57. "Proch"
Odkąd dostałam wiadomość biłam się z myślami, czy powinnam iść, czy też nie. Nie miałam żadnej pewności, czy naprawdę był to Hokori, a nawet jeśli to wiem, że reszta rebelii woli nie mieć z nim do czynienia.
Wiem o nim jedynie tyle, że jest jedynym dealerem w Meteorze i z nikim się nie zadaje. O uszy mi się odbiło, że miał sporo porachunków z Afuo i Ryoko, jednak nie jestem żadnego z tych stwierdzeń pewna. Ma na pewno jakąś przeszłość związaną z informatyką lub robotyką, bo najwidoczniej się na tym zna. To on w końcu pomógł nam włamać się do dysku Ishido.
Nie chciałam pokazywać się na głównej ulicy Meteory, dlatego pozostałam za zakrętem i wypatrywałam, kiedy się zjawi. Nie było śladu po jego białej czuprynie, aż do równo piętnastej. Gdy dochodziła ta godzina, a jego wciąż nie było na horyzoncie miałam zamiar zawinąć się do domu, jednak pojawił się dokładnie o tej godzinie, jaką wyznaczył.
Przyglądałam się mu przez dłuższą chwilę. Wyglądał tak samo jak zawsze - miał na sobie ciemne jeansy i ciemną bluzę z kapturem, który zawsze nosił na głowie. Był dość młody, może nawet młodszy od Shuuhei'a, a już z jakiegoś powodu wylądował w Meteorze.
Nie wyglądał na osobę, która planuje morderstwo, dlatego po dłuższej chwili zdecydowałam się wyjść ze swojej bezpiecznej kryjówki.
- Spóźniona - oznajmił na przywitanie i pokazał mi godzinę na swoim telefonie. - Jest dwie minuty po piętnastej. Przystoi to tak spóźniać się na spotkanie z nieznajomym? - Na jego twarz wkroczył zawadiacki uśmieszek i schował telefon do kieszeni.
- Czego chcesz? - Zdecydowałam się zignorować jego wytknięcie spóźnienia.
- Pogadać. - Drgnął lekko odbijając się od ściany, o którą się opierał. - Więc Meteora zamknięta, tak?
- Na pewno możemy o tym gadać? Nie masz przy sobie obroży? Zabezpieczyłeś ją? - Nie miałam jeszcze okazji rozmawiać na zabronione tematy z osobą spoza rebelii, dlatego wolałam zadać podstawowe pytania.
- I mówi to członkini rebelii, która ostatnim razem osobiście przyłożyła spluwę do głowy Ishido. Nie musisz sprawiać pozorów, wiem co w trawie piszczy. - Ruszył powolnym krokiem przed siebie, więc szybko go dogoniłam, by iść obok siebie. - Przepraszam, była członkini rebelii - poprawił się. - Teraz działasz na własną rękę?
Zamrugałam kilka razy. Skąd wiedział o rozwiązaniu rebelii, skoro minął ledwo jeden dzień? Przełknęłam jednak ślinę i robiłam dobrą minę do złej gry.
- Na to wygląda - westchnęłam. Nie podobał mi się jego sposób bycia. Rzeczywiście zachowywał się jak rozwydrzony nastolatek, który chce sprawiać wrażenie dorosłego i groźnego. Nie wiedziałam, jak mam się zachowywać zwłaszcza, że podobno lubi działać razem z Ishido. Jaka jest szansa na to, że to on go przysłał, żeby powęszyć?
- Nie ufasz mi, widzę to - dosłownie wyczytał mi z myśli. - Hm... - położył palec na ustach i spojrzał w ziemię. - Prawdziwe imię Ishido to Gouenji. Czy teraz możemy gadać jak równy z równym? - Przechylił głowę w bok, gdy ja z wrażenia stanęłam w miejscu.
Zamrugałam kilka razy analizując, co się właśnie wydarzyło. Prawdziwe imię Ishido znałam tylko ja, Ryoko i Afuro. Ja i Afuro, bo znamy go od liceum i Ryoko, po podobno wykradła jego dowód osobisty. Hokori musiał dowiedzieć się tego w ostatnim czasie, albo sprytnie ukrywał to przed całą rebelią.
Przełknęłam ślinę. Tak, udowodnił mi w ten sposób, że jest po mojej stronie, ale jednocześnie sprawił, że jeszcze bardziej zaczęłam się go bać. Wszyscy żyli w pokoju z rebelią i albo starali się jej pomagać, albo też nie mieszali się w nią. Hokoriego ciężko było rozgryźć, jakby działał sam dla siebie, a jednocześnie przeciwko sobie. Nie wiedziałam, jaki jest jego cel, czy chce uciec z Meteory, zniszczyć ją, a może w spokoju dożyć w niej spokojnej starości.
Pomachałam głową próbując się ocucić. Nie mogę dać się tak łatwo zmanipulować. To, że nie znam jego myśli nie oznacza, że ma nade mną jakąś przewagę. Na pewno nie wie o Meteorze więcej niż ja, więc co najwyżej jesteśmy na równi.
- Tak, możemy - odpowiedziałam w końcu. Znów ruszyliśmy przed siebie w chwilowej ciszy, która zaraz została przerwana.
- Wiesz, chciałem się z tobą spotkać, bo podobno wielu widzi w tobie nową Ryoko. - Przewróciłam oczami. Ten temat zaczyna mi się już bardzo mocno przejadać, a ciągle z każdym wałkuję go od początku. - A ja, przyznam szczerze, kompletnie tego nie widzę. - Odbiegł kilka kroków do przodu i stanął twarzą do mnie. - Ryoko potrafiła w jednej chwili zburzyć wszystko, a zarazem postawić na nowo. Żyła z dnia na dzień, nie potrzebowała ciepła, ani miłości, nawet dach nad głową bywał jej zbędny. Chciała wrażeń, doświadczeń, chwilowych przygód i masy uwagi. - Słowa wyraźnie akcentował, jednocześnie gestykulując, przez co brzmiał i wyglądał jak poeta recytujący swój wiersz. - A ty jesteś zwykła, nudna, szara, zlewająca się z tłem. - Wskazał na mnie rękę. - Wahasz się do ostatniej chwili, potrzebujesz spokoju i stabilności. Ryoko trafiła do Meteory, bo chciała wrażeń, a ty, bo chciałaś powrotu do stabilności.
Nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać. Nie byłam tak stabilna, jak mu się wydawało. W końcu, gdyby jego słowa były prawdą nigdy nie zdecydowałabym się grać w kasynie. Uzależnienie od hazardu uzależnieniem, ale pierwsze rozgrywki były spowodowane nudą i potrzebą wrażeń.
- Widzę, że historie o Ryoko cię nie interesują. - Na jego twarzy znów rozkwitł uśmiech. - Więc pozwól, że opowiem ci co nieco o twoim drogim przyjacielu, Afuro. - Zauważył, że moje oczy momentalnie się rozszerzyły, przez co uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Afuro był ćpunem, pewnie słyszałaś. Zaczął brać przez przypadek, gdy Ryoko w poszukiwaniu wrażeń kupiła u mnie pierwszą działkę heroiny. Nie znała się na narkotykach i poprosiła o coś ciekawego, więc wziąłem to, co było pod ręką. Na pewno nie były to wrażenia, jakich szukała. - Zachichotał. - Mimo wszystko oboje mieli problemy, które niektórzy łagodzą alkoholem, a oni łagodzili je heroiną. Brali zawsze razem i odpływali do krainy otępienia i poczucia, że świat jest daleko za mgłą.
Przyglądałam się uważnie jego ruchom. Teraz zrobiły się mniej dosadne, a bardziej stonowane, jednak nadal gestykulował i akcentował kolejne słowa. Czułam się niczym w teatrze szekspirowskim, w którym aktorzy dokładnie tak samo akcentują i gestykulują swoje słowa. Tak nienaturalnie, ale uzależniająco i pięknie. Aż chciało się słuchać dalej.
- Ja i Afuro kochaliśmy Ryoko. - Zamrugałam kilkukrotnie analizując, co właśnie powiedział.
- Przecież on jest gejem, prawda? - zauważyłam.
- A ja jestem aromantyczny. - Pochylił się z uśmiechem. - To nie była w żadnym stopniu romantyczna miłość, tylko coś, co Ryoko śmiała nazywać roboczo specyficznym rodzajem miłości... - Jego ruchy się wyciszyły, a wzrok odleciał gdzieś w kąt. - Według niej to uczucie można żywić tylko do bardzo bliskiej i cennej osoby. Do kogoś, kto jest niezwykle ważny, bez kogo nie wyobrażasz sobie życia. - Od razu pomyślałam o Kitsune. - Jednak w uczuciu nie ma ani krztyny seksualności - napomknął wymazując różowowłosą z moich myśli.
- Podobno mieliście jakąś bójkę z Terumim - przypomniałam sobie, gdy milczał przez kilka chwil.
- Tak, zgadza się - Znów się rozpromienił i zaczął swoją intensywną, szekspirowską gestykulację. - Widziałem, jak on i Ryoko biorą coraz więcej i coraz bardziej się w tym zatracają. Wszystkich ostrzegał, by nie kupowali ode mnie towaru bo wiedział, jaki to jest syf. Mimo to nadal raczył się nim osobiście wraz z nią. - Złapał oddech zbierając myśli. - Pobiliśmy się, gdy przyszedł po kolejną porcję heroiny, znów większą niż poprzednia. Ryoko chciała przestać brać, bała się o niego, a on bał się o nią. Nie mogli dojść do porozumienia, więc ja wkroczyłem do akcji mówiąc, że więcej mu nie sprzedam. Był na głodzie i słysząc te słowa próbował mnie uderzyć. Pomimo chybionego ciosu próbował jeszcze raz, więc zdecydowałem się mu oddać. I wtedy weszła Ryoko.
***
Afuro upadł na podłogę po tym, jak dostał z pięści w brzuch. Od razu chwycił za bolące miejsce i mimowolnie zaczął kaszleć. Hokori patrzył na niego z góry bez mrugnięcia okiem. Nawet nie zauważyli, gdy do łazienki weszła Ryoko.
- Co tu się dzieje?! - Podbiegła do przyjaciela na podłodze. - Możesz wstać? Nic ci nie jest? - Chwyciła jego twarz w dłonie, by spojrzeć mu w oczy. Były praktycznie czarne, wyblakłe, choć powinien skrzyć się w nich szkarłat. - Co mu zrobiłeś?! - Podniosła się na równe nogi i zaczęła oskarżać białowłosego.
- To nie ja, sam chciał się bić i nie odpuszczał, więc dostał to, co chciał. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Terumi otrząsając się zaczął powoli wstawać, jednak Momose twardo nie odwracała wzroku od białowłosego.
- Czy wy naprawdę musicie zachowywać się jak dzieciaki? Nie możecie się pogodzić, podać sobie rączki jak w przedszkolu? - Krzyczała w ostatniej chwili łapiąc blondyna, który zachwiał się wstając.
- Nie moja wina, że on jest nienormalny - oskarżył go pod nosem, jednak przez echo w pomieszczeniu wszyscy go usłyszeli.
- Ja nienormalny? - prychnął. - To ty pchasz się prosto do grobu przez ten pierdolony towar. - Złapał za woreczek i rzucił go im przed nogi. Mimo intensywnych słów i ruchów ciała, jego głos pozostał niezachwiany i spokojny.
- Dasz radę iść sam? - Zapytała, na co ten skinął głową i powoli opuścił pomieszczenie zostawiając Ryoko i Hokoriego sam na sam.
- Nie rób z niego takiej ofiary, dostał tylko w brzuch, a to nawet nie było jakoś bardzo mocno - prychnął.
- Jest chudy i słaby, mógłbyś mu takim uderzeniem połamać żebra - odparła z wyrzutem. - Powiem szczerze, Hokori... Wydaje mi się, że to ty jesteś głównym agresorem w tej całej sytuacji. - Przyznała zgodnie z prawdą. Obserwowała ich zachowania już jakiś czas i to zawsze Afuro wychodził na bardziej poszkodowanego.
- Słucham? - Zmarszczył brwi. - Wychodzę na agresora, bo chcę was chronić... Jasne, wszystko rozumiem. Przepraszam, już w tej chwili przestaję i idę na was naskarżyć do Ishido. - Udał, że spogląda na zegarek. Przewrócił oczami i zszedł z sarkastycznego tonu. - Wiem, gdzie i jak robi się ten towar i dobrze wiem, do czego może was to doprowadzić. Nawet Ishido nie będzie musiał was zabijać, bo sami z czasem przez to zdechniecie.
- Afuro jest pod stałą ochroną, nawet jakby bardzo chciał to nie umrze - zapewniła.
- A ty?
- Mi już i tak nie zostało wiele czasu. - Zaplotła ręce na piersi. - Jakieś dwa miesiące i będzie po mnie.
***
- Byłem pierwszą osobą i jedyną osobą, która przed faktem dowiedziała się o nadchodzącej śmierci Ryoko. - Uśmiechnął się smutno. - Afuro do dzisiaj nie chce mi wybaczyć, że trzymałem język za zębami i nikomu o tym nie powiedziałem. Uważa, że gdyby nie to, mogłaby nadal żyć.
- Dlaczego w takim razie cała rebelia nie chce mieć z tobą kontaktu i woli cię unikać? - Zapytałam zaintrygowana, a ten wzruszył ramionami.
- Najprawdopodobniej wcisnął im jakieś kłamstwa, żeby nie dowiedzieli się prawdy. - Przeczesał włosy palcami. - A mnie to po prostu bawi, więc robię sobie jaja i gadam pierdoły. Oczywiście nigdy nie wyczuwają sarkazmu i wychodzi, jak wychodzi. - Rozłożył ręce.
- Dlaczego Ryoko powiedziała to tobie, a nie Afuro? - Zawsze w takich rozmowach czułam się jak reporterka. Mogłabym teraz wyciągnąć kartkę i długopis, a niczym ta rozmowa nie odbiegałaby od zwykłego wywiadu.
- Bo Afuro by zrobił wszystko, by ją uratować - odpowiedział bez zawahania. - A ona nie chciała żadnego ratunku, bo wiedziała, że to tylko pogorszy sprawę. Chciała tylko komuś o tym powiedzieć, podzielić się przemyśleniami, a nie walczyć o życie. Taka właśnie była. - Oparł się o ścianę budynku i odchylił głowę.
- Zasadnicze pytanie, czemu mi to wszystko mówisz? - Zapytałam w końcu myśląc o tym przez całą rozmowę.
- Bo mi też zostało niewiele czasu - roześmiał się nagle. Zauważając, że nie wyczuwam śmieszności żartu przestał po chwili rechotać i zaczął wyjaśniać: - W zasadzie nam wszystkim. Meteorze zostało niewiele czasu. Meteora zniknie, rozpadnie się.
- Dlaczego? - wyrwało mi się momentalnie. Myślałam o tym i dobrze znałam odpowiedź na to pytanie, jednak nigdy nie postawiłabym tak odważnej tezy w drugi dzień po jej rozwiązaniu.
- Bo Ishido nie wyrobi psychicznie bez Afuro. On już nie wróci, więc Meteora nie wróci. - Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie zza pasma grzywki na oczach. - Pewnie słyszałaś, że wszyscy teraz chcą uciekać z miasta, póki jest okazja. Ja wolę zostać, bo Ishido musi przy zamknięciu klubu rozliczyć nas z długów. Wtedy dowiemy się na czym stoimy. Podobno ty już jesteś wolna od długów, więc tobie też to polecam.
Spojrzałam gdzieś w dół myśląc nad jego słowami. Z jednej strony słyszałam od Eve, żebym uciekała jak najprędzej gdzie pieprz rośnie, z drugiej strony od Hokoriego, że lepiej tu zostać, by zostać rozliczoną.
Przez to zaczęłam bać się powrotu Afuro. Przecież jeśli Afuro wróci, Ishido również wróci. Może postawić Meteorę od nowa wraz z Terumim, a wtedy dalej będę musiała w niej pracować. Westchnęłam na głos już nie wiedząc w co wierzyć i na co lepiej obstawić.
- Robi się z tego niezły hazard - zażartowałam unosząc kącik ust w górę. Ten przewrócił oczami z uśmiechem łapiąc śmieszność żartu, jednak nie uważając go za aż tak warty uwagi. - A co jeśli Afuro wróci?
- Nie wróci - odpowiedział od razu. - Siedział w tym bagnie tyle lat, zmarnował tutaj tyle swojego życia, że teraz złapał pana Boga za nogi, że mógł się od tego uwolnić. - Przerwał na kilka chwil. - Tak szczerze to zazdroszczę mu tego...
- Czego? - Nie bardzo rozumiałam o co chodziło. Możliwości wolności? Przecież sam mówił, że już wszyscy na zawsze jesteśmy wolni, a Meteora nigdy nie namiesza ponownie w naszym życiu.
- Tego nie przywiązywania się do ludzi. - Spojrzał na mnie, a jego tęczówki przeszyły mnie na wylot. - Przez to, że nigdy nie doznał prawdziwej miłości traktuje wszystkich jak krótką przygodę. Pewnie zwróciłaś uwagę, że nie mówi o sobie zbyt wiele i wyraźnie pokazuje, że nie lubi tego robić. - Wyciągnął rękę z kieszeni i gestykulował nią. - To dlatego, że nie chce akceptacji. Najprawdopodobniej nikt nie zna i nigdy nie pozna wszystkich szczegółów z jego przeszłości, bo boi się, że jeśli ktoś ją pozna to go zaakceptuje. - Zkwasiłam minę, więc zaczął tłumaczyć: - Ludzie boją się mówić o przeszłości, bo boją się braku akceptacji. Tego, że uzna się ich za nienormalnych i pojebanych. W Meteorze są sami wariaci i ludzie z popieprzoną przeszłością, więc na pewno choć jedna osoba by go zaakceptowała. Wtedy, o zgrozo, mógłby się do niej przywiązać.
Nie widziałam wiele sensu w tym rozumowaniu. Rzeczywiście, przywiązywanie się do kogoś może być kłopotliwe i prowadzić nas na dno, gdy relacja z tą osobą nie jest w najlepszym stanie. Jednak sama pamiętam jak mętne i pozbawione kolorów było moje życie, nim faktycznie przywiązałam się do Kitsune. Wtedy pojawia się ten cel w głowie do którego chce się dążyć, chce się uszczęśliwiać tę osobę, pielęgnować tę relację. Bez przywiązania życie jest czarno-białe.
- A Ryoko? - Przypomniałam sobie. - Do niej na pewno był przywiązany.
- Zgadza się - przytaknął mi. - Ale ona przechytrzyła system. Zaszła go od strony, której się nie spodziewał. Przywiązał się do niej, bo widział w niej siebie. Była taka jak on.
Zmarszczyłam brwi. Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko były tylko domysły Hokoriego, więc nie musiały mieć w sobie nawet odrobiny prawdy. Dzięki tej myśli choć na chwilę mogłam ochłonąć i poczucie logiki w całej sytuacji jakoś wygasało.
Z drugiej strony domyślałam się, że wcale żadnej logiki nie musiało w tym być. Psychika Afuro była kompletnie wyniszczona, dlatego działał jakkolwiek, byleby funkcjonować. To musi być straszne, żyć w odosobnieniu, w strachu przed przywiązaniem, w zimnie, bez miłości i ciepła drugiej osoby. Ale taka właśnie była jego codzienność.
- Późno się robi. Będę spadać - oznajmił nagle i odbił się od ściany powoli odchodząc.
- Czemu chciałeś się ze mną spotkać? - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, cicho i pod nosem, ale mimo to najwidoczniej usłyszał moje słowa.
- Bez powodu, po prostu byłem ciebie ciekawy. - Odwrócił się i uśmiechnął ciepło. - Do zobaczenia, Kokoro - Pomachał mi na pożegnanie i zniknął za zakrętem.
Licznik słów: 2615
Data napisania:
Robię sobie w ogóle znowu maraton poprawiania rozdziałów. Jest u mnie 20 lipca, a u was? XD To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro