Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. "Scena"

- Afuro? - Zapytała nagle skrobiąc coś na kartce. Spojrzałem na nią pytająco. - Jesteś coraliną, prawda? - Spojrzała na mnie, jakby było to najważniejsze pytanie na świecie. Bardzo często mówiła o jakichś dziwnych rzeczach. Tak było też dzisiaj, nie miałem pojęcia, o czym mówi.

- Słucham? - Spytałem dając jej do zrozumienia, aby wytłumaczyła. Wstałem spoglądając na kartkę. Widziałem kilka linijek tekstu, jednak zanim zdążyłem cokolwiek przeczytać zakryła go ręką.

- A nieważne. - Uśmiechnęła się, po czym odwróciła wracając do pisania.

***

Powiedz mi swoje prawdy

Coraline, Coraline, powiedz mi swoje prawdy

Pierwsze linijki nie dawały mi nic wielkiego do zrozumienia. Przez to, że tekst był tłumaczeniem, a nie oryginalną piosenką mogłem czytać go tak, jakby był zwykłym, najzwyklejszym tekstem.

Coraline, piękna jak słońce

Wojowniczko o gorliwym sercu

O oczach jak czerwone róże

[...]

Ale Coraline nie chce jeść, nie

Coraline chciałaby zniknąć.

Czytając ten wers poczułem momentalny, obezwładniający ból głowy. Znów poczułem jej obecność, ale mimo to starałem się czytać dalej.

I Coraline płacze

Coraline się lęka

Coraline chce morza, ale boi się wody

A może to morze jest w niej?

- Przestaniesz? - Syknąłem cicho do Ryoko, która za mną stała cicho podśpiewując oryginalne wersy, które czytałem w tłumaczeniu.

Nie mam zamiaru

Przewróciłem tylko oczami, po czym szybko omiotłem ostatnie wersy piosenki, która nagle się urwała.

A może rzeka jest w niej?

Po ostatnim wersie widziałem tylko pokreślony wielokrotnie jakby w gniewie tekst. Takimi bazgrołami było pokrytych kolejnych kilka stron. W końcu na samym końcu tych bazgrołów widniała jedna linijka tekstu.

"Teru, dokończ to kiedyś"

Spojrzałem na bok na Ryoko, która już zdążyła rozsiąść się na biurku, by patrzeć na kartkowane przeze mnie strony.

Zaczynasz mnie irytować.

- I vice versa. - Westchnąłem, na co ta prychnęła. Przełknąłem ślinę patrząc na jej pustą twarz. - Czego jeszcze chcesz ode mnie? - Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym wskazała podbródkiem na otwarty zeszyt. - Mam to dokończyć? Dlaczego? - Pytałem dalej nie rozumiejąc co ma na myśli.

Jednak ta nagle się rozpłynęła. Melodia piosenki ucichła, a Ryoko zniknęła. Rozejrzałem się po pustym pokoju oddychając ciężko. Miałbym to dokończyć? Dlaczego? Ta piosenka jest dla niej aż tak ważna?

Westchnąłem przeciągle, po czym schowałem notes do skrzynki, a skrzynkę do szafki na klucz. Chciałem pozbierać myśli, więc wróciłem do sypialni, po czym wyszedłem na balkon opierając się o barierkę.

Kogo interesowała minusowa temperatura w środku nocy, gdy jest się niemalże nagim? Na pewno nie palacza w potrzebie zapalenia.

Zapaliłem papierosa zaciągając się dymem. Puściłem obłoczek śledząc wzrokiem, jak powoli unosi się w górę. Westchnąłem cicho czując, jak nikotyna oczyszcza mój umysł. Przez wiecznie powtarzający się natłok myśli niesamowitą satysfakcję mi sprawiały momenty, gdy mogłem po prostu się wyłączyć.

Przez myśl przeszły mi te dni gdy ćpałem i w ten sposób oczyszczałem swój umysł. Po heroinie nie liczyło się dla mnie nic. Cały świat był daleko za mgłą, a ja tak naprawdę nie istniałem.

Poczułem, jak ktoś mnie obejmuje.

Ishido...

- Dlaczego nie śpisz? - Szepnął do mojego ucha chuchając na nie ciepłym powietrzem, przez co przeszedł mnie delikatny dreszcz. Przełknąłem ślinę nie chcąc tłumaczyć się z prawdziwego powodu. Oboje dobrze wiemy, jak by to się skończyło...

- Nie mogłem zasnąć. - Westchnąłem odwracając się w jego stronę. Trzymał swoje ręce na barierkach po obu stronach mojego ciała tak, że nie mogłem uciec. Widocznie również ignorował zimno, jakie otulało nasze ciała z racji początków grudnia.

- Nie siedź tyle na tym balkonie, przeziębisz się. - W jego głosie słyszałem troskę. Gdzieś w środku cieszyłem się, że się o mnie martwi. Starałem się jednak tego nie pokazywać.

- Tylko dokończę. - Zapewniłem ponownie wkładając do ust papierosa, by zaraz dmuchnąć mu dymem prosto w twarz. Zignorował to i korzystając z okazji również się zaciągnął.

- Jak w Meteorze? - Spytał nagle zmieniając temat. - Ciężko z tą ręką? - Stanął w końcu obok mnie również opierając się o barierkę. Spuściłem głowę zastanawiając się co odpowiedzieć.

- Mogło być gorzej. Klienci się trochę niecierpliwią, ale raczej zdają sobie sprawę, że z niesprawną ręką nie dam rady śmigać na rurze. - Zaśmiałem się cicho znów spoglądając na nasz ogród przed domem.

- Myślałeś może o tym, by dopóki się nie wyliżesz wrócić do śpiewania? - Zaproponował, czym momentalnie wymalował wielkie zaskoczenie na mojej twarzy.

- Jak to wrócić? - Nie pamiętałem, żebym kiedykolwiek w Meteorze śpiewał. To było bardzo dawno temu i chyba tylko kilka razy...

- Tak jak na rocznicę powstania Meteory. - Westchnął kręcąc głową z dezaprobatą. Rzeczywiście było coś takiego. - Nie pamiętasz? Wtedy za moją zgodą mieliście jeden weekend bez dziennego minimum, gdzie wszystkie drinki były za darmo, każdy robił co tylko chciał, a ty zamiast tańczyć na rurze śpiewałeś i grałeś na pianinie. - Zastanowiłem się przypominając sobie tamten dzień.

***

- Wybiła godzina dwudziesta pierwsza! Z tej okazji dziś wyjątkowo dla was, nasza wielka gwiazda obdarzy was swoim majestatycznym głosem śpiewając znany i uwielbiany przez wszystkich jego fanów utwór! Przed państwem - Tenshi! - Wykrzyczała Eve do mikrofonu najbardziej entuzjastycznie jak potrafiła. Zaraz potem zbiegła ze sceny robiąc mi miejsce.

- To takie upokarzające... - Westchnąłem zestresowany do Ryoko, która wraz ze mną chowała się za sceną. Po raz ostatni poprawiła mi krawat i kołnierzyk. Chyba pierwszy raz klienci zobaczą mnie w tak męskiej odsłonie. W końcu zawsze widzą mnie w jakiejś kobiecej bieliźnie, a dzisiaj zobaczą mnie w garniturze...

- Przecież ćwiczyłeś. - Uśmiechnęła się promiennie. - Dobrze wiesz, że oni cię kochają. Że pięknie śpiewasz i każdy uwielbia cię słuchać. - Czułem się, jakbym słuchał matki przed jakimś szkolnym przedstawieniem. - Połamania nóg. - Klepnęła mnie jeszcze dość mocno w ramię niby, by dodać mi otuchy.

- Następnym razem przynosisz skrzypce i robimy duet! - Krzyknąłem jeszcze idąc powoli na scenę. Ta tylko pokiwała głową czekając na mój występ.

Przełknąłem ślinę, gdy już miałem wejść na scenę. W całym pomieszczeniu panowała kompletna cisza przerywana jedynie moimi krokami. Wzrok wszystkich był skierowany w moją stronę, w dodatku było kompletnie ciemno, a jedynym źródłem światła był reflektor skierowany wprost na mnie. Usiadłem przy pianinie, po czym strzeliłem palcami u obu rąk. Dotknąłem delikatnie mikrofonu, by upewnić się, że działa.

Ostatnie porozumiewawcze spojrzenie z Ryoko i...

She keeps her Moet et Chandon...

***

- Nie ma mowy. - Westchnąłem przypominając sobie stres, który wtedy mi towarzyszył. Wziąłem ostatniego bucha, po czym zgasiłem papierosa w popielniczce. Wszedłem do środka, co Ishido również uczynił, po czym zamknął za sobą drzwi.

- Wiesz, Terumi... - Odwrócił się w moją stronę posyłając to intrygujące spojrzenie. Oświetlał go jedynie blask księżyca w pełni, co jeszcze bardziej nadawało mu charakteru. - Spytałem się ciebie o zdanie tylko z grzeczności. - Podszedł do mnie spokojnym krokiem. No tak, nie ma to jak słodki szantaż. - Pozwól, że się poprawię. - Złapał mnie jedną dłonią w talii, a drugą podniósł mój podbródek sprawiając, że nasze spojrzenia się skrzyżowały. - W najbliższą sobotę o dwudziestej pierwszej, czyli wtedy, kiedy normalnie powinieneś mieć swój występ, pojawisz się na tej samej scenie co dwa lata temu. Zaczniesz od tej samej piosenki, resztę repertuaru możesz wybrać samodzielnie. - Chociaż tyle dobrze. Przewróciłbym oczami gdybym nie wiedział, jak to się skończy.

- Niech ci będzie. - Westchnąłem odwracając wzrok. Już chciałem od niego odejść, jednak ten nagle złapał mnie za nadgartek.

- Słucham? - Zapytał zaciskając swoją rękę z całej siły. Syknąłem cicho z bólu.

- Przepraszam. - Zbliżyłem się znów do niego, po czym zarzuciłem mu ręce na szyję. - Oczywiście, panie. - Zakręciłem kosmyk jego włosów na palcu.

- Dobrze. - Uśmiechnął się szyderczo ponownie łapiąc mnie w talii i przyciągając do pocałunku.

***

Kokoro pov.

Chyba nie muszę rozwodzić się nad tym, jak bardzo ja wraz z Haną i Ichiro byliśmy wkurwieni, gdy Afuro powiedział, że w skrzynce od Ryoko nie znajdowało się nic?

Coraz bardziej żałuję, że nigdy nie dane było mi jej poznać. Gdybym wiedziała jak się zachowuje, mogłabym dedukować co oznacza jedno, a co drugie. Teraz natomiast mogę jedynie patrzeć jak pozostała trójka załamuje się nad tym, jak bardzo była koleżanka lubiła ich robić w konia i zrobiła to nawet po swojej śmierci. Wygląda więc na to, że była do tego zdolna.

Kolejna sobota w Meteorze. Nic nowego. Ci sami ludzie, ten sam alkohol, ta sama muzyka, ten sam klimat... Niedziela parzysta, więc Ishido jest obecny wraz z Akirą, by stresować wszystkich tu zebranych swoją obecnością.

Nic nie odbiegałoby od normy, gdyby nie godzina dwudziesta pierwsza, podczas której normalnie Afuro miałby swój występ.

Od dwóch tygodni z racji kontuzji barku nie mógł tańczyć na rurze, więc podczas jego występów tańczyły inne dziewczyny i chłopcy. Dziś natomiast dokładnie w momencie, gdy wyciągałam klienta na partyjkę pokera nagle światło zgasło. Spojrzałam w stronę Eve pytającym wzrokiem zastanawiając się, czy może nie wywaliło korków. Ta jednak spoglądała na rurę, stojącą na środku.

Kurtyna, za którą zawsze znikały striptizerki po występie nagle zaczęła się rozsuwać ujawniając niewielką scenę, na której pod oślepiająco jasnym reflektorem dumnie stał Afuro. Odkąd tylko tu pracuję nie miałam pojęcia, że jest tam scena. To miejsce nadal nie przestaje zaskakiwać...

- Dobry wieczór! - Westchnął radośnie do mikrofonu, na co tłum krzyknął radośnie ciesząc się z występu ich ulubieńca. Terumi uśmiechnął się w swój firmowy sposób widząc jakie emocje wzbudza u zebranych.

Był ubrany dokładnie tak samo, jak zawsze ubierał się do występu na rurze. Wysokie szpilki, kabaretki, pas do pończoch, skąpa, koronkowa bielizna i ziewne bolerko na ramionach, które ciągnęło się aż do ziemi.

- Co tu się dzieje?! - Spytałam cichym krzykiem barmanki, która pucując szkło uśmiechała się niemalże w ten sam sposób co Tenshi.

- Patrz i podziwiaj. Wrócił nasz demon. - Westchnęła opierając się na ladzie i wlepiając wzrok w gwiazdę wieczoru. Przewróciłam więc oczami i siadając na ostatnim stołku barowym również zaczęłam oglądać rozpoczynający się występ.

Cały ruch w klubie został momentalnie zatrzymany. Zawsze nie ważne co dzieje się na rurze, każdy robi coś innego. Jedni rozmawiają, inni piją, barmani robią drinki, kolejni namawiają ludzi na partyjkę pokera, jeszcze inni oglądają występ.

Teraz jakby czas stanął w miejscu i nikt nie śmiał przerywać blondynowi jego popisowego momentu. Spojrzałam na Ishido, który również dumnie wpatrywał się w chłopaka.

- Domyślam się, że się za mną stęskniliście. - Powiedział ponownie Afuro, na co tłum potwierdził wspólnym krzykiem. - Niestety ze względu na kontuzję ramienia. - Wskazał zdrową ręką na ortezę. - Nie będę mógł zatańczyć dla was jak co tydzień... Jednak mam coś, co mam nadzieję, że wynagrodzi wam moje ostatnie nieobecności. - Jego głos rozchodził się echem po pomieszczeniu wydobywając się z ogromnego głośnika.

Zaczął pstrykać palcami, gdy zaraz zaczęła grać muzyka.

She keeps her Moet et Chandon

Zaczął śpiewać znaną wszystkim jego fanom piosenkę. Na praktycznie każdym jego występie choć raz musiał do niej zatańczyć. Można było wręcz powiedzieć, że Killer Queen była jego przewodnią muzyką.

Coś, co uderzyło we mnie na samym początku to fakt, jak dobrze on potrafił śpiewać! Na co dzień jego skrzeczący, pedalski głos był wręcz nie do zniesienia. Teraz natomiast z każdą linijką miałam ochotę, by nie przestawał. Tak jakby momentalnie wstąpił w niego ktoś inny. Sceniczna bestia, która po dwutygodniowej nieobecności była spragniona wrażeń.

Oczywiście nie mógł sobie pozwolić na bezczynne stanie w miejscu przez całą piosenkę. Zaczynał od powolnej gestykulacji i prezentowania słów piosenki za pomocą rąk. Na wyraźniejsze dźwięki przejeżdżał dłońmi po swoim ciele i odchylał głowę do tyłu. Z czasem zaczął kroczyć powoli po scenie. Choć był na niej zupełnie sam miało się odczucie, że jest dla niego wręcz za mała.

She's a Killer Queen

Z każdym kolejnym słowem czuło się, jak bardzo utożsamia się z tą piosenką. Że śpiewa o sobie, a trzecia osoba użyta w piosence jest wręcz ironiczna.

Wanna try?

Wyciągnął rękę ku publiczności jakby zapraszając do siebie. Kilku zebranych sugestywnie pokiwało głowami jakby odpowiadając na zadane pytanie. W piosence nastąpiła krótka przerwa w wokalu, podczas której Afuro cofnął się o krok do tyłu i ze spuszczoną głową uśmiechnął się szyderczo pokazując szereg białych ząbków. Oblizał sugestywnie wargi i wrócił do śpiewania.

Przy drugiej zwrotce przestał się patyczkować. Tarzał się po podłodze niemalże tak samo, jak podczas swoich występów na rurze. W pewnym momencie wręcz chyba zapomniał o kontuzji, gdyż niezauważalnie skrzywił się z bólu przy próbie podparcia się chorą ręką. Zaraz potem jednak jak gdyby nigdy nic ponownie wstał odśpiewując refren raz jeszcze.

W piosence rozpoczęło się słynne gitarowe solo, przy którym odłożył na moment mikrofon na stojak, by bez strachu, że go uszkodzi ponownie rozkładać się na ziemi. Wyginał plecy w łuk, by zaraz sugestywnie się wypiąć. Był niczym kot pragnący czułości. Teraz zaspokajał swoją potrzebę bycia w centrum uwagi. Nikt nawet nie śmiał odwrócić od niego wzrok, by broń boże nie przegapić żadnego momentu z tego porywającego występu. Wręcz mrugnięcie stawało się teraz obrazą dla jego umiejętności scenicznych.

Drop of a hat she's as willing as playful as a pussy cat

Ponownie dorwał się do mikrofonu śpiewając dalej. Tym razem mikrofon pozostał na statywie, po którym chłopak sugestywnie jeździł dłońmi. Jakby wyobrażał sobie, że statyw jest rurą, zaś wielu gości najpewniej wyobrażało sobie ten statyw, jako... coś innego, po czym mogły przesuwać się dłonie blondyna.

Nagle chwycił mikrofon w swoje ręce zdejmując go ze stojaka, by ostatni raz odśpiewać refren w wielkim stylu. Widać było, że sam zdążył się zmęczyć całym występem, jednak nie mógł odpuścić. Mimo braku tlenu w płucach nie mógł pozwolić sobie na przerwanie piosenki, by zadbać o potrzebę oddechu. Odgiął się do tyłu akcentując słowa piosenki najróżniejszymi gestami. Niemal się wywrócił przez brak dostatecznej stabilności w szpilkach, jednak jego wewnętrzny perfekcjonizm nie mógł na to pozwolić.

Odśpiewał ostatnie słowa raz jeszcze wyciągając dłoń w stronę publiczności.

Wanna try?

Nawet ja nie poczułam, jak instynktownie pokiwałam głową. Cały jego występ zaangażował mnie w pełni, że po jego skończeniu chyba jako pierwsza wstałam i zaczęłam klaskać. Zaraz potem dołączyły się inne osoby, aż całe pomieszczenie wypełniło się gromkimi brawami.

- Dziękuję, ale to jeszcze nie koniec! - Oznajmił znów do mikrofonu. Tłum słysząc jego słowa uciszył się ponownie. Afuro złapał kilka wdechów, po czym odgarnął włosy z twarzy. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Eve, która włączyła kolejną piosenkę.

Baby, can't you see? I'm calling

Tym razem jeden z najsłynniejszych utworów Britney Spears. Gdy Toxic zabrzmiało z głośników Terumi widocznie nie miał zamiaru kisić się na scenie ani chwili dłużej. Zgrabnie z niej zeskoczył, po czym zaczął przechadzać się między stolikami.

Przez niesprawną rękę nie mógł dotykać klientów, gdyż drugą rękę miał zajętą trzymaniem mikrofonu. Dlatego też posyłał jedynie wszystkim sugestywne spojrzenia. Jedynie w trakcie krótkich przerw w wokalu mógł sobie pozwolić przejechać czubkami palców po ramionach, dłoniach, czy szyjach jego fanów. Bo tym właśnie się w jego oczach stali.

Too high, can't come down

Zauważyłam, że rzucił przelotne spojrzenie w stronę Ishido, choć ten znajdował się w tej chwili po drugiej stronie stolików. Dopiero słysząc kolejne słowa piosenki przypominałam sobie o czym jest.

I czym stała się w chwili obecnej.

Do you feel me now?

Zaczął się refren, a Tenshi pewnym krokiem zbliżył się do Shuujiego. Zbliżając się niebezpiecznie blisko niego zaczął śpiewać mu wprost do ucha.

A więc ta piosenka jest o nim...

With a taste of your lips, I'm on a ride

Po chwili kompletnie przestał się hamować i wskoczył mu na kolana. Ishido nie zastanawiając się długo położył swoje dłonie na jego talii. Wzdrygnęłam się na ten widok. Przyzwyczaiłam się, że w Meteorze przeważnie gdzieś po kątach ktoś się liże i obmacuje, ale mając świadomość kim jest Ishido i Afuro... Robiło mi się niedobrze.

- Oni mogą tak się obmacywać na samym środku? - Spytałam w końcu odwracając się do Eve, która ciągle oglądała występ, jednak bardziej skupiała się na czyszczeniu swojego kochanego szkła.

- Cóż, patrząc na ich pozycje w tym miejscu to tak, mogą. Gdyby Miki robił to samo z jakimś klientem pewnie dostałby za to po dupie. Jednak oni co najwyżej poczują na sobie kilka obrzydzonych spojrzeń. - Wytłumaczyła. Do baru podszedł nagle jakiś mężczyzna zamawiając drinka, więc przestałam zajmować jej czas.

Terumi na koniec jeszcze polizał Shuujiego po uchu, by w końcu zejść z jego kolan i dalej przemierzać salę w poszukiwaniu innych klientów, którymi mógłby się zabawić.

Licznik słów: 2583

Data napisania: 22.08.2021/29.08.2021/05.09.2021

UWIELBIAM ten rozdział. Jest tak pięknie napisany, taki gejowski i taki pełny Afuro... No cudowny. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro