37.Duma
Gdy staliśmy na dworze. Zauważyłam że dookoła drewnianego hotelu jest las. Co mnie zaniepokoiło. Koło nas zaczęli się pojawiać osoby. Kilka kobiet i większość mężczyzn. Nie było ich więcej niż dwudziestu. Spojrzałam w stronę w którą patrzył Lou, było to podwyższenie na którym siedziało trzech mężczyzn i jedna kobieta. Była prawdopodobnie w moim roku lub dwa lata starsza nie więcej. Miała brązowe kręcone włosy do ramion i szczupłą sylwetkę. Wzrostem może była ode mnie wyższa. Widziałam jak Lou na nią patrzył i poczułam ukłucie zazdrości. Była taka perfekcyjna taka silna osobowościowo. Było widać że siła i powaga biła od niej z daleka. Gdy lampy zaświeciły się oświetlając lepiej scenę. Kobieta wstała jako pierwsza i podeszła do mikrofonu. Szła z taką gracją że aż mruknęłam poirytowana. Jej piwne oczy zmierzyły wszystkich wzrokiem. Uśmiechnęła się jak podła diablica pod nosem i przemówiła jak się mogłam spodziewać wspaniałym głosem. Odwróciłam wzrok i zaczęłam podziwiać piękno lasu. By tylko nie patrzeć na tą jej idealną buźkę.
-Witajcie przyszli łowcy. Nazywam się Sofia Noris. Każdy z was młodzi łowcy wie kim jestem. I z jakim szacunkiem powinniście się do mnie zwracać. Cenie sobie siłę i potęgę - wtedy spojrzałam na nią i przewróciłam oczami.
Na szacunek trzeba sobie zapracować . A z tego co widzę to z ciebie zimna płytka żmija. Która tylko umie pokazać swoje wdzięki żeby zaciągać facetów do łóżka.
Pomyślałam i usłyszałam cichy śmiech i spojrzałam na mojego towarzysza który uśmiechał się pod nosem. Musiał słyszeć. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi i mrocznymi szmaragdowymi oczami . I usłyszałam jego seksowny głos w głowie.
Ktoś tu jest zazdrosny. Który to już raz droga Kate. Bo ja już nie nadążam zapisywać.
Walnęłam go z całej siły w bok na go się lekko zgiął.
Mówiłem że mam łaskotki. I wiem że ty też więc nie zaczynaj księżniczko.
I lekko wpił palca w mój bok na co pisnęłam i cała uwaga słuchaczy tej żmiji zwróciła wzrok na mnie . Jak i sama łowczyni przypatrywała się mi z zmrożonym wzrokiem.
-A ty kim jesteś żeby mi przerywać i przez to nie okazywać szacunku starszemu łowcy. Najlepszemu w swoim fachu.- pokreśliła ostatnie zdanie z dumą. No istny paw.
-Nie mówiłeś że jest starszym łowcą.- powiedziałam głośno patrząc na wampira obok mnie. Na co Louis się zdziwił bo nic mi nie mówił o tych łowcach . Ale ja uśmiechnęłam się pod nosem i zauważył aluzję.
-Jakoś mi to uciekło podczas naszej rozmowy. - powiedział.
-Mówię do ciebie dziewko i żądam odpowiedzi.- powiedziała już coraz bardziej wściekła. Wyszłam na przód i stanęłam przed samą sceną. Lekko dygnęłam żeby jeszcze bardziej ją wkurzyć. Wtedy usłyszałam w głowie głos Lou.
Zachowuj się z szacunkiem. Choć nie musisz. Twój ród jest królewski. To ona powinna ci się kłaniać.
Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. Jego słowa dodały mi większej odwagi. Spojrzałam prosto w oczy Soffi które były wypełnione furią.
-Jestem Kate. A ty pewnie jesteś jakąś starą łowczynią. Ile masz lat pięćdziesiąt?.- gdy zaczęłam moją wypowiedź po pierwszym zdaniu jej mina była coraz bardziej boska. Była tak zaskoczona moimi słowami że mogła bym zrobić jej zdjęcie i wstawić na jakiś portal internetowy. Po godzinie miałby milion lików. - Chyba żę to efekt jakiegoś kremu.- mówiąc to zaczęłam wchodzić na scenę jak kocica, która poluję na swoją ofiarę. -Musisz zaprzestać go używać i pozwolić powoli twojej skórze żyć swoim starym wiekiem.- była wściekła stałam przed nią i wpatrywałam się jej w oczy. Myliłam się mówiąc że jest ode mnie wyższa. Choć miała czarne szpilki na nogach była równa mi. Jej pięści były zaciśnięte i mocno przylegały do jej ciała po obydwu stronach. Była w furii a ja uśmiechałam się. Odwróciłam się od niej i dumnie podeszłam do mikrofonu.
-Jestem Katharina Johnson. Moim ojcem był Rob Johnson. Pochodzę prawdopodobnie z jednego z ważniejszych rodów łowców. Ponieważ na ramieniu spoczywa u mnie lew z łukiem. - wtedy każdy westchną z podziwem. I patrzyli na mnie z zachwytem. Spojrzałam na Ludwika on jak zwykle uśmiechał się pod nosem. I patrzył na mnie z widocznym pożądaniem. - Cenie sobie przede wszystkim lojalność , sprawiedliwość i i honor. Jak co poniektórzy potrafię pokazać na co mnie stać. - kończąc zdanie odeszłam od mikrofonu i wróciłam do mojego wampira
-Jestem z ciebie dumny.- szepną mi do ucha i przygryzł jego płatek. Na co lekko się uśmiechnęłam.
-Dobrze koniec tego podziwu. Zobaczymy jak sobie poradzisz na teście. - te słowa skierowała do mnie a później dopiero spojrzała na wszystkich mówiąc -Proszę o wystąpienie wszystkich początkowych łowców. - Zobaczyłam że z szeregów występuje jedenaście osób. Szybko do nich dołączyłam Będąc dwunastą.- Moi drodzy. Widzicie tę górę.- wskazała na ogromne zbocze góry pod którą mieścił się hotel. - Biegniecie na samą górę. Na polanie znajdują się trzy atrybuty łowcy. Drewniane strzały z łukiem lub kuszą, srebrny miecz, i oczywiście złoty sztylet. Sami wybierzecie sobie broń. Ale pamiętajcie możecie wziąć tylko jedną. Wybierzcie dobrze bo w lesie nie będziecie sami. Wszystkie magiczne przedmioty musicie zostawić tu na dole. Ten kto zdobędzie jedno z trzech narzędzi będzie szefem przyszłych drużyn. Życzę wam powodzenia. I uważajcie dziś pełnia.- uśmiechnęła się podle. Ludwik do mnie podszedł.
-Musisz zdjąć medalion.-był wściekły więc zrobiłam to i mu go oddałam.- Jak wrócisz pierwsze co zrobięto ci go założę z powrotem i pocałuje. -Na jego słowa spłonęłam rumieńcem.- Będę wszystko słyszał co się będzie działo.Nie pakuj się w kłopoty. I pamiętaj, po pierwsze biegnij.- pocałował mnie w czoło.
---
Słodki Lou *-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro