Halloween
POV. KAMIL
Co mi strzeliło do głowy. Przecież nawet jak przyjdą to się wzajemnie pozabijają. Jak Alex zobaczy Daniel to napewno. A Stanley gdy zobaczy mnie. Jednymi żywymi wyjdą z tego Michał i Paweł.
***
POV. ALEX
Do Halloween zostało kilka godzin a ja oczywiście dopiero brałam się za przebranie. Co by tu zrobić... Wiem! Jason Voorhees! Potrzebuje skórzanej kurtki, maczety, maski hokejowe i czarnych spodni i bluzy. Tylko skąd ja wezmę maczetę?
***
Zdążyłem na autobus którym jeździ Alex, Stanley, Maks i Bartek. I jestem pod swoim wielkim wrażeniem, że się zwlekłem z łóżka. Wsiada Stanley.
- Hej. Trzymaj mi to- wita się. - A teraz wyjmij kartę miejską i mi daj.
Podaje wskazany przedmiot.
Przyjaciel podbija ją przy kasowniku.
-No to teraz daj mi to wszystko z powrotem.
Teraz dopiero spostrzegam co trzymam w rękach. To kolejno portfel, klucze, klucz od szafki, karta wejścia do szkoły i kapelusz Indiany Jonesa.
- Po pierwsze, to mi zawsze zarzucasz rozstrzepanie, a to ty teraz nie wiesz co zrobić z tymi rzeczami, bo żadna nie jest na swoim miejscu - mówię podając mu rzeczy. - Po drugie. Czy ty poprostu ubrałeś przebranie z otrzęsin?
Krótki kontekst, na otrzęsinach 1 klas kazano się nam przebrać i jego klasa jako human była postaciami popkultury, moja natomiast to szaleni naukowcy, ale nasze stroje były o wiele mniej skomplikowane i kreatywne więc, zajęliśmy w tej kategorii ostatnie miejsce. Ale nie o tym ten rozdział.
- Jakiś problem? - spytał tonem godnym Seby z osiedla.
- Skądże.
- Witam everybody!
- Weź ty po polsku mów o tej godzinie. - powiedział Stan
- Siema Voorhees. - odpowiedziałem.
Zlustrowałem cosplay Alex wzrokiem, wszystko niby ok. Ale coś mi tu nie grało.
- Od kiedy Jason miał miecz świetlny? - spytał Maks - mega fan Queen, uprzedzając moje pytanie
- Morda Mercury. - odpowiedziała Alex. - A skąd bym wzięła maczetę?
- No w sumie - odezwał się Bartek aka Luka Dončić, który zajął już miejsce siedzące. - A ty kim jesteś Pawello?
- Nie nazywaj mnie tak. Otóż ja jestem Kapitanem Ameryką! - wskazałem na moją plastikową tarczę.
***
Cała szkoła była lepiej lub gorzej przebrana. Starania przewodniczącego się opłaciły. Przekonał on dyrektora by zezwolił na halloween. Na przerwach z głośników leciała muzyka w klimatach tego święta, "Thriller" czy "This is Halloween" były nawet nieudane przez ze mnie próby puszczenia "Dead as fuck" Motionlessów. Ale ze względu na domyślnie się, że to praktycznie piosenka o nekrofili nie wyszło. Nie, no żartuje. Byliśmy jedynymi przebranymi ludźmi w całej szkole. Przynajmniej wzbudziliśmy zainteresowanie. U profesorów mniej lub bardziej pozytywne. Chociaż w moim przypadku było inaczej. Uczący mnie fizyk, który miał na wszystko wywalone i gadał o samochodach był chory. Miałem lekcje z postrachem szkoły. Prof. Mechno.
Niska, starsza profesor na pierwszy rzut oka niepozorna babcia. Ale nie dajcie się zmylić pozorom. Fizyka nie ma nic wspólnego z polityką i wiarą co nie? Otóż nie u niej. Gdyby mogła to by nas wszystkich święciła wodą święconą.
- Chłopcze w czarnych włosach! Co to jest? - spytała z widoczną irytacją.
- P-przebranie. Dokładnie L'a z "Death Note'a"
- Z czego, przepraszam?
- Z anime.
I się zaczęło. Usłyszałem, że jej wujek to walczył z Niemcami, ale nie o taką Polskę i przynoszę wstyd szkole tym przebraniem. A ja specjalnie przebrałem się na tą lekcje w "normalniejszy" cosplay
***
POV. KAMIL
Do spotkania zostało 20 minut.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro