Prolog
3 lata później...
Zwykle wydaje nam się, że przez 24 lata swojego życia zmieni się znacznie więcej niż przez jedynie trzy. Ludzie, którzy ustalili takie stwierdzenie i rozpowszechnili je na całym świecie na mój widok chyba by zemdleli.
Jeszcze trzy lata temu byłam grzeczną dziewczynką biorącą ślub z kobietą swojego życia, z którą byłam i jestem najszczęśliwsza na świecie. Kto by pomyślał, że ktoś taki wkręci się w hazard do tego stopnia, że w każdy weekend będzie pozbawiać ludzi dziesiątek, a nawet setek milionów jenów.
Pamiętam to jak dziś, gdy po ślubie nasze życie przybrało niezwykle rutynowego kształtu. Standardowy obraz dorosłego życia, w którym w tygodniu chodzimy do pracy, potem siadamy do telefonów i komputerów, w weekend jeździmy na zakupy by nie umrzeć z głodu i tak w kółko. Jedyną odskocznią od tego wszystkiego był seks, który po czasie nawet z wieloma modyfikacjami zdawał się być bardzo rutynowy.
Jako ta mała przestraszona licealistka nigdy bym nie myślała, że z takiej nudy zacznę rozważać czy nie zacząć pić więcej. Ponieważ dzięki terapii wyzbyłam się prawie całkowicie mojego panicznego strachu i obrzydzenia do alkoholu, tak też co weekend piłyśmy z Kitsune po kilka lampek wina. Na szczęście szybko odpłynęłam od pomysłu chlania, gdyż gdy tylko w głowie pojawiał mi się obraz zgonowania po alkoholu czułam, że jednak terapia wcale nie podziałała. Jednak to najpewniej zostanie ze mną do końca życia, niestety...
Tak też pewnego sobotniego weekendu wybrałyśmy się z Kitsune do kasyna. Nie interesowały mnie takie rzeczy jak pachinko, czy inne loterie w których wygrana jest marzeniem ściętej głowy. Nawet ruletka, choć całkiem ekscytująca, wygrana w niej była zasługą jedynie szczęścia, co mnie również nie kupiło. Tak też od razu skierowałam się na gry karciane, bądź inne tego typu w których liczyły się umiejętności wraz z grą na emocjach i psychice.
I tak się zaczęło. Po prostu poszedł pierwszy, niewielki zakład o kilka stów jenów i gra ruszyła. I sama myśl o tym, że gramy na pieniądze i przegrywając mogę coś stracić ekscytowała mnie do tego stopnia, że nie mogłam pozwolić sobie przegrać. Więc grałam. Tydzień w tydzień. Tylko po to, by znów osiągać ten podniecający stan.
Po czasie jednak te małe sumy nie były dla mnie tak interesujące jak niegdyś. Dlatego też potem szły zakłady za tysiące jenów, później za dziesiątki tysięcy, setki, dochodząc do milionów. Obiecałam sobie, by nie poddać się uzależnieniu, że gdy przegram choć raz to skończę z hazardem na zawsze. Jednak tu pojawiał się jeden problem. Nie przegrywałam. Ani razu.
Dlatego właśnie hazard oplatał powoli mój umysł swoimi okrutnymi łapami chcącymi pożreć mnie w całości bym tylko postawiła wyższy zakład. I nawet krzyki Kitsune, która zaczynała się o mnie martwić nie potrafiły mnie powstrzymać. Usprawiedliwiałam się tylko "Ale przecież wygrywam. Ja nic nie tracę, więc czemu mam przestać?". I tak dochodzimy do mojego ulubionego momentu.
W kasynie najwyższym zakładem był ten za pięćset tysięcy. Po czasie jednak dreszczyk emocji przy podejmowaniu go znacząco spadał. Więc w ostatnich dniach grania za tak małe kwoty wręcz zasypiałam. Grałam nie z przymusu, a raczej z przyzwyczajenia. Że skoro jest sobota i wieczór trzeba przyjść do kasyna i zagrać. Chociaż nie ekscytuje cię to już ani trochę i nawet znoszenie tego szmalu do domu nie daje ci już satysfakcji.
Tak też pewnego dnia odezwał się do mnie właściciel kasyna. Dosłownie było to tego dnia, gdy postanowiłam, że więcej tu nie przyjdę, ponieważ mnie to nudzi. Zauważył moją 100% passę i wieczne zwycięstwa. Była to znacznie dłuższa wiadomość, jednak w dużym skrócie zaproponował mi własne stanowisko do gry, gdzie nie będzie istniał limit stawek. Chociaż jakiś głos rozsądku krzyczał, bym się na to nie zgadzała, ten żar uśpionego hazardzisty na nowo zaczął palić żywym ogniem zmuszając mnie do zgodzenia się na to. To było jak uśpiony, "wyleczony" alkoholik, któremu ktoś zaproponuje dożywotni zapas alkoholu. Albo "wyleczony" narkoman, który dowiaduje się, że od dziś narkotyki są legalne i sprzedawane w każdej żabce.
Tak też zaczął się ten sen hazardu o którym nigdy nie śniłam. Jednak gdy czasem zastanawiałam się nad tym na jakim podłożu stoję dochodziło do mnie, że to jednak koszmar...
***
Godzina... Coś po dziesiątej rano. Dla większości ludzi jest to dziesiąta przed południem, jednak dla mnie jest to rano. I gdy trzeba czasami wstać do roboty o siódmej to dla mnie jak wstawanie o czwartej.
Czasami nadal ciężko było mi uświadomić sobie, że naprawdę jestem w prawnie zapisanym związku z kobietą moich marzeń. I wciąż gdy widzę ją uśmiechniętą, nieuczesaną, pogniecioną z rana to mam ochotę się uszczypnąć, bo nie wierzę, że to sen.
- Dzień dobry, Kokoro. - Uśmiechnęła się promiennie całując mnie delikatnie w usta. - Jak spanko?
- Ja jeszcze śpię. - Odparłam zaspanym głosem zakrywając sobie głowę kołdrą. - Mamy jakieś plany na dzisiaj, że mnie budzisz tak wcześnie? - Spytałam niechętnie z zamkniętymi oczami.
- Planów nie mamy, ale możemy mieć. - Stwierdziła przekręcając mnie na plecy, po czym z uśmiechem siadając na mojej miednicy.
- Nie chce mi się, ja śpię. - Odparłam wertując szybko jej sylwetkę wzrokiem. - Chodź też spać, zrobimy coś ambitniejszego potem. - Złapałam ją w talii chcąc z powrotem położyć ją w łóżku, po czym pójść dalej spać, jednak ta była sprytniejsza i nie dała się przewalić. Posłałam jej zmęczone, pytające spojrzenie, jednak ta wyglądała na bardzo nieugiętą w swojej decyzji. - O boże niech ci będzie... - Mruknęłam przewracając oczami.
Zanim ta zdążyła się ucieszyć przewaliłam ją na plecy zawisając nad nią. Uśmiechnęłam się zwycięsko na myśl, że teraz jest zdana na moją łaskę, po czym zaczęłam składać początkowo niezdarne, jednak z czasem o wiele bardziej erotyczne i podniecające pocałunki. Nigdy nie musiałam prosić językiem o wejście do jej ust, bo to ona zawsze pierwsza chciała pogłębiać czułość.
Nasze języki wirowały razem w namiętnym tańcu, badałyśmy nawzajem całe wnętrze naszych ust i nie było miejsca w jej jamie ustnej, którego mój język by nie zbadał. Westchnęła ciężko, gdy ugryzłam ją delikatnie w wargę jednocześnie wsuwając dłoń pod jej koszulkę. Złapałam za jedną z piersi, co wywołało kolejną falę westchnięć i jęków.
Zaplotła mi ręce na karku, gdy ja zaczęłam schodzić pocałunkami niżej śliniąc jej szyję i obojczyki. Dobrze wiedziała, że nie lubię być delikatna dlatego też zaraz potem zaciskała ręce na materiale mojej bluzki gdy podgryzałam jej skórę.
Szybko zdjęłam z niej górną odzież i przyssałam się do jej sutka namiętnie go śliniąc i gryząc, przez co ta jęczała i wzdychała głośno. Drugi nie mógł pozostać samotny, dlatego też również spotkał go ten sam los. W międzyczasie wsunęłam kolano między jej nogi drażniąc jej najwrażliwsze okolice, przez co sama się ruszała by doznać jak największej przyjemności.
- Kokoro kurwa wejdź we mnie. - Jęknęła Kitsune prosząc się o więcej. Uwielbiałam, kiedy to mówiła, gdyż dawało mi to satysfakcję tego, iż po tak krótkim czasie gry wstępnej już potrzebuje mnie w sobie.
- Na kolana. - Rozkazałam głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie musiałam długo czekać, ponieważ zaraz potem Tadashi wykonała mój rozkaz wyczekując moich dalszych ruchów.
Szybko złapałam ją za kark i posłałam jej głowę na spotkanie z poduszką, więc teraz wypinała się do mnie tyłkiem nakręcając mnie jeszcze bardziej. Zaraz potem zdjęłam z niej ostatnie dzielące nas warstwy materiału przy okazji dając jej klapsa.
Po jej słowach mogłam łatwo stwierdzić, że już odlicza sekundy aż w nią wejdę dlatego nie czekając długo wbiłam się w nią agresywnie od razu trzema palcami. Gdy tylko to zrobiłam, jej gardło opuścił długi, pojedynczy jęk rozkoszy dający mi do zrozumienia, bym nie przestawała.
Dlatego też szybko wysunęłam się, po czym włożyłam palce z powrotem dyktując szybkie jak na początek tempo. Z każdym moim pchnięciem z jej ust wydobywał się satysfakcjonujący dźwięk który tylko napędzał mnie do działania.
Gdy tylko widziałam, że zaraz dojdzie dałam jej kolejnego, mocnego klapsa przez który jej pośladek zaraz nabrał czerwonej barwy. Kilkanaście sekund później Tadashi doszła obdarowując moje uszy przeciągłym jękiem.
Wyciągnęłam z niej palce, po czym ta szybko się odwracając dokładnie oblizała, po czym wtuliła się we mnie oddychając ciężko.
*Koniec sceny +18*
- Kocham cię. - Westchnęła po chwili spoglądając w moje oczy.
- Też cię kocham. - Odparłam przeczesując palcami jej długie włosy.
***
Chyba zawsze wchodzenie do kasyna będzie wywoływało u mnie te same emocje. Zawsze to wchodzenie po schodach z myślą o tym, że zaraz będzie się grało i będzie w powietrzu czuć tę ekscytację obu stron związaną z grą. Czasami jednak przychodzą do mnie ludzie, którym najpewniej nie wyszło w życiu i chcą tylko przegrać cały swój majątek, by zaraz potem się powiesić. Wtedy gra już nie jest taka fajna bo widzę to zmarnowanie i ten brak radości z gry u drugiej osoby.
Lubię tą ciszę przerywaną jedynie przez moje kroki, gdy wchodzi się po schodach. W praktyce prawie nikt nie wie, że można tu zagrać ze mną za wyższe kwoty. Dopiero ludzie którzy faktycznie chcą grać mają prawo dowiedzieć się, że istnieją schody na jeszcze jedno piętro za drzwiami informującymi o wejściu tylko dla personelu.
Na pierwszym piętrze mamy tych początkujących, którzy boją się grać za wyższe stawki. Zwykle nie potrafią podejmować spontanicznych decyzji, więc nad jakimkolwiek ruchem w grze myślą nawet kilka minut. Tam zakłady są najmniejsze, gdyż są jedynie do dziesięciu tysięcy jenów. Oprócz tego jest masa pachinko wszelkiego rodzaju, które zawsze cieszy się największą popularnością. Najpewniej ludzie grający na maszynie myślą, ze maszynę łatwiej ograć niż człowieka. Jakież byłoby ich zdziwienie gdyby dowiedzieli się, że wszystkie te maszyny wymyślił człowiek...
Drugie piętro to miejsce, w którym sama spędziłam najwięcej czasu. To tu zakłady sięgają tej niesamowitej dla ludzi z pierwszego piętra wysokości pięciuset tysięcy. To tutaj hazard stał się dla mnie uzależnieniem. Narkotykiem, którego mój mózg i cały organizm potrzebuje. Tutaj również znajduje się duma tego lokalu, czyli wielka maszyna pachinko, w której jedna kula posiada łączną wartość dziesięciu tysięcy. Właśnie tutaj jest ta luka największego zakładu wynoszącego pięćset tysięcy, gdyż w tej maszynie najdroższy bon na kule jest wart dziesięć milionów. Nadal nie rozumiem dlaczego codziennie chociaż raz pojawia się jakaś osoba chcąca zagrać. Przecież gdy tylko się widzi, ze tę grę wygrała jedna, jedyna osoba łatwo można stwierdzić, że jest to jedno wielkie oszustwo. Tą osobą jest niejaki Ishido Shuuji, który założę się jest jakimś synem właściciela lokalu, bądź inną ważną osobą, gdyż żaden random nie byłby w stanie wygrać tej gry.
Wyżej mamy trzecie piętro. Ogólne miejsce dostępne tylko dla ludzi pracujących tutaj i wtajemniczonych w cały ten chłam na tyle, że za wyjawienie jakichś sekretów automatycznie słuch po nich ginie. Oprócz tego jest jeszcze moje stanowisko. Ciężko stwierdzić w zasadzie czy tutaj pracuję, ponieważ rzecz biorąc umowy o pracę tutaj nie dostałam. Łatwo więc w sumie stwierdzić, że jeśli już tu pracuję to jest to praca na czarno. Z tego co wiem lokal nawet się mną reklamuję mówiąc, że można tu zagrać z laską która nigdy nie przegrała bla bla bla... Nuda.
Mój pokoik był w zasadzie najcichszym miejscem z całego kasyna. Niżej ludzie siedzą praktycznie jeden na drugim, jest głośno, leją się litry alkoholu i fajek, podczas gdy u mnie na drzwiach jest wywieszony wyraźny zakaz picia, palenia, wnoszenia telefonów. Mówiąc o telefonach każda osoba, która chce zagrać ze mną, bądź na tej wielkiej maszynie pachinko jest przeszukiwana, po czym pozbawiana telefonu, zegarka, oraz wszelkich innych rzeczy wyglądających podejrzanie.
Najczęściej na wieczorną partyjkę przychodzą do mnie faceci po trzydziestce, czterdziestce. Rzadko widzi się kobiety, jednak jeśli już się one pojawiają to są one skrajnie przed trzydziestką, albo po sześćdziesiątce. Zawsze mnie śmieszy to spojrzenie mężczyzn myślących, że jako kobieta w dodatku w wieku 27 lat nie mam do nich podskoku. I tak tkwią w tym mylnym przekonaniu, by w końcu klękać przede mną błagając o dogrywkę.
Kolejna zasada, u mnie nie ma dogrywek. Jednego wieczoru dana osoba może zagrać raz. I możesz krzyczeć, błagać, grozić. Nie zagram z tobą drugiej rundy i koniec, kropka.
Tak po krótce zwykle wyglądają rozgrywki u mnie. Dzisiaj jednak pojawiła się u mnie inna osoba niż zwykle. Była to kobieta w czarnych jeansach i czarnej bluzie z kapturem na głowie. Kaptur był na tyle duży, że nie widziałam kompletnie jej twarzy. Przez to poczułam się lekko zaniepokojona, więc dopytałam się ochroniarzy czy na pewno ją przeszukali i nic nie ukrywa. Dostałam odpowiedź twierdzącą, więc nie pozostało mi nic innego niż zagrać, prawda...?
Licznik słów: 2031
Data napisania: 21.12.2020r
W końcu nastał ten wielki dzień! Ja już dobrze wiem, że nie tego się spodziewaliście XD Spokojnie, już za kilka rozdziałów hazard zejdzie nam na drugi plan, a gdy będzie się pojawiał zadbam o to, by każda rozgrywka była wyjątkowo ekscytująca. Bardzo liczę na wasze komentarze, piszcie koniecznie jakieś spekulacje na kolejne rozdziały, czy zaskoczył was taki początek drugiej części, albo czego innego się spodziewaliście <3. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro