26. "Miłość"
- Dobry wieczór. - Przywitałam się cicho zamykając drzwi za sobą.
- Dobry wieczór. - Odpowiedział mi tym samym. Zaraz podniósł wzrok znad komputera i spojrzał na mnie jakby pytającym spojrzeniem. - Coś się stało? - Brzmiał nazbyt miło jak na niego, te słowa kompletnie nie pasowały do jego osoby.
- Cóż... - Zająknęłam się. Nie chcąc dalej stać jak słup soli pod drzwiami usiadłam na tej samej kanapie, co ostatnio. - Można tak powiedzieć. - Zamknął laptopa, po czym zaraz znalazł się na miejscu przede mną. Jego wzrok i wyraz twarzy wyrażał głębokie zaciekawienie. Jak zawsze przytłaczała mnie jego osoba przez presję, tak teraz przez ciekawość wymalowaną na jego twarzy.
- Więc proszę, mów. O co chodzi? Z czym przychodzisz? - Usiadł w delikatnym rozkroku i opierając łokcie na udach splótł palce dwóch rąk ze sobą. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
- Mam głębokie obawy odnośnie nowej hazardzistki, Mary. - Póki co wszystko szło zgodnie z planem, oprócz jego dziwnej, nazbyt zaciekawionej aury. Pilnowałam, by nie powiedzieć o niej prawdziwym imieniem, aby nie wydać, że dobrze je znam. Pracownicy nie powinni znać nawzajem swoich prawdziwych imion.
- Tak? Jest w niej coś nie tak? - Przypomniały mi się jego firmowe słowa "nie pytaj o nic, bo i tak nie odpowiem".
- Można tak powiedzieć... Dlaczego... - Nie wiedziałam, czy zwrócić się do niego na "pan", czy na "ty". Po chwili namysłu zdecydowałam się na bezosobową formę. - Dlaczego została ona przyjęta, chociaż wszystkie miejsca na tym stanowisku były już zajęte?
- Skąd wiesz, że wszystkie stanowiska były już zajęte? - Dobrze potrafił podejść człowieka i wypytać o wtyki w rebelii. Na szczęście udało mi się przewidzieć to pytanie i naszykować sensowną odpowiedź.
- Ponieważ wiem, ile stanowisk do hazardu jest na pierwszym piętrze Meteory. - Swoim tonem chciałam podkreślić jak bardzo bezsensowne jest jego pytanie i jak oczywista jest odpowiedź na nie. - Gdy zaczęłam pracować w Meteorze dostałam swój osobny pokój do hazardu. Na drzwiach znajduje się tabliczka z moim pseudonimem. Oprócz mojego jest jeszcze kilka, na których są pseudonimy innych osób, a z tego co zauważyłam na żadnym z nich nie pojawił się ten należące do Mary. - Doprecyzowałam. Nastała krotka chwila ciszy, najwidoczniej zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Hazard przynosi Meteorze najwyższe zyski. - Podniosłam wzrok zaintrygowana jego słowami. - Klub ma bardzo okrojone i konkretne wydatki. W końcu zarobione pieniądze idą na spłacenie waszego długu, a te na wypłaty nie biorą się znikąd. Hazardziści są w stanie pracować na głównej sali i tam grać z klientami, nawet jest to bardziej opłacalne niż osobne pokoje, do których trzeba prowadzić klientów. - Wybrał zasłanianie się zasadą "jak nie wiesz o co chodzi, chodzi o pieniądze". Nie chciałam mu w to wierzyć. - Teraz rozumiesz?
- Rozumiem. - Westchnęłam. Bardzo łatwo owinął mnie sobie wokół palca. Praktycznie skończyły mi się inne zagrywki, z których mogłabym skorzystać. - W takim razie dlaczego reszta hazardzistów wciąż gra w pokojach? Nie łatwiej byłoby nas również ustawić na środku planszy?
- Niestety nie łatwiej. Fakt, pokoje mogłyby stać puste, jednak im więcej hazardzistów odbierających uwagę klientów od sceny, tym mniej zysku dla striptizerek. W ostatecznym rozrachunku pieniędzy byłoby tyle samo co teraz, jednak striptizerki zarabiałyby mniej. Co za tym idzie o wiele dłużej zbierałyby na naprawę długu, a wszyscy pracownicy powinni mieć równe szanse. Nie ważne, na jakiej są pozycji. - Dość mocno gestykulował rękami. Jego ton, gestykulacja i sposób, w jaki się wypowiadał i jak dobierał słowa sprawiał, że wręcz nie dało się go nie słuchać. Miałam ochotę mu wręcz teraz uwierzyć i po prostu wyjść, jednak wiedziałam, że spłacanie długu pracowników tak naprawdę nie jest tym, czym zajmuje się Meteora.
Potakiwałam delikatnie słuchając jego frazesów. Bardzo nie podobało mi się, jak zamykał mi wszystkie możliwe drogi do dalszej dyskusji. Aby dalej drążyć temat musiałabym narazić się na to, że odkryje fakt na nowo pracującej rebelii.
- Rozumiem... - Westchnęłam w końcu. Nagle wstał, po czym podszedł do oszklonej szafki z której wyciągnął butelkę alkoholu i dwie szklanki. Postawił je na stole, po czym zaczął polewać. - Ja dziękuję, jestem samochodem. - Oznajmiłam widząc, jak napełnia płynem drugą szklankę. Dalej ignorując moje słowa wrzucił do każdej po dwie kostki lodu.
- Odwiozę cię, nie ma problemu. - Westchnął podnosząc szkło. - Ewentualnie zrobi to Shuuhei, jeśli mi nie ufasz. - Napił się. Przełknęłam powoli ślinę. Robiło się dziwnie...
Nie zdziwiłabym się, gdyby polał alkoholu na początku rozmowy, aby popijać go w trakcie. Jednak wyglądało na to, że rozmowa zmierza ku końcowi. Widocznie nie planuje jeszcze szybko mnie wypraszać. Było o wiele więcej powodów za tym, by nie pić, jednak chęć zdobycia interesujących informacji była o wiele silniejsza. Trzęsącą ręką chwyciłam swoją szklankę, po czym upiłam niewielki łyk. Skrzywiłam się delikatnie czując smak whisky, jednak nie chciałam pokazywać, że mi nie smakuje. Ishido uśmiechnął się widząc jak poddaje się kontynuacji rozmowy, jednak zaraz wrócił do swojego poprzedniego wyrazu twarzy.
- Jak podoba ci się w Meteorze? - Zapytał nagle przerywając ciszę. Podniosłam na niego wzrok zastanawiając się nad odpowiedzią. Dziwnie było mi z nim rozmawiać w ten sposób wiedząc, co działo się na naszym ostatnim spotkaniu. On zachowywał się, jakby kompletnie nic się nie wydarzyło...
- Jest w porządku. - Mruknęłam cicho. Skupiłam wszystkie nerwy w swoim ciele, aby mój głos się nie załamał i na szczęście mi się udało. Wolną ręką odsunęłam kołnierzyk koszuli od swojej szyi czując oblewający mnie zimny pot. Z każdą kolejną chwilą i myślą ta rozmowa ekscytowała mnie coraz bardziej.
- Coś więcej? - Ponownie zanurzył usta w cieczy. Nie odrywał ode mnie wzroku ani na sekundę, a jego ciemne tęczówki wręcz przeszywały mnie na wylot.
- Hm... - Westchnęłam zastanawiając się nad odpowiedzią. - Podoba mi się. Na pewno jest bardziej interesująco niż w moim poprzednim kasynie. - Nie chciałam kontynuować tej wypowiedzi, jednak jego wzrok pokazywał, że chce wiedzieć więcej. - Tam jednak przychodziłam, by tylko grać i zaraz wrócić do domu. W Meteorze bardzo podoba mi się ten specyficzny klimat... Pomiędzy kolejnymi zakładami po prostu rozmawiamy na dole między sobą, często opowiadamy sobie jakieś głupie historie i zachowujemy się jak zwykli koledzy po fachu. W kasynie byłam zdana sama na siebie... - Miałam nadzieję, że on również zacznie mówić coś więcej o sobie. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dyktatorem przed którym muszę udawać jak to w kraju genialnie żyje się pod jego rządami.
- Cieszę się. - Uśmiechnął się delikatnie, po czym znów wysączył nieco napoju ze szklanki. W jego naczyniu została już tylko połowa, podczas gdy moje było nadal praktycznie pełne. Przez to zdecydowałam się po raz drugi zbliżyć szklankę do swoich ust. - W ogóle... - Zaczął nagle. - Wiesz, że w liceum się w tobie podkochiwałem?
Momentalnie poczułam jak moje gardło się zaciska uniemożliwiając przełknięcie cieczy. Przez to zaraz oderwałam szkło od swoich ust i zaczęłam się krztusić. Ishido widocznie się tym przejął, ponieważ wstał i chciał mi pomóc, jednak zatrzymałam go gestem ręki.
- Słu...cham? - Wybełkotałam pomiędzy chaotycznymi, głębokimi wdechami. W końcu zaczęłam normalnie oddychać, a on wrócił na swoje miejsce.
Spodziewałabym się dosłownie wszystkiego. Że opowie mi o swoich studiach, o tym, jak założył Meteorę, jak poznał Akirę, coś zza kulis Meteory, dlaczego nie przyszedł na mój ślub... Ale że dziesięć lat temu się we mnie podkochiwał?!
- Cóż... - Jego wzrok w końcu oderwał się ode mnie i zaczął patrzeć gdzieś w dół zbierając myśli. - Po prostu byłaś inna. - Posłałam mu pytające spojrzenie. - W tamtym czasie miałem mnóstwo dziewczyn. Co tydzień inna, coraz lepsza. Ładne, z dobrymi ocenami, starsze, studentki, mogłem mieć dosłownie każdą... - Kolejnym łykiem opróżnił jedną czwartą pojemności szklanki. Powoli stukał paznokciami o szkło jakby odreagowując nerwy. Rola tego stresującego się rozmową nagle się zamieniła. - ...Ale wszystkie były takie same. Nudne. - Założyłam nogę na nogę wpatrując się w niego intensywnie. - A ty od samego początku mnie zaintrygowałaś. - W końcu spojrzał na mnie, przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Chyba w naszej pierwszej rozmowie spytałam, czy jesteś gejem... Jeśli dobrze pamiętam. - Pochyliłam się delikatnie do przodu. Shuuji prychnął śmiechem i pokiwał głową również przypominając sobie tę sytuację.
- No właśnie. A potem zaczęliśmy się przyjaźnić kompletnie przez przypadek. - Wspominał dalej. - Pamiętam tamten wieczór na wycieczce kilkudniowej, gdy nagle wyciągnęłaś mnie z pokoju, gdy płakałaś. Nawet nie wiesz, jak bardzo... - Nagle jakby otrząsnął się i zdał sprawę z tego, jak bardzo się przede mną otwiera. Jego oczy się rozszerzyły i patrzył z wytrzeszczem gdzieś za mnie. Gestem ręki jednak pokazałam, aby się nie krępował. Nie są to co prawda informacje, po które tutaj przyszłam, jednak warto znać jego słabe punkty. - Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to wtedy ucieszyło. Że... Po pomoc i pocieszenie przyszłaś właśnie do mnie. - Jego głos zaczął się delikatnie łamać. Już nie brzmiał tak pewnie i przerażająco jak zawsze. Bardziej przypominał tego Gouenjiego sprzed dziesięciu lat.
- Ale... - Odezwałam się, przez co podniósł swój wzrok na mnie. - Skoro się we mnie podkochiwałeś, dlaczego popchnąłeś mnie do związku z Kitsune? - Zapytałam. Od początku mi coś nie pasowało w tym jego zwierzeniu. Gdyby naprawdę mnie kochał i chciał ze mną w tamtym czasie być najpewniej przez zazdrość za żadne skarby nie pozwoliłby mi odejść do kogoś innego. A on zrobił coś kompletnie odwrotnego.
- Wiedziałem, że o to zapytasz. - Westchnął uśmiechając się delikatnie. Pokręcił głową jakby próbując zebrać myśli do kupy. - Możesz mi w to nie uwierzyć, bo większość ludzi tak by nie postąpiło. Ja po prostu chciałem, byś była szczęśliwa. To wszystko. - W końcu opróżnił szklankę do końca. Może to przez alkohol stał się taki wylewny? Ma aż tak słabą głowę?
- Nie wolałeś, bym była szczęśliwa z tobą, albo coś w tym stylu? - Drążyłam dalej nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- Wolałem. Oczywiście, że wolałem. - Zaśmiał się. - Z tym, że po prostu się spóźniłem. - Wzruszył ramionami. - Orientowałem się po części co działo się u ciebie w tamtym czasie i wiedziałem, że to Kitsune cię z tego uwolniła. Z nią byłaś i chyba wciąż jesteś szczęśliwsza, niż byłabyś ze mną. - Oparł łokcie o oparcie kanapy.
- Ale nadal... - Drążyłam temat wciąż nie rozumiejąc jego postępowania. - Dlaczego po skończeniu szkoły stopniowo zrywałeś ze mną kontakt, a potem nawet nie pojawiłeś się na moim ślubie? Ja na twoim miejscu za żadne skarby nie pozwoliłabym tej osobie odejść.
- To nie jest tak, że bez bólu serca zdecydowałem o tym wyjściu. - Wyjaśniał dalej. - Bardzo chciałem ciągle utrzymywać z tobą kontakt i być obok. Ale w ten sposób nigdy nie poradziłbym sobie z tym uczuciem. Nie widząc się z tobą na co dzień o wiele łatwiej było mi z czasem o tobie zapomnieć i nie myśleć sobie "a co by było, gdyby jednak..." - Zrobił cudzysłów palcami. - A na ślubie bym się chyba popłakał widząc was dwie, szczęśliwe i siebie jako trzecie koło u wozu. - Prychnął śmiechem.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę analizując te słowa. Kompletnie nie wiedziałam na ile mówił prawdę, a na ile kłamał. Jednak po gestykulacji, która wskazywała na ewidentny stres z jego strony mogłam stwierdzić, że na pewno nie jest to stu procentowe kłamstwo. W jego słowach musi być choć ziarnko prawdy. Pomachałam głową otrząsając się z nagłych rozmyślań. Później będzie czas, aby to wszystko przemyśleć. Teraz warto było wyciągnąć z niego jak najwięcej.
- A jak dzisiaj się z tym czujesz? - Spojrzał na mnie pytająco. Wyraźnie sugerował, że mam to powiedzieć dosłownie. Przewróciłam oczami. - Nadal coś do mnie czujesz?
- To skomplikowane. - Westchnął. Czułam, jak cała ta rozmowa z każdą chwilą coraz bardziej wyglądała jak sesja u psychologa. - Z początku, gdy dowiedziałem się, że to ty przyjdziesz na rozmowę nic nie poczułem. Tak było też podczas naszej pierwszej rozmowy. Ale potem, gdy drugi raz byłaś u mnie... - Przełknęłam ślinę. Zbyt wyraźnie pamiętałam co wtedy się działo i kompletnie nie chciałam, by mówił to, co miał zamiar właśnie powiedzieć. - ...chyba to delikatnie wraca. - Splótł swoje dłonie ze sobą patrząc w podłogę. Przez spuszczoną głowę jego długie włosy opadły mu na twarz, przez co nie mogłam jej dostrzec.
- Wiesz, że z mojej strony to nigdy nie będzie to samo? - Zapytałam w końcu chcąc przywrócić u niego zdrowy rozsądek. Podniósł w końcu głowę i palcami zaczesał włosy do tyłu.
- Wiem. - Odpowiedział cicho. - Chodź. - Nagle wstał z miejsca i stanął obok mnie. - Oprowadzę cię. - Podał mi rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona. Chce mnie oprowadzić po domu? To wcale nie tak, że już zdążyłam sama się oprowadzić... Z komentarzem na pewno będzie to ciekawsze. Niepewnie również podałam mu rękę i pozwoliłam podnieść się z miejsca.
Licznik słów: 2081
Data napisania: 19.09.2021/26.09.2021
XDDDD jak tam wasza reakcja na tę SzOkUjĄcĄ wiadomość? XD To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro