zdecydował Olaf. – Choć z chęcią zmierzę się z jednym z nich, to wolę to uczynić w pojedynku, a nie kradnąc mu grzebień.
– Może popłyńmy do kopalni? – odezwała się Ritti, skupiając wszystkich uwagę na sobie. – To niebezpieczne, ale udowodnimy swoją przebiegłość, ale i odwagę.
– Co byśmy zrobili w kopalni? – zapytał powątpiewająco Grant.
– Jak to co?
– Wybacz Grantowi jego ograniczony umysł. – Oblega zirytowała trytona i już otworzył usta, aby się odgryźć, ale Olaf nie dał mu dojść do głosu. – Popłyniemy po chanir – zdecydował.
– Ale te kryształy wyrastają przy korytarzach lawy – odparł Grant nieprzekonany do idei nowej tradycji. – Wielu próbując go wydobyć, zostaje poważnie poparzonych bądź nawet umiera pod strumieniem płynnego ognia.
– Strachliwy niczym pyszczak – skwitował Olaf. – Zostań na zamku, schowaj się pod kołdrą i czekaj, aż męskość ci wyrośnie – odparł hardo, ale z szerokim uśmiechem, po czym powrócił do Ritti. – Ja płynę z tobą szermierko i jestem pewien, że przekonamy resztę.
Ritti nie zdołała nic odpowiedzieć, a drzwi zostały otworzone i z gabinetu Mathiasa wyszedł niezadowolony Samuel i oblana dorodnym rumieńcem Esla. Gniewnym krokiem ruszyli przez korytarz.
– Wejdźcie. – Mathias szerzej otworzył wrota, zapraszając wojowników do środka. Wykonali jego polecenie, ale przed tym posłali mu gest szacunku.
W środku panował ład i porządek. Meble lśniły, jakby dopiero je wypolerowano, szeregi półek zapełniały księgi i kufry, zapewne z bronią czy zamkniętymi na klucz ważniejszymi dokumentami. Po prawej od drzwi padały na nich promienie słońca z dwóch łuków okien, zakrytych jedynie mleczną firaną, zasłony zwisały luźno po bokach niczym granatowe strumienie. Dowódca obszedł szerokie, zabudowane biurko z jasnego drewna, i zasiadł za nim. Wezwani strażnicy już weszli do środka, a drzwi zostały zamknięte.
– Kapłanka Wanora powiadomiła nas, że wczorajszej nocy Meryn był w świątyni, czy to prawda?
– Tak, dowódco.
– A wy. Grant z Howem eskortowaliście Esle ze świątyni na zamek, a po tym trzymaliście przy niej pieczę.
– Tak było, dowódco.
– Doniesiono mi, że Esla w nocy opuściła swoje komnaty.
– Tak. Poszła na spacer z panienką Leną i jej strażnikami...
– A po tym, jak skończyła spacerować ze swoją przyjaciółeczką, zaczęła samotnie snuć się po zamku, kiedy to mgła nawiedziła naszą kopułę, a wraz z nim morderca – jego głos powoli podnosił się na sile, aż doszedł do krzyku. – Do tego widziano ją poza pierwszym poziomem zamku, kiedy to spacerowała przy moście prowadzącym do świątyni. Pilnowanie jej należy do waszych zajebanych obowiązków! – Uderzył pięścią o biurko. Oparł się o nie i wstał. Kilka kartek papieru rozsypała się na boki. – Nie każę wam chodzić za nią krok w krok każdego dnia, ale podczas mgły mieliście jasne rozkazy, aby nie opuszczać swoich posterunków nawet na krok! – Grant z Howem spięci i bladzi słuchali reprymendy dowódcy. – Esla przez waszą inkompetencję znajduje się w niebezpieczeństwie, ponieważ widziano ją w okolicach ogrodów, a nie było z nią strażników, którzy mogą potwierdzić jej niewinność odnośnie morderstwa! Zjebaliście! A ja się teraz muszę tłumaczyć! Rozwikłać tę sprawę, nim Esla zostanie wrzucona do więzienia, ponieważ trafiła na listę podejrzanych! Słyszycie, do czego doprowadziliście?!
– Dowódco Mathiasie, skoro ktoś ją widział...
– Widział ją strażnik, ale przemknęła tak szybko, że nie zdołał jej złapać, po czym rozpłynęła się w powietrzu – wytłumaczył spokojniejszym, ale wciąż ostrym tonem.
– Więc... – jęknął jeden z nich, ale nie kontynuował myśli.
– Co więcej macie mi do powiedzenia?! – niemal się opluł, a kilka kosmyków z jego gładko zaczesanych srebrnych włosów wychyliło się, aby opaść mu na czoło.
– Strażnicy panienki Leny...
– To wy jesteście zajebanymi strażnikami Esli, a nie tamte nieudolne płotki, które puściły ją samą! Wy! Kolejne zajebane płotki! Nadajecie się tylko do spacerowania po blankach, a zasłużyliście na najgorsze warty! Odmaszerować!
Grant z Howem pospiesznie opuścili pomieszczenie, zostawiając dwójkę na pastwę rozwścieczonego dowódcy.
– Zapewne służba w więzieniu oduczy ich zaniechania obowiązków na zamku – mruknął sam do siebie i opadł na fotel. Zamoczył pióro w atramencie, po czym zapisał kilka słów na czystej kartce. Nad biurkiem wisiał prosty żyrandol z białymi kryształami, ich blask odbijał się od szklanej ramki oraz okrągłego kałamarza. – A ty co masz mi do powiedzenia, Olafie?!
Po pomieszczeniu rozniosło się pukanie.
– Sprawdźcie, kto to.
Ritti wykonała polecenie. Na zewnątrz znajdował się wysoki, smukły tryton o ni to rudych, ni to blond włosach. Tak samo, jak Olaf miał bandaż wokół nosa, a jego i tak wykrzywioną w bólu twarz, przeszył jeszcze brzydszy grymas, kiedy tylko ujrzał syrenę. Ta posłała mu uśmiech.
– To Ian, dowódco Mathiasie.
– Niech wejdzie. Okazał się niezwykle dobrym źródłem informacji.
– Słyszałam, że jego informacje należy potwierdzać, dowódco Mathiasie – odparł, nie bacząc, że wojownik ją słyszy.
– Jak każde inne, a teraz wpuść go i załatwmy tę sprawę.
Niechętnie szerzej otworzyła drzwi, pozwalając wojownikowi wejść głębiej do pomieszczenia. Stanął przy oknie, jak najdalej od syreny, co ją rozbawiło.
– Tłumacz się, Olafie – zawyrokował dowódca, kiedy nowo przybyły przywitał się z należytym szacunkiem.
– Dowódco Mathiasie, jak już wcześniej wspomniałem, nie łączyła mnie romantyczna relacja...
– Mówię na temat twoich siniaków. Czyżby twoja partnerka dowiedziała się o kochance, to znaczy Tesie, więc najpierw ją zabiła, a teraz przyszła kolej na ciebie?
Olafa zamurowało na chwilę. Ritti widziała to w jego wyrazie twarzy. Sama też nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć, ale wysnuta przez starszego trytona teoria mogła być prawdziwa, gdyby nie fakt, że to ona złamała mu nos.
– Nie mam partnerki, dowódco Mathiasie, a złamany nos to wynik pojedynku między wojownikami, a nie kłótni kochanków – odparł zgodnie z prawdą, co ją zaskoczyło.
– W takim razie innej kochanki?
– Nie mam innych, dowódco.
– Doszły mnie słuchy o czymś innym. Podobno przebierasz w syrenkach, jak rozpuszczone dwórki w sukniach.
– To tylko plotki.
– Czyli okłamujesz wszystkich, opowiadając, ile to syrenek witało w twoich progach.
– Nie okłamuję, po prostu inni lubią sobie za wiele dopowiadać.
– To prawda Ianie?
Olaf nie wyglądał na skonfundowanego, że podważa się jego słowa. Ritti zerknęła na drugiego wojownika. Był znany z tego, że wiedział o wszystkim i nieustannie opowiadał różne historie. Mieli jęzorem, jak głodna orka, zamiast spędzić więcej czasu na szlifowaniu swoich miernych zdolności bojowych – pomyślała ze skierowaną do niego niechęcią.
– Wielu było świadkiem, jak syreny wchodziły do jego komnat albo je opuszczały – wyjaśnił.
– To należy do przeszłości – zaprzeczył Olaf.
– A co z Tesą? Co z Yum i Kato? Działo się to w ostatnim tygodniu, to też należy do przeszłości?
Ritti irytowała bezczelność Olafa, ale Ian działał na nią jeszcze intensywniej. Spojrzała na jego profil. Na tak gęsto obsypaną piegami twarz, że wydawała się opalona, na bandaż oraz sińce pod oczami i zapragnęła złamać mu coś jeszcze. Pomyślała o szczęce, po czym zerknęła na jego palce i one zdały się lepszym pomysłem. Niech tylko dorwę go w pojedynku.
– Kato to moja kuzynka – odparł nieco poirytowanym tonem, po czym dodał: – A Yum interesuje się księgami w takim samym stopniu, co ja. Poza tym nie muszę ci się tłumaczyć.
– To mi się tłumaczysz – wtrącił się Mathias.
– Oczywiście, dowódco.
– Spisz listę syren, z którymi spałeś bądź miałeś inną bliższą relację w trakcie swojego życia. – Kartkę przesunął w jego kierunku.
– Wybacz mi, dowódco Mathiasie, ale mglistym mordercom nie może być żadna z nich.
– A dlaczego? To też ci merhama powiedziała?
Olaf zamilkł, nie uśmiechnął się w ten swój arogancki sposób, tylko podszedł do biurka, pochylił się i złapał za pióro. W trakcie gdy tryton spisywał imiona, Mathias zaczął rozmowę z Ritti.
– Co wiesz na temat merhamiej żebraczki sprzed karczmy Pod Morskimi Trunkami, która przekazała Olafowi przepowiednie.
– Merhama była w podeszłym wieku, miała ciemne, przyprószone siwizną włosy, ciemne oczy, szarą suknię, wystające spod spódnicy neonowe parzydełka, co potwierdzało jej przynależność do merham wyroczni.
– Czy wspomniała o czymś więcej, prócz serca Olafa? – Z tymi słowy skrzywił się z niesmakiem, czego Ritti nie zrozumiała, ale nie musiała.
– Kiedy Olaf zapytał, czy coś ją niepokoi, odpowiedziała, że to jego powinno niepokoić. Kazałam jej odejść, ale wtedy wypowiedziała przepowiednie, odparłam, że groźby w kierunku strażników są karalne, ale stwierdziła, że to nie groźba, a prawda i odeszła.
– Nic więcej?
– Nie, dowódco.
– A teraz ty wytłumacz swój złamany nos, Ianie.
Tryton spąsowiał i z początku nic nie opowiedział, co rozbawiło Ritti. Nawet nie starała się tego zatuszować. Jego zakłopotanie było słodyczą dla niej, a także reprymenda, która nadeszła, po tym jak przyznał się do swoich występków.
W międzyczasie Olaf zakończył spisywać listę. Długą według Ritti. Kiedy Mathias zerknął na nią i pobieżnie przeczytał, syrena uważniej przyjrzała się rudemu wojownikowi. Był przystojny, nie mogła temu zaprzeczyć. Szeroki w ramionach, umięśniony, kwadratowa szczęka, niebieskie oczy pasujące do jego rudo-krwistych pokręconych włosów, płaski nos i wąskie często wygięte w uśmiechu wargi. Jednak Ritti była pewna, że to jego irytujący czar sprawił, iż syreny do niego lgnęły.
Głupie trzpiotki. Gdyby wiedziały, że za rogiem czeka ich śmierć, może co innego byłoby im w głowie – pomyślała.
– Dostałem wiadomość od matki króla Narii odnośnie twojego brata, Ritti. Zjawi się z nim późnym południem, czy mogłabyś mi to wyjaśnić?
– Nie, dowódco. Wczorajszej nocy nie miałam okazji się z nim spotkać.
– Rozumiem. Odmaszerować.
Wykonali gest szacunku i wyszli. W milczeniu przeszli korytarzem. Dopiero na schodach odezwał się Olaf, kiedy to Ian oddzielił się od nich i poszedł korytarzem prosto.
– Myślisz, że twój brat ma coś wspólnego z morderstwami?
– Był widziany w ogrodach – odparła zgodnie z prawdą, ale nie podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami.
– Meryn wydaje się łagodny niczym rozgwiazda, ale kto tam zna prawdę. – Wzruszył ramionami, po czym pospiesznie wykonał gest szacunku, kiedy to po zejściu ze schodów, niemal wpadli na spieszącego się pułkownika Tormoda. Nie zatrzymał się, nie odpowiedział, niemal przeskakiwał po stopniach. – Coś naprawdę musiało się wydarzyć...
– W nocy nawiedziła nas mgła, znaleziono ciało syreny, czego więcej mógłbyś chcieć?
– Jakby pułkownik Tormod się tym przejmował – odparł nieco ciszej i obejrzał się przez ramię, zapewne sprawdzając, czy nikt za nimi nie szedł.
Ritti wątpiła w to. Uroczystość wieńcząca zakończenie Meraki z pewnością niedługo miała się zacząć. Nie byłaby zdziwiona, że większość już zebrała się na trybunach wokół szranków umiejscowionych na trzecim poziomu zamku. Jako jedyny posiadał trybuny i to tam zawsze odbywały się ważniejsze potyczki, zbiorowe walki czy coroczne Pojedynki Ras. Wtedy robiło się strasznie tłoczno, ale atrakcja była warta zachodu. Ritti na samą myśl o tym, że po zakończeniu Meraki będzie mogła wziąć w nich udział, rozweseliła się, ale nie na długo.
Po głowie krzątała się jej inna myśl. Obraz śmierci, która wisiała nad nią niczym widmo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro