#12
MARATON 4/5
Ellie's POV
-J-jak to wyjeżdżasz? Scott? Powiesz coś?- spojrzałam na milczącego od ponad półgodziny brata
-Co mam ci powiedzieć? Wyjeżdżam, bo mam taki kaprys! Nie mam zamiaru tu siedzieć, rozumiesz?- prawie krzyczał
-Nie wierzę!-krzyknęłam- Tak, po prostu wyjeżdżasz? Jesteś kurwa taki sam jak Lily i Amy!
-Nie porównuj mnie do nich, nie jestem taki jak one!
-Gówno prawda, Scott! Jesteś taki jak one, i taki jak tata! One wyjechały, ty wyjeżdżasz, a ja? Zostanę sama i wiesz co? Chyba tak będzie najlepiej- płakałam i wrzeszczałam na całe osiedle
-Czy ty wiesz, co wygadujesz, Elizabeth?- czy on właśnie użył mojego pełnego imienia..
-Jeb się ty nadęty palancie, zostaw mnie najlepiej! Jedź już, jeszcze tu siedzisz? JEDŹ!- zrozpaczona usiadłam na łóżko
-Okej-bąknął, opuszczając pokój
Na dole usłyszałam krzyk mamy, żeby został i trzask drzwi. Po chwili mama znalazła się obok mnie. Nic nie mówiąc, przytuliła mnie do siebie. Tego potrzebowałam, to był ciągły brakujący element. Rozpłakałam się na dobre, mocząc mamie sweterek.
Mruknęłam ciche przepraszam. Mama pocałowała mnie w czoło.
-Kochanie, musisz go zrozumieć-zaczęła- nie porównuj go do sióstr.
-Ale mamo...-pociągnęłam nosem- one zrobiły tak samo. Nie chcę być niegrzeczna ale mogłabyś pójść? Chcę zostać sama.
-Oczywiście słonko, jak sobie życzysz- i tyle ją widziałam
Położyłam się na łóżku, pozwalając łzom lecieć na poduszki. Pierwszy raz zdarzyła mi się taka kłótnia ze Scottem. Byłam na niego wściekła, ale z drugiej strony było mi przykro, że dowiaduję się tego ostatnia. Może i mama ma trochę racji, ale Lily i Amy zrobiły to samo, tyle że wtedy to Scott był najbardziej pokrzywdzony. Starałam się uspokoić, jednak nie wychodziło mi to za dobrze. Wytarłam poliki rękawem czarnej bluzy. Szlochałam pewnie tak głośno, że było mnie słychać na dole w kuchni. Zostały dwa tygodnie, musiałabym się spakować, bo jedziemy 14 lipca do dziadków Rosalie, u których się zatrzymamy. Równie dobrze mogłybyśmy się zatrzymać u mojej cioci Karen, ale jakoś za nią nie przepadam, bo gdy miałam 12 lat nazwała mnie grubą świnką, ponieważ wtedy miałam trochę nadprogramowych kilogramów. Później po jej słowach wzięłam się za siebie, także w wieku trzynastu lat ważyłam niecałe 43 kilogramy. Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam.
-Ellie, zejdź na chwilę na dół. Ktoś do ciebie- usłyszałam mamę
Niechętnie wstałam z łóżka, schodząc po schodach, zastanawiałam się kto chciałby mnie odwiedzić. Kiedy byłam w salonie, zauważyłam sylwetkę Alexa. Jeszcze jego tu brakowało. Uśmiechnęłam się sztucznie, zapraszając "gościa" do swojego pokoju. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, a on ma czelność tu przychodzić.
-Po co przylazłeś? Niszczyć mi dalej życie?-warknęłam zaraz po zamknięciu drzwi
-Nie, chciałem cię przeprosić-stanął przy oknie, odwracając się do niego plecami
-Nie uważasz, że jest już na to za późno?-skrzyżowałam ręce na piersiach- Poza tym nie prosiłam cię o to, żebyś tu przychodził. Także miło było, pora na ciebie.
-Bardzo zabawne, Ellie. Nigdzie się nie wybieram-podszedł do mnie- Mam coś dla ciebie, proszę- podał mi kopertę-Bardzo chcielibyśmy żebyś przyszła, z osobą towarzyszącą oczywiście.
Prychnęłam o mało nie wybuchając śmiechem. Cała ta gierka tylko po to, by zaprosić mnie na ślub? Spojrzałam na Alexandra, dając mu do zrozumienia, że nie wiem czy będę miała ochotę przyjść.
-Ja już pójdę, do zobaczenia- machnął ręką, na co ja mruknęłam ledwo zrozumiałe "ta, cześć"
Westchnęłam obracając bladoniebieską kopertę w rękach. I co ja miałam zrobić? Ach tak, trzęsącymi się rękoma otworzyłam ją, po czym wyciągnęłam białą kartkę, na której było widać grawerowany, złoty napis "Zaproszenie"
Zaproszenie!
Mamy zaszczyt zaprosić Elizabeth Adams wraz z osobą towarzyszącą, na uroczystość zaślubin Alexandra Walkera* oraz Jasona Moona. Uroczystość odbędzie się dnia 18.09.2017 roku w kościele Świętego Martina, o godzinie 17:00.
Narzeczeni.
Wbiło mnie w krzesło, dosłownie. Nie wiedziałam jak mam się w tym momencie zachować, rzuciłam kartkę na biurko. Schowałam twarz w dłonie, głośno wzdychając. Czy ten pajac serio myśli, że zaszczycę go i jego cholernego narzeczonego na ich ślubie? Chyba w snach! Niedoczekanie jego!
Ja: Rose, mamy problem... Znaczy ja mam...
Rosalie: O matko! Daj mi dziesięć minut, zrób kawę i przygotuj truskawki i lody też! xx
Tak jak zażyczyła sobie brunetka, tak zrobiłam. Z tacką, na której stały dwa kubki mrożonej kawy, duża miska truskawek i dwa pucharki z lodami waniliowymi, wyszłam na taras. Poprawiłam swoje lenonki, rozkoszując się słońcem. Może nie było jakoś mega gorąco, ale przynajmniej nie padało.
-Hej!-usłyszałam głos przyjaciółki
-Hej!-odparłam siadając na drewniane ogrodowe krzesło- to ja już zacznę opowiadać.
Powiedziałam jej całą sytuację z Alexem, starając się podać jak najwięcej szczegółów. Przyniosłam jej nawet pisemny dowód moich słów. Dziewczyna tak samo jak ja była zszokowana. Równie dobrze znała Alexa, jednak nie utrzymywała z nim kontaktu, mimo że byli kuzynostwem. Tak właśnie, Rosalie i Alexander są kuzynostwem.
-Posłuchaj- wzięła truskawkę do buzi- ja bym poszła, partnera się załatwi. Kieckę się kupi, buty masz. Cycki do przodu i udowodnij mu jaką super przyjaciółkę stracił- rzekła z truskawką w buzi
-Wiesz, ja wcale nie chcę tam iść. Po pierwsze nie wiem jak ten cały Jason wygląda, po drugie nawet nie wiem po co ja mu tam, do szczęścia? Po trzecie i najważniejsze: WCALE NIE CHCĘ TAM IŚĆ- odparłam jedząc lody
-Spójrz na to z innej strony. Będziesz miała satysfakcję z tego, że tam poszłaś. Zobaczysz, słuchaj się mnie, a nie zginiesz- zaśmiała się, przez co zrobiłam to samo
-Jasne, już kilka razy cię posłuchałam. I nie wyszło mi to na dobre.
Posiedziałyśmy jeszcze tak z dwie godziny, rozmawiając o zbliżającym się koncercie Vampsów. Obie nie mogłyśmy się doczekać tego wydarzenia, a im bliżej do tego, tym bardziej jestem zrelaksowana. Gdy Rose poszła do domu, posprzątałam ze stolika. Naczynia musiałam umyć ręcznie, bo moja mama włączyła zmywarkę, która już kipiała i błagała o uruchomienie. Później porozmawiałam z mamą, nawet nie wspominając jej o zaproszeniu. I może to i lepiej.
-Ja już pójdę do siebie, a ty odpocznij. Przecież jutro idziesz do pracy-powiedziałam wstając z kanapy
-Mam wolne do końca miesiąca. Zawsze możemy gdzieś pojechać, z tatą.
-Nie, chyba podziękuję. Zresztą on nie dostanie wolnego-stwierdziłam wchodząc po schodach
Weszłam do swojego pokoju, uchyliłam okna dachowe i drzwi prowadzące na balkon, ponieważ zrobiło się tu strasznie gorąco. Następnie wzięłam do ręki pidżamy, poszłam do łazienki się umyć. Po dwudziestu minutach wróciłam do pokoju. Włączyłam laptopa w celu obejrzenia mojego ulubionego serialu "Supernatural". Niestety nie było mi dane obejrzeć, ponieważ zasnęłam na którymś z kolei odcinku...
~*~
Autorka:
1) * Nie jestem pewna czy podawałam nazwisko Alexa
2) ostatnią część maratonu dodam jutro, bo nie mam już siły na napisanie czegokolwiek #Rodzinnaniedziela
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro