3. "Kotrakt"
- Wejść. - Dobiegł moich uszu niski, męski głos zza drzwi. W trybie ekspresowym przypomniałam sobie raz jeszcze po co tu przyszłam i czego oczekuję, by na pewno nie wyjść z niczym.
- Dobry wieczór. - Westchnęłam przekraczając próg tego tajemniczego pomieszczenia.
- Dobry wieczór. - Odparł mężczyzna siedzący na przeciw drzwi przy komputerze, który nawet nie podniósł wzroku nad monitor aby się ze mną przywitać. Zainteresowało mnie, czy to on jest tym słynnym "Ishido Shuuji", właścicielem tego wszystkiego, czy może jednak ktoś inny, a on robi tylko za brudną robotę. Za chwilę najpewniej się przekonam.
- Jestem zainteresowana ofertą pracy nad spłaceniem długu. - Wydusiłam próbując przełknąć gulę, która stworzyła się w moim gardle. W tej chwili czekanie na jego odpowiedź to nie były rzeczywiste krótkie sekundy, jednak lata świetlne wypełnione strachem i stresem w związku z tym, co odpowie.
- Usiądź proszę. - Odparł wstając od komputera i wskazując na kanapę przed nim.
Przed biurkiem stał prostopadle położony stół, a wokół niego dwie czerwone kanapy. Oprócz nich w pokoju stała wielka półka na książki, oraz szafa ze szklanymi drzwiami za którymi można było zauważyć butelki drogiego alkoholu oraz szklanki i kieliszki. Całość dopełniały czerwone zasłony oraz bogaty żyrandol.
Usiadłam na wskazanym przez niego miejscu splatając ze sobą palce u rąk jednocześnie śledząc mężczyznę wzrokiem. Dopiero gdy wstał i nie zasłaniał go duży monitor mogłam przyjrzeć się temu jak wygląda. Miał długie blond włosy mniej więcej do ramion o niebieskich końcówkach, opaloną skórę i ciemne oczy. W jego lewym uchu dostrzegłam dwa kolczyki, zaś na sobie miał czerwony garnitur. Był mniej więcej w moim wieku, a przez podwinięte rękawy koszuli, które ujawniały jego umięśnione przedramiona łatwo można było stwierdzić, że dba o swoją sylwetkę.
Podszedł do półki na książki, z której zdjął plik kilku kartek, by zaraz potem usiąść przede mną podając mi przedmiot.
- Kontrakt. Przeczytaj i podpisz. - Odparł widząc, że chcę zadać pytanie. - Nie zadawaj pytań. Nie będę na nic odpowiadać. - Dodał po chwili pochylając się nade mną.
Zdecydowanie nie wyglądało to przyjaźnie. Jednak od chwili, gdy pierwszy raz weszłam do kasyna zgodziłam się na to, że to wszystko nie będzie wyglądało przyjaźnie. Już od wtedy wiedziałam, że na tym kończy się moje legalne życie.
Znów przypomniałam sobie, że robię to dla niej co zdeterminowało mnie do tego, że nie mogę wyjść stąd z niczym. Dlatego też otworzyłam pierwszą stronę wczytując się w kolejne zasady:
1. Celem kontraktu jest spłacenie długu, który nosi za sobą pracownik.
2. Praca odbywa się w klubie "Meteora" położonym w centrum miasta.
3. Pracownik może odbudować swój dług poprzez:
- prostytucję
- hazard
- prywatny pokaz striptizu i taniec na rurze
- sprzedawanie narkotyków
- barmaństwo
4. Dopóki dług nie zostanie spłacony pracownik nie ma możliwości wycofania się z kontraktu.
5. W trakcie spłacania pracownik otrzymuje kwotę ze swoich zarobków pozwalającą mu na przeżycie.
6. Zakazuje się wydawania otrzymanych przez pracodawcę pieniędzy na cele niezwiązane z koniecznymi wydatkami
7. W trakcie pracy pracownik zobowiązany jest nosić dołączoną do kontraktu obrożę.
8. Pracownicy stawiają się w klubie według określonego grafiku dołączonego do kontraktu.
9. Przebywanie w Meteorze poza grafikiem i robienie nadgodzin nie jest zabronione.
10. Nie stawienie się w pracy zgodnie z grafikiem skutkuje karą.
11. Pracownik w trakcie każdego bloku pracy zaznaczonego na grafiku musi zarobić określone minimum pieniędzy.
12. Nie zebranie dziennego minimum skutkuje karą.
13. Po każdym dniu pracy pracownik oddaje zarobioną sumę do odpowiedniej osoby, która przekaże ją pracodawcy. Zachowanie pieniędzy dla siebie traktowane jest jako kradzież i skutkuje karą.
Łącznie punktów było znacznie więcej, jednak w większości były to zakazy lub nakazy, które niezbyt mnie interesowały. Punkt czwarty dał mi wiele do myślenia. Jeśli to podpiszę będę musiała tutaj pracować przez kilka miesięcy, czy nawet lat... Była to na pewno bardzo trudna dla mnie decyzja.
Za to punkt piąty delikatnie mnie uspokoił. W końcu, jeśli wciąż będziemy mogły prowadzić ten sam styl życia, jak dotychczas, wcale nie będę musiała przyznawać się do przegranej.
Punkt szósty nie przejął mnie jakoś szczególnie i wręcz od razu z tyłu głowy pojawiła mi się myśl, by zacząć delikatnie oszczędzać, by pewnego dnia otworzyć moją firmę na nowo.
Czytając kolejne punkty zakończone na "skutkuje karą" zaczęłam coraz bardziej niecierpliwić się, aż znajdę punkt, w którym wypisane są rodzaje kar.
Niestety takowego nie było.
Bitych kilka minut spędziłam na wpatrywaniu się w tę lukę na podpis myśląc, czy jest to wszystko warte zachodu. Jednak wtedy znów pojawiał się scenariusz, w którym nie zacznę pracować w Meterze. Jak powiem Kitsune, że jesteśmy w kompletnym bagnie? Że mamy tylko siebie, ogromny dług i mieszkanie, które jest aktualnie bezwartościowe? Nie. To ja jestem w kompletnym bagnie. Już zapomniałam o tych długich przemyśleniach w liceum, gdy wiedziałam, że ludziom nie można ufać.
Chociaż zawsze mówiłam "my" to z tyłu głowy nigdy nie zniknęła u mnie myśl, że gdyby tylko coś poszło nie po naszej myśli skończyłoby się "my". Zostałoby tylko "Ja". Więc wiedziałam, że to nie my mamy dług. To ja mam dług.
- Twoja godność? - Spytał mężczyzna przerywając długą walkę, którą toczyłam ze sobą.
- Kokoro Ozawa. - Odparłam niechętnie wywołując tym delikatny uśmiech na jego twarzy. Spojrzałam w jego stronę pytającym wzrokiem. Czyżbyśmy się znali? Niemożliwe. Pierwszy raz człowieka na oczy widzę.
- Ishido Shuuji. - Więc to on stoi za całym tym interesem...
Przecież gdy tylko się widzi, ze tę grę wygrała jedna, jedyna osoba łatwo można stwierdzić, że jest to jedno wielkie oszustwo. Tą osobą jest niejaki Ishido Shuuji, który założę się jest jakimś synem właściciela lokalu, bądź inną ważną osobą, gdyż żaden random nie byłby w stanie wygrać tej gry.
A więc to on jako jedyny wygrał w tej wielkiej maszynie do pachinko? Robi się interesująco...
Odrzucając te myśli na bok wróciłam do wojny w swojej głowie. Rozważając kolejne za i przeciw w końcu spytałam:
- Jaka jest kara za złamanie któregoś z przepisów? - Jednak ten tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Szlag! Przecież sam mówił, że nie będzie odpowiadał na moje pytania. - Przepraszam. - Dodałam jeszcze raz karcąc się w głowie. Teraz będzie wiedział, że mam zamiar złamać któryś z przepisów. A wcale nie miałam tego na myśli.
Wzięłam głęboki wdech i wydech po raz ostatni myśląc co wolę stracić. Niecały rok pracy na czarno, która nie wiem jak się dla mnie skończy, czy Kitsune? Kitsune była dla mnie na tyle cenna i jestem od niej na tyle uzależniona, że jej brak skończyłby się dla mnie w najlepszym przypadku psychiatrykiem, a w najgorszym samobójstwem. Dlatego też zbliżyłam powoli długopis do kartki.
Oprócz zwykłego podpisu należało wypełnić wiele innych pustych luk. Począwszy od tych oczywistych, jak imię, nazwisko i pseudonim, przez stan związku i sytuację rodzinną, skończywszy na orientacji i oczywiście wysokości długu.
Przez myśl mi przeszło, że każdy może wpisać dowolną liczbę potrzebnych mu pieniędzy. Za mało, jeśli chce tylko sprawdzić jak wygląda "praca" w tym miejscu, lub za dużą, gdy ma zamiar korzystać z dobra jakim jest Meteora przez wiele, wiele lat.
Ostatecznie wszystkie informacje podałam prawdziwe. Pewnie jest jakąś grubą rybą i dość łatwo idzie mu sprawdzenie tego, czy ktoś kłamie, czy też nie.
Zwłaszcza, że pewnie o mojej przegranej zaraz będą pisały wszystkie media...
Widać było, że mężczyzna chce wiedzieć o swoich pracownikach wszystko. Zakładam, że każda z tych informacji przydaje się mu w przyszłości.
Ostatni raz przeszukałam strony w poszukiwaniu niezauważalnych słów zapisanych małym druczkiem, które zaprowadziłyby mnie prosto do grobu. Nic takiego nie znalazłam, dlatego w głowie już spisując swój testament podpisałam ten dokument. To był zdecydowanie najtrudniejszy podpis w moim życiu.
- Aoi, prawda? - Spytał ze zwycięskim uśmiechem przechwytując kontrakt ode mnie i odkładając go na biurko. Nie zaglądał na stronę, na której widniała informacja o tym pseudonimie, co oznaczało, że mnie poznał.
- T-tak... - Odparłam cicho na myśl, że wie kim jestem. To daje mu dodatkowy punkt przeciwko mnie, gdyż wie kim jestem ja, a ja nie bardzo wiem kim jest on.
- Skończyła się twoja stuprocentowa passa, prawda? - Zaśmiał się wyciągając z zaszklonej szafki whisky, oraz dwie szklanki.
- Mhm. - Mruknęłam niepewnie. Myślałam raczej, że po podpisaniu kontraktu powiemy sobie do widzenia. Jednak najwidoczniej czeka nas jeszcze rozmowa. W końcu trzeba znać swojego pracodawcę...
- Ile wynosi twój aktualny dług? - Spytał odkładając szkło wraz z trunkiem na stół. Zaraz potem usiadł na swoim poprzednim miejscu przeszywając mnie tym intrygującym spojrzeniem. Nie wiedziałam, czy mogę mu ufać i czy powinnam o tym mówić. Najwidoczniej myślałam na ten temat za dużo. - Odpowiadaj. Sama podpisałaś ten papierek. Jeśli nie odpowiesz pieniądze które zarobisz wpłyną na moje konto, a nie na spłacenie twojego długu. - Uśmiechnął się szyderczo upijając łyk z wypełnionej po brzegi szklanki.
- Dwadzieścia osiem milionów. - Westchnęłam przez zęby. Sama byłam przerażona tą ogromną liczbą, którą mam do spłacenia. Zalała mnie fala wstydu. Do tej pory co weekend wygrywałam setki milionów, miliardy które nie robiły na mnie wrażenia. Najpewniej dziesiątki ludzi przeze mnie popełniły samobójstwo, gdyż nie były w stanie spłacić tego długu. Zniszczyłam dziesiątkom ludzi życie przez moje wygrane, a teraz jest mi cholernie wstyd za bycie jedyne dwadzieścia osiem milionów na minusie...
- Nie tak wiele... - Westchnął po raz kolejny zanurzając usta w błyszczącym alkoholu. - Masz rodzinę? Chcesz ją chronić przed biedą i dlatego tu jesteś? - Uśmiechał się dalej podpierając głowę na pięści i wtapiając swój wzrok w odbijającym sztuczne światło trunku.
- Mam żonę... Wolę stracić wszystko, byle nie ją... - Syknęłam próbując powstrzymać lecące do moich oczu łzy. Tak bardzo chciałam milczeć. Czułam się tak cholernie bezradna w jego obecności. Miałam ochotę w tej chwili zapaść się pod ziemię i nigdy nie wychodzić na światło dzienne. Zaraz potem poczułam metaliczny smak w ustach dający mi znać, że ze stresu rozgryzłam swoją wargę.
- Typowo... - Westchnął ponownie wstając z miejsca. sięgnął do szuflady znajdującej się w zaszklonej szafce i wyciągnął z niej karty do gry. - Zagrajmy. - Uśmiechnął się zwycięsko.
Położył karty na stole sugerując, że mam je przetasować. Zwykle tak się robi z gościem, by mógł dotknąć kart i być pewnym, że gospodarz nie oszukuje. Choć byłam już bardzo zdenerwowana całym zajściem i miałam ochotę tylko wrócić do domu, a nie grać z nim teraz w jakiegoś pokera, musiałam zachować zimną krew.
- Ile staw... - Chciałam spytać z przyzwyczajenia w trakcie tasowania i sprawdzania kart, jednak przypomniałam sobie, że nie gramy na pieniądze. - Przepraszam. - Westchnęłam skupiając się na wykonywanym zadaniu.
- W porządku. - Odparł uspokajając mnie na moment. - Jeśli chcesz, mogę coś postawić. - Spojrzał w moją stronę swoimi ciemnymi oczami jakby chciał mi wywiercić dziurę w brzuchu. poczułam się jakby autentycznie przyłożył mi nóż do gardła. Jakbym gadała z jebanym szatanem, który chce jedynie mojego cierpienia. - Zawsze będzie bardziej interesująco. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy, co jeszcze bardziej mnie irytowało i wyprowadzało z równowagi. - Jeśli wygrasz, będziesz mogła u mnie pracować. Jeśli przegrasz, wrzucimy twój podpisany kontrakt do niszczarki. Co ty na to? - Musiałam się zgodzić. Jeśli miałabym zaprzeczyć, musiałabym postawić coś innego. Pieniędzy już nie mam, więc weszłaby w grę rozgrywka o części ciała. A to nie pasowało mi ani trochę.
- Stoi. - Westchnęłam rozdając karty do pokera. Zawsze w moim kasynie była zasada - jeśli nie zostało powiedziane w co gramy, gramy w pokera.
Nigdy nie zapomnę tych nocy, kiedy nagle się obudziłam z pomysłem na nową strategię do tej gry. I tych dni spędzonych na decyzji, która strategia ma najmniej dziur i jest najbardziej opłacalna. Grałam w tę grę tyle razy, że mogłabym to robić z przysłowiowymi zamkniętymi oczami. Jednak po drugiej stronie stał znak zapytania. Nie wiedziałam, jakie są jego umiejętności więc cała gra i jego strategia były jedną, wielką zagadką. A to tylko budowało tą cudowną, hazardową atmosferę.
Nie graliśmy długo. Maksymalnie dwadzieścia minut. Najdłuższa jedna runda w moim starym kasynie trwała cztery godziny... W porównaniu do tego dwadzieścia minut to nie jest dużo czasu.
- Sprawdzam. - Powiedział w końcu jako pierwszy. Niechętnie odkryłam swoje karty, co ten zrobił zaraz po mnie.
Wygrałam. Jednak na pewno nie o własnych siłach. Nawet dziecko by zauważyło, ze specjalnie się podłożył, bym mogła wygrać. Co za tym idzie chciał zobaczyć na ile mnie stać, gdyż już chciał mieć mnie na swojej przysłowiowej załodze. Wypuściłam spokojnie powietrze z ust na myśl o tym, w co właśnie jestem wpakowana. Najpewniej nie prześpię dzisiejszej nocy, gdyż już w tę sobotę mam stawić się o określonej godzinie w jego klubie. A tam będę dalej pogłębiać moje uzależnienie...
***
Kolejne dni były bardzo dziwne. Zwykle byłam przed Kitsune bardzo szczera, wręcz była ostatnią osobą którą mogłabym okłamać. Gdy tylko wróciłam na pytanie gdzie byłam i co robiłam odpowiedziałam jak zawsze, że byłam w kasynie. Oczywiście mi uwierzyła, bo dlaczego miałaby mi nie wierzyć? Mimo to jednak było mi bardzo źle z tym, że tak naprawdę byłam wpakować się w jeszcze większe bagno.
Zjadłam coś, po czym zamykając się w łazience zaczęłam przeglądać jeszcze raz całą tę umowę. Czy zamknięcie łazienki na klucz jest podejrzane? W sumie do tej pory tak nie robiłam...
Od momentu gdy ją podpisałam oczywiście nic się nie zmieniło. Wszystkie podpunkty były nadal identyczne. Mimo to jakoś nie mogłam pogodzić się z tym, że tak bardzo pochłonął mnie hazard, że byłam zmuszona podpisać takowy dokument.
W końcu to miała być tylko zabawa i zabicie czasu. Nawet nie czułam gdy stawki za które grałam prawie co tydzień się zwiększały. Nie czułam tego nawet gdy ludzie padali przede mną na kolana błagając o litość.
"Przecież sam tu przyszedłeś"
"Przecież sam tyle postawiłeś"
"Przecież sam podjąłeś tę decyzję"
"Więc dlaczego miałabym ci teraz pomagać?"
Zaśmiałam się żałośnie. "Nigdy nie wiesz ile tak naprawdę posiadasz dopóki tego nie stracisz", prawda? Coś w tym jednak jest. Teraz gry za setki tysięcy, czy miliony jenów już na pewno nie będą takie łatwe. Będą w chuj trudne. I pewnie będę myśleć dziesięć razy, nim zgodzę się na takową rozgrywkę.
Przynajmniej raz nauczę się czegoś na swoich błędach...
Do kopii umowy dostałam jeszcze obrożę w ciemno zielonym kolorze i grafik. Więc jednak pracowników traktuje się tam jak psy. W sumie czego się spodziewać po takich miejscach? W końcu to ja zgłaszam się do nich o pomoc, więc niby dlaczego mieliby mnie w tym wszystkim dobrze traktować.
Schowałam nowy ekwipunek na dno torby. Mogłabym te papiery spalić, by na pewno Kitsune ich nie znalazła, jednak lepiej to trzymać w razie wypadku. Wszyscy miłośnicy umów wszelkiego rodzaju są największymi skurwielami na tej ziemi i bardzo lubią robić innym krzywdę za pomocą tych na pierwszy rzut oka nieszkodliwych kawałków drzew.
Piątkowy wieczór, więc trzeba swoją partnerkę zadowolić jak to mawia tradycja. Nie wiem czy faktycznie jakaś tradycja tak mawia, ale na pewno nieco czułości nikomu nie zaszkodzi, a wręcz utwierdzi ją w tym przekonaniu w którym będzie musiała tkwić przez najbliższy czas, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nasze życie wcale nie wali się nam na głowę.
Mam jeszcze łącznie tydzień przed moim pierwszym dniem pracy. W grafiku były rozpisane godziny, w trakcie których muszę być w klubie. Było to mniej więcej co drugi dzień przez kilka godzin, oraz w piątkowe i sobotnie wieczory. Jednak już podejmując decyzję, że mam zamiar nadal rżnąć głupa przed Kitsune wiedziałam, że będę spędzać tam cały czas, podczas którego teoretycznie powinnam być w pracy. Ciekawe dlaczego robienie nadgodzin zostało wyszczególnione jako legalne. Czyżby większość ludzi podpisujących ten cyrograf chcieli ukrywać przed światem swój dług?
Licznik słów: 2330
Data napisania: 28.12.2020, 15.02.2021
Od kolejnego rozdziału już oficjalnie będziemy lecieć z jak ja to lubię mówić "herbatą". Oj... Będzie się działo. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro