Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. "Pięć razy więcej"

W końcu  sam na sam siedzieliśmy naprzeciw siebie przy niewielkim, kwadratowym stole na którym bez problemu zmieści się większość gier. Do tego nie mogło obyć się bez dobrego whisky dla każdego.

Moje dłonie pociły się jak nigdy wcześniej, ślinianki nie poprawiały sytuacji zmuszając mnie do ciągłego przełykania śliny. Oddech i tętno z każdą chwilą tylko przyspieszały. Chciałam uciekać, choć jednocześnie wszystkie emocje trzymały mnie w miejscu.

- Więc co chcesz postawić? - Zapytał w końcu Ishido odklejając usta od szklanki wypełnionej whisky. Zaśmiałam się pod nosem zdając sobie sprawę, że w tym miejscu zaczyna się prawdziwy wyścig o koronę.

- To ironiczne, że zadajesz to pytanie. Dobrze wiesz, że nie mam co postawić. - Mruknęłam chwytając w dłoń swoją szklankę. Nie miałam zamiaru pić ani łyka, dlatego też jedynie sprawiałam wrażenie zainteresowanej trunkiem. - Od początku to zaplanowałeś. Znałeś mój słaby punkt, dlatego chcąc coś ode mnie wyciągnąć posunąłeś się do najgorszego. - Zatrzymałam się na chwilę musząc przełknąć ślinę. - W takim wypadku to ja powinnam zadać to pytanie: Co chcesz, abym ja postawiła? - Shuuji wyraźnie zadowolony z moich słów uśmiechnął się zwycięsko.

- Wiesz, dlaczego się w tobie zakochałem? - Zapytał nagle wybijając mnie z rytmu. Zdziwiona pokiwałam przecząco głową wstrzymując się od zbędnego narzekania, że nagle zmienia temat. Wstał ze swojego miejsca i powolnym krokiem podszedł do mnie. Chwycił mnie za podbródek przez co mimowolnie boleśnie ugryzłam się w język. Syknęłam z bólu podnosząc na niego wzrok. - Od samego początku moją uwagę przykuły twoje oczy. Wiesz... Widziałem wiele kobiet i żadna z nich nie miała tak wyjątkowego koloru tęczówki. - Chwyciłam jego nadgarstek, ponieważ trzymanie głowy w ten sposób było dla mnie mocno niekomfortowe. - Chcę je. Postaw chociaż jedno, a jeśli wygrasz oddam Kitsune z powrotem. - W końcu wycofał swoją dłoń i wrócił na swoje miejsce.

- Jaką ma mieć pewność? - Uniósł pytająco brew. - Skąd mogę wiedzieć, że mnie nie oszukasz? Że nie porwiesz Kitsune po raz kolejny, bym oddała drugie oko, później może jajniki, macicę, aż w końcu sprzedasz nas obie na organy? - Białowłosy zaśmiał się cicho.

- Dookoła nas jest masa kamer z mikrofonami. Każdy nasz ruch jest w tej chwili nagrywany, a mój lokaj jest żywym świadkiem wszystkiego, co tu zajdzie. Chcesz podpisać umowę pod kątem naszej dzisiejszej gry? - Rozejrzałam się po pomieszczeniu zaniepokojona. Nie było śladu po żadnej kamerze. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jeśli już proponuje umowę, a jak wiemy w tym jest mistrzem, nie ma szans by kłamał.

- Nie trzeba. - Stwierdziłam. - W co mamy zamiar dziś zagrać? - To kluczowe pytanie, które zadawałam sobie odkąd zgodziłam się na grę. Ishido spojrzał w stronę kamerdynera, który położył na stole niewielkie pudełeczko. Dobrze znane mi pudełeczko. - Skąd znasz e-card? - Zapytałam, gdy ten zaczął odwijać folię z fabrycznie zapakowanego pojemnika na karty.

- Naprawdę nie wiesz z kim tak naprawdę przegrałaś swoje sławetne dwadzieścia osiem milionów? - Wyprostowałam się wyczekując jego dalszych słów. - Połącz wszystkie kropki. - Ten natomiast pochylił się i oparł łokcie na stole. - Kilka lat temu zabiłaś człowieka, który z tobą wygrał. Gdybyś wtedy przyjęła na siebie dług, ile musiałabyś spłacić?

- Sto sześćdziesiąt osiem milionów. - Odparłam po chwili zastanowienia. Dobrze pamiętałam tę liczbę, bo facet, z którym grałam miał dług dokładnie tej wysokości. Postawił na szali wszystko. Albo wygra i wyjdzie na prostą bez długu, albo przegra i podwajając dług popełni samobójstwo.

- Świetnie. Ile wynosił dług drugiej osoby, którą pośrednio zabiłaś, Yui Hayashi w dniu, w którym podpisywała umowę o pracę w Meteorze? - Pytał dalej. Widząc, że nie pamiętam tej informacji sam odpowiedział na to pytanie. - Sto czterdzieści milionów. Pamiętasz może chociaż skąd miała swój dług?

Wiedziałam, że Yui miała czyste życie. Nie uprawiała hazardu, nie robiła nic nielegalnego. Nie zadłużyła także mieszkania, więc drogą eliminowania złych odpowiedzi przypomniało mi się:

- Odziedziczyła dług po starszym bracie. - Westchnęłam.

- Świetnie. Ile długu odziedziczyła po bracie? - Zaczynałam czuć się jak na ustnym odpytywaniu przy tablicy w szkole. Zacisnęłam pięści. Zaczynałam łączyć fakty.

- Sto... - Zawahałam się. - Sto sześćdziesiąt osiem milionów. - Wbiłam swoje paznokcie w dłoń.

- idealnie. Teraz ostatnie pytanie. Odejmij swój dług od pierwotnego długu Yui. - Zagryzłam wargę. Odpowiedź była oczywista, choć z jakiegoś powodu chciałam jej uniknąć. Jakim cudem nie połączyłam tych faktów wcześniej?!

- Sto sześćdziesiąt osiem milionów odjąć dwadzieścia osiem milionów wynosi... sto czterdzieści milionów. - Odetchnęłam z ulgą. - A więc to Yui, siostra osoby, z którą kiedyś przegrałam na ogromną sumę sprawiła, że wylądowałam w Meteorze? - Ishido pokiwał głową. - Zabawne. - Prychnęłam żałosnym śmiechem. - Jednak w takim razie, co dzieje się z jej długiem? Przeszedł na kogoś innego? - Shuuji bawił się kartami do gry i niczym zawodowy iluzjonista przerzucał je sobie z ręki do ręki.

- To byłoby już zbyt ironiczne, gdyby za kilka lat znalazła się trzecia osoba, która po raz kolejny cię pokona, prawda? - Zaśmiał się. - Mam swoje sposoby, dług został uregulowany przed jej śmiercią, dlatego już na nikogo nie przejdzie. Nie musisz się martwić, że kiedyś kolejny człowiek rodziny Hayashi sprowadzi cię na dno, a ty będziesz musiała go zabić.

- Świetnie... - Odetchnęłam wcale nie czując ulgi. - Wciąż, Yui przed śmiercią pokazała ci tę grę? - Wskazałam palcem na puste pudełko leżące na stole.

- Prawdę mówiąc tak. - Wzruszył ramionami. - Gdy była na skraju śmierci ostatkiem sił powiedziała mi o tej grze. I o całej jej historii.

***

Yui pov.

Mój brat interesował się grami planszowymi odkąd pamiętam. Był ode mnie siedem lat starszy i od małego uczył mnie kolejnych karcianek. Zaczynaliśmy od wojny, później makao, oszust, poker... To mu nie wystarczało, kupił własny zestaw do ruletki na który ciężko zbierał. Byliśmy z wielodzietnej rodziny, dlatego na każdą taką zabawkę musiał sam zapracować po szkole pracując w supermarketach.

Jego zainteresowanie grami było coraz poważniejsze, ponieważ jeszcze przed skończeniem pełnoletności znalazł się w kasynie. Zaczynał na pachinko, gdzie przegrywał większość zarobionych przez siebie pieniędzy. Nawet gdy sporadycznie wygrywał mało wartościowe nagrody, przy próbie ich odebrania ochrona wyrzucała go z klubu.

Jednak prawdziwe uzależnienie zaczęło się w kasynie Metro. Wpuszczają tam tylko ludzi "z wyższych sfer", więc gdy z podrobionym dowodem udało mu się tam wejść nie byłam w stanie go wyciągnąć. Nawet jeśli czternastolatkowi udałoby się tam wejść, po przejściu przez bramki mógł robić co żywnie zapragnął. Choć klub działał nielegalnie nigdy nie miał żadnych problemów z prawem. Legendy głoszą, że właścicielem Metra był burmistrz miasta i to właśnie dlatego.

Mieszkając w Tokio nie miałam wpływu na to, co robił brat w sąsiednim mieście. Chodziłam do szkoły martwiąc się o niego. W domu pojawiał się raz na kilka miesięcy. Gdy jego dług wyniósł pierwszy milion - rodzice go nie wpuścili.

"Nie chcę przyznawać się do takiego dziecka!"

Dlatego spotykaliśmy się na dworze. Na każdym spotkaniu ciągle na niego krzyczałam, by się opanował. By odpuścił, bo jego dług ciągle rośnie. Z czasem sama przeprowadziłam się do Osaki. W rodzinnym mieście nic mnie nie trzymało, ponieważ z resztą rodziny nie byłam tak zżyta jak z bratem.

Jego kawalerka, w której zgodził się mnie nocować przez kilka tygodni wyglądała... Lekko mówiąc beznadziejnie. Idealnie wpasowywała się do jego osoby. Do wraka człowieka uzależnionego od hazardu. Ten jednak widocznie tego nie widział.

Jego wszystkie problemy były zasłonięte przez jeden, jedyny plan.

Chciał wymyślić grę planszową, lub karcianą dzięki której spłaci wszystkie długi. Wszystkie pomysły przedstawiał mi, a każdy kolejny był coraz bardziej beznadziejny.

E-card powstało przez jego obserwacje.

Widział ludzi z wyższych sfer. W grze byli to ci na karcie "cesarza". Bogaci, ponad innymi. Mogli sobie pozwolić na wszystko. Widział też tych zwykłych, śmiertelników. W grze mieli nazwę "obywatele". Oraz niewolników, jak sam mówił stworzonych na podstawie jego samego. Był święcie przekonany, że tylko niewolnik jest w stanie przeciwstawić się cesarzowi. Jednemu, jedynemu cesarzowi, jakim był właściciel Metra. Był pewien, że dzięki temu, że nie ma nic będzie w stanie pokonać najsilniejszego przeciwnika.

Pierwszą rundę graliśmy na kartach pokolorowanych kredkami a zrobionymi ze zwykłego bloku rysunkowego. Jednak sama idea była... Dobra.

Pewnego dnia jak codziennie oznajmił, że idzie grać. Wtedy krzyczałam na niego tak, że tynk leciał ze ścian tego starego mieszkania. Obiecał, że to będzie ostatni raz. Że to jego pożegnalna rozgrywka, po której raz na zawsze przestanie grać.

Odkąd tylko pamiętam wiedziałam, że ludzie kłamią. Dlatego nie było dla mnie niczym dziwnym śledzenie ich, by odkryć prawdę. Tak też szłam kilka metrów za bratem, by dowiedzieć się jak gra. Wszedł do kasyna tylnym wejściem, niewiele myśląc poszłam za nim, ale ochrona mnie zgarnęła. Choć się szarpałam, to siłą wyrzucili mnie na zbity pysk przed drzwi.

Więc czekałam na mrozie kilka godzin, aż skończy grać. Ale nie wyszedł. Jedynie z garażu wyjechało jedno, jedyne auto. Potem wyszli wszyscy goście i przednie drzwi zostały zamknięte.

Następnego dnia w wiadomościach mówili o nieszczęśliwym wypadku mężczyzny, który zamarzł na mrozie. Kilka dni później przyszedł list polecony informujący, że sto sześćdziesiąt osiem milionów długu spadło na mnie. Byłam wściekła. Na siebie, na brata, na rodzinę.

Padłam na kolana wiedząc, że straciłam najcenniejszą dla mnie osobę. Spośród potoku łez dostrzegłam rozrzucone po pokoju prowizoryczne karty do gry. I to było niczym światełko w tunelu. Plan na zemstę i spełnienie jedynego marzenia brata.

Trochę czasu mi zajęło opatentowanie pomysłu i nazwy "e-card". Jednak oficjalnie powstała marka produkująca tę prostą, acz bardzo emocjonalnie skomplikowaną karciankę. Powstał sklep internetowy, jednak nie to było moim celem.

Mając oficjalną wersję gry pognałam do kasyna, w którym grał brat. Dowiedziałam się z kim grał i jak umówić się na grę z tą osobą. A więc Aoi, dziewczyna, która jeszcze z nikim nie przegrała, tak?

Choć chciałam zachować zimną krew moja koncentracja spadła, gdy okazało się, że tą zawodową hazardzistką ze stu procentową passą jest koleżanka z liceum. Dlatego zaproponowałam mniejszy zakład.

Jednak wszystko szło jak z bajki. Przegrała. Przegrała i została wyrzucona z klubu na zbity pysk. Wylądowała z długiem dwudziestu ośmiu milionów, a mój wynosił już tylko sto czterdzieści. Chciałam się śmiać, więc na odchodnym kpiąco wręczyłam jej darmowy egzemplarz gry.

Niestety do śmiechu mi nie było, gdy dowiedziałam się, że nie mam do czego wracać, bo moje mieszkanie zostało mi odebrane. Za długi, nie płacenie czynszu... Sama już nie pamiętam.

I tak jak ona znalazłam się w Meteorze. Nie wiedziała, kim jestem, a ja wiedziałam, kim ona jest. Kłamała mi w żywe oczy. Miałam ochotę w tej chwili wbić jej nóż w gardło, jednak chciałam pokonać ją w najgorszy możliwy sposób. Nim jednak udało mi się skontaktować z Kitsune wylądowałam w sławetnej piwnicy Ishido...

Sama nie wiem jak wiele czasu tam spędziłam. Wracał do mnie kilkukrotnie za każdym razem z gorszym zamiarem. Zaczynało się oczywiście niewinnie, od bicia i rozcinania skóry niewielkim nożykiem. Potem przyszła zabawa ogniem i wrzątkiem.

- Słyszałeś kiedyś o... E-card? - Odezwałam się po kilkunastu godzinach milczenia. Zaintrygowany odłożył pejcz i zaczął słuchać. Co prawda mówienie będąc podwieszoną za nadgarstki do sufitu nie było wcale przyjemne czułam, że nie mogę odejść zabierając tę historię ze sobą do grobu.

Opowiedziałam mu o wszystkim. Oddałam mu prawo autorskie do gry i wybłagałam, by wypromował ją na cały świat. A jeśli będzie miał kiedyś okazję zagrać z Kokoro... Aby raz na zawsze dobił ją moją bronią.

***

Kokoro pov.

Po wysłuchaniu tej historii z ust Ishido przez kilka minut milczałam. Za nic w świecie nie spodziewałabym się, że taka historia kryje się za tą grą.

- Więc... - Zaczęłam w końcu. - Zamierzasz spełnić jej ostatnią wolę? - Zapytałam odwracając wzrok od pudełka na karty i spoglądając na niego.

- Najpierw mam coś ważniejszego do zrobienia. - Stwierdził rozdając nam karty. - Znasz zasady, prawda? - Kiwnęłam niepewnie głową. - Tym razem lekko je podrasujemy. - Uśmiechnął się i wyciągnął coś spod stołu. Zaraz potem wstał i zaczął się do mnie zbliżać. Wystraszona odsunęłam się na sam bok krzesła nie spuszczając oka z jego osoby. - Spokojnie, nic ci nie zrobię. - Wycofał ręce, które powoli zbliżał do mnie. - Jeszcze.

Przełknęłam ślinę. Znów wyciągnął dziwny przedmiot, który wyciągnął spod stołu i się do mnie zbliżył.

- Co to jest? - Odsunęłam się jeszcze bardziej przytrzymując jego dłoń na odległość ode mnie.

- To? - Podniósł wyżej przedmiot. Wyglądał jak połowa kuli z małym wiertełkiem po środku. - To maszyna, która pozwoli nam odliczyć destrukcję twojego organu. Zakłada się ją na oko, a resztę wytłumaczę ci za chwilę. - Poczułam jak gęsia skórka pojawia się na całym moim ciele. - Przestań się proszę szarpać, dzięki temu nieumyślnie nie zrobię ci żadnej krzywdy. - Jak powiedział tak zrobiłam. Grzecznie wróciłam na swoje miejsce i pozwoliłam, by założył maszynkę na moje oko.

Prawym okiem ciągle nie spuszczałam z niego spojrzenia. Lewe starałam się trzymać zamknięte, by nie myśleć, co zaraz może się wydarzyć. Patrzenie prosto w ten niewielki metalowy pręt, który zaraz może wwiercić się do środka mojego oka było przerażające.

Ishido wrócił na swoje miejsce i znów zaczął mówić:

- W grze użyjemy pieniędzy jako metafory. Tak będzie nam łatwiej, prawda? - Zadał pytanie retoryczne. Nagle zza pleców usłyszałam otwierające się drzwi, więc w popłochu odwróciłam się za siebie. Jak się okazało był to jego lokaj z ogromną tablicą na markery. Przeszedł kilka kroków i postawił planszę tuż obok nas. - Chyba, że jednak chcesz zagrać na pieniądze? Wolisz uwolnić się od długów czy może jednak uwol...

- Wolę uwolnić Kitsune. - Odpowiedziałam, zanim jeszcze skończył swoje pytanie. Co mi po pieniądzach, gdy bez Tadashi dosłownie tracę zmysły?

- Szybka odpowiedź. - Skomentował. - Wytłumaczę ci teraz jak działa urządzenie. - Zaraz wyciągnął podobne z tego samego miejsca, aby zaprezentować mi jego zasadę działania. Oprócz tego wyjął niewielki pilocik, którym najpewniej w trakcie gry będzie sterował. - Masz trzy centymetry zapasu. Jeśli urządzenie pokona ten dystans - stracisz wzrok na swoim lewym oku. - Przytaknęłam lewym okiem spoglądając w głąb wiertełka. - Centymetry możesz obstawiać w milimetrach. Jeśli postawisz jeden milimetr i wygrasz, mógłbym wypłacić ci jeden milion. - Zrobił ręką charakterystyczny gest sugerujący, że są to duże pieniądze. - Jednak z racji, że nie chcesz grać na pieniądze - cena odzyskania Kitsune to trzy centymetry, czyli dokładnie trzydzieści milionów. - Teraz faktycznie zaczęłam się zastanawiać. Spodziewałam się raczej, że mówiąc pieniądze ma na myśli kilka milionów. Jednak za cenę Kitsune mogłabym spłacić cały swój dług i zacząć nowe życie z dwoma milionami w kieszeni... - Jesteś pewna, że nie chcesz zagrać na pieniądze? - Upewnił się po raz drugi. Czy na pewno pował Tadashi tylko po to, by namówić mnie na tę grę?

- Tak, chcę po wygranej odzyskać Kitsune. - Nie mogłam się ugiąć. Prędzej czy później odpracuję moje straty. Uciekniemy z Meteory, będę harować dzień i noc, ale prędzej czy później to spłacę.

- Natomiast jeśli przegrasz, wiertełko przesunie się o milimetr. Oczywiste, prawda? - Odetchnęłam z ulgą. - Wyniki będziemy zapisywać na tej tablicy. - Wskazał dłonią na przedmiot, który niedawno zagościł w pomieszczeniu. - Zapisywać je będzie mój lokaj, na pewno już ci w pewien sposób znany. - Mężczyzna ukłonił się bezdźwięcznie, co odwzajemniłam skinieniem głowy. - Minimalną stawką jest jeden milimetr. Możesz stawiać po jednym i przegrać dwadzieścia razy z rzędu. Wtedy urządzenie nie sięgnie organu, a ty będziesz bezpieczna. Dopiero gdy zagrasz pazernie o centymetr, lub dwa, może to się zakończyć nieszczęściem. - Lokaj z jakiegoś powodu nas opuścił. - Jednak co ważne, zagramy dwanaście rozdań. Więc nawet jeśli będziesz grała o dwa milimetry i nie wygrasz ani razu, wiertło zbliży się jedynie o niecałe dwa i pół centymetra. - Kamerdyner wrócił z whisky, której dolał każdemu z nas, choć na moje oko szklanki już były pełne. Wiedziałam, by nawet nie próbować pić, by za żadne skarby nie zaburzać swojego skupienia. Ishido upił łyk ze szklanki. - Jednakże wtedy też nie odzyskasz Kitsune.

- Dość oczywiste. - Westchnęłam pod nosem.

- W tym wypadku pazerne granie o centymetr, lub dwa będzie albo zbawieniem, albo gwoździem do trumny. - Odłożył szklankę na stół ze stukotem. - Dopóki ani ty, ani ja nie wygramy możesz zmienić zakład i wybrać pieniądze. Wtedy, jeśli wygrałaś o dziesięć milimetrów, wypłacę ci dziesięć milionów. Jednak jeśli gra się skończy - możesz zostać bez jednego oka, bez pieniędzy i bez Kitsune. - Na każdym kroku podkreślał, jak wybranie pieniędzy jest lepszym rozwiązaniem. Mimo to nie dawałam za wygraną i tylko przytakiwałam w głębi duszy wmawiając sobie, że za nic w świecie się na to nie zdecyduję. - Powiedziałem, że jeden milion otrzymasz po wygranie po stronie cesarza, prawda? - Skinęłam głową. - To było moje jedyne kłamstwo jak do tej pory. - Zaśmiał się teatralnie, a ja pytająco uniosłam brew. - Taki obrót spraw ma miejsce jedynie po stronie cesarza. Grając niewolnikiem nagroda jest większa. Pięć razy większa. - Przełknęłam ślinę. - Znaczy to nie mniej tyle, że jeśli uda ci się wygrać rozdanie mając w talii niewolnika otrzymasz pięć milionów.

- To znaczy, że...? - Dopytałam widząc niemalże światełko w tunelu.

- Zgadza się. Jeśli wygrasz sześć razy po stronie niewolnika, odzyskasz Kitsune. Jeśli nie odbędzie się to przy ostatnim rozdaniu i będziesz grała dalej - oprócz tego wygrasz pieniądze. - Otworzyłam szerzej oczy.

- A czy jeśli ty wygrasz niewolnikiem, kara również zwiększy się pięciokrotnie? - Dopytałam.

- Nie. W tej kwestii masz fory, ponieważ gdy ty przegrasz grając cesarzem, wiertło wciąż przesunie się jedynie o jeden milimetr. - Odetchnęłam z ulgą. - To chyba wszystkie zasady, które powinienem ci przytoczyć. Pamiętaj, że od początku gry jesteś bezpieczna. Możesz wyjść stąd zarówno z całym ciałem i ogromną gotówką w kieszeni, jak i bez Kitsune, bez oka i bez pieniędzy. Wybór należy do ciebie. - Uśmiechnął się. - Masz jakieś pytania? - Pomachałam przecząco głową. - Świetnie. W takim wypadku zacznijmy. Ile stawiasz?

Spojrzałam na pięć kart leżących przede mną. Nie powiedział od jakiej strony zaczynam, więc nie wiem czy wśród nich znajduje się niewolnik, czy też cesarz. Jednym uchem usłyszałam, jak na tablicy jest rysowana tabela wynikowa.

Ile powinnam postawić? Najbezpieczniej byłoby zacząć od jednego milimetra, wtedy na pewno nic mi się nie stanie. Ale jeśli wygram? To będzie zaledwie ułamek sukcesu.

- Nie powiedziałeś jaki zestaw kart mi rozdałeś. - Westchnęłam kładąc dłoń na kartach leżących przede mną.

- Ach, masz rację, idiota ze mnie. - Zaśmiał się opierając głowę na dłoni. - Zaczynasz z kartą cesarza.

W porządku, tą kartą jest wygrać o wiele łatwiej. Jestem prawie pewna, że Ishido gra w tę grę pierwszy raz, ponieważ na pewno nie miał jeszcze okazji jej przetestować. Yui zmarła niedawno...

- Zacznijmy od dwóch milimetrów. - Powiedziałam. Powinnam wymyślić jakąś taktykę? Najpierw obstawiać mniej, a potem więcej? Lecieć na żywioł, czy wybadać teren i jego umiejętności? Postawiłam dwa milimetry bo nawet, jeśli będę przegrywać cały czas nic mi się nie stanie. 

Licznik słów: 3040

Data napisania:

Generalnie wątek z Yui jest jednym z najlepszych wątków w tej książce. W sensie on naprawdę ma sens i moim zdaniem wyszedł dobrze. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro