Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-*- 2.SMAK WINA


Straż Królewska zajmowała się nie tylko obroną króla, jego rodziny oraz ważnych osobistości, ale także utrzymaniem pokoju na wszystkich poziomach zamku. Na jej czele stał pułkownik Tormod, choć wielu z bezczelną szczerością żartowało, że tak naprawdę jego obowiązki wykonywał dowódca Mathias. Wiekowy tryton o gładkiej cerze, krótko przystrzyżonych bokobrodach, wąsiku i z pasją w chwaleniu się swoimi podbojami. Tymi na polu walki, jak i w łóżku, z czego nie była zadowolona jego wybranka.

Tormod zajęty smakującymi winem ustami kochanek, nie zdawał sobie sprawy z wielu sytuacji bądź zagrożeń, a nawet jeśli o czymś wiedział, to zazwyczaj nie zaprzątał sobie tym głowy. Powiadomiony o zamieszkach odparł, że Mathias wie, co czyni, infromacje o burdzie strażników skwitował krótko – muszą się wyżyć, innym razem, kiedy to zgraja sheram włamała się do znajdującego się we wieży magazynu żywności roześmiał się w głos i rzucił talerzem ryb w dowódcę ze słowami: Nakarm ich. Najedzeni nie będą kraść.

Pułkownik wolał pozostać w miękkim, pachnącym kwiatami łożu i czule pieścić kochankę, jak czynił to i tym razem, niż przejmować się sprawami bezpieczeństwa na zamku. Oddechem drażnił białą plamkę za uchem, delikatnie przygryzał sutki i szczypał pośladki. Wolał to wraz z cytowaniem wierszy, degustacją sprowadzanych z powierzchni win czy rozkoszowaniem się krągłościami nadobnych panien.

Gdyby nie nikła szpara w zaciągniętych zasłonach oraz różowe, czerwone i żółte kryształy arbolli zwisające z niskiego żyrandolu sypialnię pułkownika ogarnęłaby całkowita ciemność.

– Nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion, moja kochana. Moje serce bije pospiesznie na sam dźwięk twojego głosu. Nie! Na sam dźwięk twojego imienia – namiętnie wyszeptał imię Nessa, a ona zadrżała nie tylko od słów, ale i słodkich pocałunków na wrażliwej skórze szyi. Tormod silniej objął drobniejsze, acz i tak mocno umięśnione, ciało samicy, ciasno przylegając do jej nagich piersi.

Zmrużyła oczy i z jękiem wygięła się do tyłu, kiedy to tryton przygryzał, muskał i drażnił się z nią. Ponownie zadrżała, a on odsunął jej gęste, kręcone włosy i tuż za uchem pocałował białą plamkę w kształcie sierpa księżyca. Na nowo otworzyła oczy. Błękitne, wyróżniające się na tle czarnej, okrągłej twarzy. Cała była krągła, kusząca, ponętna, ale i niebezpieczna. Nie bez powodu nosiła tytuł dowódcy księżycowych orek. Z taką samą łatwością otwierała drzwi do sypialni Tormoda, jak i mieczem gardła swoich przeciwników.

– Wina? – Zaprzestał pocałunków i nagi wstał z łóżka. Podszedł do stolika tuż obok pełnego w bujne kwiaty paleniska i nalał do kielicha pomarańczowo-czerwonego trunku. Sprowadzano je z Ziem Natury, gdzie produkowano je z tamtejszych płomiennych śliwek. Dzięki tym owocom charakteryzowało się ostro-słodkim smakiem, ale raczej należało do delikatnych, nie za szybko mieszających w głowie trunków.

– Poproszę. – Naga, piękna i rozkoszna wstała z łóżka. – Ale niestety niedługo będę musiała cię opuścić.

– Poczekaj, aż zmrok przesunie palcami po twoim policzku, i czekaj dalej aż...

– ...aż okrutna bladość jutrzenki wbije szpony w twe oczy – wpadła mu w połowie zdania, aby dokończyć wers ballady jednego z czarodziei. Odebrała kieliszek z winem. – Nie sądziłam, że masz upodobania w powierzchniowych tekstach.

– Wszystko, co piękne. – Z tymi słowy dotknął jej obojczyka i subtelnym gestem przesunął palcami po barku, umięśnionym ramieniu. Nie poruszyła się, ale gęsia skórka oraz rozniecony płomień w jej oczach, zdradziły ją. – Wszystko, co jasne i mroczne. Głębokie i płytkie. – Wraz ze słowami wciąż poruszał palcami, wciąż ją drażnił i rozpalał. – Co bawi i wzrusza. Wszystko, co wyjęte z otchłani umysłu i osadzone na płyciźnie kart. – Pochylił się nad nią i najpierw pocałował w policzek, potem musnął brodę, niemal dotknął ust, ale rozmyślił się i polizał żuchwę. Zadrżała, głęboko wciągnęła powietrze. Dopiero wtedy pocałował ją, ale w tym samym momencie rozbrzmiał odgłos pukania.

Zachichotał, a Nessa posłała mu zaniepokojone spojrzenie. On był trytonem, a ona księżycową orką. Tormod wiedział, że jeśli nie chcą stracić głów, ich romans musiał pozostać tajemnicą.

– Już idę! – Złapał za kielich z winem i ruszył w kierunku drzwi.

– Co ty robisz? – syknęła, ale Tormod posłał jej przez ramię rozbawione spojrzenie i złapał za klamkę. Kochanka podbiegła do łóżka i wskoczyła na nie, po czym zakryła się kocem, niemal w tym samym momencie, kiedy drzwi zostały otwarte.

Na korytarzu stał Mathias w towarzystwie płotki o ni to rudych, ni to blond włosach. Dowódca był skonfundowany widokiem nagiego pułkownika, natomiast młodszy tryton próbował ukryć rozbawienie. Jednak obydwaj przywitali się gestem szacunku, to znaczy dłonią przyciśniętą do serca i skinieniem głowy. Przy ruchu dłoni starszego trytona łańcuch przy gorgecie cicho zadźwięczał, a usypane z szafirów fale oraz fioletowe włosy i ametystowe oczy wykutej w metalu syreny zalśniły.

– Co was do mnie sprowadza, przyjaciele? – Tormod nonszalancko oparł się o framugę i zaplótł ramiona na szerokiej piersi. Był niższy od podlegających mu wojowników, ale nigdy nie czuł się przez to niezręcznie.

– Królestwo nawiedziła mgła – powiadomił rzeczowym tonem dowódca.

– Niech bogini czuwa nad nami – bez przejęcia wyrecytował znane wszystkim powiedzenie, wzniósł kieliszek jak przy toaście, po czym upił łyk wina. – Może też wam nalać?

– Nie, dziękuję.

– A ty? Jak ci na imię? – Młody wojownik miał twarz tak gęsto obsypaną piegami, aż wydawał się opalony.

– Ian.

– Nikt nie będzie pił wina, pułkowniku. – Mathias nie ukrywał poirytowania, ani w głosie, ani w mimice twarzy. – W tak niebezpiecznych sytuacjach winniśmy skupić się na zorganizowaniu straży, a nie się zabawiać. – Zerknął w bok. Z pewnością gardził widokiem za plecami Tormoda. Rozrzucone po podłodze ubrania, kieliszki, puste butelki i skryta pod kocem kochanka. Wszystko oblekła delikatna różowo-złota poświata kryształów oraz ostra woń alkoholu.

– Jak mniemam, podwoiłeś, a może nawet potroiłeś straże, więc z pewnością reszta infantylnych dam, które zdecydowały się samotnie spacerować po ogrodach, zostanie bezpiecznie eskortowana na zamek.

– Właśnie w tej kwestii przybywam, pułkowniku. Z powodu zaistniałej sytuacji powinniśmy zrezygnować z dzisiejszych walk na Arenie i, z uzyskanych z tego działania strażników, wzmocnić warty na zamku.

– Jestem ciekaw, w jaki sposób król się z tobą rozprawi, nim odrzuci twoją propozycję. Z pewnością przeleje się krew.

– Krew na zamku i tak zostanie przelana, jeśli nie skupimy sił na straży bezbronnych, zamiast wysyłać wojowników na bezsensowne walki i warty przy Arenie.

– Wykonuj swoje obowiązki, ale przy tym nigdy nie zapominaj o wadze tradycji i kultury. Są one tak samo ważne, jak nasze bezpieczeństwo.

– Na równi z winem i kochankami.

– Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość? – Tormod nie dał się sprowokować, ani nie ubodły go słowa dowódcy. – Może jednak wejdziesz do środka i pozwolisz ugościć się kielichem wina oraz słodką damą?

– Nie, dziękuję.

– Czyżbyś czuł się niezręcznie przez moją nagość? – Tormod przywdział ironiczny uśmieszek i dla podkreślenia tematu szerzej rozstawił nogi. – Słyszałem od ciebie tyle nieskromnych wręcz sprośnych opowieści, a teraz rumienisz się na widok mojego przyrodzenia. Co się dzieje, Mathiasie, mój dowódco? Może wolisz, jeśli zarzucę na siebie koszulę?

– Wrócimy do obowiązków, pułkowniku. Żegnam. – Niedbale wykonał gest szacunku i nie czekając na reakcje przełożonego, odwrócił się i odszedł, a za nim ruszyła płotka, uprzednio także pożegnawszy Tormoda.

Pułkownik zamknął drzwi i z powrotem znalazł się przy stoliku. Napełnił kieliszek i upił łyk, dopiero wtedy Nessa wychyliła się spod koca. Skręcone loki miała roztrzepane wokół okrągłej twarzy, a jasne oczy i duże usta przyciągały wzrok. Z dłonią podtrzymującą koc przy piersiach, podniosła się do siadu.

– Nic nie obchodzi cię życie?

– Wręcz przeciwnie, moja miła. Życie jest mi droższe niż cokolwiek innego.

– A jednak nie obawiałeś się zaprosić ich do środka, ani otworzyć drzwi, kiedy to stałam na środku pokoju – zauważyła z powagą, ale bez odrobiny złości. Nessę wcale nie tak szybko można było rozwścieczyć.

– Oczywiście, że nie otworzyłbym im drzwi, kiedy to stałaś na środku pomieszczenia. Uważasz mnie za szaleńca? – udał oburzenie i dolał sobie więcej wina.

– Jeśli dowiedzą się o nas, to stracimy głowy.

– Ja już straciłem głowę – odparł i podszedł do łóżka z dwoma pełnymi kielichami wina.

– Bądź poważny – mruknęła i odebrała trunek z jego dłoni.

– Jeśli pragniesz poważnego kochanka, powinnaś odwiedzić sypialnię generała Sorina, chociaż wątpię, żeby cię tam wpuścił, albo kogokolwiek. – Zachichotał z własnego żartu.

– To szanowany, genialny generał.

– Bardzo sztywny, ciekawe czy tylko...

– Tormodzie! – Stopą delikatnie kopnęła go w podbrzusze, a on złapał ją za kostkę.

– Nesso. – Wyrwała się z jego uścisku i podkuliła nogi pod siebie, a tryton nie ukrywał ciekawości i żądzy. Błądził oczami po nagiej, ciemnej skórze.

– Znowu nawiedziła nas mgła. Znowu ktoś zginie – głos miała słaby, zachrypnięty, niepewny. Blaski różu, czerwieni i złota z kryształów padały na nią niczym magiczne pocałunki. Nadały jej postaci niezwykłej poświaty. Oczarował go ten widok.

– Mgła, śmierć, zachwyt i miłość. Wszystko wokół nas kroczy, dotyka, to nierozerwalny krąg, więc nie przejmujmy się tym.

– Śmierć może i jest codziennością, ale jej nadejścia nie powinniśmy witać niczym wschodu słońca.

– Nad wschodem słońca się zachwycę, zatrzymam i możliwe, że nacieszę się, że dożyłem kolejnego, ale dla śmierci z pewnością nie poświęcę tyle czasu.

– To chłodne podejście.

– Niczym morskie otchłanie, a jednak wciąż do nich wracamy i to one dodają nam sił, i to w nich czujemy się ekstatycznie.

– Jesteś niepoprawny.

– Nigdy nie twierdziłem inaczej. – Usiadł obok Nessy. – Jedna z syren, obiekt moich starych, głębokich uniesień i westchnień, zawsze powtarzała, że urodziła się dla pasji nie rozpaczy. To w niej podziwiałem. – Uniósł kielich do góry i wzniósł toast: – Za miłość, bo śmierć jest zbyt oczywista w tym przebrzydłym świecie!

– Za miłość. – Także uniosła kielich, ale nie upiła nawet łyku, a Tormod już się na nią rzucił. Żarłoczny, spragniony, pewny, czego pragnie. Nie baczył na rozlane wino, na szczęk rozbitego o podłogę kieliszka, a skupił na jękach i drżeniach kochanki, na cieniach różu i czerwieni kreślących urocze wzory na jej ciele, na złotych błyskach w jej czarnych lokach i mokrej od pocałunków oraz wina skórze.

A wino smakowało słodko, rozkosznie, grzesznie, uzależniająco.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro