*37*
Nadszedł dzień, kiedy w końcu mogłem oddychać bez bólu i nie musiałem brać już leków. Wbiegłem do pokoju, gdzie była Zoey.
- Mogę normalnie oddychać!
- Spokojnie, tygrysie, wylejesz mi kawę - odpowiedziała, gdy usiadłem na kanapie tuż obok niej. - O której masz samolot?
- O 19:00, a co?
- Masz szczęście, że mam dzisiaj wolne. Odwiozę cię.
- Serio? Cuda się dzieją! Zoey mnie podwiezie - szturchnęła mnie w ramię.
- Ej! Zdarza mi się nim jeździć, jak zaśpię do pracy!
[08:09]
Jensen: Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
[08:12]
Jared: W Austin będziesz o 21:00?
[08:14]
Jensen: Czasu Seattle czy Austin? Myli mi się ta różnica czasu 😓.
[08:14]
Jared: W Austin jest po 10.
[08:15]
Jensen: Czyli wychodzi na to, że masz rację. Będę po 21:00, jeśli lot się nie opóźni.
[08:15]
Jared: Będę czekał 😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro