Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Arogancja

W początkowych rozdziałach tylko wspomniałam o walce Ritti z Olafem (gdzie złamała mu nos) i z jakiegoś idiotycznego powodu usunęłam tekst opisujący ich potyczkę... będę musiała to cofnąć, bo wydaje mi się, że ta scena doda nieco do historii tej dwójki <3


Niewielu wracało do zastawionych daniami stołów w jadalni, a jeśli już to czynili, to aby w pośpiechu schwytać coś na ząb i na nowo zniknąć wśród aksamitu, muzyki i zapachów ryb oraz wina. Kilka par czy samotników, a nawet grupa rozgadanych dwórek siedzieli niemal od samego początku, ale reszta dokazywała wśród refleksów światła kryształów przebijających się przez akwarium w suficie.

Olaf wciąż nie nakłonił Ritti na taniec, choć próbował wszystkich znanych mu sztuczek. Od bycia szarmanckim dżentelmenem, przez komplementy i ironiczne docinki aż po wzbudzenie zazdrości. Nic nie działało. Syrena zdawała się być wykutą z zimnego kamienia pięknością.

Na dworność reagowała zmarszczonymi brwiami, komplementy zbywała słowami, że jest świadoma swojej urody i wdzięku, docinki kończyły bez reakcji. Kiedy to prowadził Kerre do tańca, która po kilku kielichach wina i przyjemnej rozmowie z Merynem nareszcie się rozluźniła, Ritti nie wydawała się nawet zainteresowana. Znudzonym wzrokiem błądziła to po szkielecie rekina podświetlonym przez kryształy, przez bujające się pary, ale w większości wpatrywała się w pływające nad ich głowami ryby. Wydawała się być myślami w innym świecie, a on pragnął do niego dotrzeć, zrozumieć, zawojować.

Wrócił do bliźniaków poległy. Kończyły mu się i pomysły i cierpliwość na tę atrakcyjną, ale także niedostępną syrenę.

Już jakiś czas temu zawładnęła jego myślami swoją pasją, determinacją i siłą mimo drobnego ciała. Była niczym świeży podmuch wiatru po długiej warcie wśród suchych i zielonych ciemności więzienia. Podmuch nie lekki niczym bryza, a mocny i uparty. Może i fala zalewająca jego rozgrzane z emocji ciało. Była tym, czego szukał i pragnął, a ona go nie chciała.

Tracił nadzieję.

Akurat mijała ich sherama z tacą pełną kielichów. Złapał dwa w dłonie. Jeden dla siebie, drugi dla szermierki. Odebrała go bez słowa, zerkając na niego, jakby sam był sługą, a nie zabiegającym o jej względy wojownikiem.

Był krzepki, wytrwały i odważny. Nie bał się walk ani zadanych podczas nich ran. Blizny znaczyły jego ciało, a on był z nich dumny. Ritti mogła raz po raz łamać mu nos, raz za razem mierzyć do niego ostrzem, a on by walczył, trwał przy niej po wieczność, ale nie chłosta lodowatymi słowami, milczeniem, obojętnością. Tego nie mógł znieść.

Kerra prowadziła rozmowę z Merynem na temat ostatnio przeczytanych tekstów. Dołączył się do nich z uprzejmości, nie z zainteresowania. Czytywał księgi. Nie te, co oni pełne opisów flory i fauny różnych części morza czy lądów, czy romantyczne opowieści. W jego biblioteczce można było znaleźć tytuły wojenne, strategiczne czy też zahaczające o style walki i oręż. Wieczorami jeśli nie trenował, to siedział przy świetle pojedynczego kryształu i czytał o minionych wojnach, o stratach, popełnionych błędach, ale także o niesamowitych zwycięstwach i wielkich wojownikach, którzy przekuli nadchodzącą porażkę w zaskakujący triumf.

– Kerro, Ritti, Olafie, Merynie. – Obok nich pojawił się pułkownik Bajecznej Rafy Koralowej Lundy. – Jak mniemam znacie Mistrzyni Tkaczy Wody Yvone – przedstawił piękność o morskich, zielononiebieskich włosach tylko w części spiętych złotą obręczą. Reszta spływała jej na ramię, gdzie sunął tatuaż niczym fale zalewające obojczyk i nieco szyi. Suknia w tym samym odcieniu, co jej włosy trzymała się na jednym ramieniu niby pianą i ciągnęła się w dół przetykana kolorami złota, rdzy i krwi.

– Witam.

– Witamy – odezwał się Meryn. Jedna z syren przywitała się gestem szacunku, gdy druga jedynie skinęła głową i powróciła do przyglądania się otoczeniu.

– Piękna kreacja, Mistrzu. – Olaf tylko z nazwy znał syrenę i czasami widział ją, jak szła korytarzami na zamku. Z bliska wydawała się nieopisanie smutna i niewinna, co dodawało jej uroku.

Z wdzięczności skinęła głową i znowu spuściła wzrok na trzymany w dłoni pusty kielich wina. Olaf ujrzał przechodzącą obok merhamę w szarej sukni i ze świeżą raną na twarzy. Chciał pochwycić kieliszek. Jego nagły ruch wystraszył służkę. Podskoczyła, a trzymana w dłoni taca runęła w dół. Tryton z wyćwiczonym refleksem złapał w locie dwa kielichy, a srebro uderzyło o podłogę. Sherama w strachu rozglądając się po gapaiach, pospiesznie je podniosła. W przestrzeni unosiła się plama wina. Lśniła czerwienią i poruszała się niczym wężowe cielska. Nagle wykonała piruet, okręciła się wokół zaczarowanej widokiem magii Kerry, wzbiła się w powietrze ponad nią i rozdzieliła na cztery oddzielne postacie. Jedna przypominała syrenę w boskiej postaci, druga colfana, trzecia rekina, a czwarta największa smoczego walenia. On górujący nad resztą, jako największy stwór rozwarł paszczę, z której wypłynęły wiązki wina niby płomieni i zmiotły z powierzchni resztę stworzeń. Gdy czerwień z chlupotem na nowo zapełniła kryształy, Kerra zabiła brawo.

– Niesamowite! Naprawdę cudne!

Ritti nie wydawała się zachwycona.

– Jesteśmy pełni zachwytu, Mistrzu – odezwał się Meryn, a po nim Olaf.

– Zręczne oraz piękne w swojej krasie i mocy.

Yvone opuściła dłoń z powrotem wzdłuż ciała.

– Dziękuję, ale to tylko sztuczka, a nie pełna krasa mocy.

– Nie bądź skromna, Yvone. – Lundy złapał ją za dłoń i złożył na niej szarmancki pocałunek. – Zgadzam się z nimi. Było to niesamowite. Gdyby nie ty przez niezdarność merhamy zmarnowałoby się dobre wino.

Skinęła głową i po chwili podziękowała Olafowi za kieliszek wina odebrany od służki, która na drżących kolanach opuściła ich, nim po raz kolejny dorwał ją król z powodu braku profesjonalizmu.

– Nie winem winniśmy się przejmować – odezwał się Meryn.

– Och tak! Służka miała ranę na policzku. – Na twarzy Kerry pojawił się brzydki grymas współczucia, kiedy pomyślała o zdarzeniu na samym początku wieczora.

– Dyscyplinę należy zachować – pobłażliwość w głosie pułkownika Bajecznej Rafy Koralowej zaskoczyła zebranych.

– Król szanuję siłę i kompetentność. Wszelkie oznaki słabości są surowo karane. – Ritti zbliżyła się do grona i zamieszała winem w kielichu.

– Szczera prawda! W końcu sama się o tym nie tak dawno przekonałaś. – Lundy wzniósł kielich do góry i dodał: – Za naszą potęgę! Za królów mórz i oceanów! Za siłę, która nie ugnie się pod niczyim mieczem!

– Tak! – Ritti z zapalczywością opróżniła kielich i poprosiła Olafa o kolejny.

Ten przyniósł go, a w tym czasie Lundy poprowadził Ritti do tańca. W drodze do falujących par rozpoczęli rozmowę na temat następującym po Rytuale Dusz naborze do wyznaczonych oddziałów. Syrena z początku rozmawiała z podekscytowaniem, ale kiedy tylko pułkownik zaproponował dołączenie do jego świty, odmówiła.

– Mogłabyś wyjaśnić swoją decyzję?

Bajeczna Rafa Koralowa słynie z monotonnych wart. Jedyną rozrywkę stanowią kłusownicy. Pragnę doświadczenia w walce, a nie dyskusjach na temat zagrożonych gatunków ryb. Jeśli poszukujesz takiego wojownika, to zaproponuj posadę Merynowi, pułkowniku Lundy. Mój brat umie posługiwać się swoją laską i wie więcej na temat flory i fauny, niż Mistrz Ksiąg Ron.

– Nieraz opowiadano mi o twojej arogancji, bezczelności i pyszałkowatości, których nikt nie ugłaszcze, abyś stała się wyśmienitą szermierką. Mówiono mi, że nie warto marnować na ciebie sił ani czasu, że nie jesteś się w stanie nikomu podporządkować, co jest niezwykle niebezpieczne. Nikt nie chce cię w swoich zastępach. Obawiają się odpowiedzialności i wyzwania, które dla nich stanowisz. – Ritti spaliła się rumieńcem, próbowała wyswobodzić się z jego ramion, ale mocniej ją do siebie przysunął ze słowami: – Nie wierzyłem im wtedy i nie wierzę i teraz. Potrafię rozpoznać prawdziwy talent. – Wypuścił ją z ostatnimi taktami melodii. – Gdybyś zmieniła zdanie, nie obawiaj się do mnie zwrócić.

Wrócili do towarzystwa, gdzie Lundy od razu zaprosił Yvone do tańca i zniknęli.

– Talent Yvone jest taki cudowny – zaczęła rozmowę Kerra. Dołączyli do niej trytony, opowiadając o ujrzanych cudach i o zasłyszanych opowieściach. Nagły krzyk przerwał prowadzoną pogawędkę. Niedaleko drzwi wychodzących na tarasowe ogrody zawrzało.

– Weźcie to!

Ruszyli w tamtym kierunku.

Widok, który spodziewali się ujrzeć po niosących się echem krzykach, a ten mający miejsce, wywołał śmiech Ritti, a niepokój w Kerze.

Kankam o ciemnogranatowej sierści i zaskakująco długim, upstrzonym różowymi piórami ogonie siedział na głowie syreny, wyrywając z pukli ciemnych włosów lśniące czerwienią rubinowe wsuwki. Te małpopodobne stworzenia uwielbiały świecidełka i posiadały psotną naturę.

– Zabierzcie go! Pomocy! – Dwórka machała dłońmi, aby dosięgnąć zwierza, ale ten umykał spod jej chwytu, piszcząc i szarpiąc za włosy.

Dwóch trytonów ruszyło na ratunek damie w potrzasku, ale nie zdołali schwytać sprytnego stwora. Z zaskakującą prędkością zeskoczył z jej głowy i pognał po kamiennym blacie wokół jednej ze studzienek. W sali rozbrzmiał śmiech, który spotkał się z oburzeniem niewielkiej ilości gości. Jedna ze wsuwek opadła na podłogę, kiedy to kankam uciekał od towarzysza damy, którą zaatakował.

– Nareszcie coś wartego ujrzenia – skomentowała cicho Ritti, na co Olaf od razu się rozpogodził z myślą, że jeszcze nie poległ. Nawet jeśli to nie on wywołał uśmiech na jej wąskich acz kuszących ustach.

Polujący tryton przewrócił się na rozlanym winie, a kankam stanął na ramieniu jednego z gości i wydał z siebie głos podobny do śmiechu, co na nowo wywołało ogólne rozbawienie.

– Nie ruszaj się – polecił łowczy swojej wybranki z czerwoną plamą na jasnych spodniach. Powoli zaczął się zbliżać do stwora. Ten przechylił głowę na bok i nim został złapany, uskoczył w bok. Magiczna bariera utrzymująca akwarium wpuściła go w swoje mokre ramiona, ale kiedy tylko zapragnął wypłynąć z niej, już go nie puściła. Szkło działało tylko w jedną stronę.

– Dobrze mu tak! Przeklęte stworzenie! – radowała się dama.

– Biedny kankam – w pierwszej chwili Olafowi wydawało się, że się przesłyszał, ale nie. Owe słowa wypłynęły z ust Ritti. Jej twarz nabrała poważnego, zatroskanego wyglądu. Tryton nie potrzebował więcej. Zdjął marynarką i nim ktokolwiek zdołał wyrzucić z siebie więcej niż pełne szoku sapnięcie, rzucił się do środka na ratunek stworzeniu.

– Co on wyprawia? – jęknęła Kerra i wtuliła się w bok Meryna, on mimowolnie objął ją ramieniem ze słowami otuchy.

Pływający wśród kolorowych ryb rekin tygrysi wyczuł zagrożenie. Tryton wpłynął na jego terytorium. Zainteresował się nim. Najpierw okrążył go raz, drugi ciągnąc za sobą gruby, złoty łańcuch zaczepiony na haku wbitym w jego policzek. Olaf uśmiechnął się na myśl o wyzwaniu.

– O nie! – Ritti zacisnęła palce na materiale białej sukni.

– Nic mu nie będzie, Ritti.

Nie odpowiedziała na zapewnienia brata, tylko wykonała kilka pospiesznych kroków i także wskoczyła do akwarium. Biała suknia przylgnęła do jej smukłego ciała, a seledynowe włosy zafalowały wokół jej twarzy wraz z kolorowymi rybkami. Nie usłyszała wstrzymanych oddechów, pełnych zaskoczenia czy oburzenia szeptów. A nawet jeśli, to i tak by się nimi nie przejęła. Woda zamknęła się wokół jej ciała, przesunęła swoimi palcami po jej skórze i zaczęła szeptać do jej uszu. Szum, nagłe poruszenia rekina, zmierzył w kierunku Olafa, który nic sobie z tego nie zrobił. Nieuzbrojony i lekkomyślny. Ritti popłynęła ku niemu, wpatrując się w napierającego drapieżnika. Wojownik w ostatniej chwili przyłożył dłoń do nosa rekina, ten zakłapał ogromnymi zębiskami, jakby chciał mu odgryźć ramię. Dzielny i pewny siebie poklepał stwora po nosie, po czym odepchnął go na bok. Drapieżnik odpłynął, a Olaf posłał syrenie szeroki uśmiech, wypuszczając z ust kilka bąbelków. Ritti słyszała o tym ruchu, który odganiał dzikie rekiny, ale nigdy nie widziała go na własne oczy.

Olaf podpłynął do kankama, złapał jego chude ciało dłonią i wypłynął na powierzchnię. Ritti ruszyła za nim. Ponad taflą wody kankam zaczął piszczeć i się rzucać. Wojownik wypuścił go i pozwolił mu oddalić się w kierunku otaczających akwarium kamiennych trybunów. Pod ich siedzeniami wykuto kształty postaci i zwierząt, a wokół nich lśniły niebieskie, sufit nad ich głowami zdobiły setki białych, fioletowych i granatowych imitujących gwiazdy.

Nagły wybuch śmiechu Ritti wybudził Olafa z obserwacji otoczenia.

– Mokra jesteś piękniejsza.

Spochmurniała, machnęła dłonią tak, że niewielka fala chlusnęła w twarz trytona.

– Nie zaczynaj.

– Mówić prawdy?

– Bełkotać. Wolę z tobą walczyć, niż słuchać twojego umizgiwania się.

– Jak inaczej mam ci powiedzieć, jaka jesteś euforycznie piękna, prowokująco seksowna, ekstatycznie butna, silna. Och! – Skrył twarz w dłoniach, po czym nagle spojrzał w górę ze słowami: – Nie wiem, jak do ciebie dotrzeć, wariatko!

– Więc się poddaj.

– Czy widziałaś, abym kiedykolwiek się poddał?

Ritti milczała przez chwilę w zastanowieniu nad jego słowami.

– Jesteś niemożliwa, a ja...

– Chodź.

Odpłynęła. Jej biała suknia ciągnęła się za nią niczym ogromna płetwa. Kiedy tylko wydostała się z akwarium kości i perły zalśniły w blasku kryształów. Olaf ruszył za nią oczarowany jej wdziękiem.

– Gdzie idziemy?

– Cicho. Twoje gadanie tylko mnie irytuje.

– A jednak się nie zamknę.

– Wtedy nie dowiesz się, gdzie idziemy.

W milczeniu ruszyli ku bocznemu wyjściu, skąd serpentynowymi schodami zeszli do ogrodu. Krew, rdza i złoto. Barwy zachodu właśnie przygasały i zaczęły zastępować je siność i szarość. Ptaki nie zaprzestały swoich śpiewów, drzewa szumiały w rytm niesionych w powietrze melodii, a kwiaty skryły piękno swoich kielichów. Minęli gości wśród klombów, drzew, krzewów, ławek i pomników, po czym zeszli kolejnymi schodami. Tym razem z kamienia. Szerokimi i prostymi. Prowadziły ku dolnemu ogrodowi, gdzie syrena skierowała się ku niewielkiej, acz postawnej grocie. W tej części tarasu nikogo nie było widać. Odgłos muzyki przycichł, a świateł było niewiele, dzięki czemu skrywali się w cieniu.

– Grota jest dla kochanków, a my...

Ritti z wrzaskiem ruszyła na niego. Jej pięść niemal sięgnęła jego nosa. Tryton uskoczył i w zaskoczeniu odbił kolejne ciosy.

– Co ty robisz?

– Walcz, albo odejdź!

Odpowiedział na jej uśmiech uśmiechem, a po nim dopadł do niej, wykonując szeroki zamach. Syrena z łatwością uniknęła go.

– Nie baw się ze mną, bo się szybko znudzę! – zganiła go.

– W porządku.

Tym razem nie dawał jej czasu na wytchnienie. Jego silne ramiona napinały się i wykonywała ruch za ruchem, niemal łapiąc syrenę w swoim śmiercionośny uścisku. Wszyscy wiedzieli, że trytony byli nienaturalnie silni. Dłonią potrafili rozłupać kamień, a co dopiero ciało bogini w słabej ludzkiej formie. Ta nie zważała na ryzyko. Z ekscytacją uciekała od śmierci w jego gorących ramionach. Cofała się. Krok za krokiem, aż wpadli w ciemności groty, gdzie dopadł ich szum spływającego z otworu w ścianie wodospadu. Woda rozbijała się na ciemnych kamieniach, delikatnie lśniła dzięki niewielkiej ilości rozrzuconych na ścianach kryształach o barwie fioletu.

Ritti ze śmiechem wskoczyła na schodki, które schodziły ku szerokiemu źródełku. Olaf ruszył za nią, już nie wykonywał ciosów, ale gnał za nią, po czym wskoczył za nią do wody. Wynurzyli się roześmiani, zdyszani i w swoich ramionach.

Syrena przesunęła dłońmi po barkach trytona i nie bacząc na konsekwencje, pocałowała go. Tak po prostu. Ponieważ miała na to ochotę, a nie dlatego, że on tego chciał.

Oderwała się od niego, a on podążył za słodkością jej ust. Dłońmi błądził po kościach i perłach zdobiących jej gorset, palcami przesunął po jej ramieniu, przesunął na plecy i przycisnął syrenę do siebie. Usłyszeli zbliżające się kroki i podniesione odgłosy rozmowy.

Ritti raz jeszcze powiedziała, aby za nią ruszył. Zanurzyła się w wodzie i skierowała ku dnie, gdzie w jednej ze ścian ziała ciemność otworu. Wpłynęli do poskręcanego niczym sprężyna korytarza. Olaf z ufnością podążył za nią w nieznane. Po kilku dłużących się chwilach, wielu zakrętach i powoli kończącym się powietrzu, ku swoim zdziwieniu nie zaczął się obawiać. Kiedy tylko jama rozszerzyła się i skierowali się ku górze, nieco przyspieszył. Przy wynurzeniu się ujrzał jaskinię wyłożoną kośćmi i dającymi słaby blask czerwonymi kryształami. Nie zdążył zapytać o to miejsce, kiedy to Ritti rzuciła się na niego. Nie z pięśćmi i pazurami, a żarłocznymi ustami, domagającymi się pocałunków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro