to co? idziemy?
POV. STANLEY
Trwała lekcja - męczarnia. Matma. Za cholerę nie mogłem zrozumieć co się działo na tablicy, skąd brały się te wszystkie liczby i jakim cudem klasie wychodził wynik równy 63,82 podczas gdy mi wyszła Demokratyczna Republika Konga. Nagle ktoś wszedł do sali. Był to przewodniczący szkoły.
- Mogę coś ogłosić? - spytał się
- Byle szybko - odpowiedziała profesor.
- Prof. Stączkowa ogłasza nabór do szkolnego zespołu. Chętny są proszeni na przesłuchanie do sali nr 6 we wtorek na 7 lekcji.
Nagle moje tętno przyspieszyło. W jednej chwili wróciły wspomnienia z czasów zespołu. Jedyne co mi teraz pozostało to namówienie Pawła na pójście na przesłuchanie. Tuż po dzwonku pobiegłem pod salę gimnastyczną, gdzie mój przyjaciel miał lekcje.
- Słyszałeś o zespole? - spytałem podekscytowany.
- Tak
- To co? Idziemy?
- No chyba jasne - odpowiedział z entuzjazmem.
Po lekcjach poszliśmy do mojego domu aby nastroić gitary i wybrać utwór do przesłuchania.
POV. PAWEŁ
Patrzyłem jak Stanley stroił gitarę. Brązowe włosy opadały mu na twarz, nos marszczył się za każdym razem gdy instrument wydał niepożądany dźwięk. Przysunąłem się do niego tak blisko, że wyczuwałem zapach jego perfum, widziałem dokładnie liczne blizny na rękach, szczegóły bransoletek. W tej chwili spojrzał się na mnie marszcząc jak poprzednio nos.
- Co ty robisz... ?
Nie odpowiedziałem tylko lekko musnąłem jego usta. Patrzył się na mnie z niedowierzaniem, a ja na niego z fascynacją wysłuchując się w cicho grające "Lonely day" System of Down.
- Co do miało do cholery być? - spytał się.
Osłupiałem.
Spojrzał mi się głęboko w oczy.
- Masz rozszerzone źrenice, to napewno przez to. Nawdychałeś się czegoś w kiblu i to od tego. - zaśmiał się.
Mimowolnie też to uczyniłem. Uff, nie jest zły.
NASTĘPNEGO DNIA
Wtorkowe lekcje dobiegały końca, ja siedziałem na rozszerzonej chemi, a Stan na polskim. On zapewne bawił się o niebo lepiej na swoim rozszerzeniu niż ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos chemiczki.
- Paweł, proszę do tablicy wyrównać reakcję.
W tej chwili zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji.
Uśmiechnąłem się wiedząc, że mi się upiekło.
Wziąłem gitarę i ruszyłem do sali nr 6.
Było tam całkiem dużo ludzi. Szukałem w tłumie mojego przyjaciela. Poczułem mocne uderzenie w plecy. Znalazł się.
***
Przyszła nasza kolej.
- Proszę się przedstawić. - powiedziała profesor.
- Stanisław Nikowski z 1D po podstawówce i Paweł Podolski z 1 E.
- Też po podstawówce? - dopytała
- Tak. Możemy już zacząć?
- Tak, zaczynajcie.
Postanowiliśmy wspiąć się na wyżyny naszych możliwości jak i gustu muzycznego zgromadzonych i zagrać "Solitude" Candlemass.
Po wykonaniu rzecznego utworu wszyscy patrzyli się na nas w osłupieniu.
- Pokazaliście, że macie talent, a tego nam trzeba więc zostaliście przyjęci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro