44. "Dzieciak"
Czas mijał, wybiło mi dwadzieścia lat. Każdy tydzień taki sam - w tygodniu dawałem dupy, a w weekend tańczyłem w klubie. Dopóki dostawałem za to pieniądze nie miałem żadnych zastrzeżeń i byłem tak zwaną posłuszną dziwką.
Po czasie zarobiłem nawet na ładne mieszkanie niedaleko centrum. Mieszkanie w burdelu nie było naprawdę ani trochę przyjemne. Choć gdy po raz pierwszy tam przyszedłem byłem szczęśliwy, że mam jakikolwiek dach nad głową, po pół roku już irytowało mnie conocne zakładanie pułapek na myszy, czy zabijanie karaluchów. Klienci też byli zadowoleni mogąc ruchać mnie w bardziej komfortowych warunkach.
W ciągu tych tygodni wypełnionych rutyną pewnego dnia pod moją sceną pojawił się dość charakterystyczny chłopak w moim wieku. Miał białe włosy postawione na żel, przez co łatwo można było go rozróżnić. Do tego wyróżniał się wiekiem, ponieważ większość gości było raczej po czterdziestce.
Pierwszy raz przyszedł z kolegami, jednak z każdym tygodniem przychodziło tych kolegów coraz mniej. Aż w końcu został sam. Potem jeszcze raz na jakiś czas pojawiała się z nim jakaś koleżanka.
Wiedziałem, że przychodził tu tylko dla mnie, bo przychodził równo na mój występ i wychodził zaraz po nim. To było naprawdę miłe, jednak również trochę niepokojące. Miałem wrażenie, że pewnego dnia przyjdzie mnie zamówić na czarno, a to nie byłoby wesołe.
Zawsze po występach zabawiamy klientów osobiście. Siadamy na ich kolanach, rozmawiamy, oni często stawiają nam różne drinki. Zwykle nie boją się wtedy nas obmacywać. Tak też było tego dnia gdy w końcu postanowiłem zabawić się nim.
- Więc... Czym się zajmujesz? - Spytałem niewinnie siedząc na jego kolanach. Zawsze zadaje się te same pytania. Tylko po to by odbębnić osobiste zabawianie się klientami i by być może kiedyś mnie wynajął.
- Um... Aktualnie studiuję... - Odparł niewinnie zarumieniony. Ręce mu się trzęsły tak bardzo, że miałem wrażenie, iż zaraz upuści tego drinka którego ma w ręce. Dlatego też bez pytania go od niego zabrałem i pociągnąłem przez słomkę kilka łyków.
- To ciekawe. A co studiujesz? - Topiłem się w jego czekoladowych oczach i bezkarnie jeździłem dłońmi po jego szyi i karku.
- Medycynę na uniwersytecie tokijskim... - Odparł odwracając ode mnie wzrok już cały czerwony. Żeby jeszcze bardziej go zawstydzić złapałem jego dłonie i umiejscowiłem na swoim tyłku. Aż podskoczył gdy to zrobiłem.
- Medycynę... Więc wiesz gdzie bić, by bolało, ale by nie zrobić krzywdy? - Spytałem w głowie sam się śmiejąc z tego, co właściwie wygaduję. No cóż, mam słabą głowę.
- Y-y... N-no tak jakby... - Odparł sprawiając wrażenie, że już chciałby stąd uciec bo za bardzo go przytłaczam. Szczerze podobało mi się to. Zwykle klienci bezkarnie zawsze mnie dotykają i nawet nie reagują na moje krzyki, by przestali. A on wręcz bał się mnie dotknąć.
- Jeśli chcesz przetestować swoją wiedzę, możesz mnie wynająć, wiesz? - Złapałem go za podbródek ponownie kierując jego wzrok, by skrzyżował się z moim. - Jesteś naprawdę przystojny, chciałbym spędzić z tobą całą noc... - Tak, ja też jak nie jestem choć odrobinę podpity jestem masakrycznie zażenowany na samą myśl co wygaduję zawsze w klubie, jednak taka praca.
Dałem mu jeszcze szybkiego buziaka w policzek, po czym zsunąłem się z jego kolan. Puściłem jeszcze oczko w jego stronę po czym odszedłem w stronę zaplecza kręcąc biodrami.
- Zaczekaj. - Złapał mnie za nadgarstek zatrzymując mnie. - Ten no... - Podrapał się po karku zawstydzony. - Ile za godzinę..? - Spytał prawie szepcząc cały czerwony na buzi. Szczerze naprawdę chciałem, by mnie wynajął, bo naprawdę mi się spodobał. Tak więc również szepnąłem mu na ucho cenę zaniżając ją lekko. Wiem, że na studiach ciężko o pieniądze na chleb a co dopiero wynajęcie dziwki więc stwierdziłem, że po prostu oddam szefowi większość by nie narzekał.
Tym sposobem wróciłem do mojej poprzedniej rutyny. Co weekend nadal widziałem go w klubie i raz na jakiś czas również z nim rozmawiałem. Niestety nie mogłem co tydzień zabawiać osobiście tylko jego, bo szef by się na mnie ostro wkurwił. Jednak nadal do niego podchodziłem najczęściej.
Ostatecznie udało mu się uzbierać na wynajęcie mnie. I to nie na godzinę, czy dwie a na całą noc. Początkowo był nadal bardzo nieśmiały, jednak pojąc go moim ulubionym sake w końcu się rozluźnił i zaczęła się zabawa. Muszę przyznać, że to był jeden z lepszych klientów jakich miałem. Wręcz chciałem by brał mnie co tydzień, by stał się moim sugar daddy... Nie, Afuro! Nie możesz. Nie możesz zakochiwać się w kliencie. Jesteś tylko dziwką. Nie masz uczuć. Jesteś dla niego miły, bo to twoja praca.
Ostatnie dwie godziny spędziliśmy śpiąc zmęczeni w swoich ramionach. Przez ten cały czas męczyły mnie tego typu myśli.
- Zostało ci piętnaście minut, jakieś ostatnie życzenie? - Spytałem spoglądając na zegarek. Pomachał przecząco głową, więc tylko wtuliłem się ostatni raz w jego tors zaciągając się tym męskim zapachem.
Byłem w ramionach dziesiątek mężczyzn. Jeśli nie setek. I w każdych czułem się dokładnie tak samo. Normalnie. Zwyczajnie. Nijak. Jednak w jego ramionach czułem się... Bezpiecznie. Miałem ochotę zostać w tych ramionach na zawsze. By już nigdy mnie nie wypuszczał. Uspokój się Afuro! Kurwa nic do niego nie czujesz. Jesteś dziwką. Jesteś dla niego miły, bo ci zapłaci. Właśnie! Zapłaci! Wydaje ci się, że go kochasz bo zaraz ci dobrze zapłaci. Dostaniesz pieniądze i on już na zawsze zniknie z twojej głowy.
- Możesz mi już teraz zapłacić? - Spytałem niewinnie jadąc palcem po jego klacie. - Szef zawsze woli dostawać gotówkę od razu, gdy przyjdę, niż przelew dzień później. - Zrobiłem maślane oczka na co ten tylko uśmiechnął się ciepło.
- W spodniach masz portfel. - Odparł, na co wesoło wyskoczyłem z łóżka sięgając po jego spodnie leżące na podłodze. Wyciągnąłem należytą kwotę, po czym spojrzałem w jego kierunku. Był odwrócony do mnie plecami. Wiem, że nie powinienem, ale to niemożliwe by nazywał się Ishido Shuuji jak to mi się przedstawił. Przypominał mi kogoś z przeszłości...
Wyciągnąłem jego dowód, po czym przeczytałem nazwisko. "Gouenji Shuuya". Zamarłem. Gdy tylko usłyszałem, że przekręca się na drugi bok błyskawicznie schowałem kawałek plastiku do środka i z uśmiechem pokazałem mu na dowód ile wziąłem. Niestety był to najbardziej wymuszony uśmiech w moim życiu.
- Czas ci się skończył... Zbieraj się... - Mruknąłem patrząc za okno, by tylko nie spoglądać w jego kierunku. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy. To on był osobą odpowiedzialną za większość szykanowania, jakie spłynęło na mnie w pierwszym liceum, w jakim byłem. To przez niego miałem praktycznie wszystkie myśli samobójcze w tamtym czasie. To przez niego o mało co się nie zabiłem.
- Wiem, że to dziwne pytać o to prostytutkę... ale może chciałbyś się umówić na kawę, czy coś? - Spytał cicho patrząc w moim kierunku.
- Nie umawiam się z klientami. - Odparłem próbując udawać, że wcale nie płaczę. Niestety jednak zauważył. Miałem nadzieję, ze może to zignoruje i po prostu wyjdzie z mojego mieszkania. Niestety tak nie było.
- Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz? - Podszedł kilka kroków do mnie i chyba chciał mnie objąć, jednak nim to zrobił syknąłem:
- Nie twój interes. Twój czas się skończył, wynoś się. - Zaciskałem pięści wbijając sobie paznokcie przez co krew prawie zaczęła wypływać z wewnętrznej części moich dłoni.
Na szczęście odwrócił się ubierając jeszcze koszulę. Korzystając z okazji przetarłem szybko oczy by stwarzać pozory, że nie jestem kompletnie rozryczany. Założyłem jeszcze bokserki, po czym odprowadziłem go szybko do wyjścia. Widział, że jestem już mocno podirytowany przez to, że jego czas się skończył 15 minut temu, więc nie czekał i gdy tylko otworzyłem mu drzwi wyszedł.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, najpewniej "Do widzenia" jednak zamknąłem mu drzwi przed twarzą, by zaraz potem zsunąć się po nich siadając na podłodze i podciągając kolana do siebie.
Dlaczego...
***
Kolejne tygodnie były kompletnie inne. Tak jak wcześniej Ishido... Nie. Gouenji wzbudzał moją ciekawość i bardzo chętnie to właśnie do niego przychodziłem po występie tak teraz za każdym razem gdy wchodziłem na "scenę" miałem nadzieję, że może dzisiaj nie przyszedł. Jednak co tydzień przychodził.
Nigdy nie zapomnę jak zaraz po wypłacie postanowiłem przejść się po galerii handlowej i kupić sobie coś ładnego. I jak to miałem w zwyczaju po takim wypadzie zawitałem do starbucksa po coś dobrego.
I jakież było moje zdziwienie gdy podniosłem wzrok z telefonu na sprzedawcę i zauważyłem znajomą twarz...
I to na tyle znajomą, że za żadne skarby nie chciałem jej dzisiaj spotkać. Ani jutro. Ani kurwa kiedykolwiek.
- Mam rozumieć, że moje ciężko zarobione pieniądze które trafiły do ciebie za seks teraz przeznaczasz na kawkę? - Zażartował. Mi jednak nie było do śmiechu. - Co podać? - Na szczęście jednak nie oczekiwał ode mnie żadnej rozbudowanej wypowiedzi.
- Caramel macchiato, imię Af... - Chciałem od razu z przyzwyczajenia podać mu imię, jednak przerwał mi.
- Wiem jak masz na imię. - Westchnął ze śmiechem w głosie zapisując je. Chcąc jak najszybciej dostać swoje zamówienie i zejść z jego oczu szybko zapłaciłem i odszedłem.
Na szczęście nie musiałem długo czekać. Jeszcze specjalnie zamienił się z kolegą na kasie by zrobić moje zamówienie osobiście... I to wcale nie tak, że tylko udawałem jakobym siedział z nosem w telefonie a kątem oka świdrowałem go wzrokiem. W ogóle.
W końcu otrzymałem swój kubek z gorącym napojem w środku i... Ciastko?
- Nie zamawiałem ciastka. - Westchnąłem gdy białowłosy podał mi je wraz z kawą. Jednak zaraz potem tego pożałowałem.
- Ah tak? - Uśmiechnął się opierając na ladzie. Mogłem się domyślić, że z racji jakiejś swojej chorej potrzeby sam dorzucił mi ciastko na swój koszt. Głupi Terumi! - To na koszt firmy. - Puścił mi oczko już ewidentnie próbując mnie zirytować. Nie chcąc wypaść z równowagi złapałem szybko oba produkty odchodząc. - A do widzenia? - Zawołał jeszcze za mną. Zaraz po tych słowach tylko przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej zejść z jego pola widzenia.
Już wiedziałem, by nigdy więcej nie przychodzić do tego starbucksa. Kurwa mać, ale mam do niego najbliżej od domu! Głupi Gouenji!
Chcąc utopić swoje smutki w kawie zauważyłem, że obok mojego imienia na kubku dorysował serduszko... Obiecuję, że go kiedyś zabiję.
Jednak to wydarzenie spowodowało większy luz między nami. Od tego dnia już nie miałem ochotę zapaść się pod ziemię widząc go wśród publiczności. Obudziła się we mnie swego rodzaju tsundere najpewniej bo gdy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały w głowie pojawiały mi się kolejne obelgi na jego temat.
Tak nasza znajomość wyglądała przez kolejnych parę miesięcy. W końcu jednak okazało się, iż uzbierał na kolejną noc ze mną. A szczerze spodziewałem się, że raczej sobie odpuści... Tym razem jednak nie trzeba nam było ani kropli alkoholu, gdyż zaraz po przekroczeniu moich drzwi przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Nawet nie zdążyłem ich zamknąć przez co sąsiadka z mieszkania obok prawie dostała zawału widząc naszą dwójkę przed swoimi drzwiami.
I znów noc z nim była zupełnie inna niż noc z kimkolwiek innym. W jego ramionach czułem się dosłownie jak w domu. A jego dłonie na moim ciele były niczym dotyk boga. Tak jak zwykle miałem chociaż minimalne obrzydzenie klientem, tak z nim nie było go wcale. Wręcz każde kolejne ubranie, którego się pozbywaliśmy ze swoich ciał tylko jeszcze bardziej mnie nakręcało.
Ale jednak tak jak na większości wizyt był seks i przerwa na odpoczynek, potem znowu seks i przerwa na odpoczynek. Jednak facet nie kobieta, nie może się ruchać bez przerwy.
- Nie szkoda ci na mnie kasy? Ja bym na twoim miejscu oszczędzał na jakiś samochód, albo... Albo mieszkanie. Przecież na pewno nie zarabiasz w tym starbucksie wiele. - Zagaiłem po pierwszym tej nocy razie który odbył się na kanapie, gdyż nie dane było nam dotrzeć do łóżka.
- Czemu tak cię interesuje moje życie prywatne i to, co robię z pieniędzmi? - Zaśmiał się podnosząc się do siadu. Cholera... Ma mnie. Nie powinienem się tym interesować. Zwłaszcza, że ostatnio na każde jego pytanie odpowiadałem tylko "nie interesuj się".
- Przepraszam. - Westchnąłem cicho odwracając wzrok.
- Nie no w porządku. - Odparł milknąc na moment. - Kiedyś się dowiesz. - Podniósł mój podbródek do góry zmuszając mnie do spojrzenia w jego czekoladowe oczy. Okej... Zrobiło się niebezpiecznie. Patrząc na to, że nasza relacja nadal jest dla mnie relacją prostytutka - klient to... Nie chcę jednak się dowiedzieć. - A ty? Czemu zostałeś dziwką? - Spytał. W tamtej chwili na ten jeden moment spuściłem gardę i to był mój duży błąd.
- W skrócie po osiemnastce skończyłem na ulicy bez pieniędzy, dachu nad głową ani nawet ukończonego liceum. - Skróciłem i dopiero gdy to zdanie wypłynęło z moich ust zdałem sobie sprawę, że jak jasna cholera nie powinienem tego mówić. Kurwa. Co jest ze mną ostatnio nie tak?
I w tym momencie chyba go przycięło, ponieważ nic nie powiedział. Tylko przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Zawsze miałem w zwyczaju się biczować za jakieś głupie słowa. Jednak w tamtej chwili zacząłem wywlekać tą całą swoją przeszłość na wierzch. I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę gdzie jestem i na czym tak właściwie stoję. I przez ten jebany natłok myśli się rozkleiłem.
A on nie pytał. Milczał. Byłem pewien, że jak tylko się skapnie to będzie mi kazał albo mówić, albo tak jak inni po prostu mi wsadzi chuja w dupsko i nie płacz bo masz chuja w dupsku. A on tylko przeczesywał dłońmi moje włosy pozwalając mi na płacz.
I zauważając tą durną zależność nie ogarnąłem się w odpowiednim momencie. Płakałem dalej. Dosłownie po chwili cała jego klata była mokra od moich łez. A ja dalej nie mogłem się uspokoić i płakałem jak głupi.
- Dlaczego taki jesteś... - Wydusiłem z siebie zduszony przez płacz. Gouenji tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Dlaczego się na mnie nie wkurwiasz, że marnuję twój czas... - Uderzyłem pięścią w jego klatę. Jednak uderzyłem to w tym przypadku zdecydowanie złe słowo. Bo to raczej było muśnięcie pięścią, a nie uderzenie.
- Bo to jest nasz czas. - Odparł tylko. Spojrzałem w jego stronę swoim zapłakanym wzrokiem. - Afuro, kurwa, kocham cię. - Westchnął. Wtedy tylko odetchnąłem z ulgą uśmiechając się tym zawiedzionym uśmiechem.
- No tak... W końcu wszyscy mnie kochają. - Zaśmiałem się przecierając mokre policzki.
- Nie tak jak ty myślisz. - Dodał niszcząc tą głupią nadzieję, że nie zwariował tak jak wiele osób, które myślały, że mnie kochają. - Nie kocham ciebie jako dziwki. Nie kocham cię tylko za ciało i wygląd. Kocham cię jako człowieka. - Te słowa wręcz mnie zamroziły od środka. Zastygłem w bezruchu wlepiając wzrok w swoje nogi spoczywające w rozkroku na jego klacie. - To jest strasznie głupie, ale... Jeśli miałbym być z tobą w związku bez seksu to bym nie czekał ani chwili, tylko od razu bym się zgodził. Jeśli tylko byłoby mnie stać to w tej chwili zabrałbym cię z tego durnego burdelu, byś już nigdy nie był dotykany przez niczyje brudne ręce. Jeśli tylko... - Chciał podać kolejny argument jednak udało mi się obudzić tę wersje mnie która wyraźnie stawia granicę, więc szybko mu przerwałem.
- Wmawiaj sobie. - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Myślisz, że jesteś pierwszy? Myślisz, że nikt nigdy nie próbował mi wmówić, że mnie kocha, że zamieszkamy razem i będą motylki kwiatuszki i tęcza? Jeśli tak, to jesteś w ogromnym błędzie, koleś. - Zaśmiałem się wstając z kanapy. - Nie jesteś pierwszym, ani na pewno nie jesteś ostatnim. Jestem dziwką. Jeśli widzisz we mnie człowieka to lepiej udaj się do jakiegoś psychiatry. Jestem tu po to, by dać dupy i zrobić ci loda a nie romansować. Więc lepiej już teraz daruj sobie nadzieję na jakąkolwiek głębszą relację ze mną. - Odwróciłem się do niego plecami idąc w stronę łazienki. - Doliczę ci potem ten czas rano, dobra? - Zadałem pytanie retoryczne, po czym zamknąłem się w toalecie.
Odkąd pamiętam gdy zapominałem gdzie jest postawiona przeze mnie granica i klient zaczynał wchodzić w sfery, w które nie powinien po prostu zostawiałem go na moment samego, a ja szedłem wziąć prysznic. I tak też było dzisiaj. Zamknąłem się w łazience chcąc pozbierać myśli.
Niejeden już był taki jak on. Niejeden myślał, że mnie kocha. Że chce być ze mną do końca życia. A co w tej sytuacji może zrobić taki dzieciak jak ja? Dzieciak, który raz zasmakował smaku miłości, a potem był tylko chłód, pieniądze i seks. Dzieciak, który tak naprawdę za prawdziwą miłość oddałby wszystko co teraz ma. Pracę, pieniądze, seks od którego chcąc nie chcąc się uzależnił. Dzieciak, który blokuje swoje uczucia do kogokolwiek zasłaniając sobie oczy pieniędzmi. Chcąc nimi wypełnić tą pustkę w sercu. Dzieciak, któremu smak wódki na przemian z papierosem nie pomoże w tej jebanej pustce i samotności. Mogę tylko dalej sobie wmawiać, że chcę żeby tylko mnie już wyruchał i mi zapłacił. Wyszedł i zostawił mnie samego. Ale teraz choćbym powtórzył to sobie setki razy, chociaż przeczy to temu słynnemu przysłowiu, nie stanie się prawdą.
Nie słyszałem szumu wody wypływającej z deszczownicy. Nie czułem, czy jest ona zimna czy ciepła. Nie czułem mokrych włosów przylepiających się do mojej twarzy. Słyszałem tylko swoje myśli. Choć w rzeczywistości niesłyszalne, zdawały się teraz rozsadzać mi uszy.
I tak minęło pięć minut... Dziesięć... Dwadzieścia, trzydzieści... No, godzina. Ale dla mnie było to zaledwie te pięć minut. Nie mogłem jednak stać tam w nieskończoność i myśleć. W końcu on sobie nie pójdzie. Jeszcze ponad pół nocy przed nami.
Jak to mawia szef - głowa do góry, cycki do przodu, emocje w kieszeń. Jesteś dziwką. Nie masz emocji. Masz dawać ludziom orgazm, a nie udawać, że są twoim psychologiem.
Chociaż bardzo nie chciałem, wytarłem się ręcznikiem i spiąłem mokre włosy w niezidentyfikowany kok, żeby nie przeszkadzały przy zabawie.
Po wyjściu nie czekałem. Od razu zdjąłem go z kanapy i pociągnąłem do sypialni. Protestował. Mówił, że jeśli nie mam ochoty to dla niego nie problem, że możemy porozmawiać. Jasne... Po czasie mojego natarczywego dobierania się do jego ciała również odpuścił i wraz ze mną dał pochłonąć się w ten wir seksu. Seksu, w którym nie istnieją emocje, nie istnieją łzy, nie istnieje żal. Tak też z jego strony nie czułem żadnej innej emocji prócz pożądania. Nawet nie było przerw. Nie było litości. Nie było nudy. Nie było zawahań. To był bardzo szybki seks. Jednak taki jest najlepszy na przypływ emocji, których nie da się opanować.
Licznik słów: 2947
Data napisania:
Możecie powiedzieć, co myślicie o histori Affusia bo jeszcze trochę nam jej zostało. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro