Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. "Ciało i serce"

Odkryliśmy karty, ponownie dwóch obywateli.

Te dwie karty odłożyliśmy dla zasady, by gra nie skończyła się tak szybko. Dopiero teraz powinnam zadawać sobie pytania. Położy cesarza? Obywatela? Co ja powinnam położyć? Niestety wiedząc o wgnieceniu w karcie cesarza cały sens gry został momentalnie zabity. Od zawsze gardziłam oszustwami, jednak teraz jedynie korzystałam z okazji.

Ishido położył swoją kartę, nie było na niej wgniecenia, zatem ja dołożyłam swoją.

Po odkryciu tak jak myślałam okazało się, że mamy remis.

- Wiesz, dlaczego niewolnik wygrywa z cesarzem? - Zaczęłam temat, który zawsze musi się przewinąć podczas gry w e-card.

- Tak... Chodzi o to, że niewolnik nie ma nic do stracenia i dlatego zabija cesarza? - Skinęłam głową. - Nie jest to głupie, jednak w prawdziwym życiu na pewno nie miałoby miejsca. - Zaintrygowana zaczęłam przysłuchiwać się uważniej jego słowom. - Nawet jeśli niewolnik miałby rzucić się na cesarza nie ma z nim szans. W końcu niewolnicy są trzymani w beznadziejnych warunkach. Tak jak jest na obrazku. - Spojrzałam na kartę w moich rękach. - Są słabi, wychudzeni, przyczepieni grubym łańcuchem do ciężkiej kuli. Podczas gdy cesarz - pokazał swoją kartę - na pewno ma ochroniarzy. Na pewno nosi przy sobie broń. Jedynie... - Przerwał na chwilę i odłożył karty na stół. - Cesarzowi mogłoby być szkoda zabić niewolnika.

- Szkoda? - Dopytałam.

- Tak. Cesarz wygrywa z obywatelami, bo oni zarabiają na swoje własne przeżycie. Oczywiście płacą podatki, ale nic poza tym. - Podniósł kartę obywatela, aby to zaprezentować. - To niewolnicy pracują dla króla. To przecież niewolnicy wznieśli piramidy, nie obywatele. Są niczym mrówki. Mali, niby nieznaczący, ale jednak... Pożyteczni.

Patrzyłam tępo w jego kierunku. Jego punkt widzenia zdecydowanie kłócił się z moim, jednak nie mogłam zauważyć pewnych racji w jego słowach.

Jeśli przyrównalibyśmy cesarza do Ishido, niewolników do pracowników Meteory, a obywateli do wszystkich zwykłych ludzi... Czy to właśnie tak postrzega nas Ishido? Jako pożyteczne mrówki, które są słabe i wątłe, ale jednak wciąż jest mu szkoda się nas pozbyć?

- Jednak zawsze nad cesarzem jest ktoś jeszcze. - Shuuji podniósł wzrok zaskoczony moimi słowami. - Bóg. - Odpowiedziałam na nie zadane pytanie wskazując w górę. - Lub inna siła wyższa. Można nazwać to nawet głosem rozsądku, który dla nas, ludzi, jest swego rodzaju Bogiem. - Wytłumaczyłam, jednak białowłosy wyraźnie pokazywał, że chce wiedzieć więcej. - Gdyby nie głos rozsądku cesarz nie bałby się zabić niewolnika. Nie myślałby o tym, że jest pożyteczny. Przyrównywałby go to tego, kim są inni obywatele. To właśnie dzięki głosowi rozsądku jest w stanie zauważyć tę różnicę.

- Interesujące spostrzeżenie, Kokoro. - Pochwalił Ishido wyszczerzony od ucha do ucha. Zaraz po jego słowach położył na środku kartę. Przyjrzałam się jej uważnie i zauważając wgniecenie od paznokcia bez wahania zagrałam niewolnikiem.

A więc to tak skończy się ten emocjonujący pojedynek? Chwyciliśmy za swoje karty. Teraz wygram, lokaj zapisze wyniki i zwrócą mi Kitsune? Podnieśliśmy je na niewielką wysokość. Czeka mnie z nią jeszcze długa rozmowa, muszę jej wszystko dokładnie wytłumaczyć. Zdecydowanie jestem jej to winna, w końcu tak długo ją okłamywałam.

Odwróciliśmy swoje karty.

Cesarz i niewolnik.

Wiedziałam od początku. Westchnęłam czując, jak mimowolnie się uśmiecham.

- Przykro mi, Kokoro. - Usłyszałam głos Ishido i kątem oka zauważyłam, jak podnosi pilocik do wiertła na moim oku. Dlaczego?

Spojrzałam na karty jeszcze raz. Otworzyłam szerzej oczy. Jak to możliwe, że źle zauważyłam? Że niebieski kolor na karcie Ishido wydał mi się żółty.

Na stole leżał obywatel i niewolnik.

Jego obywatel i mój niewolnik.

Shuuji widocznie zauważył mój szok, więc aby jeszcze bardziej go pogłębić pokazał swoją drugą kartę. Wyraźnie żółtą, z wyraźnym wizerunkiem cesarza. I... z jeszcze wyraźniejszym śladem od paznokcia. Nie...

- To było urocze widzieć cię pełną nadziei, że nie zauważyłem tego wgniecenia. Zaplanowałaś to? - Zaśmiał się triumfalnie. - Postanowiłem nie robić rabanu, tylko pokonać cię twoją własną bronią.

Patrzyłam z niedowierzaniem w już trzy karty leżące na stole. Gdzieś z tyłu głowy obijał mi się o uszy dźwięk flamastra na tablicy, gdzie była zapisywana moja sromotna porażka. Ishido musiał wbić swój paznokieć w kartę obywatela, aby mnie zmylić. Więc mnie przejrzał. Pytanie tylko kiedy? Przed chwilą? Czy drwił sobie ze mnie przez trzy ostatnie rozdania, gdy korzystałam z tego triku?

- Zabrakło ci tylko dwóch milimetrów. To smutne. - Wykrzywił usta w fałszywym odwróconym uśmiechu. Gdybyś wybrała pieniądze, mógłbym nadal je teraz wypłacić, ale z racji, że wolałaś Kitsune... - Wzruszył teatralnie ramionami. - Niestety. Takie są zasady. - Po tych słowach nacisnął przycisk na pilocie.

Wiedząc, co zaraz się stanie padłam na kolana wydobywając z siebie najbardziej okropny, głośny i przeraźliwy wrzask tego wieczoru. Oczy miałam szeroko otwarte, a dłońmi w akcie desperacji próbowałam zdjąć urządzenie. Było już tak blisko. Szykowałam się na ból, który miał zaraz nadejść. Chciałam zacisnąć oczy, ale już nie mogłam. Było za blisko.

Jednak nagle coś gruchnęło, a wiertło się zatrzymało. Czas jakby stanął w miejscu, wstrzymałam oddech jakby czekając, aż wbije się w moje oko. Jednak nic takiego się nie stało. Pociągnęłam nosem i przetarłam łzy z drugiego oka.

- Co jest? Zacięło się? - Ishido klikał w przycisk raz po raz. Podniosłam się z podłogi stając na równe nogi. Może się mylił? Może trzydzieści milimetrów to odległość, którą musi pokonać wiertło, aby maksymalnie się zbliżyć do mojego oka, a nie je zniszczyć?

- Może tak właśnie miało być? - Wydukałam drżącym głosem. Ten tylko spojrzał na mnie przenikliwie, jakbym to ja była winowajcą całego tego wydarzenia.

- Nie. Już nastawiłem, by wbiło się głębiej i zwyczajnie się zacięło. - Wziął szybki wdech jakby godząc się z tą sytuacją i zbliżył się do mnie. Cała drżałam, gdy jego dłonie zwinnie zdjęły przedmiot z mojej twarzy i głowy. - Nie ciesz się tak. Kara cię nie ominie.

- Co masz na myśli? Przecież to nie działa, tak? - Dukałam dalej wskazując ruchem głowy na dłoń, w której je trzymał.

- Na to wygląda, zwyczajnie zrobię to osobiście. - Dalej wszystko zadziało się bardzo szybko. Za szybko. Ishido wyciągnął spod stolika jakiś metalowy przedmiot, nawet nie zdążyłam się mu przyjrzeć, a już było tuż przy moim oku. Zanim zrobił cokolwiek wszystkimi moimi siłami próbowałam odciągnąć jego nadgarstek ode mnie, jednak lokaj gdy tylko to zauważył zaszedł mnie od tyłu i przytrzymał mi ręce za plecami. Mogłam się już tylko szarpać. - Nie wierć się tak, to mniej zaboli. - Pokręcił głową z dezaprobatą. - Nie chcę ci zrobić krzywdy.

- Nie chcesz? - Wysyczałam przez zęby ciągle siłując się z kamerdynerem. - Właśnie próbujesz wydłubać mi oko i mówisz mi, że nie chcesz zrobić mi krzywdy? - Jakiś stłumiony, żałosny śmiech opuścił moje gardło, jednak szybko zastąpił go krzyk.

Ból nie był taki zły. Najgorsze było widzieć. Widzieć wszystko. Widzieć, jak gałka oczna wychodzi z mojego oczodołu. Jak nie mogę mrugnąć. Jak nie mam żadnego panowania nad okiem. Jak po chwili zwisa z mojego oka na cienkiej lince, która zaraz zostaje przecięta, a wszystko zalewa krew.

Po tym pozostaje tylko ból. Niewyobrażalny ból. Gdy tylko mnie puścił chwyciłam dłońmi za oko, z którego ciurkiem płynęła krew. Ciągle krzyczałam. Nie mogłam przestać. Czułam się wręcz nieobecna w samej sobie, gdy drugim okiem widziałam jak on ucieszony patrzy w moje puste spojrzenie w pustym oczodole.

A krzyk nie dawał za wygraną. Choć wysuszone z pragnienia gardło chciało jak najszybciej spokoju - nie mogłam przestać. Jakby drugi ból miał mi pomóc zapomnieć o tym pierwszym. Krew przepływała przez ściśle zaciśnięte na oku palce wręcz parząc je swoim gorącem. Psychika płatała figle nasuwając setki niezrozumiałych myśli.

Jakbym oddała całe zdrowe myślenie z zabranym mi organem. Jakby świadomość, że tak niegdyś bliska mi osoba bez skrupułów gołymi rękami wydłubała mi oko wyniszczała mnie od środka. Zaczynało mi brakować powietrza, jednak ciało nie pozwalało wziąć wdechu. Nie dawało za wygraną, choć ból zaczynał sięgać płuc.

- Masz piękne oczy, Kokoro. - Powiedział cicho, jednak dostatecznie głośno, by przebić się przez mój szloch.

Spuściłam głowę nie mając siły utrzymać jej w górze. Słyszałam tylko jak oboje krzątają się po pokoju by zabezpieczyć narząd. Co z nim teraz zrobią? Sprzedadzą? Poczułam odruch wymiotny, jakby zaczął mi wracać zdrowy rozsądek, powoli przejmujący kontrolę nad atakiem paniki.

Ishido w końcu kucnął przede mną i szarpiąc mnie za włosy zmusił, bym na niego popatrzyła.

- To by było na tyle. Dzięki za grę. - Powiedział tylko na odchodnym.

***

Afuro pov.

Nagle z góry wydobył się kolejny wrzask. Jednak o wiele głośniejszy i dłuższy. Nie urywał się od co najmniej dziesięciu sekund.

- Co tam się dzieje? - Zapytała Kitsune w końcu odrywając wzrok od sufitu z którego dobiegał wrzask.

- Wygląda na to, że przegrała. - Praktycznie szepnąłem, ale echo tego miejsca sprawiło, że na pewno dobrze usłyszała moje słowa.

- Chcesz powiedzieć, że... - Jej źrenice momentalnie zmalały, a twarz wykrzywiła się w nieokreślonym strachu.

- Nigdy nie mów nigdy. - Powiedziałem tylko, po czym wbiegłem na górę po schodach

***

Kokoro pov.

Widząc, jak Ishido powoli obraca się i odchodzi czas zdawał się zwolnić. Miałam w głowie masę myśli, a przez mój umysł przepływała pełna gama emocji. Od strachu, co będzie teraz, przez wstyd i zażenowanie, aż po głupi śmiech z tyłu głowy. To tyle? Mam teraz wrócić do pracy w Meteorze? Ze świadomością, że Kitsune najprawdopodobniej nie żyje? Ta opcja kompletnie nie wchodziła w grę.

Wręcz za dobrze pamiętałam moje życie bez Tadashi. Smutne, nudne, bez żadnej nadziei na przyszłość. Wydawało mi się, że ona była jedyną osobą, która motywowała mnie do życia i sprawiała, że było znacznie lepsze.

Ostatkami sił podniosłam się na kolana i chwytając Ishido za nadgarstek zatrzymałam go.

- To jeszcze nie koniec... - Wysyczałam z głową spuszczoną w dół. - Żądam drugiej rundy! - Podniosłam głos chwiejnie wstając na nogi. Shuuji posłał mi spojrzenie pełne pogardy.

- Jaki mam powód, by grać z tobą po raz drugi? - Odwrócił się w moją stronę. - Dostałem to, czego tak naprawdę chciałem, więc nie mam żadnego powodu by utrzymywać z tobą jakiekolwiek relacje. Mogę zabić cię tu i teraz. - Otworzyłam szerzej pozostałe mi oko. To drugie ciągle przytrzymywałam dłonią, gdzie przez palce nadal wyciekały strugi krwi.

- To, czego tak naprawdę chciałeś? - Powtórzyłam z niedowierzaniem.

- To, dlaczego zostałaś zatrudniona w Meteorze. - Widząc, że nadal nie rozumiem przeklął pod nosem i zaczął tłumaczyć. - Mówiłem już, dlaczego się w tobie zakochałem, prawda? - Skinęłam niepewnie głową. - To wszystko przez twoje oczy. Od zawsze mi się podobały. Gdy tylko znów miałem okazję o tobie usłyszeć momentalnie sobie o nich przypomniałem. Chciałem ich. - Przełknął ślinę. - Chciałem je znów zobaczyć, dotknąć ich, chwycić w dłonie, mieć je tylko dla siebie. Gdy rozmawiałem z tobą, nie potrafiłem skupić się na niczym innym. Oto, dlaczego nie potrafiłem o tobie zapomnieć. - Każde słowo wypowiadał z nieopisaną wyższością, brzmiał niczym generał wypowiadający ważną mowę do armii.

Zacisnęłam dłoń na krwawiącym miejscu. Ciągle bolało, jednak nie mogłam teraz przez to płakać. Zaraz mój wzrok pokierował się na zaciśniętą pięść Ishido, spod której również niewielkimi kroplami spływała krew. 

- Właśnie dlatego powinieneś ze mną zagrać. - Teraz to ja zatopiłam się w jego czarnych jak śmierć oczach. Były kompletnie puste. Nie było w nich widać nawet cienia emocji. Były niczym czarna dziura, która mogła pochłonąć na długie godziny. - Wiesz... Jeśli masz mi odebrać Kitsune możesz mnie zabić tu i teraz. Tak jak mówisz, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Dla mnie, ani dla ciebie. - Wzięłam głębszy wdech zanim przez moje gardło przeszło to, do czego zmierzałam. - Zagrajmy jeszcze raz. Ty raz jeszcze postaw Kitsune. - Wskazałam na niego ręką. - A ja. - Położyłam dłoń na klatce piersiowej. - Mogę postawić wszystko. Łącznie z moim ciałem i sercem.

Na twarz Ishido powoli wpłynął delikatny uśmiech. Najwidoczniej był zaskoczony, a może nawet pod wrażeniem mojej przemowy wymyślonej na poczekaniu. Zlustrował moją sylwetkę od góry do dołu jakby zastanawiając się, czy zakład jest tego wart.

- A zatem niech tak się stanie. - Podszedł krok bliżej i drugą dłoń, tę, która nie była cała zakrwawiona, położył na mojej leżącej na sercu. Splótł nasze palce razem patrząc mi prosto w oczy przez dłuższą chwilę. Był tak blisko, jak jeszcze nigdy, słyszałam jego oddech i bicie serca. Uniosłam delikatnie kąciki ust w górę czując, że ten moment można nazwać podpisaniem kontraktu z diabłem. Brakuje jedynie krwi Ishido, bo oboje jesteśmy umazani tą moją. Podpisywanie kontraktu o pracę w Meteorze niczym nie umywa się do aktualnego obrotu spraw.

Raz jeszcze usiedliśmy przy kwadratowym stole, raz jeszcze na tablicy została narysowana tabela, raz jeszcze do szklanek zostało polane whisky. Doprowadziliśmy się do porządku, aby jeszcze bardziej nie ubrudzić pokoju krwią. Dostałam bandaż, którym mogłam przynajmniej choć trochę zatamować krwawienie. Odpakowaliśmy drugą talię kart i gra rozpoczęła się na nowo.

Nim jednak któreś z nas dokonało pierwszego wyboru usłyszałam jak drzwi za mną się otwierają. Ktoś z całej siły szarpnął za klamkę i prawie wywarzył ciemne, dębowe drzwi.

- Ishido Shuuji! - Odwróciłam się zaintrygowana kto mógł teraz przerwać nam grę. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak Afuro Terumi. Zdziwiona mimowolnie rozchyliłam usta, jednak zaraz potem szybko je zamknęłam, a ze stresu przygryzłam dolną wargę. Afuro stanął w połowie drogi do stołu i z szeroko otwartymi oczami oglądał sytuację. Dokładnie prześledził wzrokiem mnie, Ishido, cały stół i tablicę, przemykając szybko spojrzeniem po reszcie pomieszczenia. - A więc to tak... - Zaczął. - Ile teraz postawiłaś? - Zwrócił się do mnie.

Nie chciałam odpowiadać. Milcząco odwróciłam wzrok chcąc jak gdyby nigdy nic wrócić do gry. Nie chciałam teraz żadnego ratunku. Jeśli wygram, zwyczajnie streszczę sytuację komu trzeba i wrócimy do normalnego życia. Jeśli przegram, po prostu zniknę. Bez słowa, odejdę gdzieś, gdzie poprowadzi mnie Ishido. Nie chciałam, żeby teraz Afuro wtrącał się w tę sprawę.

- Wszystko. - Odpowiedział Shuuji. Syknęłam cicho pod nosem kuląc się ze wstydu. - Łącznie z ciałem i sercem. - Zacytował moją wypowiedź.

- Kokoro... - Spojrzał na mnie z zaszklonymi oczami współczującym wzrokiem. Zacisnął pięści i spuścił głowę, przez co włosy zakryły jego twarz. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nic nie możemy w tej sytuacji zrobić. On dobrze wiedział, że teraz tylko ja będę w stanie się uratować. A ja dobrze wiedziałam, że żałował tak późnej interwencji. - Zostanę tutaj. - Podniósł głowę. - Upewnię się, że gra odbędzie się bez oszustw i będzie dobrze sędziowana. - Posłał cięte spojrzenie lokajowi, jednak ten nie zareagował w żaden sposób.

Prychnęłam śmiechem. Myśli, że jest jeszcze jakaś nadzieja? Że jeszcze mnie uratuje? Przekona Ishido? Postawi siebie, zamiast mnie? Bzdura. To oczywiste, że zaraz zostanie stąd wyrzucony.

- Dobrze. - Shuuji wzruszył ramionami. - Przeszkadza ci, by Afuro został? - Zwrócił się do mnie. Spojrzałam na Terumiego, który piorunował mnie zdeterminowanym spojrzeniem. Jakby telepatycznie chciał mnie przekonać do zgody. Westchnęłam i pomachałam przecząco głową. Blondyn podszedł w końcu bliżej i stanął za Ishido, nieco na skos przez co spoglądając na mojego przeciwnika, wyraźnie go widziałam.

W końcu gra się rozpoczęła. Jednak tym razem nie miałam zamiaru myśleć nad czymkolwiek. Stając przed wizją stracenia Kitsune wszystko stawało się dla mnie znów obojętne. Wizja przegranej, śmierci, bycia ofiarą handlu ludźmi, wylądowania w burdelu... To nie miało żadnego znaczenia. Chciałam dokonywać szybkich wyborów. Nie czekać, tylko grać. Ten ostatni raz. Grać, jakby dosłownie jutra miało nie być.

- Stawiam dziesięć milimetrów. - Padło z moich ust i momentalnie położyłam na środku kartę z cesarzem i wlepiłam swój wzrok w Ishido.

Zaraz on dokonał swojego wyboru.

Niewolnik i cesarz.

Niczym kubeł zimnej wody. Chciałam się skarcić za swoje głupie zachowanie, jednak patrząc w stronę Shuujiego zwróciłam uwagę na gesty Afuro zaraz za nim.

Postukał się dwa razy wskazującym palcem po czole. Nic nie mówił, tylko ciągle gestami przekazywał mi sygnały. Palcem wskazującym i środkowym wskazał swoje oczy, a zaraz moje, powtórzył ten ruch kilka razy, a następnie z palców zrobił X.

Nie patrz na mnie ~ zrozumiałam

Zaraz zaczął kolejny sygnał tymi samymi dwoma palcami wskazując na mnie, a zaraz na Ishido.

Patrz na Ishido

Potem pokazał, że dobrze widzi jakie karty kładzie Ishido. Przełknęłam ślinę, gdy zaczął kolejną wiązankę gestów.

Pomogę ci.

Zagryzłam ponownie wargę wracając wzrokiem do mojego przeciwnika, który aktualnie wilżył usta whisky i wpatrywał się w dno szklanki, a zatem miałam kilka sekund na komunikację z blondynem. Skinęłam głową w jego kierunku zgadzając się na pomoc.

- Stawiam trzy milimetry. - Zdecydowałam się zejść nieco z tonu. Być może komunikacja z Afuro będzie trudna w zrozumieniu na początku, dlatego lepiej stopniowo będę podnosić stawkę

Jakie to miało znaczenie? To, czy wygram, czy też przegram. Cały świat stawał się czarno biały myśląc o stracie najważniejszej dla mnie osoby. Jeśli przegram mimo pomocy wyjdzie na jedno, łącznie z przegraną bez pomocy, jeśli wygram samodzielnie, wyjdzie na jedno łącznie z...

Z wygraną z pomocą?

Obok stołu znów opierała się mama. Tak dawno jej nie widziałam i wcale nie tęskniłam za tą wizją. Nie mogłam nic do niej powiedzieć, raczej wszyscy w pokoju uznaliby mnie za co najmniej obłąkaną, ponieważ rozmawiam z samą sobą.

Afuro jest taki uroczy, że chce ci pomóc

Zachichotała okrążając stół. Miałam na nią oko jednocześnie skupiając się na rozgrywce. Ishido położył swoją kartę, a Terumi zaczął pokazywać gesty. Pokazał x i wskazał ręką na Shuujiego.

Nie kładź karty cesarza ~ wyczytałam

Ishido nie położył karty niewolnika

Przełknęłam ślinę i spojrzałam na kobietę, która widocznie miała niezły ubaw przez mącenie mi w głowie w trakcie rozgrywki.

Ojej, chyba nie mamy takich samych spostrzeżeń.

Westchnęłam cicho i bezpiecznie położyłam na środku obywatela.

Obywatel i niewolnik.

Odetchnęłam z ulgą i patrząc na mamę dostrzegłam, że już się rozpłynęła. Widocznie chciała tylko namącić i już zdenerwowała się na to, że nie udało jej się mnie oszukać.

Afuro pokazał mi kciuka w górze gratulując wygranej. Raz jeszcze pokazał gest sugerujący, bym patrzyła na Ishido. Rzeczywiście złapałam się teraz na tym, że mój wzrok odlatywał w kierunku blondyna.

- Nieźle. - Skomentował Ishido przewracając oczami. Widocznie też miał już dość tej gry.

- Dziękuję, stawiam pięć milimetrów. - Oznajmiłam mimowolnie sięgając po szklankę na rogu stolika. W ostatniej chwili gdy już przechylałam ją w górę zdałam sobie sprawę, by pod żadnym pozorem teraz nie pić alkoholu. Choć już naprawdę bardzo, bardzo chciało mi się pić...

Zgodnie ze wskazówkami Afuro wstrzymałam się w pierwszej decyzji i położyłam obywatela, tak samo w drugiej. Posłałam mu gniewne spojrzenie. Dlaczego mnie wstrzymuje? Próbuje grać na zwłokę? Czeka na coś? Powinniśmy zakończyć to jak najszybciej.

A trzecim razem kazał mi działać, dlatego położyłam cesarza.

Niewolnik i cesarz.

Otworzyłam szerzej powieki i praktycznie wprost wzrokiem pytałam go dlaczego wyprowadził mnie w kozi róg.

Jednak ten znów pokazał mi kciuka w górę. Uniosłam brwi rozumiejąc, co miał na myśli. Chce poprowadzić całą moją rozgrywkę. Czasami na pewno będzie musiał wyprowadzać mnie na złą ścieżkę, żeby mylić Ishido. Przełknęłam ślinę teraz w pełni rozumiejąc jego plan. Zaraz pokazał na palcach liczbę trzy sugerując, że tyle powinnam postawić. Pomimo tego, że teraz zaczynała się runda niewolnika...

- Stawiam trzy milimetry - Zgodnie z niewerbalnym komunikatem Tenshiego.

- Jeśli wygrasz, ta suma zostanie pomnożona aż pięciokrotnie, prawda? - Ishido zakpił ze mnie, jakby nie wierząc, że uda mi się wygrać.. - Chyba naprawdę chcesz umrzeć, Kokoro... - Puścił mi oczko tymi słowami utwierdzając mnie w moim przekonaniu. Prychnęłam pod nosem odsuwając szmatkę od mojego oka. Była już cała we krwi i prawie przeciekała. Na szczęście krwawienie zaczynało powoli ustępować. Teraz uważnie skupiałam się na pomocnych komunikatach, by na pewno nie palnąć głupoty. Praktycznie wierciłam dziurę w oczach białowłosego koncentrując na nich swój wzrok.

Za czwartą decyzją Afuro kazał kłaść niewolnika, co posłusznie zrobiłam.

Cesarz i niewolnik.

Odetchnęłam z ulgą widząc, jak na tablicy zostaje zapisany mój wynik. Pomnożony pięciokrotnie, a zatem w sumie wygrałam już osiemnaście i przegrałam piętnaście milimetrów. Jestem na prowadzeniu... Uśmiechnęłam się na tę myśl.

Licznik słów: 3185

Data napisania:

Idk co pisać w opisach. Zarzucę ciekawostką, że robię sobie teraz taki maraton robienia poprawek rozdziałów i dzisiaj jest już trzeci dzień tego maratonu, a ten rozdział jest dziesiątym, który poprawiam. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro