Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Próba cz.1

Część łowców już pobiegła w stronę zalesionej góry więc i ja zwróciłam się w jej kierunku. Gdy się już oddalałam usłyszałam w głowie głos Lou.

Wierzę w ciebie. I pamiętaj co jest najlepsze na wilkołaki Księżniczko.

Wystraszyłam się czyżby to one czyhały na nas w lesie. Spojrzałam na księżyc przelotnie i wbiegłam do lasu. Nie zatrzymując się zaczęłam wspinaczkę dziękując Bogu że nie byłam głupia i ubrałam wygodne buty. Słyszałam tylko szum lasu. Nie widziałam żadnego łowcy. Z tego co wiem łowca nie mógł zabić drugiego łowcy więc byłam w pewien sposób bezpieczna. Póki wilki mnie nie wyczują. Wspinałam się pod górę modląc się żeby gałęzie raniące moje policzki nie zrobiły zbytnich szkód i żeby moja krew nie ukazała się zwabiając krwiożercze bestie. Biegłam w górę jakiś czas przytrzymując się gałęzi. Ściółka leśna była bardzo śliska więc czasami potykając się upadałam na liście drzew. Byłam wdzięczna Lou za to szybkie szkolenie. I za wskazówki przed startem. Wtedy zobaczyłam upragnioną polanę wyłaniającą się dwa kilometry ode mnie. Przyśpieszyłam nie zważając na gałęzie i na to na co stąpam. Wbiegłam na oświetloną przez srebrny księżyc ogromną łąkę. Na samym jej środku jakiś kilometr ode mnie były trzy płaskie głazy a na nich połyskujące przedmioty. Ruszyłam biegiem nie zwracając uwagi na pułapki. Chciałam mieć w ręce jakąś broń. I wiedziałam już jaką. Podbiegając do skał chwyciłam srebrny miecz i zawróciłam biegnąc z powrotem. Wbiegłam znów w las i zaczęłam pędzić w dół do hotelu. I do mojego wampirka. Gdy byłam w połowie drogi usłyszałam hałas jakby krzyk i charkot. Stanęłam jak wryta i spojrzałam w tamtą stronę jak drapieżnik. Wiedziałam że to wilkołak napadł łowcę. I jakaś głupia siła zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie kazała mi tam pobiec i pomóż tej dziewczynie. Nie baczyłam na nic i pobiegłam w stronę krzyku.

Z punktu widzenia Ludwika.

Bałem się o nią jak o nikogo nigdy. Stałem na balkonie z którego dobrze widziałem górę i plac pod nią gdzie czekali starsi łowcy. Słyszałem jak zmęczona biegła w górę jak się potykała na co mocniej ściskałem obręcz barierek, nie wiem z czego były , ale na pewno nie z zwykłego metalu. Bo dawno bym je złamał. Ściskało mnie w sercu to że nie mogę jej pomóc. To nie był test tylko dla niej ale i też dla mnie. Test czy dam radę wytrzymać bez niej wiedząc że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wilkołaki były daleko od niej. Zginęło już dwóch łowców. Zostali rozszarpani. Wtedy usłyszałem że Kate jest już na miejscu. Oby pamiętała co jej mówiłem o wilkołakach. Nikt nie wiedział jak się cieszyłem kiedy usłyszałem że bierze srebrny miecz i zawraca do mnie. Szybko się upewniłem gdzie jest najbliższy wilkołak. Nie było dobrze był niecały kilometr od niej atakując dwóch łowców. Wtedy usłyszałem krzyk i to że Kate przystanęła. To nie ona krzyczała więc czemu do diaska się zatrzymała. O nie niech ona nawet o tym nie myśli. I przysłuchiwałem się jak biegnie w ich stronę.

-Głupia, szalona nienormalna. Na co ona się naraża! - krzyknąłem. Weszłam do salonu przewróciłem stół chwyciłem się za głowę. Miałem ochotę coś zniszczyć, kogoś zabić. To była wielka ochota. Wtedy usłyszałem kroki. Odwróciłem się a przede mną stała Sofia w obcisłej czarnej sukience. Podeszła bliżej i położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Czy ona nie widzi że zaraz eksploduje.

-Nie przejmuj się tą smarkulą odpuść. Rozpręż się pomogę ci. - powiedziała zmysłowo i zaczęła odpinać guziki od mojej koszuli. Szybko odtrąciłem ją i pobiegłem na balkon zamknąłem za sobą szklane drzwi i słuchałem bicia serca Kate to ono sprawiało że miałem swój własny sens życia. Ta słodka mała istotka była moim życiem. I za wszelką cenę będę o nią dbał.

-----

Nie wiem czy dodać aż do epilogu bo bedzie..
Ej tak się nie może skończyć.. Daj drugą cześć...
Itp.. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro