22. Tradycja, Nepotyzm i Morderstwa
Jeden z tych rozdziałów, gdzie należy wyjaśnić pewne kwestie i pozwolić postaciom pokazać swoje prawdziwe twarze.
Po ówczesnym zapowiedzeniu do sali narad wszedł Tormod. Przeszedł pod antresolą z białego kamienia i stanął pomiędzy dwoma stołami z hebanu. Przywitał zgromadzonych z niepodobną do niego chłodną uprzejmością.
– Bajarzu, co ty tutaj robisz? Nie masz prawa wstępu na narady! – oburzyła się kapłanka, podnosząc się z miejsca.
– Przybyłem z prośby króla, aby dołączyć do waszego zacnego grona. – Nim z niezadowolonej miny i srogiego spojrzenia Wanory, zrodziły się ostre słowa, dodał: – Słyszałem, że brakowało ci mojego mądrego słowa podczas dysput z naszą drogą królową matką Narią i resztą prawego towarzystwa.
– Nic takiego nie powiedziałam!
– Przyznaj się, że cenisz zdanie pułkownika, Wanoro – wtrąciła się syrena o fioletowych włosach i uniosła kielich w krótkim toaście: – Za nowego radnego!
– Nie świętuj za wcześnie! Najpierw Rada musi zatwierdzić jego apelację. Tak stanowi prawo.
Naria na przekór jej na nowo wzniosła toast i nim sytuacja wymknęła się spod kontroli, strażnik zapowiedział króla. Potężny, ponury, przystojny. Wszedł do środka bocznymi drzwiami prowadzącymi od salonu, gdzie zostawił za sobą słodki zapach kwiatowych perfum i dźwięki harfy. Przeszedł po granatowym marmurze pokrywającym podłogę i nim zasiadł na tronie, wypowiedział słowa:
– Zarządzam rozpoczęcie narady od przyjęcia Tormoda pułkownika Królewskiej Straży na radnego w miejsce jego zmarłego ojca Padraiga.
Wanora już otworzyła usta, aby zaprotestować, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła.
– Dziękuję królu. – Pozdrowił go gestem dłoni na sercu i skinieniem głowy.
– Królu! – Wstał Sorin. – Za twoim pozwoleniem pragnę zaproponować nowego radnego w miejsce pułkownika Tormoda.
– Tak? – Norwa wydawał się być zainteresowany, co takiego miał do powiedzenia generał.
– Pragnę, abyście przemyśleli nominację Derwy, jako nowego radnego. Od lat wiernie służy nam jako Mistrz Więzienia, ukazując swój spryt, taktyczny umysł oraz przystosowanie się do najcięższych warunków.
Tormod niespokojnie poruszył się w miejscu. Do tamtej pory aż tak nie zależało mu, aby dołączyć do radnych, a kiedy tak się stało, miało zostać mu to odebrane. Podczas spotkania z samego rana wojowniczka nie zdradziła się ze swoimi zamiarami odebrania mu stanowiska.
– Muszę przyznać, że podziwiam Derwę, ale to niedorzeczne. Radni są wybierani tylko i wyłącznie, kiedy poprzedni z nich nie zostawił po sobie potomka – odezwała się Naria.
– Szanuję pułkownika Tormoda za wygrane bitwy oraz utrzymanie porządku i bezpieczeństwa...
– Bezpieczeństwa?! – Wanora z łoskotem odstawiła kielich, po czym kontynuowała ze znaną wszystkim bezczelnością i brakiem ogłady. – Po śmierci ojca uszanowaliśmy czas żałoby, ale Tormod w odpowiedzi opluł tradycję. Zamiast uczestniczyć w naradach i wesprzeć nasze zebrania zabawiał dwórki i pił wino. To niedorzeczne, abyśmy go przyjęli! Tym bardziej że tkwi w nim ta sama słaba natura, która zabiła jego ojca,
– Matko! Nie potrzebne są zniewagi, aby rozpatrzyć wszelkie kwestie zaistniałej sytuacji.
Wanora spurpurowiała, ale nim zdołała cokolwiek dodać, odezwał się jej syn.
– Królu! Radni! Nie zaproponowałem na stanowisko nowej kandydatury, aby znieważyć pułkownika Tormoda. – Z tymi słowy zwrócił się ku znajdującego się w centrum uwagi trytona. – Pułkowniku, mam nadzieję, że nie odebrałeś tego w ten sposób.
– Jak mógłbym odebrać oczywiste inwektywy twoje oraz twojej matki.
– Moim obowiązkiem jest ochrona królestwa. Niwelowanie niebezpieczeństw, za czym idzie wprowadzanie zmian. Uważam, że stare tradycje i zwyczaje oraz religia, stanowią fundament naszego królestwa, ale pragnę zwrócić uwagę, że w chwilach próby zauważamy słabości, a w ostatnich czasach to ty nimi się stałeś.
Tormod z gorzkim uśmiechem przyjął jego słowa. Choć pragnął wykrzyczeć wszystkim, co ciążyło mu na sercu i zbierało się smakiem goryczy na języku, milczał. Gotowy na odmowę, na wyrzucenie, na kolejne zniewagi. Zniósł tak wiele, więc co mu miało zaszkodzić nieco więcej.
– Sorinie! Rozmawialiśmy o kwestii następcy Padraiga. Ustaliliśmy, że najlepszym następcą stanie się Lavena, kiedy tylko dostąpi zaszczytu Mistrzyni Morf. – Jej syn słuchał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, kiedy to skierowała kolejne słowa do radnych. – Jak wiemy Lavena jest wyśmienitą wojowniczką, znakomitą morfą i czynnie bierze udział w sprawach państwa, niestrudzenie pomagając przy obowiązkach w świątyni. Nie możemy zapomnieć o jej bystrym, świeżym umyśle i tkwiącej w niej ogromnej mocy. Jak już wspomniałam Lavena niedługo stanie się Mistrzem, a po tym jestem tego pewna, że będzie gotowa, aby zmierzyć się z naszymi bataliami o sprawy państwa.
– Masz na myśli, że Lavena po Rytuale Złączenia z twoim synem, powinna dostąpić zaszczytu Mistrz Morf, a po tym jako członek twojej rodziny będzie godna, aby stać się radną.
– Tak.
– To w ogóle nie wygląda tak, jakbyś sprzedawała swojego syna za miejsce w Radzie.
– Jak śmiesz mnie tak obrażać?!
– Nie obrażam, tylko oskarżam o nepotyzm.
Prychnęła.
– Lavena nie jest moją krewną.
– Jeszcze.
– Królowo matko Nario, proszę zrozumieć, że nie popieram radnej Wanory w kandydaturze Laveny. Uważam, że Mistrz Derwa stanowi lepszą partię.
– A ja uważam, że pułkownik Tormod wykonuje swoje obowiązki z taką samą sprawnością i pasją, z jaką opowiada dwórkom ballady.
– Za pozwoleniem, królu. – Ze swojego miejsca wstała Jana. – Tormod służy nam dzielnie od pokoleń i nigdy nas nie zawiódł, a więc nie powinniśmy w niego wątpić.
– Nie powinniśmy zapomnieć o odmowie wstąpienia do Rady i oczywiście o nieustannie krążącym po zamku mordercy! – wtrąciła kapłanka.
– Najpierw narzekałaś, że Tormod nie uczestniczy w naradach, a teraz całą swoją mocą pragniesz go wyrzucić. Zdecyduj się, marudo! – sarknęła Naria i z powrotem opadła na swoje miejsce.
– Ten, kto idealnie prowadzi swoje zastępy przez morskie głębiny, to ten, który przegrywa wielkie bitwy – odezwał się Ulerinorin, a jego laska stuknęła o drewniany stół. Opierał się o nią, jakby stanowiła jego jedyny ratunek przed upadkiem, choć spojrzenie i umysł wciąż miał bystre. – Idealność to tylko iluzja ukrywająca prawdę, kiedy to pomyłki nie tylko uczą nas, ale i pokazują naszą prawdziwą naturę. Tormod powrócił.
– Z wszelkim szacunkiem, Ulerinorinie. Znamy naturę Tormoda. To bajarz, to absztyfikant, to birbant poeta...!
– To bajarz, to miłośnik piękna, to hedonista, to dzielny wojownik, lojalny strażnik i co najważniejsze nasz przyjaciel. Przyjaciel, który kochał i walczył z nami przez wiele pokoleń wojny. Odwrócenie się od niego w czasie pokoju to niczym otworzenie wrót w wierze, że nikt nas nie zaatakuje.
Wanora w zasępieniu nie odpowiedziała, tylko z powrotem zajęła swoje miejsce.
– Dziękuję, Najwyższy Ulerinorinie – odezwał się pułkownik, posyłając radnemu gest szacunku.
– Tormodzie! – zagrzmiał głos króla. – Zajmij swoje miejsce i zacznijmy naradę!
Mimo rozrywających go sprzeczności, wykonał polecenie Norwy. Usiadł na miejscu swojego ojca, po prawicy Sorina. Pomyślał, że dobrze, iż ten opanowany tryton siedział pomiędzy nim a Wanorą. Zerknął w prawo, gdzie brakowało Sulivana.
– Sorinie przedstaw zmiany, które zaszły w naszej obronie.
– Nie zaczekamy na pułkownika Sulivana, królu?
Milczenie Norwy uznał za zaprzeczenie, a więc wstał od stołu i zaczął wymieniać strażników z imienia, którzy mieli zastąpić swoich poprzedników, czy to ze względu na złamanie praw i wrzucenie do lochów, czy obrażenia w bójce podczas popijawy w karczmie. Po tym nastąpiły żmudne wywody organizacyjne zakończone pełnym satysfakcji uśmiechem generała i tak znanym wszystkim gestem pocierania brody.
– Za twoim pozwoleniem, królu i radni, czy mógłbym zająć was czas sprawą wysokiej wagi? – Tormod wstał z miejsca w momencie, kiedy Sorin usiadł.
Norwa kiwnął głową.
– Od jakiegoś czasu na nowo zajmuję się rozwikłaniem morderstw we mgle.
– W sensie od wczoraj?
Tormod zbył uwagę kapłanki, która poruszyła się niespokojnie od srogiego spojrzenia Norwy.
– Przez ostatnie pięćdziesiąt lat żyliśmy w pozornym spokoju, kiedy to nie doszło do żadnych ataków, jednak w ostatnich dniach zamordowano dwie syreny. Lene i Tese. Oba morderstwa wydarzyły się wieczorem, kiedy to mgła zasnuła uliczki. – Przeszedł za plecami radnych, po czym stanął przed wzniesieniem, gdzie ustawiono tron. – Do pierwszego morderstwa doszło kilka dni temu. Ciało porzucono w fontannie z posągiem bogini Edyry, natomiast Lene znaleziono w sadzie. Śmiem twierdzić, że ciało Tesy zostało przeniesione, po tym jak ją zamordowano, ale morderca został zaskoczony przy przenoszeniu zwłok Leny. Przez co odkryto je w sadzie, a nie jak zamierzono, na terenie świątyni.
– Skąd takie domysły? – zapytała Wanora.
– Nie domysły, droga Wanoro, a fakty poparte badaniami i opinią moich doświadczonych ludzi. Po dokładnych oględzinach miejsca zbrodni wykluczamy śmierć Tesy przy fontannie. Brakuje rozbryzgu krwi po posągu, który świadczyłby o zadanych ranach. Wszystko szczegóły znajdują się w raporcie. – Rozdał kartki papieru, po czym na nowo zaczął mówić: – Ciała zostały przeniesione, a więc morderca to silna osoba, prawdopodobnie tryton, bądź niezwykle umięśniona syrena. Na tej podstawie wykluczam podejrzenia względem nieobecnej już wśród nas Esli.
– Co jeśli ktoś pomógł jej przenieść ciało? – zapytała Wanora i odrzuciła dokument, jakby był nic niewartym świstkiem papieru.
– Gdybyś poświęciła więcej czasu na przeczytanie raportu, nie zadałbyś tak infantylnego pytania, kapłanko – odparł z wymuszoną uprzejmością.
Wanora na nowo przysunęła papiery, ale nie spojrzała na nie, tylko powiedziała z jadem w słowach:
– Czekaliśmy na te wyniki, aż do jej śmierci, czy dopiero po niej zabrałeś się za tę kwestię, a dokładniej za oczyszczanie jej imienia?
– Ważne, że sprawa porusza się do przodu. Czyż nie, radni? – odezwał się najmłodszy z nich Lundy z szerokim uśmiechem znad białych kartek.
– Pobudki pułkownika mnie martwią, a nie wyniki jego działań. – Zimny ton Wanory, nie zniechęcił go ani nie ostudził zapału.
– Pozwólmy pułkownikowi Tormodowi dokończyć, zamiast marnować nasz cenny czas na dysputy. – Nonszalancja w sposobie bycie Lundego, tak podobna do Tormoda, irytowała kapłankę.
– Zanim dokończy, niech odpowie nam, co zaprzątało jego głowę wcześniej? Ta sprawa powinna zostać wyjaśniona już dawno temu. To priorytet, a nie dopiero po spostrzeżeniach odnośnie jego kochanicy, a następnie jej śmierci wziął swoje obowiązki na poważnie. Właśnie dlatego podważam jego profesjonalizm oraz znaczenie w Radzie.
– Wybaczcie mi jeśli odebraliście moją dokładność za opieszałość i rozkojarzenie, drodzy radni. – Wypowiadając owe słowa wpatrywał się w Wanorę niczym drapieżnik obserwujący swoją ofiarę. Jeszcze nie zdecydował się, czy zaatakować, ale jej zapach zagnieździł się w jego nozdrzach, a pazury były gotowe, aby zatopić się w jej ciele. Radosne iskierki zniknęły, a zastąpiły je dwie bryły lodu, a typowa dla niego swoboda gdzieś uleciała. Na jej miejsce wkroczyła chłodna powaga. – Wykonuję swoje obowiązki i w tym samym czasie cieszę się wiecznością wśród pięknych syren i ksiąg. Przyznaję się, że czasami gubię rytm, ale przysięgam, że nigdy nie postawiłem przyjemności ponad powinności i nigdy tak się nie stanie.
– Znamy twoje znaczenie i oddanie królestwu, Tormodzie. Przejdź do sedna.
Skinął głową królowi i zaczął zagłębiać się w zapamiętane przez niego notatki, gdzie jego podwładni szczegółowo wyjaśnili wszystkie spostrzeżenia, po czym przedstawił listę podejrzanych. Uwzględniając tych, którzy tkwili w celach i zostali tam przesłuchani oraz ci pozostali na wolności, ale także mający związek z morderstwami.
– Czemu jednym z podejrzanych jest Meryn? – zapytała Naria.
– Dowiedziałem się, że kłopoczą go zaniki pamięci, które pokrywają się z wieczorami, kiedy dokonano zbrodni. Znamy jego łagodną naturę, więc jestem pewien, że Mistrz Więzienia, Derwa wyjaśni tę kwestię. Obiecała, że od razu zajmie się sprawą i kiedy tylko zdobędzie nowe informacje, to niezwłocznie się nimi podzieli.
– To wszystko?
– Tak, królu.
– Kolejną sprawą przed jutrzejszym balem i Rytuałem Połączenia jest kwestia Diamentowych Jaskiń. Zdecydowałem, że podaruję je, jako prezent dla mojej wybranki Eilis.
– Po Struana trupie – mruknęła Wanora i z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Dziś z rana dostarczono do mnie list od głównego wodza kherru Struana, z gratulacjami i propozycją prezentu w roli zorganizowania ku mojej i Esli czci przyjęcia w Diamentowych Jaskiniach.
– Struan nigdy nie uchodził za skąpca, ale nawet jak na niego to zaskakująco szczodry podarunek – wyraziła swoje zaskoczenie Naria i oparła brodę na dłoni. Jej smukłą twarz otaczały fioletowe przetykane siwizną loki. Wydawała się zmęczona i strapiona, co odejmowało jej młodzieńczego uroku.
– Sulivan, pułkownik Błędnej Rafy Koralowej! – strażnik zaanonsował nadejście spóźnialskiego trytona. Ten wpadł do środka niczym do speluny. Rozwiał wokół siebie zapach wina, potu i ryb.
– Tralalalala! – zanucił i tanecznym krokiem skierował się ku swojemu krzesłu. Przystanął w miejscu, beknął i zwrócił się ku królowi i radnym. Wyprostował i uczynił gest powitalny. – Witam! Witam!
– Siadaj pijaczyno!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro