It' s time to zajebać się
POV. STANLEY
Od feralnego ogniska minęły dwa tygodnie. Lipiec chylił się ku końcowi. Czas spędzałem praktycznie tylko z Alex. Jeździliśmy na rowerach i robiliśmy zdjęcia, czasami wyskoczyliśmy na basen, to była nasza rutyna. Pewnego dnia wróciłem do domu i mama obwieściła mi, że jadę do Elbląga. Pomyślałem, zajebiście pojadę do wujka, który też robi zdjęcia, pogadamy no miód na moje uszy. Ale oczywiście był haczyk.
- Stanek, Adrian jedzie coś załatwić u wujka Andrzeja i zawiezie Cię do Bydgoszczy, a stamtąd pojedziesz pociągiem do Elbląga. - powiedziała moja rodzicielka - Tu masz wszystko rozpisane. - podała mi kartkę.
Fuck fuck fuck. Tylko nie do Bydgoszczy. Będę przez niecałe 24 h u mojej religijnej ciotki. Ona jest cholerną fanatyczką tego całego szajsu i zna osobiście Rydzyka. Boże, w którego nie wierzę czemuś mnie tak pokarał?!
*** Następny dzień ***
Po sześciogodzinnej podróży dotarłem na miejsce.
- No, młody, przeżyj to, bo nie będę mieć z kim w Fife grać. Heh.
- Adrianek! - z bramy wyszła nasza nawiedzona ciotka.- Co ty masz na tych rękach?! - wskazała na tatuaże mojego kuzyna. - Jak można się tak oszpecać!
- Ciociu, to nie oszpecanie zrobiłem sobie je, bo mają dla mnie bardzo duże znaczenie.- zaczął spokojnie tłumaczyć.
- A mama Ci na to pozwoliła?! - dopytywała
- Jestem dorosły, nie potrzebuje niczyjej zgody. I ja już chyba będę jechał. - odpowiedział już trochę zdenerwowany.
- Eh, no to z Bogiem. - pożegnała się. I tak za rogiem ulicy pomorskiej zniknęła moja ostatnia nadzieja na zachowanie zdrowego rozsądku.
- Niech się Tobie przyjrzę, Stanisławie.
Nienawidzę jak ktoś mówi do mnie pełnym imieniem. Nie, że jest nieładne, ale serio? Nie może do mnie się zwracać Stanek? Niech mnie odrazu Poniatowskim nazwie.
- Co ty masz w tych uszach? - spytała marszcząc brwi.
- Kolczyki. - odpowiedziałem
- Za moich czasów to sodomici mieli kolczyki.- odpowiedziała zbulwersowana.
Ja czasami używam archaicznego słownictwa, ale bez przesady. Nie mogła powiedzieć poprostu "geje"? Ale nie, jebła sodomitami i chuj z tym, że to oznaczało głównie zoofilię.
Nie minęła godzina mojego pobytu, a ucieszona ciocia oznajmiła, że idziemy do "kościółka". Nie do kościoła, do kościółka. Nikt z rodziny nie wie czemu ona musi zdrabniać wszelkie nazwy związane z religią chrześcijańską. Ale jak ma się wypowiedzieć na temat na przykład ludzi o innych poglądach to odrazu jedzie z grubej rury. Moje rozmyślania przerwało niezadowolenie ciotki.
- Jak ty wyglądasz! Koszulka z jakimś sabatem, okultyzm na szyi (tu wskazała na naszyjnik z runą nordycką) te włosy byś chociaż związał!
Po upływie kilku minut byłem już przebrany w czarną koszulę w czaszki i czarne jeansy. Ciocia złapała się za głowę. No co? Jestem w koszuli. Tego przecież chciała.
***
Myślałem, że skoro Bydgoszcz to takie stare miasto to może mają jakieś fajne kościoły, gotyckie, neogotyckie czy coś. Ale nie. Jebli wielki betonowy kloc z krzyżem i kurwa kościoł stoi. Ale nie to było najgorsze. Najgorszy był fakt, że siedziałem w tym przybytku całe dwie godziny. Od kółka różnicowego przez mszę aż do jakiegoś kolejnego nabożeństwa. Po tej zmarnowaniej części życia wróciliśmy na ulicę pomorską. Ciocia przygotowała kolację, więc była nadzieja, że religijny bełkot się skończył. Ale nie.
- Pomódlmy się - powiedziała, gdy już chciałem ugryźć kanapkę.
Ciocia rozpoczęła modlitwę. Nie znałem słów, więc coś tam mamrotałem w nadziei, że się nie skapnie.
- A ty czemu modlitwy nie mówisz?
Fuck. Oszczędze wam już jej bekołkotu.
***
O 6.36 byłem na dworcu Bydgoszcz Główna. Nareszcie. Po nieprzespanej nocy pobudka o wczesnej godzinie nie była zbyt ciekawa. A czemu nie spałem? Przez ścianę słyszałem chrapanie cioci. Wsiadłem do pociągu, odszukałem swój przedział i usiadłem. Towarzystwo nie było złe. Ot, co harcerze. Ja sam kiedyś byłem harcerzem, więc fajnie było powspominać.
***2 lata wcześniej***
Zaczęliśmy dzień od musztry przed wyjazdem na Zlot Hufca. No nie powiem, było fajnie. Ja jako najmłodszy podzastępowy wykazywałem największe zaangażowanie. Cieszyłem się jak nigdy w momencie kiedy autokar stanął pod Dzikowcem. To dosyć stroma góra, jeden z ważniejszych ośrodków narciarskich i rowerowych w okolicach Wałbrzycha. Trzy razy rozstawiliśmy namioty. Tak, aż trzy razy. Kamienie. Przez resztę dnia wykonywaliśmy różne zadania, biegaliśmy po lesie itp. gdy w końcu pod wieczór mieliśmy chwilę wolnego podszedłem do namiotu Riveru.
- Hejjj. Zwaliłaś wszystkie obowiązki na Zosię, nieprawdaż? - zagadnąłem do Natki.
- Tak, a ty?
- No ja jako O-d-p-o-w-i-e-d-z-i-a-l-n-y podzastępowy ogarnąłem mój zastęp. - powiedziałem.
***Teraźniejszość***
Czemu rozpamiętuję to, jak bardzo beznadziejną podzastępową była Natalia? Chociaż, ona była nawet beznadziejną harcerką. Zawsze to ja znałem się najbardziej na survivalu, szarych szeregach, tylko w pierwszej pomocy ustępowałem Zośce. A ona? Nie zatamuje rany, bo krew, nie rozpali ogniska, bo się oparzy, a historia to dla niej nudy.
POV. PAWEŁ
Mój pobyt na obozie dobiegł końca. 3 sierpnia wróciłem do Wałbrzycha. Bardzo zaprzyjaźniłem się z Rafałem, nawet zaprosił mnie na przyszłotygodniowy mecz. Ale tą sielankę zepsuła rozpadająca się ekipa. Stanley miał załamanie (na szczęście już mu prawie przeszło), Daniel zraził się nie wiadomo czemu do Alex i wstąpił do Młodzieży Wszechpolskiej, Michałowi nic się nie chciało i głównie grał w League of Legends i Overwatcha. Jedyną osobą która się nie zmieniła był Maks, ale wyjechał na wakacje. Przez tydzień nie miałem z nikim kontaktu, aż do powrotu Stanley'a. Musiałem z nim odbyć ważną rozmowę.
Stanley (nie Kubrick)
Masz dziś czas?
Ta
10?
Nom
Spotkaliśmy się na boisku szkolnym.
- Serio? Tutaj? Nienawidzę tego budynku, piepszone szkoła- wskazał na na budynek
- No tak. - odpowiedziałem - Wiesz, chciałbym pogadać. O tym.
- Wal
- Mam nadzieję, że ta sytuacja nic międzynami nie zmieniła. Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - powiedziałem zdenerwowany
- No tak. Jesteśmy, byliśmy i będziemy. - odpowiedział.
- A co z ekipą? Może da się nas pogodzić? - spytałem z nadzieją w głosie.
- Nie ma już ekipy. I nie ma zespołu.
*** Dwa miesiące później ***
POV. STANLEY
Po cholerę rozpamiętuję ten czas? Ci ludzie byli fałszywi, Natala szczególnie. Z Kamilem zawsze rywalizowałem, ale bardziej dla żartów. Daniel. Tego się po nim nie spodziewałem. Zawsze był miły, sympatyczny i normalny. Nigdy nie miał z nikim spin. A jeśli już to szybko się kończyły. Tak więc pozostał Paweł, po części Michał, Alex, Karo i Maks. Tak myślę i dobrze, że już nie gramy. W kwietniu egzaminy i trzeba się uczyć. Możecie mnie nazwać kujonem, ale ja chcę być ponad tych ludzi. Nie doceniali mnie. Ale teraz pokażę im, że jestem ponadprzeciętnie inteligentny nie tylko na papierze. Skończę to cholerne więzienie z czerwonym paskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro