49. "Motor"
Spotkanie dobiegło końca. Uzyskałam odpowiedź na wszystkie, związane z ucieczką, nurtujące mnie pytania, co zdecydowanie mnie satysfakcjonowało. Nie wiedzieliśmy niestety jak bardzo zaawansowany jest system zabezpieczeń centrum dowodzenia Meteory. Patrząc na to, że można tam operować obrożami, oglądać nagrania z kamer Meteory, wysłuchiwać nagrań z obróżek, dodawać i usuwać zakazane słowa na pewno musiał być pod ścisłą kontrolą.
Z czasem na większość pytań nauczyłam się odpowiadać sobie sama. Przez myśl mi przeszło, dlaczego by po prostu nie zniszczyć całego centrum, a potem po prostu uciec każdy w swoją stronę. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że niszczycielowi na pewno groziłoby coś za zniszczenie własności prywatnej, każdy z nas mimo wszystko wciąż związany był kontraktem, a znając Ishido to ma zapasowe, wyłączone centrum w mieszkaniu Alejandro.
Czasami myślałam, czy nie przeceniamy jego szans. Rzeczywiście zwrócenie uwagi na małe światełko na tyle obroży jest mało prawdopodobne, jednak zdecydowaliśmy się na drogę obchodzącą ten fragment na około. Cała pozostała trójka dmuchała na zimne, w czym rzecz biorąc mieli rację. Mieliśmy tylko jedną szansę. Oni już raz ją zaprzepaścili, naprawdę nie chcę myśleć co musieli potem przechodzić w piwnicy. Podobno potem momentalnie wzrosła liczba samobójstw pracowników, a ich populacja zmniejszyła się aż o trzydzieści procent.
Opadłam na siedzenie w samochodzie oglądając, jak inni koledzy również powoli odjeżdżają z parkingu. Zdecydowałam, że po powrocie opowiem Kitsune jak planujemy naszą ucieczkę. Jakby nie patrzeć ona sama nie jest tak głupia, na jaką się kreuję i być może zauważy jakąś lukę, której nie zauważyliśmy my.
Przekręciłam klucz w stacyjce, jednak auto nie chciało zapalić. Uniosłam pytająco brew i spróbowałam jeszcze raz. Potem trzeci, czwarty, piąty, nadal bez skutku. Oparłam się głową o kierownicę zauważając, że klakson działa. Świetnie, gdy powoli dochodzi północ, a żona, która ciągle waha się czy mi wybaczyć liczy moją każdą minutę poza domem moje auto musi nawalić.
Niechętnie wyszłam z auta i otworzyłam jego maskę. Było już ciemno, a lampa uliczna stojąca niedaleko za mną nie pomagała mi za wiele. Oglądałam cały mechanizm kompletnie nie wiedząc, co mam zrobić. Do domu mam daleko, a metro nie jeździ o takich późnych godzinach.
- Nawalił? - usłyszałam obok siebie znajomy głos, przez który aż podskoczyłam.
- Boże święty Shuuhei! - Złapałam się za serce patrząc, jak chłopak opiera się o samochód. Podszedł do mnie tak bezszelestnie, że kompletnie go nie zauważyłam.
- Wystarczy Shuuhei. - Uśmiechnął się, jakby śmiał się z mojej reakcji.
- Tak... - odpowiedziałam na zapomniane pytanie. - Myślałam, że już pojechaliście. - Rozejrzałam się w poszukiwaniu jednego z luksusowych aut Ishido. Jak się okazało czarne lamborghini stało trzy miejsca parkingowe dalej. Światło latarni nie pomagało mi w dojrzeniu, czy za zaciemnianymi szybami siedzi Afuro.
- Pokaż no. - Odsunęłam się na bok, a on zajął moje miejsce. Po chwili jakby coś zaświtało z tyłu głowy, więc wyciągnęłam telefon i zaświeciłam latarką na otwartą maskę. Tsuyuki zauważając moją pomoc spojrzał na mnie ukradkiem, ale się nie odezwał.
- Znasz się na tym? - zagaiłam, gdy ten podwinął rękawy i zaczął grzebać we wszystkich tych sprzętach.
- Nie bez powodu jestem kierowcą Ishido. - Na jego twarz wkradł się nieskrywany uśmiech dumy. Mimo to udało mi się dostrzec jakąś smutną iskierkę, która błysnęła w jego oku. Przypomniało mi się, o czym mówił na spotkaniu rebelii.
- Rodzice zmuszają cię do studiów? - pytałam dalej. Zatrzymał się w miejscu, a po chwili podniósł głowę jednocześnie strzepując swoją grzywkę z oczu.
- Mam opowiadać? - Zdziwiłam się słysząc to pytanie. Po tylu tygodniach spędzonych w towarzystwie Afuro, który na większość pytań odpowiada zbywającym "nie interesuj się" osoba, która chciała coś o sobie opowiedzieć była dla mnie w pewnym sensie fenomenem. - Nie jestem jak Afuro - dodał widząc moje zaskoczenie. - Chcesz wiedzieć, to ci opowiem.
- A więc słucham. - Podeszłam krok bliżej, by lepiej go słyszeć.
- Moja cała rodzina ma jakiś związek z prawem. - zaczął. - To nie jest tak, że moi rodzice są prawnikami i chcą syna prawnika, jak mogłoby się wydawać. Mówiąc cała rodzina mam na myśli cała rodzina. Rodzice, dziadkowie, wujostwo, kuzynostwo, rodzeństwo, wszyscy są po studiach prawniczych. Są adwokatami, prawnikami, sędziami, prokuratorami i tak dalej... I jak można się domyślić chcą, bym pociągnął tę tradycję dalej - przerwał na chwilę jakby zbierając myśli. - Reszty zapewne się domyślasz. Mnie kompletnie ten temat nie interesuje, nie chcę pracować w tej dziedzinie i do końca życia robić to, czego nienawidzę. Nie mam rodzeństwa, które mogłoby zaspokoić tę potrzebę rodziców, dlatego całe to brzemię spoczywa na mnie. - Choć jego głos z każdą chwilą brzmiał na coraz bardziej przejęty, nie jąkał się ani nie wahał. Choć przyglądałam się bardzo wnikliwie, w jego oczach nie widać było ani cienia łez, jedynie smutny uśmiech przyzdabiał jego twarz. - Powiedzieli mi, że mam skończyć studia prawnicze. Czy tego chcę, czy nie. Mimo wszystko nie chcę być wydziedziczony, dlatego przystałem na tę propozycję. Wystarczy, że je skończę i będę od tego wolny. - Przełknął ślinę. - Gdy już wylądowałem na tych studiach miałem znaleźć sobie pracę, żeby móc opłacać akademik. Wtedy zobaczyłem pierwszą furtkę do spełniania moich marzeń. Niestety bardzo szybko została szczelnie zamknięta, gdy biegając od jednej oferty pracy mechanika do drugiej okazało się, że bez żadnego doświadczenia i wykształcenia w tej dziedzinie mnie nigdzie nie przyjmą. I wtedy pojawił się Ishido. - Spojrzał na mnie.
- To wiele wyjaśnia... - wydusiłam z siebie. Nie spodziewałam się z jego strony takiego wylewu, jednak było to zdecydowanie miłe zaskoczenie. Patrzyłam, jak w końcu podnosi się do pionu i prostuje zgarbione plecy.
- Akumulator siadł - stwierdził po przegrzebaniu maski wzdłuż i wszerz. - Nie mam przy sobie kabla, więc ogarniemy to jutro. Póki co, mogę cię odstawić do domu. - Zamknął maskę i wskazał ręką na samochód Ishido. Skinęłam niepewnie głową i poszłam za nim.
- No nareszcie, ile można na ciebie czekać? - marudził Afuro, który jednak siedział w środku auta. Jak się okazało był z tyłu, dlatego usiadłam na miejscu obok kierowcy. Terumi widząc, że wsiada jeszcze ktoś bardzo się zmieszał. - O, cześć - wymamrotał.
- Cześć - odpowiedziałam, jakbyśmy jeszcze przed chwilą się nie widzieli.
- Gdybyś łaskawie - wyraźnie zaakcentował to słowo. - na mnie nie poczekał to twoja przyjaciółka zostałaby na noc na mrozie. - Odpowiedział na marudzenie blondyna, po czym uruchomił samochód wyjeżdżając z parkingu.
- Jakoś bym sobie poradziła... - chciałam powiedzieć, jednak zaraz zagłuszył mnie drugi głos.
- A gdybyś ty łaskawie - również wyraźnie akcentował. - nie musiał ratować panny z opresji to już byśmy dojeżdżali. - Spojrzałam na niego zdziwiona, jak mnie nazwał. Była szansa, że dał radę usłyszeć moje wytłumaczenie, ale nadal zdziwiła mnie jego zuchwałość.
- Pani księżniczka pedalstwa musi jak najszybciej wskoczyć pod kołderkę, nawet kosztem cierpienia rzekomej przyjaciółki, tak? - Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przekomarzają się tak, jak zawsze. Odetchnęłam z ulgą i dalej przysłuchiwałam się tej zażartej "kłótni".
- Oczywiście, że tak. Przypomnę, że jeśli się nie sprężysz, to pracodawca księcia studiów prawniczych obetnie mu wypłatę. - Afuro chwycił się za policzek i karykaturalnie udawał przejętego. - Och nie, odejdzie dobytek i w studenckie oczy zajrzy głód i przymus picia herbaty z wody po parówkach. - Mimo wszystko miałam wrażenie, że słowa wypowiadane z ust Tenshiego były o wiele mocniejsze i dotykające, niż te Shuuheia. Kierowca wyglądał jednak na niewzruszonego i z kamiennym wyrazem twarzy prowadził dalej.
Wymienili się jeszcze kilkoma nieprzyjemnymi uwagami, po czym Tsuyuki odstawił drugiego pasażera do domu. Ten jak gdyby nigdy nic pożegnał się z nami i wyszedł.
- Rzeczywiście, przesadza - stwierdziłam, gdy ruszyliśmy w kierunku centrum, a zarazem, mojego domu. Shuuhei spojrzał na mnie ukradkiem nie kojarząc faktu. - Afuro - odpowiedziałam na jego pytający wzrok.
- Już mnie to nie obchodzi. - Wzruszył ramionami skręcając na skrzyżowaniu. Westchnęłam. Najwidoczniej zgodnie z tym, co mówił podczas naszej ostatniej rozmowy dotykają go tylko żarty na temat Akiry.
- Podobno powoli kończysz te studia, co planujesz potem? - zaczęłam inny temat, tak naprawdę kontynuując naszą rozmowę na parkingu. Shuuhei wykrzywił dolną wargę i przekrzywił głowę zastanawiając się.
- Sam już nie wiem. Będę miał pełen wachlarz możliwości, bo nareszcie będę miał cały grafik pusty... - Wypuścił powietrze ze świstem. - Może zrobię jakiś kurs na mechanika, nauczę się grać na gitarze, pójdę na kolejne studia, powiem Akirze co czuję... - Ostatni pomysł wymienił ściszając nieco ton, przez co na moją twarz wkradł się niewinny uśmiech. - Z drugiej strony Ishido dobrze płaci. - Oderwał na chwilę wzrok od jezdni, by spojrzeć w moją stronę.
- Przynajmniej tobie... - Zażartowałam, na co ten prychnął cicho śmiechem. - Studiujesz, a mimo wszystko masz czas w dzień i w noc, by wozić nas w tą i z powrotem... Jak ty to robisz?
- Wożę również sam siebie w tą i z powrotem. - Nagle wyciągnął czarną puszkę energetyka spod fotela i z charakterystycznym dźwiękiem ją otworzył. Przełknęłam ślinę upewniając się, że na pewno dobrze zapięłam pas bezpieczeństwa. - Wychodzę z wykładu, pracuję, wracam na wykłady, jak mam chwilę czasu, co zdarza się raczej rzadko, wpadnę do mieszkania się przespać. - Pociągnął duży łyk z puszki. - A jak nie mam czasu na spanie to daję sobie radę w ten sposób. -
- Niezdrowo... - Skomentowałam, ale już nie odpowiedział.
***
"Idealny moment. Za sekundę będę pod twoim domem. Jedziemy do paszczy lwa" ~ przeczytałam smsa, który nagle wyświetlił się na mojej komórce. Afuro...
Miałam akurat dzień wolny ze względu na grafik Meteory. Kitsune pracowała, więc miałam zamiar odpocząć od ostatnich wrażeń, jednak jak widać nie było mi to dane. Zarzuciłam tylko kurtkę na ramiona i zamknąwszy drzwi wybiegłam z mieszkania. Sugerując się słowami Terumiego domyśliłam się, że liczy się każda sekunda, dlatego nie czekając na przyjazd windy zbiegłam po schodach.
Zdyszana wyszłam przed klatkę schodową, jednak oglądając się dookoła nie zauważyłam żadnego ze znanych mi luksusowych aut. Jestem przed nimi? Czy czekali za długo i już odjechali? Wyciągnęłam telefon w celu zadzwonienia na numer, który przed chwilą wysłał smsa, jednak nagle pod nos podjechał motor.
- Wsiadaj, mamy mało czasu. - Kierowca zdjął kask ukazując charakterystyczne, długie, blond włosy. Zastygłam na chwilę w szoku, jednak gdy ten podał mi drugi kask musiałam się otrząsnąć. Bez zbędnych pytań, które nagle zaczęły tłoczyć się w głowie usiadłam za chłopakiem. - Złap się mocno i licz, że nie zgarnie nas policja - powiedział tylko i z charakterystycznym dźwiękiem odjechał momentalnie nabierając zapierającej dech w piersiach prędkości.
Dopiero w ostatniej chwili czując, że spadam złapałam go w pasie ratując swoje życie. Myślałam, że jakoś to skomentuje, jednak widocznie skupiony na drodze jechał dalej. Przez chwilę jechaliśmy główną drogą, by zaraz przejechać przez kompletnie nie znane mi dotąd ciemne, wąskie uliczki.
Dopiero po chwili zaczęłam łapać, dlaczego przyjechał na motorze. By zaoszczędzić czas. Samochodem musielibyśmy stać w popołudniowych korkach, natomiast o wiele mniejszym pojazdem mogliśmy przeciskać się przez podejrzane uliczki, a na głównych drogach bez problemu wymijać auta.
Po kilkudziesięciu uderzeniach serca adrenalina zaczęła opadać i mogłam skupić się na jeździe. Gdyby nie kask na pewno dałoby się poczuć wiatr we włosach i pęd powietrza na twarzy, który aktualnie odczuwalny był jedynie na dłoniach i odkrytych kostkach. Domowe dresy zdecydowanie nie nadawały się na tę pogodę, jednak nie było czasu założyć innych spodni.
Poluzowałam ucisk na talii blondyna zwracając uwagę na to, jak bardzo jest chudy. Mimo, że miał na sobie zimową kurtkę mogłabym niemalże dwukrotnie owinąć go swoimi ramionami. Na co dzień nie zwracałam na to uwagi, jednak jazda skłaniała mnie do większej ilości przemyśleń.
Po dojechaniu na obrzeża miasta zeszliśmy z motoru pod dobrze znanym nam domem i wbiegliśmy do środka.
- Cholera... Nie mam obroży - przekrzyczałam wiatr, dostrzegając charakterystyczny element garderoby wokół szyi Terumiego.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się łobuzersko otwierając drzwi. Jak się okazało za nimi stał Shuuhei z równie pewnym siebie uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wyciągnął jedną dłoń, w której trzymał kombinerki, a w nich widocznie oderwany kabel. Spod osłony wystawały wyraźnie poszarpane na końcach kolorowe przewody. - Ishido musiał gdzieś pojechać. Lokaj jest akurat na zwolnieniu, więc mamy cały dom dla nas - tłumaczył idąc szybkim krokiem w tylko sobie znanym kierunku. Słysząc, że za nim nie idę odwrócił się posyłając mi pytający wzrok.
- A kamery? Rozumiem, że zniszczyliście system wykrywania obróżek w domu, ale mimo wszystko podobno nagrywa każde pomieszczenie bez martwych punktów.
- Z tym musimy się pospieszyć - odpowiedział mi Shuuhei. Ruchem głowy zasugerował, bym poszła za nimi. Westchnęłam i z lekką niepewnością przekroczyłam próg domu. Na szczęście nie usłyszałam żadnego alarmu, ani nie poczułam żadnego bólu. Idąc za chłopakami dostrzegłam, że alarm, który zawsze wisiał przy drzwiach został zniszczony, a z dziury w ścianie wystaje kilka porozrywanych kabli.
Przyspieszając kroku starałam się uciszyć kolejne pytania w głowie sugerujące, że chodzenie w trójkę w jedno miejsce, by jedynie się tam włamać i je obejrzeć jest bez sensu. Już czułam oddech Ishido na plecach mając świadomość, że nikt nie stoi na czatach.
- To tu. - Terumi przyłożył swoją dłoń do ściany za schodami. Pod jego naciskiem utworzyła się dziura, a następnie do tej pory niewidoczne drzwi się rozsunęły. Otworzyłam oczy z niedowierzaniem widząc, jak przed nami ukazuje się to, co uprzykrza wszystkim pracownikom życie.
Przełknęłam ślinę i powoli wkroczyliśmy do środka. Na przeciwko drzwi stały trzy ogromne monitory podzielone na mniejsze elementy. Na tym po prawej widać było każde pomieszczenie w domu Ishido, po środku natomiast Meteorę z różnych perspektyw. Od zewnątrz, jak i wewnątrz. Monitor po lewej pozostawał wyłączony.
Poczułam się niczym w filmie science fiction widząc wszystkie guziczki pod ekranami. Miał różne kolory i kształty, oczywiście żaden nie był podpisany do czego służy. Po prawej, jak i lewej stały niewielkie komody z szufladami. Domyśliłam się, że mogą tam być pendrive'y, czy też płyty DVD, na których Shuuji zapisywał nagrania.
- W tej chwili system jest wyłączony. - Spojrzałam na Tenshiego z nieukrywanym zdziwieniem. Uchwycając moje spojrzenie zaczął tłumaczyć: - To tylko domyślne wartości i widoki z kamer, które możemy zobaczyć. Spróbuj coś nacisnąć - zasugerował. W jego spojrzeniu widziałam pewność siebie, czego na pewno nie można było powiedzieć o moich zwierciadłach duszy.
Niepewnie kliknęłam pierwszy przycisk, który był najbliżej mnie. Nic się jednak nie wydarzyło. Zaciekawiona kliknęłam na oślep kilka innych, jednak wciąż było to samo. Najwidoczniej miał rację.
- Jak to się włącza? - Cofnęłam się o krok od monitora. Blondyn przeleciał wzrokiem po całym centrum sterowania, by w końcu nacisnąć na niewidoczny przycisk w prawym, dolnym rogu lewego monitora. Wyświetlił się standardowy interfejs z okienkiem do wpisania hasła. - Tylko jedno hasło? Żadnych odcisków palców, skanów źrenicy, czy rozpoznawania twarzy? - Prychnęłam śmiechem, gdy ten położył dłoń na klawiaturze.
- Na to wygląda... Pytanie tylko gdzie jest jakiś haczyk - westchnął.
- Pewnie jeden błąd i cały system wywali się w cholerę - zasugerował Shuuhei, na co potaknęliśmy.
- Dlatego wywalimy go innym sposobem. - Afuro uśmiechnął się z nieukrywaną pewnością siebie wywołując u nas dezorientację. Spojrzeliśmy po sobie z Tsuyukim i czekaliśmy, aż rozwinie swoją wypowiedź. - Zalać go wodą... Uderzyć pięścią... Podłożyć dynamit... - mruczał pod nosem.
- Chcesz to po prostu zepsuć? - odezwałam się jako pierwsza. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że wcale nie był to najgłupszy pomysł.
- To nie jest dysk przenośny, nie weźmiemy go do Hokoriego. - niemalże wyczytał to z moich myśli. - Nie możemy siedzieć tu całymi dniami i debatować nad hasłem. Zniszczenie tego będzie najlepszą opcją.
- Serio macie zamiar wrzucić mnie za kratki za to, że wam pomagam? - Czarnowłosy złapał się za głowę. - Jeśli zalanie wodą zadziała, pójdzie takie zwarcie, że na pewno wywali prąd. Uderzenie będzie słychać, wybuch tym bardziej. W czasie, gdy wy się uratujecie, ja mam oberwać od tego jego lokaja? - Pokiwałam głową rozumiejąc doskonale jego obawy.
- Nie dalibyśmy rady bez niszczenia tego wszystkiego? - Mój wzrok skierował się na urządzenia, a zaraz potem spojrzałam na Shuuheia, który był wyraźnie skoncentrowany.
- Mógłbym spróbować się do tego włamać i go wyłączyć. Takie rozwiązanie byłoby najlepsze, ale nic nie obiecuję. - Podrapał się po pobdródku. - Jeśli mi się uda, wyłączę, jeśli nie, zniszczę - zapewnił, na co skinęłam głową i spojrzałam na reakcje Afuro. Otworzyłam szerzej oczy widząc jego odpowiedniczki.
Widziałam w nich jasny przekaz. On też chciał uciekać, chyba najbardziej z nas wszystkich. Mimo tego, że nie miał długu, robił dla nas najwięcej, przez co też cierpiał najwięcej. Był pod władaniem Ishido od co najmniej trzech lat, pozbawiony wolności.
Znów spojrzałam na kierowcę, którego twarz wyrażała intensywne myślenie. Wyraźnie zastanawiał się jak pogodzić naszą ucieczkę ze swoją pracą i pozycją społeczną. Również chciałam podjąć ten temat w swojej głowie, jednak napotykałam niemożliwą pustkę. Wyłączenie urządzenia było raczej hipotetyczną możliwością, dlatego bardziej podejmowaliśmy próbę sensownego jego zniszczenia tak, by narobić jak najmniej hałasu.
- Gdybyśmy... - zaczęłam, łapiąc pierwszą logiczną myśl, która przewyższyła ciemność w głębi mojego umysłu. - Gdybyśmy zaraz po poinformowaniu policji powiedzieli, że tutaj Shuuhei właśnie jest obezwładniany przez lokaja... Nie miałoby to sensu? - Przez brak dłuższego przemyślenia tych słów zdawałam sobie sprawę, że brakowało im ładu.
- Odpada. - Afuro szybko pokręcił głową. Światło w pomieszczeniu było nieco przytłumione, jednak mimo to dostrzegłam na jego czole delikatną zmarszczkę, której wcześniej tam nie było. Denerwował się? Stresował? - Sebastian - domyśliłam się, że tak ma na imię lokaj - jest kompletną zagadką. Nie wiemy, czy dysponuje tylko własnymi pięściami, paralizatorem, czy może rewolwerem. Stoi po stronie Ishido, więc mógłby bez chwili oporu nawet zabić osobę, która próbuje pokrzyżować mu plany. - Na myśl o śmierci w oczach Tsuyukiego pojawiły się niewielkie iskry strachu, jednak szybko zniknęły na nowo zastąpione tym zamyślonym wyrazem twarzy.
- Więc najpierw pozbądźmy się lokaja. - Uderzył pięścią o otwartą dłoń. - Dzisiaj jest chory, więc już wiemy, że w takich sytuacjach Shuuji pozostawia dom samemu sobie. Wystarczy dosypać mu coś do picia dzień wcześniej. Wystarczy niewielka ilość, by się pochorował.
- "Coś" - powtórzył Terumi ze śmiechem w głosie. - To nie będzie łatwa robota. Gość jest dosłownie nienormalny, bo jeśli w domu nie trzeba niczego zrobić stoi pod drzwiami bez ruchu i to przez kilka godzin. - Udał, że trzęsie się ze strachu. - Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem, żeby coś jadł, albo pił.
- Gdzie on mieszka? - zapytałam już zirytowana kolejnym bezsensownym elementem, nad którym marnowaliśmy czas. Choć tak naprawdę ostatnie kroki dzieliły nas od ucieczki z Meteory nie mogłam znieść każdej kolejnej minuty, podczas której łączył mnie kontrakt z Gouenjim. - Sporządź jego plan dnia - rozkazałam, gdy zbyt długo czekałam na odpowiedź. - Gdy tylko pojawi się w domu, sprawdzaj co robi przez cały dzień, jaka jest jego rutyna. Gdy oddali się od swojego miejsca, śledź go krok za krokiem, żebyśmy wiedzieli, kiedy możemy zadziałać.
- Gorzej, jak ten cały lokaj okaże się robotem. - Zażartował czarnowłosy, na co dostał ode mnie karcące spojrzenie. Z drugiej strony jego słowa nie były takie głupie zwracając uwagę na to, jak się zachowuje. Jest dosłownie na każde zawołanie Ishido, nawet nie je i nie pije.
- Niech będzie - zgodził się Terumi. - Nie obiecuję, że znajdę coś ciekawego, ale postaram się.
- A co z tym? - Shuuhei wyciągnął z szuflady kilka płyt, pokazując je nam. Podchodząc bliżej do otwartej szuflady okazało się, że w środku znajduje się masa mniejszych pudełek. Każde miało swoją pokrywkę z pseudonimem pracownika. Kizana, Pixie, Rothen, Cery... Masa pseudonimów. A to tylko jedna szuflada. Pod niektórymi pokrywkami krył się jeden pendrive, lub płyta. Pod innymi było ich kilka, znalazło się kilka osób, których urządzenia były widocznie zniszczone. Widząc ten łup od razu wiedzieliśmy czego szukać.
Sakura... Pseudonim Ryoko, którego wspólnie wyszukiwały nasze oczy. Jedna, druga, trzecia szuflada, jednak jego ciągle brak. Z jakiegoś powodu pudełko Hokoriego miało czarny kolor w przeciwieństwie do innych, białych.
Przełknęłam ślinę, gdy Terumi pewnie chwycił za pokrywę z pseudonimem swojej byłej przyjaciółki. Jednak widząc, co jest pod spodem moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Nie ma... - wypadło z ust blondyna, gdy w pudełku znaleźliśmy tylko trochę kurzu. Było znacznie większe, niż inne pojemniki, dlatego na pewno kiedyś musiała być tu jakaś zawartość. Wygląda na to, że nie jesteśmy pierwszymi pracownikami, którzy odwiedzają ten pokój. - Musiała zniszczyć wszystko przed swoją śmiercią. - wyczytał mi z myśli. Pomyślałam dokładnie o tym samym, gdy pudełko zostało zamknięte.
Teraz pokój wydał się jakby inny. Wcześniejsza świadomość, że jesteśmy tu zdecydowanie nielegalnie wprawiała w dziwny nastrój niepewności. Jednak teraz, gdy okazało się, że jednak ktoś był tu przed nami wszystko stało się bardziej przyjemne.
Dokładnie tak, jakby Ryoko torowała nam ścieżkę. Tak, jakbyśmy szli przez gęstą dżunglę, a ona jako pierwsza szła i narażając się na największe niebezpieczeństwa, torowała nam drogę, ścinając niepotrzebne gałęzie i liście. Choć po jej śmierci ścieżka zdążyła nieco zarosnąć, wciąż byliśmy w stanie nią iść, by dojść tam, gdzie do dżungli wpada światło.
Licznik słów: 3384
Data napisania:
Dużo osób mówi, że przeciągam tą ucieczkę. Co wy myślicie? To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro