Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-*- 14. SMAK ODWAGI


Siedziała na trybunach. Pokonana, obolała i mokra, a przede wszystkim wściekła. Kiedy to inni rycerze z podekscytowaniem wskazywali na swoje gorgety i rozmawiali podniesionymi, wesołymi głosami, ona wrzała. Ledwo powstrzymywała się od poderwania na nogi i wrzasku, który rósł w jej gardle niczym podchodząca ropą rana. Niemal czuła jej smród, ból. Muszę coś zrobić, inaczej zwariuję! Teraz! Zaraz! Krzyknę! Zacznę walczyć! Który z nich chce się ze mną zmierzyć?! – chaotyczne myśli pulsowały w jej głowie, kiedy to przeskakiwała spojrzeniem po swoich towarzyszach. Czuła zew wody, który ukoiłby szalejącą w niej furię, ale nie mogła iść. Jeszcze nie teraz. Jej przyjaciółka wciąż nie wróciła.

– Ciekawe czy Roarke pokona naszego Merynka – odezwał się jeden z wojowników, a imię brata wybiło ją z rytmu wściekłości.

Spojrzała na arenę, gdzie wspomniana syrena stała naprzeciw trytona. Wojownicza, waleczna, groźna i z mieczem w dłoni. Kilka jej zakręconych kosmyków wyślizgnęło się ze spinki i opadło po bokach jej obsypanej piegami, zakurzonej twarzy. Oprócz przyspieszonego oddechu i piasku wydawała się wyjść bez szwanku z minionych walk.

Meryn czekał, to jej przyjaciółka musiała zaatakować, ale ona wiedziała o tym, znała go. W końcu razem trenowali od najmłodszych lat, razem biegali po ogrodach z drewnianymi mieczami i próbowali łapać kankamy.

Zaczęło się. Roarke runęła do przodu i siłą rozpędu oraz zamachnięcia zadała pierwszy cios. Brat Ritti świadom jego mocy zrobił unik, a po nim został zmuszony do wykonania kolejnego, trzeciego nie zdołał. Ich bronie spotkały się z jękiem. Gdyby nie wzmocniona magiczną powłoką kościana laska mogłaby się pokruszyć bądź nawet złamać. Wojowniczka nie trwoniła czasu. Rąbnęła ostrzem raz, kolejny. Była szybka, silna, wytrzymała. Może go pokona. Pokona go – w środku aż zawyła z nadziei, ale i zazdrości.

– Jak myślisz, kto wygra? – Olaf zamiast usiąść obok szermierki, to oparł się o balustradę. Ta zaabsorbowana walką nie odezwała się, tylko miętosząc w dłoni materiał spodni, przygryzała wargę. – Jet jak zwykle zbiera zakłady, postawiłem na twojego brata.

– Roarke go zgniecie – sarknęła zła, starając się nawet na niego nie zerkać, a było to ciężkie, gdyż stał niemal przed nią. Nos i sińce pod oczami Olafa nabrały żółtawego odcienia. Szybko się goiło. Ritti domyśliła się, że spędził sporo czasu na wodach, aby przyspieszyć regenerację.

– Mam nadzieję, że się mylisz. Inaczej przegram dziesięć złotych płetw.

– Już je przegrałeś.

– Nie bądź tego taka pewna.

– Merynowi brakuje ikry, a Roarke ma jej pod dostatkiem.

– Ale czy to jej wystarczy? – podważał jej pewność siebie.

– Mi wystarczyło, aby złamać ci nos – zauważyła, na co ten zachichotał. Krótko, gardłowo, przyjemnie. Nie spodobało jej się to. Na nowo skupiła uwagę na rozgrywającej się potyczce, aby odepchnąć nieznośne myśli o trytonie.

– To mi przypomniało, że zaproponowałaś rewanż.

Milczała.

– Tym razem stawka powinna być wyższa. Co powiesz na nie tylko jeden taniec ze mną, ale i towarzystwo na balu?

– Nie mogę się doczekać, aby powtórnie złamać ci nos.

Tym razem się roześmiał, a ten śmiech mimo swojej lekkości, wydawał się wynieść poza wiwaty tłumu, rozgorączkowane komentarze wojowników, podekscytowane relacje walki.

– Tym razem to nie będzie takie proste. Teraz już wiem, że nie zawahasz się użyć tanich sztuczek.

– Tanich? – prychnęła, ukazując swoje zirytowanie. Olaf nie wydawał się tym przejęty, na ustach błąkał mu się uśmiech, a niebieskie oczy skrzyły rozbawieniem. Nie obserwował walki, tylko w nonszalanckiej pozie patrzył wprost na nią. – Tanią sztuczką będzie poinformowanie cię, żebyś uważał na swój nos i nie tylko, ale nie ze względu na mnie.

– Kto jeszcze się czai, aby oszpecić mi twarz?

– Tesa była komuś obiecana.

W momencie uśmiech na jego ustach zamarł, a oczy się ochłodziły. Ze zdziwieniem stwierdziła, że to nie ucieszyło jej, jak się spodziewała, a wręcz przeciwnie.

– Komu?

– Ritti! Olafie! – Obok nich pojawił się Cano. - Można? – wskazała na puste miejsce obok syreny, ta skinęła głową. – Dziękuję.

– Jak myślisz Cano, kto wygra walkę?

– Postawiłem kilka monet na waleczną Roarke – odparł i podrapał się w tył głowy, czochrając swoje złote do ramion włosy. Zza pleców wystawała jego nietypowa broń. Wyglądała niczym przerośnięty tasak i posiadała ciemnoczerwoną, mieniącą się złotem i nadźganą grotami osłonę na ostrze. Rękojeść broni przypominała Ritti krabowy szczypiec. – Pokonała mnie, więc wątpię, aby ktokolwiek stanął jej na drodze.

– Gdyby to ciebie ranili, a nie mnie, to tak jak ty pokonałbym rodzeństwo, a po nim naszą dziką Roarke i łagodnego Meryna też. – Arogancja Olafa zdawała się Ritti nie mieć granic.

– Skoro ja ciebie pokonałam, to wątpię, aby z Roarke poszło ci tak pomyślnie.

– Z tobą moja wariatko, to sprawa ma się całkowicie inaczej. – Po tych słowach odwrócił się do nich tyłem i zaczął oglądać walkę.

Ritti zmieliła w ustach przekleństwo. Odpowiedzi na zaczepki Olafa tylko by rozjątrzyłyby bezsensowną rozmowę, a ona nie miała zamiaru brać w niej udziału, a więc mimo cisnących się na jej usta słów, milczała, choć nie było to takie łatwe. Spróbowała skupić swoje myśli na przyjaciółce.

Roarke była niesamowicie silną wojowniczką. Bez ciebie wysiłku wykonała serię cięć, pchnięć, uskoków i sztychów. Miecz wydawał z siebie metaliczne odgłosy, zderzając się z laską, piach chrzęścił pod bosymi stopami, wznosił się do góry, gdy nagle opadli na niego, bądź wykonali gwałtowny ruch nogą.

Walka trwała długo, ale ostatecznie to Meryn padł na piasek. W oszołomieniu zdołał odbić opadające na niego ostrze, ale przy drugim potężnym zamachnięciu wbił się plecami w podłoże. Jęknął z bólu, Roarke nie czekając ani chwili, nacięła jego skórę. Do pierwszej krwi. Wygrała. Ritti ogarnęła słodka radość i duma.

– Niech Rhadash go pochłonie! – Olaf w kilku ciosach wyżył swoją złość na balustradzie, a tłumy zawrzały od skumulowanych emocji. Wiwaty, okrzyki, uderzenia bronią o drewniane trybuny, oklaski, gwizdy. Ritti oprócz radości także poczuła zawód, czekała na ten moment i marzyła, że to ona stanęłaby jako zwyciężczyni, a stało się wręcz przeciwnie. Z placu zeszła jako pierwsza, pokonana, a na domiar złego Meryn zwyciężył. – Właśnie straciłem pieniądze, które miałem wydać na bukiet kwiatów dla ciebie.

– Od kwiatów wolę miecze, albo kolibra.

– Nietypowe żądania, ale nie spodziewałem się niczego innego.

Roarke podała trytonowi dłoń, ten przyjął ją i wstał, po czym powiedział, że dziękują za naukę i posłał wojowniczce gest szacunku. Odpowiedziała mu uśmiechem, który nie trwał długo. Przez arenę rozszedł się groźny, donośny głos króla:

– Pozostała ostatnia walka! – Z tymi słowy zaskoczył zebranych i zeskoczył z loży na piasek, wznosząc do góry szaro-żółte chmury. W trakcie gdy się rozwiały na boki, on szedł przed siebie z palcami zaciśniętymi na długim, dwuostrzowym mieczu.

Ritti przeczytała w jednym ze starych woluminów o Buncie Księżycowej Zdrady. Został on stłumiony i stał się pierwszym, ogromnym zwycięstwem młodego króla Norwy. Na część tego zwycięstwa kazał stopić miecz Olena, wodza buntowników, na znak przynależności orek do jego rządów.

– Zakłady! – ktoś krzyknął.

– Głupiś? Kto postawi na Roarke!

Między nowymi rycerzami stworzyło się zamieszanie, przepychali się między sobą i żartowali w budującym się w powietrzu napięciu.

Meryn zszedł z pola, a Ritti kipiała podekscytowaniem i zazdrością. Oglądanie króla w akcji było czymś zjawiskowym, a zmierzenie się z nim w walce to był zaszczyt. Oddałaby dziesięć złotych płetw, które przegrał Olaf i o wiele więcej, aby tylko móc znaleźć się na miejscu przyjaciółki.

– Módl się do bogów, aby Roarke uszła z życiem – odezwał się rudowłosy topornik.

– To nie walka na śmierć i życie, a jedynie potyczka do pierwszej krwi.

– To módl się, aby nie straciła głowy przy pierwszej kropli krwi – poprawił się bez cienia drwiny. Pomyślała, że z powagą było mu nie do twarzy, ale zamiast mu to powiedzieć, odparła:

– Nie tak łatwo będzie ją zranić, a co dopiero dekapitować.

Roarke poprawiła uścisk rękojeści miecza i wzięła kilka głębokich oddechów. Przygotowywała się na nadchodzące wyzwanie.

Ostrza króla błysnęły złotymi refleksami, gwizdnęły obok sprężystego ciała syreny. Nie trafił, ciął powietrze raz jeszcze. Iskry poleciały na ziemię, kiedy to dwa miecze zderzyły się ze sobą. Widownia wstrzymała oddech. Metal brzęknął o metal. Raz. Drugi. Jęk Roarke, kiedy król naparł na nią. Zmusił do uległości. Uderzył po raz kolejny, aż padła na ziemię. Zdążyła się wybronić w momencie, kiedy to jego ostrza z całą mocą spadły na nią. Utrzymała się na nogach, gdyż uderzenie nie zdołało przygnieść ją do ziemi. Po chwili sparowała kolejny cios i kopnęła króla w piszczel. Warknął i wykonał cięcie. Syrena przeturlała się, czmychnęła przed sapiącym ze złości Norwą, przed ciosem i jeszcze jednym. Miecz upadł z łoskotem na murek. Kamienie gruchnęły, woda z chlupotem wylała się ze studzienki i wsiąknęła w suchy piasek. Syrena zwinna niczym płotka uciekająca przed predatorem, uskakiwała na boki, kiedy to król atakował dalej.

Szerokie cięcie. Umknęła, ale znajdująca się za nią drewniana ściana trzasnęła z głośnym jękiem. Grube, ciężkie belki ugięły się pod naporem siły. Drzazgi posypały się na piasek, a w gładkiej powierzchni ziały dwie proste linie po ostrzach.

Roarke uciekła niczym zwinny kankam, a król podążył za nią niczym rozwścieczony kradzieżą paniczyk. Runął na nią z wściekłością, a ona czmychnęła, sparowała kolejny cios i dalej. Odpowiadała, czytała w ruchach i mimice, napięciu mięśni, uderzała i uskakiwała. Pełna gracji, niemal tańcząca przed królem. Po raz kolejny zwalił ją z nóg swoją siłą trytona. Z jękiem obiła sobie plecy, z sapnięciem skrzyżowała broń z oponentem.

Ritti spięła się. Czuła, jakby to właśnie ona leżała na ziemi wśród wzniesionych tumanów kurzu, jakby to nad nią stał ten władczy, groźny wojownik i właśnie borykała się z utrzymaniem miecza w ręku, kiedy on napierał na nią całą swoją masą. Zrób coś! Kopnij go! Sypnij piachem w twarz! – Podniosła się do pionu, przystając obok Olafa. Zacisnęła dłonie na balustradzie, choć wolała na rękojeści szpady.

– Do pierwszej krwi! – wrzasnęła. Przekrzywiła broń tak, że nietypowy miecz króla ześlizgnął się, wbił w ziemię tuż obok jej ramienia i zaklinował. Wtedy Raorke wyjęła sztylet z zamiarem draśnięcia Norwy, ale ten o wiele bardziej doświadczony i nieustannie czujny, złapał ją za nadgarstek i uderzył nim o podłoże. Raz, drugi, trzeci. Póki nie wypuściła ostrza. Wtedy sam go złapał i wbił w ziemię. Syknęła z bólu, krew spłynęła po karmelowej skórze szyi.

Wygrał.

Wyprostował się, schował miecz do skórzanej pochwy i spojrzał na syrenę z góry, jakby była niczym.

– Przyszłaś do mnie, jako nikt. Kajałaś się i błagałaś o szansę. – Ritti musiała dobrze się wsłuchać, aby wychwycić słowa Norwy, zlewające się z krzykami wojowników. Słowami uwielbienia, adoracji i euforii. – Wciąż jesteś nikim.

Nie rozumiała.

Gdy Roarke wreszcie dotarła do swoich rówieśników, Ritti wciąż nie miała pojęcia, co myśleć o słowach króla, ale nie pytała, nie przy wszystkich. Pogratulowała jej, choć nie jako pierwsza. Nie podeszła do niej, kiedy to wojowniczka pławiła się w pochwałach i komplementach. Jej ciemne oczy błyszczały radością, a uśmiech nie schodził z jej ponętnych ust. Jedni klepali ją po plecach, inni wykonali gest szacunku, a niektórzy amanci posyłali całusy. Skwitowała je śmiechem i uroczymi rumieńcami.

Roarke była serdeczna, pomocna i lubiana przez wszystkich. Idealna przyjaciółka i znakomita wojowniczka z tajemnicą.

Gdy wreszcie rozgorączkowanie minęło i zdecydowali, że czas na fetę, Roarke podeszła do Ritti i razem ruszyły ku wyjściu z trybunów.

– Gratuluję wygranej.

– Obydwie zasłużyłyśmy na gratulację. – Głos jej zadrżał. Zapewne emocje wciąż z niej nie opadły.

– Pokonano mnie pierwszą – zauważyła z goryczą.

– Zdobyłaś gorget, zostałaś wybrana do najlepszej dziewiątki, czego więcej można chcieć, oprócz zimnego wina i czegoś na ząb? Jestem cholernie głodna. – Pomasowała się po zakrytym koszulą i kolczugą brzuchu.

– Wyśmienita walka! – Mijający je wojownik poklepał Roarke po plecach.

– Dziękuję. Wszyscy byliśmy wyśmienici! – odparła, a on odszedł.

– O czym mówił król? – zapytał przyciszonym tonem Ritti, gdy znalazły się na zewnątrz wśród rozgorzałego tłumu, gdzie rumor mógł zagłuszyć ich rozmowę. Wszyscy mogli usłyszeć słowa króla Norwy, ale nie musieli znać odpowiedzi jej przyjaciółki.

– O niczym ważnym. To stara sprawa i zostawmy to, jak jest.

Nie dowiem się teraz, może nigdy – pomyślała i tego dnia już więcej nie pytała o tajemnicze słowa króla. Coś w spojrzeniu syreny powiedziało jej, że to jeden z tych tematów, które powinny zostać poruszone z wyboru, a nie pod przymusem. Ritti wiedziała o tym z własnego doświadczenia, że nie każda tajemnica powinna zostać odkryta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro