38. Próba cz.1
Część łowców już pobiegła w stronę zalesionej góry więc i ja zwróciłam się w jej kierunku. Gdy się już oddalałam usłyszałam w głowie głos Lou.
Wierzę w ciebie. I pamiętaj co jest najlepsze na wilkołaki Księżniczko.
Wystraszyłam się czyżby to one czyhały na nas w lesie. Spojrzałam na księżyc przelotnie i wbiegłam do lasu. Nie zatrzymując się zaczęłam wspinaczkę dziękując Bogu że nie byłam głupia i ubrałam wygodne buty. Słyszałam tylko szum lasu. Nie widziałam żadnego łowcy. Z tego co wiem łowca nie mógł zabić drugiego łowcy więc byłam w pewien sposób bezpieczna. Póki wilki mnie nie wyczują. Wspinałam się pod górę modląc się żeby gałęzie raniące moje policzki nie zrobiły zbytnich szkód i żeby moja krew nie ukazała się zwabiając krwiożercze bestie. Biegłam w górę jakiś czas przytrzymując się gałęzi. Ściółka leśna była bardzo śliska więc czasami potykając się upadałam na liście drzew. Byłam wdzięczna Lou za to szybkie szkolenie. I za wskazówki przed startem. Wtedy zobaczyłam upragnioną polanę wyłaniającą się dwa kilometry ode mnie. Przyśpieszyłam nie zważając na gałęzie i na to na co stąpam. Wbiegłam na oświetloną przez srebrny księżyc ogromną łąkę. Na samym jej środku jakiś kilometr ode mnie były trzy płaskie głazy a na nich połyskujące przedmioty. Ruszyłam biegiem nie zwracając uwagi na pułapki. Chciałam mieć w ręce jakąś broń. I wiedziałam już jaką. Podbiegając do skał chwyciłam srebrny miecz i zawróciłam biegnąc z powrotem. Wbiegłam znów w las i zaczęłam pędzić w dół do hotelu. I do mojego wampirka. Gdy byłam w połowie drogi usłyszałam hałas jakby krzyk i charkot. Stanęłam jak wryta i spojrzałam w tamtą stronę jak drapieżnik. Wiedziałam że to wilkołak napadł łowcę. I jakaś głupia siła zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie kazała mi tam pobiec i pomóż tej dziewczynie. Nie baczyłam na nic i pobiegłam w stronę krzyku.
Z punktu widzenia Ludwika.
Bałem się o nią jak o nikogo nigdy. Stałem na balkonie z którego dobrze widziałem górę i plac pod nią gdzie czekali starsi łowcy. Słyszałem jak zmęczona biegła w górę jak się potykała na co mocniej ściskałem obręcz barierek, nie wiem z czego były , ale na pewno nie z zwykłego metalu. Bo dawno bym je złamał. Ściskało mnie w sercu to że nie mogę jej pomóc. To nie był test tylko dla niej ale i też dla mnie. Test czy dam radę wytrzymać bez niej wiedząc że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wilkołaki były daleko od niej. Zginęło już dwóch łowców. Zostali rozszarpani. Wtedy usłyszałem że Kate jest już na miejscu. Oby pamiętała co jej mówiłem o wilkołakach. Nikt nie wiedział jak się cieszyłem kiedy usłyszałem że bierze srebrny miecz i zawraca do mnie. Szybko się upewniłem gdzie jest najbliższy wilkołak. Nie było dobrze był niecały kilometr od niej atakując dwóch łowców. Wtedy usłyszałem krzyk i to że Kate przystanęła. To nie ona krzyczała więc czemu do diaska się zatrzymała. O nie niech ona nawet o tym nie myśli. I przysłuchiwałem się jak biegnie w ich stronę.
-Głupia, szalona nienormalna. Na co ona się naraża! - krzyknąłem. Weszłam do salonu przewróciłem stół chwyciłem się za głowę. Miałem ochotę coś zniszczyć, kogoś zabić. To była wielka ochota. Wtedy usłyszałem kroki. Odwróciłem się a przede mną stała Sofia w obcisłej czarnej sukience. Podeszła bliżej i położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Czy ona nie widzi że zaraz eksploduje.
-Nie przejmuj się tą smarkulą odpuść. Rozpręż się pomogę ci. - powiedziała zmysłowo i zaczęła odpinać guziki od mojej koszuli. Szybko odtrąciłem ją i pobiegłem na balkon zamknąłem za sobą szklane drzwi i słuchałem bicia serca Kate to ono sprawiało że miałem swój własny sens życia. Ta słodka mała istotka była moim życiem. I za wszelką cenę będę o nią dbał.
-----
Nie wiem czy dodać aż do epilogu bo bedzie..
Ej tak się nie może skończyć.. Daj drugą cześć...
Itp.. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro