Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. "Wymiana"

- Więc po prostu się wstydzisz. - Stwierdził.

- Wstydzę... - Mruknęłam sama zadając sobie to pytanie. - Tak, chyba to dobre określenie. - Uśmiechnęłam się smutno. - W każdym razie, kompletnie nie jest mi na rękę, aby Yui była w Meteorze, ani... - Przerwałam bojąc się wypowiedzieć tych słów.

- Ani na tym świecie, w tym życiu, co? - Dokończył za mnie, na co skinęłam lekko głową. Zaśmiał się ironicznie, choć mi w ogóle nie było do śmiechu. - Chcesz, abym ją zabił? - Nie podobało mi się, jak określał to w taki dosłowny sposób, jednak chyba tak było najprościej. Znów ruchem głowy potwierdziłam jego słowa. - Nawet nie wiesz o co prosisz... Znasz główną zasadę hazardu i równą wymianę? Wiesz, ile kosztuje ludzkie życie? Masz tyle pieniędzy? - Zadawał kolejne pytania wbijając mnie w ziemię. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu a wszystkie kończyny wiotczeją. Czułam się tak cholernie bezsilna wobec tego, co mnie spotkało i do czego muszę się posuwać, jednak Kitsune...

Czy ona jest tego warta?

- Nie mam pieniędzy, przecież jestem jebanym dłużnikiem... - Nie miałam odwagi nawet podnieść głowy, bo czułam jak moje oczy i cała twarz robi się czerwona. Jak ilość łez w moich oczach się nagromadza i zaraz kilka z nich będzie musiało wypłynąć. - Zrobię wszystko... Oddam tak wiele jak mogę, choć nie mam prawie nic... Po prostu błagam... - Mój głos ze słowa na słowo coraz bardziej się łamał. Po chwili łzy zniecierpliwione zaczęły moczyć moje rozgrzane policzki, choć tak bardzo tego nie chciałam i z desperacją przecierałam oczy. - Pozwól mi wrócić do normalności... - Szlochałam.

Znów nastąpiła chwila ciszy, którą przerywało tylko moje pociąganie nosem, choć i tak próbowałam robić to jak najciszej. Nie widziałam reakcji Ishido. Nie chciałam jej widzieć. Bałam się podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy. Nie chciałam, by widział mnie w takim stanie. Wciąż desperacko przecierałam oczy pozbywając się kolejnych słonych strumyczków z oczu, przez co coraz bardziej mnie piekły.

- Twoje ciało... - Przerwał ciszę, przez co wstrzymałam oddech. - Masz wszystkie organy? - Zapytał, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Jego głos nie wyrażał żadnych szczególnych emocji. Słyszałam w nim kpinę, ale też delikatne współczucie. Może naprawdę się nade mną zlitował?

Słysząc to pytanie mimowolnie złapałam się za brzuch jakby chroniąc się przed niepożądanym atakiem.

- T-tak... - Odparłam jąkając się. Ciągle nie potrafiłam patrzeć mu w oczy zdając sobie sprawę, jak beznadziejnie teraz wyglądam.

- Podnieś głowę. - Rozkazał. Przełknęłam ślinę i raz jeszcze przecierając oczy wyprostowałam się, a nasze spojrzenia po raz kolejny się skrzyżowały. Jego twarz o dziwo wyrażała głęboką konsternację, jakby również wraz ze mną głowił się co mogę w tej sytuacji zrobić. Jego wzrok powoli śledził moją sylwetkę od góry do dołu. Twarz, szyja, klatka piersiowa, brzuch... A może raczej powinnam powiedzieć: Gałki oczne, włosy, przełyk, serce, płuca, wątroba... - Obie nerki? Zdrowe? - Pytał dalej. Zacisnęłam dłonie w określonych miejscach wiedząc, do czego ta rozmowa prowadzi.

- Tak... - Odparłam próbując przełknąć gulę w gardle. Shuuji westchnął przeciągle.

- Mogę wyciąć jedną dosłownie zaraz i sprzedać, a w zamian za to zabić Mary. - Miałam wrażenie, ze się przesłyszałam. Wzrok, który mimowolnie odleciał gdzieś na bok znowu wbiłam w Ishido mając wrażenie, że zaraz oczy wyjdą mi z orbit. - Będziesz żyła normalnie, tylko jeśli druga zachoruje będzie potrzebny przeszczep. Jaką masz grupę krwi? - Tłumaczył i pytał dalej. Nagle wstał i zaczął szukać czegoś w swoich papierach.

- A+ - Westchnęłam po chwili odnajdywania tej informacji w pamięci. - Ale teraz? Zaraz? Już? - Pytałam dalej niedowierzając w to, co wydostało się z jego ust.

- Tak. Mam praktycznie wszystko naszykowane. Robiłem takie rzeczy nie raz, więc nie masz o co się martwić. Tylko podpiszemy umowę i zaraz pójdziemy tam, gdzie trzeba. - W końcu znalazł odpowiednią kartkę wśród sterty papieru i po znalezieniu długopisu zaczął ją wypełniać. - Chyba, że chcesz poczekać. - Przerwał dosłownie po napisaniu kilku znaków. - Jednak wiesz, Yui może szybko powiedzieć to, czego nie powinna, a ja mogę rozmyślić się jeszcze szybciej. - Pierwsza informacja wydała mi się oczywista, zaś druga jedynie pstryczkiem w nos, który miał mnie zachęcić do podjęcia tej decyzji. - Wiesz, zabicie człowieka w zamian za nerkę to nie jest dobra wymiana dla mnie. Mógłbym prosić cię teraz o miliardy, albo poświęcenie całego innego ciała na organy w zamian za zabicie jej.

- A nie można oddać Mary na organy? - Zapytałam, jakby było to coś oczywistego.

- Nie rób sobie żartów. - Złapał się za głowę. Odetchnęłam z dezaprobatą, że rozwiązanie nie jest takie proste. - Więc jaka decyzja? - Dopytał ciągle siedząc nad niewypełnionym papierem.

- Nie mam innego wyjścia... - Westchnęłam ze smutnym uśmiechem, który ten odwzajemnił. Zaraz wrócił do wypełniania papieru, który po chwili mi podał.

Jako datę wycięcia nerki podał dzisiejszą, a jako tę od morderstwa Yui wpisał jutrzejszą. Mogłam się tego domyślić, ponieważ dzień dobiega końca, a operacja może trochę potrwać. Przeczytawszy cały świstek wzięłam do ręki długopis i nakierowałam go na jedno z pustych pól na dole kartki. "Nazwisko dawcy:" brzmi to co najmniej, jakbym oddawała krew na szczytny cel, a nie nerkę aby kogoś zabić. Przypomniał mi się ten dzień, kiedy w tym samym pomieszczeniu podpisywałam bardzo podobny cyrograf na swoją duszę. Ciekawe, czy ten mogę nazwać tak samo?

Po chwili namysłu jednak wpisałam swoje nazwisko do odpowiedniej rubryki. Zaraz potem również Ishido wypełnił pole obok. Ciekawe które ze swoich nazwisk wpisał... Choć znam jego prawdziwe to wciąż i wciąż będziemy udawać, że się nie znamy, prawda?

- Świetnie. Chodź za mną. - Podał mi rękę. Jego delikatny uśmiech na twarzy nie mógł być fałszywy, prawda?

***

- Coś ty najlepszego odjebała... - Usłyszałam z końca pokoju. Nagle coś zaczęło świecić w dotąd ciemnym pomieszczeniu. Pierwsza próba otworzenia oczu okazała się fiaskiem i dopiero za trzecim razem udało mi się przyzwyczaić do oślepiającej bieli. Szpital... Albo raczej pokój szpitalny. Odchyliłam lekko głowę w bok do miejsca, z którego dobiegał ten załamany głos. Afuro... Czemu przy każdym moim widzeniu z Ishido zaraz potem, lub zaraz przed muszę spotkać się właśnie z nim?

- Co się... - Nie bardzo kojarząc fakt spróbowałam podnieść się do siadu, jednak łamiący ból w plecach skutecznie znów powalił mnie na plecy. Momentalnie Terumi podbiegł do mnie i przytrzymał mnie na łóżku, abym nie wstawała.

- Jeszcze sobie szwy zerwij i wykrwaw na śmierć, najlepiej. - Mówił trzymając mnie za ramiona. - Czy ciebie do reszty pogrzało?! - Krzyknął opadając ciężko na niewielkie krzesełko obok łóżka.

- Ale co się stało? - Ciągle nie pamiętałam co działo się wczoraj. Tylko to, że przyszłam do domu Ishido a potem, potem...- Który mamy dzisiaj?! - Krzyknęłam po raz kolejny czując przeszywający ból. Słysząc mój krzyk blondyn momentalnie przewrócił mnie na brzuch i zdjął ze mnie kołdrę.

- Ledwo się obudziła i już ci trzeba opatrunek wymieniać... - Westchnął szukając czegoś po szufladach. Nie chcąc wykręcać całego ciała dotknęłam delikatnie miejsca, od którego promieniował ból, a następnie spojrzałam na swoją rękę. Krew... - Jest jedenasty grudnia. - Odparł po chwili znajdując bandaż. To znaczyło, że...

- Yui była dzisiaj w Meteorze? - Zapytałam. Ten zatrzymał się w połowie drogi do mnie. Ojć, więc nie wiedział dlaczego sprzedałam nerkę? Przemilczał tę kwestię, po czym do mnie podszedł. Nie chciałam jeszcze bardziej psuć mu nastroju i pozwoliłam zmienić swój opatrunek, choć w pewnym momencie szczypało nie do zniesienia starałam się nie rzucać, ani nie marudzić.

- Znasz się na tym? - Przerwałam ciszę, gdy ten zawiązywał świeży bandaż. Przerwał na moment patrząc na moją twarz.

- Ta... Od dziecka musiałem sobie jakoś radzić. A potem Ishido tłumaczył mi co nieco. - Wytłumaczył kończąc swoje zadanie. - Nie wierzgaj już, bo nie będę tego wymieniać co pięć minut. - Syknął pomagając mi spokojnie położyć głowę na poduszce. - Jesteś w domu Ishido jakbyś się jeszcze nie zorientowała. Wczoraj podpisałaś papierek i oddałaś nerkę, jakbyś jeszcze nie wiedziała. - Tłumaczył upewniając się, że znam wszystkie te informacje. - Nie, Yui jeszcze nie było dziś w Meteorze. - Westchnął cicho sycząc przez zęby. - Jeszcze jakieś pytania?

- Nie... - Odparłam widząc, że jest nie w sosie. Nie chciałam jeszcze bardziej go irytować, choć pytań miałam całe mnóstwo. Terumi skinął głową, po czym pokierował się do wyjścia. - Afuro... - Zatrzymał się i odwrócił powoli. - Dziękuję... - Mruknęłam prawie niesłyszalnie.

- Nie ma za co. - Dosłownie wymusił z siebie te słowa, po czym wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą.

***

Ishido nie pokazał się do końca dnia. Jedynie Afuro przekazywał mi wszystkie wiadomości, przynosił jedzenie i zmieniał opatrunki. On też zrobił sobie wolne od Meteory tego dnia? Z jakiegoś powodu za każdym jego przyjściem wyglądał na bardzo zirytowanego, smutnego i zmieszanego. Coś się stało?

Co prawda powinnam zostać w domu Ishido jeszcze jedną noc, jednak wiedziałam, że nie mogę na to pozwolić. I tak zniknęłam na ponad dwadzieścia cztery godziny z domu i Kitsune na pewno się martwi, więc nie ma opcji, by nie było mnie jeszcze dłużej. Z trudem i pomocą Afuro zeszłam po schodach. Poinstruował mnie jak powinnam się poruszać, aby nie zerwać szwów, które będę miała zdejmowane za kilka dni. Nawet specjalnie zadzwonił po Shuuhei'a, który odwiózł mnie do domu. Terumi nie mógł sobie odmówić darmowej przejażdżki, dlatego również zapakował się do samochodu.

Na szczęście nie stało się to, co w wielu filmach w takich momentach i winda jak najbardziej działała. Mieszkamy na ósmym piętrze, więc słabo byłoby wchodzić aż tam ze świeżymi ranami. Zegarek pokazywał, że za pół godziny wybije dziewiąta wieczorem. Zagryzłam wargę już wiedząc, że Kitsune będzie zła.

Stresowałam się, gdy miałam włożyć klucz do zamka. Może lepiej nie wracać?

Mimo złych myśli wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić i po prostu muszę dać znak życia. Przekręciłam więc kluczem w zamku i weszłam do środka.

A to, co tam zastałam zdecydowanie nie było czymś, co chciałam zastać.

- Kolacja wystygła... - Tadashi stała na środku korytarza z głową spuszczoną w dół, a jej głos brzmiał na najbardziej załamany, jaki do tej pory słyszałam. Miała na sobie śliczną, różową sukienkę i dopracowany makijaż, który niestety rozpłynął się w dół po jej policzkach. Stałyśmy przez dłuższą chwilę w ciszy. Kolacja? Z jakiej okazji? Cała się trzęsła i cicho pociągała nosem, a łzy powoli skapywały na podłogę. - Wszystkiego najlepszego. - Szepnęła po chwili podnosząc głowę.

Rzuciłam wzrokiem na kalendarz wiszący na ścianie. 11 grudnia, moje urodziny...

- Przepraszam... - Tylko to byłam w stanie z siebie wydusić. Sama nigdy nie przywiązywałam wagi do urodzin i często o nich zapominałam, jednak Kitsune nigdy nie pozwalała zapomnieć mi o tym dniu. Zawsze szykowała jakąś niespodziankę i prezent, choć wiecznie mówiłam, że nie musi tego robić. Mimo mojej niechęci właśnie przez nią ten dzień zawsze wychodził genialnie, a dziś... Chyba miało być wręcz na odwrót. Nie wiedząc co mogę więcej zrobić zdjęłam szybko buty, po czym chciałam przytulić płaczącą dziewczynę.

- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęła widząc, jak do niej podchodzę. Momentalnie zamarłam w bezruchu, a ta odskoczyła na krok. - Gdzie byłaś? - Zapytała. - Nie, inaczej. Gdzie ty wiecznie znikasz?! - Już sama nie wiem, czy płakała, czy krzyczała. Chyba wszystko na raz, jednak na pierwszy plan wysuwała się bezsilność. - Zawsze tłumaczysz to pracą, albo kasynem, ale od kilku miesięcy potrafisz przesiedzieć dwa dni poza domem, po czym wrócić jak gdyby nigdy nic! Co ty przede mną ukrywasz?! - Co chwila musiała przerywać przez płacz, przez który ciężko było złapać jej oddech. - Przecież sobie ufamy, prawda? - Uśmiechnęła się smutno. - Możesz powiedzieć wszystko, nawet jeśli będzie to dla mnie szok, obiecuję, że z czasem wyjdziemy na prostą. Po prostu powiedz. Martwię się... - Moje serce się krajało widząc, jak płacze. Chciałam jej pomóc. Przytulić, przeprosić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, nawet wyśpiewać całą prawdę, jednak...

- Jeszcze nie mogę nic powiedzieć. - Nie mogłam.

Nie wierzyłam jej. Nie wierzyłam, że naprawdę zostanie wiedząc, w jakie bagno się wkopałam. Dosłownie na plecach mam znak tego, że jestem najgorszym śmieciem społeczeństwa. Musiałam sprzedać własne ciało za to, byśmy mogły żyć razem w zgodzie. Za żadne skarby nie chcę tego teraz zepsuć.

- Ile jeszcze mam czekać?! - Znów krzyknęła. - Znikasz bez słowa, po czym wracasz. Raz jesteś podejrzanie szczęśliwa, innym razem tak zmęczona, że ledwo stoisz na nogach. Przychodzisz trzeźwa, pijana, skacowana. Masz na ciele siniaki i rany o których nie chcesz mi nic powiedzieć. Nie możesz wziąć ani dnia wolnego, by spędzić czas ze mną. Nawet planowanie jebanego wyjazdu odkładasz w czasie, chyba z nadzieją, że zapomnę!

Z każdym jej słowem czułam, jak coraz mocniej wbijam sobie paznokcie w dłoń. To było do przewidzenia... Że zauważy mój zmienny nastrój i dziwne godziny powrotów do domu, podejrzane rany i dziwne zachowanie. To po prostu musiało kiedyś nadejść.

Milczałam. Chyba czekałam tylko na jakiś cud i w głębi duszy modliłam się, by nadszedł. Mijały sekundy, chwile, minuty... W końcu Kitsune odeszła ode mnie i szybkim krokiem poszła do sypialni. Zaraz potem wyszła z niej ciągnąc za sobą walizkę.

- Jadę do mamy. - Westchnęła, mijając mnie w korytarzu. Usiadła na podłodze i zaczęła zakładać buty.

- Teraz? Przecież zaraz jest noc, nie dojedziesz do Tokyo o tej godzinie! - Nie mogłam pozwolić, by teraz odeszła.

- Dojadę. - Stwierdziła. - Musimy od siebie odpocząć. - Wstała z miejsca i zwieszając kurtkę z wieszaka wyszła z mieszkania. Ostatni raz spojrzała na mnie przez ramię. Widziałam jej oczy całe czerwone, zapłakane i mokre od łez. Nie chciałam jej takiej widzieć.

- Kitsune! - Krzyknęłam za nią, gdy szła korytarzem. Jednak już się nie obróciła. Szła pewnym krokiem ciągnąc torbę za sobą, by w końcu zniknąć za zakrętem i zjechać w dół windą. Patrzyłam przez dłuższą chwilę na pusty korytarz, przez który jeszcze przed chwilą przechodziła. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Zacisnęłam dłoń na klamce, by zaraz uderzyć pięścią w drewniane drzwi. - Szlag! - Krzyknęłam czując, jak niechciane krople zaczynają powoli spływać w dół po policzkach.

Zaraz była cisza nocna, więc nie mogłam tak stać w drzwiach czekając na zbawienie. Weszłam więc do środka zamykając drzwi. Przechodząc koło lustra na korytarzu dostrzegłam za sobą kogoś, kogo nie powinnam widzieć.

Chyba tak będzie lepiej.

- Nawet mnie nie denerwuj. - Syknęłam otwierając lodówkę. Chciałam zająć swój mózg czymkolwiek, byleby nie zwariować. Najpierw w oczy rzuciła mi się otwarta butelka wina, jednak spoglądając w kierunku nieistniejącej postaci szybko wycofałam wyciągniętą rękę. Niczym w jakimś beznadziejnym dramacie zrobiłam sobie zupkę chińską, by zabić myśli tym chemicznym posmakiem.

Zabić myśli... Mocne słowa jak na to, że nawet nie miałam co zabijać. Miałam wrażenie, jakby wszystkie moje przemyślenia momentalnie wyparowały zastąpione jedynie pustką, tęsknotą i żalem.

Przemyłam twarz zimną wodą próbując się uspokoić. Czas przestawał istnieć. Wszystko działo się strasznie szybko, ale też strasznie wolno. Woda, którą przed chwilą wstawiłam zdawała się już wystygnąć, ale obok stała opróżniona miska po posiłku.

Patrzyłam sobie w oczy w lustrze. Woda ciągle leciała zagłuszając coś, co nawet nie istniało. Może to i dobrze? Może uda mi się dzięki temu więcej popracować i szybciej spłacić swój dług? Nawet nie wiem ile już zarobiłam i ile mi zostało... Jeśli teraz pracowałabym przez 16 godzin na dobę i nie marnowała czasu na drinki przy barze, tylko grała i grała... Jak szybko przestałabym być dłużnikiem?

Zabiłam dwóch ludzi. Za jednego oddałam swoją duszę, a za drugiego nerkę. Według prawa mogłabym zostać zamknięta w więzieniu, a ja chcę szczęśliwego życia z ukochaną kobietą.

Mam ogromny dług. Normalny człowiek pracowałby wiele lat, aby go spłacić. Ja chciałam iść na skróty i dziś płacę za to ogromną cenę.

Nie potrafię podjąć odpowiedniej decyzji. Czego nie zrobię zaraz tego żałuję, chociaż uczę się na błędach.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, więc ze złudną nadzieją zakręciłam kran i wytarłam twarz w ręcznik. Spojrzałam przez wizjer i...

- Szykujecie już papiery rozwodowe? - Tylko jego mi tutaj brakowało...

- Wynocha z mojego domu. - Syknęłam gdy ten jak gdyby nigdy nic przestawił mnie w drzwiach i wszedł do środka. Obrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie ze śmiechem w oczach.

- Przyznaj, to musiało się kiedyś stać. Im szybciej to się zacznie, tym szybciej skończy, nieprawdaż? - Głosił swoje mądrości dalej przechadzając się po domu. - Ładnie tu macie, ale jakoś tak pusto...

Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że Kitsune wzięła ze sobą również naszego kota. Więc aż tak mi nie ufa...

- Masz rację. - Przewróciłam oczami mając nadzieję, że jeśli nie będę się z nim kłócić szybko się znudzi i wyjdzie z domu.

- Wiesz, Ozawa... Chciałbym z tobą pogadać. - Stwierdził nagle, gdy przeszedł się już po wszystkich pomieszczeniach.

- Wal. - Odparłam oschle.

- Nie teraz, głuptasie. - Zaśmiał się ironicznie, jakby tylko jeszcze bardziej chciał mnie zirytować. - Możemy to zrobić jutro, po pracy... Lub pojutrze, albo później. Kiedy tylko chcesz, jednak wolałbym, aby był to jakiś bliższy termin.

- Nie mam zamiaru urządzać sobie z tobą pogaduszek. - Warknęłam. - Albo teraz szybko podejmiemy ten temat, albo nigdy. Od jutra nie będę miała na to czasu. - Spuściłam wzrok, jednak mój głos wciąż brzmiał na zdeterminowany.

- Serio myślisz, że jeśli spłacisz swój dług wydostaniesz się z Meteory? - Spojrzałam na niego jak na kretyna. - Bardzo dobrze. Właśnie dlatego powinniśmy porozmawiać. Bo z tym podejściem ty i Kitsune nigdy nie zaznacie waszego upragnionego szczęścia. - Podszedł bliżej, po czym złapał mnie za podbródek i zmusił, bym spojrzała w jego oczy. Chcąc nie chcąc był ode mnie wyższy.

- Tch. Jutro po zamknięciu Meteory. - Złapałam jego nadgarstek i odciągnęłam go od swojej twarzy. - Dowiem się chociaż o czym chcesz ze mną porozmawiać?

- Świetnie. - Uśmiechnął się zadziornie. Pomimo mojej wyraźnej niechęci chwycił w dłoń kilka kosmyków włosów, które zasłaniały jedno z moich oczu. Podniósł je delikatnie odsuwając na bok wlepiając wzrok w moje wiecznie zakryte oko. - Chodzi o Ishido, tylko tyle mogę ci powiedzieć. - Puścił mnie i w końcu łaskawie zaczął kierować się do wyjścia. - Pamiętaj tylko, że teraz wszyscy będą chcieli wykorzystywać twoją słabość, a plotki szybko się rozchodzą. - Uśmiechnął się dobrze wiedząc, że to przez niego plotki szybko się rozchodzą. - Do jutra. - Wyszedł.

Licznik słów: 2958

Data napisania: 24.10.2021/01.11.2021

Ajaj, smutny rozdział dzisiaj mamy. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro