Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. "Nie wie"

- Jak rozmawiało się z Ishido? - Zaczął Afuro na kolejnym spotkaniu rebelii. Ledwo udało nam się zabezpieczyć obroże a ten przy wszystkich zaczyna tak drażliwy temat. Syknęłam pod nosem zauważając, jak Eve i Ringo spoglądają w naszym kierunku zaineresowani.

- Dobrze, wyjaśniliśmy sobie co nieco. - Uśmiechnęłam się delikatnie bawiąc się palcami za plecami. Usiedliśmy w końcu w kwadracie zrobionym z krzeseł.

- Wyjaśniliście? - Dopytywała Hana zaintrygowana.

- Tak, wyjaśniliśmy. - Jej wzrok wyrażał, że musi wiedzieć więcej. Westchnęłam więc i uważając na każde słowo zaczęłam mówić. - Rzecz biorąc znamy się już długo, dłużej niż istnieje Meteora. - Otworzyła szerzej oczy. - W naszej znajomości wystąpiło sporo zgrzytów, które potrzebowaliśmy sobie nawzajem wytłumaczyć. Zachowałam u niego wszelkie środki ostrożności i jestem pewna, że nie powiedziałam za wiele w żadnym temacie. - Z jakiegoś powodu kompletnie nie czułam się źle z faktem, że kłamię im w żywe oczy. Wcale nie chciałam wyjaśniać z Gouenjim spraw dawnych miłości, czy zwiedzać jego mieszkania.

- Czyś ty zwariowała? - Shouko podniosła się z krzesła zgrzytając zębami. - Spoufalasz się z człowiekiem, który niszczy nasze życia, bezcześci ciała i doprowadza na skraj zdrowia psychicznego? I to po to, aby wyjaśnić sobie brudy z podstawówki? - Jej głos wywoływał na moich plecach wyraźne ciarki, jednak nie chciałam dać sobie tego po sobie poznać. Afuro tylko wpatrywał się w całą sytuację rozbawiony wyprowadzając mnie jeszcze bardziej z równowagi. Ichiro jedynie uważnie się nam przyglądał pilnując, by nie doszło do rękoczynów.

- Dlaczego od razu podchodzisz do tego tak brutalnie? - Zaczęłam równie spokojnym głosem co przedtem. - Udało mi się wyciągnąć z Ishido coś, co może się nam przydać. - Nie kłamałam. Jedyne czego się bałam to to, że... Shuuji kłamał.

- Słucham. - Usiadła z powrotem zaplatając ręce na piersi.

- Jak udało mi się wywnioskować słabym punktem Ishido jest Afuro. - Barmanka przytaknęła dobrze zdając sobie sprawę z tego punktu mojej wypowiedzi. - Jednak jak się okazuje, tym słabym punktem mogę być również ja. - Uniosła jedną brew jakby szydząc z moich słów. Nie miałam jednak zamiaru się tym przejmować i kontynuowałam. - Mówił, że przeszło dziesięć lat temu czuł coś do mnie. Dziecięce zaloty i tak dalej, jednak... Jak się okazuje niedawno to uczucie się w nim obudziło. - Mówiłam gestykulując rękami.

- Skąd masz taką pewność? - Prychnęła. - Mógł powiedzieć dosłownie wszystko, bylebyś zaczęła mu współczuć. Ten człowiek nie ma granic, ani poczucia wstydu. - Wzrok Afuro ciągle przeskakiwał z Eve na mnie i na odwrót, a z jego twarzy nie znikał uśmiech.

- Sprzwdzimy to. - Zapewniłam.

- Niby jak?

***

- Ile mi za to zapłacicie? - Zapytała Pixie, gdy przedstawiliśmy jej plan działania. Widać, że nie była nim szczególnie zainteresowana, jednak osoba z problemami finansowymi nie mogła odmówić...

- Trzydzieści tysięcy jenów.* - Zapewniłam wachlując przed nią banknotami. Eve stała właśnie za mną, podczas gdy Afuro właśnie dawał swój sobotni występ. Zawsze wtedy pokój personelu pozostawał pusty z samotną Sachi w środku.

* - ok. tysiąc złotych.

- Tch. Niech wam będzie. - Prychnęła przechwytując ode mnie pieniądze. I tak zarobiłam dzisiaj na tyle dużo, że ze spokojem uda mi się zapłacić dzienne minimum. Z resztą już za niedługi czas nie będzie istniało coś takiego, jak dzienne minimum...

Plan był idealny. Ja i Kimura przeważnie szwędamy się od niechcenia po głównym pomieszczeniu w trakcie, gdy Afuro daje występ. Wtedy ludzie od Ringo mają wkroczyć do akcji. Gdy będziemy stać na dwóch końcach pomieszczenia zaatakują nas. Takie sytuacje zdarzają się stosunkowo często, jednak przeważnie, gdy nie ma Ishido na sali. Dziś jednak jest ze wszystkimi swoimi ludźmi i mamy zamiar zobaczyć jak zareaguje.

Ustawiłyśmy się w wyznaczone miejsca, a Afuro puścił nam sygnał ze sceny. Reszta rebelii wraz z Pixie oddały gest dając do zrozumienia, że jesteśmy gotowe. Wtedy właśnie dwóch równie wielkich jak Ringo mężczyzn wstało ze swoich miejsc niby przypadkiem kierując się w naszą stronę.

Jeden krok,

Drugi krok,

Trzeci krok,

Start.

Oboje wyciągnęli pistolety ze swoich marynarek i zakrywając nam usta przyłożyli je do głowy. Nagle migające światła i głośna muzyka zgasły zastąpione ostrym, jasnym światłem żarówek i naszym stłumionym krzykiem.

Normalnie w takiej sytuacji powinien wkroczyć oczywiście ochroniarz, jednak tak się złożyło, że Ringo został przytrzymany i nie mógł podejść z pomocą, a reszta bramkarzy z jakiegoś dziwnego powodu się ulotniła...

- Wszyscy ręce na głowę i na ziemię! - Wykrzyknął mężczyzna, który trzymał Sachi. Pistolet był atrapą, więc nie było możliwości, by którejś się coś stało. Mimo to jednak czułam jak od góry do dołu oblewa mnie strach i zimny pot.

Nikogo z uczestników akcji nie poinformowaliśmy o niej, dlatego wyraźnie widziałam strach w oczach Mikiego, który stał dość niedaleko.

Nareszcie nadeszło to, na co wszyscy czekaliśmy. Ishido jak gdyby nigdy nic wstał ze swojego miejsca. Nie widziałam za wiele, ponieważ stałam kompletnie po drugiej stronie pomieszczenia, zaś on, Akira i reszta jego ludzi siedzieli w pierwszych rzędach pod sceną.

Najpierw obleciał swoim wzrokiem scenę, gdzie Terumi miał za zadanie posłusznie wykonać rozkaz i udawać, że również przejął się takim obrotem wydarzeń. W końcu odwrócił się w moim i Sachi kierunku. Którą uratujesz jako pierwszą?

Wyszedł zza kanapy i pokierował się...

W moim kierunku.

Wygrałam.

Spojrzałam w stronę Eve, która pomimo udawania równie przestraszonej ciągle trzymała oko na Shuujim obserwując każdy jego najmniejszy ruch.

- Serio myślisz, że ktokolwiek przestraszy się tej atrapy? - Złapał faceta o pół głowy wyższego od niego za rękę i ją wykręcił. Sztuczna broń upadła na ziemię, a po pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy wrzask mężczyzny. - Nic ci nie jest? - Zapytał, gdy udając, że chwieję się na nogach upadłam na niego.

- Tak, wszystko okej. - Spojrzałam na Kimurę sugerując mu, co powinien zrobić. Zaraz potem jednak Ringo uwolnił się od fałszywego zbója i również ruszył do akcji "ratując" dziewczynę.

Shuuji uśmiechnął się cicho po czym pojrzał jednoznaczne spojrzenie w stronę baru. Znów ruszyła muzyka, znów wróciły ledowe światła, a Terumi wznowił swój występ. Podstawieni mężczyźni zostali wyniesieni z miejsca zdarzenia i jak gdyby nigdy nic zabawa kręciła się dalej.

Gouenji w końcu wrócił na swoje miejsce, a ja zadowolona z siebie usiadłam na stołku barowym.

- A nie mówiłam? - Zaczęłam, gdy Eve w końcu mnie zauważyła.

- Super. i co dalej zamierzasz zrobić z tą informacją? - Zapytała agresywnie odkładając kieliszek na swoje miejsce.

- Porozmawiamy o tym potem, dobrze? - Potem sugerowało w tym kontekście na spotkaniu rebelii. Hana przytaknęła, po czym ja wróciłam, by dalej afirmować Meteorę.

***

- Ta sytuacja dzisiaj... - Już miałam wsiąść do samochodu, jednak głos w zacienionej uliczce mi to uniemożliwił. Yui... - Jaki mieliście cel w pozorowaniu napadu z bronią w ręku? - Zapytała spoglądając głupkowatym wzrokiem w moim kierunku.

- Nie interesuj się. - Westchnęłam. Ta jednak nie pozwoliła mi odejść i kontynuowała swój monolog.

- Z daleka widać było, że ci faceci byli podstawieni. Co chciałaś tym osiągnąć? - Złapała mnie nagle za ramię zatrzymując w miejscu.

- Już raz wyraźnie ci powiedziałam, że to nie-jest-twoja-sprawa. - Wyraźnie zaakcentowałam ostatnie słowa, jednak ciągle to do niej nie dotarło.

- Dlaczego więc potem się dziwisz, że nie stoję po waszej stronie? - Tymi słowami sprawiła, że przestałam się wyrywać. Zauważyła to, więc dalej kontynuowała. - Od pierwszego dnia stawiacie mnie w roli czarnego charakteru, podczas gdy ja dokładnie tak jak wy chcę uzbierać na spłatę swojego długu.

- ile wynosi twój dług? - Zapytałam ciągle się nie odwracając. Ta odpowiedziała bez zastanowienia:

- Aktualnie jest to 140 milionów. - Dzięki tym słowom poczułam, jak spada mi kamień z serca. Więc się myliłam? Naprawdę? To po prostu podobne nazwisko. - Ale... Na początku było to 168 milionów. - Dosłownie miałam wrażenie, że wbija mi ostry sztylet prosto w serce.

***

- Od dawna trudzi się pan hazardem? - Zapytałam od niechcenia bawiąc się żetonem.

- Tak, od dawna... - Odparł zestresowany zachrypniętym głosem. - A to będzie najpewniej moja ostatnia rozgrywka w życiu...

- Tak? Dlaczego? - Nie poczułam żadnego współczucia wobec tego, czemu będzie to ostatnia rozgrywka w jego życiu. Wbrew pozorom dobrze to wiedziałam.

- Gram od wielu lat... Nie tylko przez zbyt wysokie stawki, ale też przez pożyczki od szemranych ludzi i kredyty nie jestem w stanie ich spłacić. - Mówił przelatując wzrokiem po planszy. W końcu spojrzał na mnie i powiedział smutnym tonem: - Jeśli dzisiaj wygram, zapłacę wszystko, co jestem komukolwiek winien. Jeśli przegram, popełnię samobójstwo. - Zapewnił. Westchnęłam tylko przeciągle zaciekawiona tylko jednym:

- Więc ile wynosi twój dług? Naprawdę nie da się go już spłacić po prostu pracując? - Prychnęłam śmiechem.

- 168 milionów. - Odparł.

***

Więc...

- To nie jest mój dług. - Dodała po chwili. - To dług mojego brata. Był uzależniony od hazardu i nie było dnia, w którym by nie grał. - Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Zaczęłam szybko mrugać nie chcąc, by spłynęły. Oszukiwałam się, że to nie jest prawda. Że tylko mi się wydaje. Że tego nie zrobiłam. Że karma teraz do mnie nie wraca. - Któregoś dnia poszedł zagrać w kasynie w centrum miasta. Gdy wychodził z domu obiecał, że będzie to jego ostatnia rozgrywka. - Przełknęłam ślinę dobrze wiedząc, co usłyszę. - Nie wrócił do domu. Policja i media podawały, że był to nieszczęśliwy wypadek. Że zasłabł w nocy na zimnie i wymroził swój organizm. - Jej palce na moim ramieniu z każdą chwilą wbijały się coraz bardziej. - Aoi. - Zwróciła się do mnie po pseudonimie. - Ty grałaś w tamtym kasynie... Ty widziałaś go po raz ostatni... Co się z nim stało? - Jej głos drżał wyraźnie. A więc...

Więc ona nie wie?

Ona nie wie, że ja...

Że ja go zamordowałam?

Nie wie tego?

Myśli, że naprawdę popełnił samobójstwo doprowadzając się do wyziębienia?

Że przegrał ze mną i tak to się dla niego skończyło?

Więc nie przyszła do Meteory aby się na mnie zemścić?

Ishido nie przyjął jej do Meteory, aby zobaczyć co wyniknie z tego starcia?

Niekontrolowanie na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Łzy w oczach dawno się wycofały i nawet nie pamiętałam, że kiedykolwiek tam były. Nie chciałam się śmiać. Musiałam udawać skruchę, choć tak bardzo się cieszyłam, że poszło tak gładko, a tak bardzo się bałam.

- Przegrał... - Mruknęłam najbardziej skruszonym głosem, na jaki tylko było mnie stać. Momentalnie uderzyła z niewielką siłą pięścią w moje plecy opierając się o nie. Słyszałam, jak cicho pochlipuje i czułam, jak jej łzy wsiąkają w materiał mojej kurtki. - Tylko tyle wiem. - Dodałam. - W trakcie rozgrywki mówił, że to jest jego ostatnia. Że jeśli wygra spłaci wszystkie swoje długi i zacznie nowe życie, a jeśli przegra, że...

- Rozumiem. - Pozbierała się po chwili cofając ręce. W końcu wzięłam wdech i odwróciłam się w jej kierunku. Starałam się wyrażać tak wiele skruchy i współczucia, na jak wiele było mnie stać. Trzęsłam się, ale nie ze smutku, a z zimna. Nie chciałam już tu dłużej stać, a wsiąść w samochód, wrócić do domu i oznajmić radośnie Kitsune, że jednak los nie jest przeciwko mnie. Yui nagle podeszła o krok do przodu i mnie przytuliła. - Przepraszam. - Wyjęczała przepraszając za niepotrzebny dotyk.

- Nie masz za co. - Westchnęłam niechętnie oddając czułość. Również objęłam ją w swoje ramiona, musiałam się w tym celu schylić, ponieważ była nieco niższa. Jej usta były niemalże idealnie przy moim uchu, więc dokładnie słyszałam jej nieustające pociąganie nosem i łzy, które spadały na moje ramię. Głaskałam ją po włosach i plecach ciągle pocieszając i pozwalając, aby płakała. W głębi duszy jednak odliczałam sekundy, aż zostawi mnie w spokoju.

- Aoi? - Zapytała nagle odsuwając się delikatnie. Zdziwiłam się, bo jej głos nie brzmiał już na tak załamany, jak przedtem. Wciąż się łamał i było słychać, że ciągle płacze, jednak brzmiał już znacznie pewniej, niż przedtem.

- Tak? - Dziewczyna odsunęła się, po czym spojrzała mi w oczy.

- Dlaczego kłamiesz? - W jej głosie już nie było żadnej skruchy i żadnego załamania. Był pewny siebie, czysty, bez najmniejszego zająknięcia.

Zamarłam. Patrzyłam w jej stronę przez dłuższą chwilę czując, jak jej wzrok wypala we mnie dziurę na wylot. W końcu przełknęłam ślinę i przełamałam się:

- A-ale o czym mówisz? - Ciągle starałam się rżnąć głupa. Trzymając ręce za plecami bardzo dobrze czułam, jak mocno się trzęsą. - Grałam z twoim bratem dawno temu... Przegrał, to fakt, jednak miałam takich jak on codziennie kilku. Płakanie za nim nie przywróci go do życia. - Wciąż starałam się udawać skruchę.

- Tak, jasne. - Westchnęła, po czym wyminęła mnie i odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Patrzyłam przez moment w kierunku, w którym odeszła, jednak w końcu zdałam sobie sprawę, jak bardzo marznę. Dopiero to mnie rozbudziło i odeszłam do samochodu.

Licznik słów: 2040

Data napisania: 10.10.2021/17.10.2021

No, Yui powraca i jak to ona robi szubidubidab. Ach... Nadal jestem dumna z tego wątku uwu To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro